Dariusz Piórkowski SJ: stosowanie takich zwrotów w Kościele to pułapka

(fot. Kiwihug / unsplash.com)
Dariusz Piórkowski SJ / facebook.com / pk

"Odwiedziny to coś gorszego niż nawiedzenie?". W języku religijnym jest sporo wyrażeń, które już dawno powinny się zmienić. Jakie niebezpieczeństwa mogą się wiązać z ich używaniem?

Dariusz Piórkowski SJ opublikował na swoim profilu na Facebooku wpis, w którym dzieli się opinią na temat archaicznych i przestarzałych zwrotów, ciągle obecnych w wielu tłumaczeniach tekstów religijnych.

Oto jego treść:

DEON.PL POLECA

Próbuję zrozumieć, w jakim celu w tłumaczeniach religijnych tekstów ciągle używamy "nabożnych", perlistych i przestarzałych wyrażeń, Dlaczego musimy być "przyobleczeni" lub "odziani" a nie "ubrani"" w moc Ducha Świętego? Dlaczego Maryja "nawiedza", a nie po prostu "odwiedza" Elżbietę? Pomijam tutaj całą nomenklaturę klerykalno-hierarchiczną, że ekscelencja przybywa, spoczywa, udaje się, spożywa, raczy coś zrobić, wyraża zgodę lub niepokój itd. W ten sposób tworzy się sztuczny świat.

O ile nie da się zastąpić i nie powinno się tego robić w przypadku słów stricte religijnych jak odkupienie, zbawienie, zmartwychwstanie, po co czynić tak w odniesieniu do zupełnie prozaicznych czynności? Te pierwsze słowa nie są archaiczne, bo będziemy ich używać od końca świata, ale mnóstwo innych słów musi się z biegiem czasu zmieniać. Czy odwiedziny to coś gorszego niż nawiedzenie? Czy człowiek dzisiaj się przyobleka i odziewa? Rzadko też spożywamy, tylko jemy.

Jasne, że tłumacze chcą zapewne podkreślić wyjątkowość, inność tych wydarzeń. To prawda, że Bóg jest inny, ale jednak stał się też jednym z nas.

Myślę jednak, że stosowanie archaicznych zwrotów to pułapka. Oddzielanie za pomocą języka sfery religijnej od codzienności jeszcze bardziej pogłębia już i tak istniejący rozziew między religią a codziennością. Wtedy Bóg sobie mieszka gdzieś tam, ale nie pośród nas. To subtelna pokusa. Język religijny w świadomości wierzących nie przystaje do codziennego życia. Nie dziwmy się, że dla wielu chrześcijan to, co religijne, zawężone jest wręcz przestrzennie do kościoła. Wtedy mają poczucie, że na chwilę wchodzą w zupełnie inną sferę, potem wracają do innej, w której wszystko rządzi się innymi prawami.

Owszem, Maryja zapewne nie rozmawiała z Elżbietą tylko o pogodzie, co tam słychać i jak się czujesz, ale też nie możemy sobie wyobrażać, że było to spotkanie tak różne od naszych, że potrzeba na to aż innej nazwy. A przecież również w tej scenie o to chodzi, byśmy odwiedzali tych, którzy mogą czegoś potrzebować, byśmy mówili sobie o dobru, które nas spotkało, dzielili się radością.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dariusz Piórkowski SJ: stosowanie takich zwrotów w Kościele to pułapka
Komentarze (19)
10 czerwca 2019, 09:48
Jestem ciekawa co ksiądz sądzi na temat tekstów niektorych pieśni, dla przykładu pieśń wielkanocna "Chrystus zmartwychwstan jest", czy zwrot zmartwychwstan jest poprawny? Owszem śpiewam jak wszyscy ale nie do końca mam przekonanie czy to poprawnie. I dalej w tejże pieśni w jednej ze zwrotek: "trzy Maryje poszły, drogie maści niosły, chciały Chrysta pomazać". I jeszcze "dla Ciebie człowiecze z boku krew Jezusa ciecze", "Jezus oczy swe zawiera", przecież w szkole gdyby dziecko tak napisało dostało by dwóję albo jedynkę.
7 czerwca 2019, 21:44
Oczywiście, w pelni się zgadzam. Uważam nawet, że przydało by się nowe tłumaczenie Ewangelii na język współcześnie zrozumialy dla mlodzieży (wzorem wspólnot zachodnich). Ale mam pytanie: Dlaczego Matkę Jezusa nazywamy "Maryja" a nie "Maria" czy "Miriam"? Czy to też "uroczysta forma"? Imienia Pańskiego przecież nie przerabiamy: w krajach hiszpańskojęzycznych (i pewnie nie tylko) można spotkać wielu "Jezusów" i nikogo to nie razi. Dla mnie, Ślązaka - "Maryja" nie jest żadną uroczystą formą imienia. Każdy ma/mial w rodzinie "jakoś Maryjka" i dotyczy to mowy calkiem potocznej! Gdybym prosił o odprawienie mszy np. za zmarlą ciocię to na pewno nie za "Maryjkę" tylko za Marię. Pozdrawiam! mart
Dariusz Piórkowski SJ
7 czerwca 2019, 21:59
Zawsze tak było:) Szczerze mówiąc, nie wiem, poza tym, że ktoś chciał pewnie odróżnić Matkę Jezusa od innych Marii. Jest wiele takich spraw w Kościele. Ktoś je wprowadził, często z całkiem prozaicznych powodów, a my potem to dogmatyzujemy. 
Barbara G.
8 czerwca 2019, 11:46
Były czasy, kiedy w wielu parafiach księża nie chcieli nadawać dziewczynkom przy chrzcie imienia Maria, że jest to imię Matki Bożej, wiec nie wypada, by je nosiła zwykła śmiertelniczka. Stąd w starszym pokoleniu tyle pań nosiło imię Marianna. Nawet moja babcia tak była ochrzczona, o czym się dowiedziałam po wielu latach, bo w urzędowych dokumentach wszędzie była Marią.
7 czerwca 2019, 16:11
Ogłoszenie (lub poinformowanie) NMP. Odwiedziny NMP Poród PJ Oddanie (lub prztaszczenie) PJ  Odnalezienie PJ
Dariusz Piórkowski SJ
7 czerwca 2019, 18:17
Pięknie,  tylko trochę bym zmodyfikował: Odwiedziny nie NMP, tylko Elżbiety przez NMP Narodziny względnie Urodziny PJ  Ofiarowanie - nie ma potrzeby zmieniać, bo słowo jest jasne i "ofiara" funkcjonuje w języku świeckim Znalezienie - nie ma potrzeby, bo też tak mówimy, gdy kogoś lub coś znajdujemy.
Dariusz Piórkowski SJ
7 czerwca 2019, 18:19
A pierwsze, zamiast Zwiastowania - Poczęcie Pana Jezusa lub Wcielenie. Drugie słowo jest słowem stricte religijnym, nie używanym zasadniczo w języku świeckim, poza "wcielić coś w życie"
Olinka
7 czerwca 2019, 20:59
Wylewacie dziecko z kąpielą.  Poza tym T7HRR, poród Pana Jezusa??? Tylko facet tak moźe powiedzieć, brrr
Olinka
7 czerwca 2019, 21:01
Urodziny to nie narodziny
Olinka
7 czerwca 2019, 21:02
Narodziny w znaczeniu urodzenia się to właśnie archaizm ...
9 czerwca 2019, 21:46
To mamy problem...zamiast poszukiwania wspólczesnego tłumaczenia, które ma zostąpić słowp zwiastowanie, propnuje Ojciec terminy  które oznaczają zupełnie co innego. Na marginesie wcielenie KościóKościół rozważa w tajemnicy 3.
9 czerwca 2019, 21:50
Podobno ma być wspólcześnie...  terminu urodziny i narodziny nie są jak widać z Twoich wpisów współcześnie precyzyjne.
Oriana Bianka
7 czerwca 2019, 12:01
Zgadzam się z Księdzem. Na szczęście wielu księży posługuje się współczesnym, naturalnym językiem, tak jak w moim kościele.  Przy okazji ciekawa jestem, co sądzi Ksiądz o tym, aby nazywać zakonników "ojcami". Kardynał Dew z Nowej Zeladii nie chce, aby nazywać go ojcem, chce aby zracać się do niego po imieniu: John. Uważa, że tytuł Ojciec należy się tylko Bogu, a my jesteśmy Jego córkami i synami, a więc jesteśmy dla siebie siostrami i braćmi. Francuskiego teolog, ks. Jean-Pierre Roche napisał, że Jezus sam nie chciał, by nazywać kogoś "ojcem." Ponieważ nie zawsze jest zręcznie zwracać się do nieznanego księdza lub zakonnika po imieniu, ks. Roche proponuje, aby zamiast "ojca", używać tytułu: "brat". Do zakonnic zwracamy się zresztą: "siostro". Zatem, czy do zakonników nie powinniśmy się zracać: "bracie" zamiast "ojcze"? 
Dariusz Piórkowski SJ
7 czerwca 2019, 13:32
Hmm. Zasadniczo to prawda, że Jezus nikogo nie kazał nazywać ojcem poza Ojcem. Zresztą na upartego, można by Jezusowi zarzucić niekonsekwencję, ponieważ każdy z nas ma jakiegoś ojca.... Ale również sam w przypowieści o Łazarzu i bogaczu wkłada w usta bogacza słowa: "Ojcze, Abrahamie". O kobiecie, która został przez Niego uzdrowiona, bo była zgięta w pół, mówi "córka Abrahama".  W ścisłym sensie Ojciec oznacza źródło i początek wszystkiego. I tylko Bóg Nim jest. Ale jednak Abraham jest nazwany ojcem wierzącym, ojcem wiary, bo od niego wszystko się zaczęło. Więc ja widzę dopuszczalność używania słowa "ojcze" także do ludzi.  Pytanie jest takie, w jakim sensie zakonnik może być ojcem. Czego jest początkiem dla innych? Osobiście, nie mam nic przeciwko temu, aby ktoś mówił do mnie "bracie". Wyrażenie "ojciec" jest pewną tradycją. Ale kultura wymaga, aby nie mówić po imieniu, na "ty". Taki jest nasz język, w angielskim jest inaczej. 
O
Oriana
7 czerwca 2019, 15:23
Myślę, że formę: "ojciec" stosowaną do zakonników posiadających święcenia kapłańskie trzeba by przemyśleć, z kilku powodów, tych o których mówił kardynał Dew, jak również ze względu na nierówne traktowanie zakonników, z których jedni są "ojcami", a inni "braćmi" oraz na nierówne traktowanie zakonników i zakonnic, bo one są "siostrami". W krajach anglosaskich do wszystkich prezbiterów stosowana jest forma "ojciec" (father), gdy tymczasem pozostali ludzie w większości mówią sobie po imieniu. Dlatego kardynał Dew zaproponował, aby zwracać się do niego po imieniu. W naszej kulturze nie zwracamy się do dorosłych osób, które nie wyrażą na to zgody na "ty" ani po imieniu. Natomiast forma "brat" w odniesieniu do wszystkich zakonników, moim zdaniem, byłaby właściwsza. Oprócz tego do prezbitera mówimy: "ksiądz". Nie zawsze chyba forma "ojciec" była stosowana do wszystkich wyświęconych zakonników, bo Mickiewicz pisał: ksiądz Robak, a nie ojciec Robak. 
Rafał Szewczyk
7 czerwca 2019, 10:46
Może dlatego tłumacze trzymają się dosyć sztywno tych sformułowań, żeby nie wyszło coś podobnego do "<a href="http://ziomjanek.pl/">Dobrej czytanki według ziom'a Janka</a>". Nie raz widzieliśmy, że uchylając drzwi dla "przewietrzenia" pewnych kwestii w KK bardzo szybko wymykało się to spod kontroli. Dlatego nie dziwię się coraz większej ilości ludzi, którzy chodzą na Msze trydenckie.
Dariusz Piórkowski SJ
7 czerwca 2019, 11:03
To, o czym Pan pisze, to skrajność. Ja nie piszę o zamianie wszystkiego co się da na "nowoczesne" słowa. Ale rozumiem, że niektórzy tak się tego boją, bo każdą zmianę utożsamiają z zamachem na prawdę. Tłumaczenia to nie dogmat. Pewne wyrażenia pozostaną w nich niezmienne, a inne muszę być zmieniane. Na tym polega właśnie ta bieda, że się nie rozróżnia rzeczy ważnych i niezmiennych od drugorzędnych i zmiennych. No i potem mamy w Kościele mnóstwo niekonsekwencji. Weźmy jedną z nich. Z jednej strony zażarcie bronimy różnicy między kobietą a mężczyzną, podkreślamy, ze małżeństwo możliwe jest tylko między kobietą a mężczyzną. A z drugiej strony nie przeszkadza nam, że w modlitwach liturgicznych nadal mówimy głównie o "braciach", tłumacząc się, że przecież w tej grupie są także nasze siostry. Niestety, nie są automatycznie. Wiele ludzi, gdy słyszy dzisiaj "bracia" to ma na myśli mężczyzn, nie kobiety. Bądźmy więc konsekwentni, a nie brońmy zażarcie tego, co dzisiaj już nie funkcjonuje, bo nie może.   
Rafał Szewczyk
10 czerwca 2019, 09:35
Niby racja, ale nie do końca. To wszystko miałoby rację bytu gdyby chrześcijanin miał sobie sam wyjaśniać wszystkie kwestie wiary, ale zdaje się Ksiądz pomijać dwie rzeczy: Magisterium Ecclesiae i fakt, że katolicy raczej nie są idiotami i są w stanie zrozumieć, że jak mówimy "bracia" to nie pomijamy kobiet... no chyba, że jednak większość to ćwierćinteligenci, którym trzeba wszystko wyłożyć jak chłopu na miedzy. Coś jak zmiana modlitwy "Ojcze nasz".
Olinka
6 czerwca 2019, 09:10
Nareszcie ktoś to powiedział. Trudno czuć się blisko Boga mając w podświadomości, że nasze codzienne źycie jest takie nie-wzniosłe