Dlaczego potrzebujemy Dnia Zadusznego?

(fot. praszkiewicz / Shutterstock.com)
Jacek Bolewski SJ

Popularne nazwy dzisiejszego dnia są niejasne, mylące… Warto sobie zdać z tego sprawę, bo niby wiemy, o co w nich chodzi, ale chyba nie do końca.

Nie wystarczy mówić o Święcie Zmarłych, ponieważ tak można by określić również Uroczystość Wszystkich Świętych. W tym ostatnim wypadku wspominamy Zmarłych, o których ufamy, że już są Świętymi. Różnią się oni od Świętych oficjalnie uznanych przez Kościół - w aktach kanonizacji czy wcześniej beatyfikacji. Imienne uznanie i ogłoszenie Zmarłych jako Świętych sprawia, że możemy wierzyć w ich przebywanie w niebie z tą samą pewnością wiary, z jaką wierzymy także w "jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół".
Ale nadzieja sięga dalej niż wiara: pozwala nam uznać wiele osób spośród naszych bliskich Zmarłych za Świętych, czyli przebywających po śmierci blisko Boga - w niebie. Możemy w nich widzieć swoich osobistych, "prywatnych" Świętych, którzy nie tylko są wzorem dla naszego życia, ale także pomagają nam przybliżać się do Boga, gdy łączymy się z nimi w naszej modlitwie. Skoro zatem Święto Zmarłych obejmuje także Świętych spośród naszych bliskich, to czym jeszcze wyróżniają się Zmarli, których dzisiaj wspominamy?
Próbowała to wyrazić tradycja, mówiąca o Dniu Zadusznym, ale ta nazwa nie wyjaśnia sprawy, tylko sama wymaga wyjaśnień. Dlaczego nagle, zamiast mówić o Zmarłych czy Świętych, a więc o ludzkich osobach, ograniczamy się do "dusz" i do życia "zadusznego"? To wskazuje, że nie chodzi tutaj o końcowy los tych, którzy od nas odeszli i są świętymi w niebie, tylko że raczej uwaga skupia się na stanie pośrednim, wymagającym dodatkowego przejścia po stronie Zmarłych.
I to jest głębszy i pierwotny sens wprowadzenia w Kościele Dnia Zadusznego. Wspominamy tu Zmarłych, którzy jeszcze nie do końca są Świętymi, bo potrzebują oczyszczenia po życiu, jakie prowadzili na ziemi. Dzięki wierze w obcowanie świętych możemy im w tym pomóc naszą modlitwą. Ponadto, wiele z tego, co przeżywamy w naszym obecnym życiu, ma służyć właśnie oczyszczeniu i wzrastaniu miłości. Jeśli przyjmujemy te okazje, różne trudne doświadczenia życiowe, to coraz bardziej dojrzewamy już obecnie. Ale gdy się przed tym bronimy, potrzebne będzie oczyszczenie w przejściu przez śmierć. W tym sensie można powiedzieć, że święci to ci ludzie, którzy poddają się oczyszczeniu Bożej miłości przez całe swe życie; dlatego w śmierci przechodzą "prosto" do nieba…
Dzień Zaduszny przypomina, że po śmierci może być potrzebne oczyszczenie, czyściec - jako stan pośredni w drodze do nieba, czyli pełnej wspólnoty bosko-ludzkiej - w Jezusie Chrystusie, który jest w niebie jako wcielony Syn Boży. W tej niebieskiej wspólnocie Wszystkich Świętych nie wystarczyłoby mówić o "duszach", bo przecież jest to wspólnota ze Zmartwychwstałym, Osobą żyjącą cieleśnie. Również inni Święci, którzy należą do tej niebieskiej wspólnoty, uczestniczą w niej nie tylko jako "dusze", ale jako żywe, cielesne osoby. Wiara Kościoła wyznaje to wyraźnie o Maryi, która już obecnie żyje w niebie "ciałem i duszą". Dogmat nie tylko nie mówi, że Matka Jezusa jest pod tym względem wyjątkiem, ale nie mógłby tak twierdzić, skoro samo Pismo Święte poświadcza, że w nowej wspólnocie ze Zmartwychwstałym mają już obecnie udział inni Święci (zob. Mt 27,52n.). Nic nie stoi na przeszkodzie, by w ten sposób myśleć o Wszystkich Świętych.
A jednak, przeszkodą są ciągle nasze wyobrażenia o nowej cielesności, jaką Zmarli czy Święci posiadają. Wyobrażamy sobie, że nowa cielesność po śmierci będzie możliwa dopiero po stanie "pośrednim", w którym dusza jest oddzielona od ciała tak długo, jak długo zwłoki pozostają w grobie. Te wyobrażenia są obecne także w Piśmie Świętym, można by się więc upierać, że nadal obowiązują. Po części jest to również wpływ dualistycznej filozofii greckiej (Platon, Plotyn) lub gnozy, która "prawdziwy" pierwiastek człowieczeństwa upatrywała wyłącznie w duszy.
Ważniejsze jest jednak zauważenie - zarówno w Starym, jak i w Nowym Testamencie - głębszego nurtu w spojrzeniu na życie z Bogiem, na ziemi i w niebie. Doświadczenie śmierci nie oznacza tutaj oddzielenia duszy od ciała, które jako zwłoki obracające się w proch musiałoby oczekiwać na przyszłe zmartwychwstanie. Śmierć oznacza raczej powrót "do przodków", a stopniowo wiara Izraela rozpoznaje, że ci przodkowie nie przebywają jako "proch" ukryty w ziemi czy "cienie" w szeolu, tylko trwają we wspólnocie z Bogiem, do której On sam zaprosił ich - na zawsze. Znamienne, że właśnie do tego głębszego spojrzenia nawiązał Jezus, gdy jako dowód na zmartwychwstanie przywołał najważniejszych Przodków - Abrahama, Izaaka i Jakuba - żyjących w Bogu (zob. Łk 20,37n.).
Zamiast oddzielać duszę i ciało, czy to za życia, czy po śmierci, także św. Paweł uczy nas innego spojrzenia. Gdy przeciwstawia on życie "według ciała" i życie "według Ducha" (zob. Ga 5,16-25), wtedy ma zawsze na myśli całego człowieka, z duszą i ciałem. A zatem postępowanie "według Ducha", na którym Apostołowi zależy, znaczy życie całego człowieka pod wpływem działającego w nim, w jego duchu i ciele, Bożego Ducha. Natomiast postępowanie "według ciała" pozostaje w sprzeczności z Duchem Świętym, i jeśli nawet oznacza grzechy popełniane cieleśnie, to przecież grzechy pochodzą z ludzkiego ducha, jego samowoli... Dlatego chrześcijańskie "życie duchowe" nie jest oderwane od ciała, tylko włącza je w życie poddane działaniu Ducha Świętego.
To przeciwstawienie dwóch rodzajów życia na ziemi ma swoje konsekwencje na przyszłość i wieczność. Jeden rodzaj prowadzi do śmierci, drugi - do pełni życia. Paweł wyraża to w inny jeszcze sposób, gdy tak opisuje zmagania, które trzeba przejść: "Dlatego to nie poddajemy się zwątpieniu, chociaż bowiem niszczeje nasz człowiek zewnętrzny, to jednak ten, który jest wewnątrz, odnawia się z dnia na dzień" (2Kor 4,16).
Mówiąc o człowieku wewnętrznym, Apostoł nie myśli tylko o "duchowym" wnętrzu ludzkim albo o "duszy", ale chodzi mu o pełnego człowieka, duchowo-cielesnego, różnego od "zewnętrznego" człowieka, skoro w odróżnieniu od niego nie "niszczeje", czyli nie podlega śmierci, lecz "odnawia" się - w życiu, które zawdzięcza Jezusowi. Właśnie ten wewnętrzny człowiek - odnawiający się już obecnie w duszy i nowej cielesności - dopełni się w przejściu śmierci. Będzie on żył już po śmierci - po ewentualnym oczyszczeniu - w zmartwychwstałym Chrystusie w swej nowej cielesności, choć zwłoki człowieka zewnętrznego pozostaną w grobie jako "prochy", dla których nie ma miejsca w nowej rzeczywistości zmartwychwstania.
Nie trzeba dodawać, że w tym teologicznym świetle nie ma istotnej różnicy między zwłokami grzebanymi w ziemi a prochem, którym prędzej (przez kremację) czy później (w sposób naturalny) się stają. Człowiek zewnętrzny jest przeznaczony tak czy owak do tego, by stał się prochem, i nie on - proch! - ma "kiedyś" zmartwychwstać, tylko udział w tej tajemnicy ma już obecnie w nas żyjący człowiek wewnętrzny. Żyje on dzięki Duchowi Jezusa, którego przyjmujemy na chrzcie świętym. Dlatego myśląc o pełni życia w Bogu, po śmierci, mamy się skupiać na życiu według Ducha, by we wspólnocie z Nim rozwijał się nasz obecny "człowiek wewnętrzny". Spojrzenie wiary nie skupia się na tym, co kryje grób, ale na nowym życiu, które objawia Zmartwychwstały. Także do nas - do naszego człowieka wewnętrznego - stosują się słowa skierowane do uczniów Jezusa: "Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma go tutaj; zmartwychwstał" (Łk 24,5n.).

DEON.PL POLECA

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dlaczego potrzebujemy Dnia Zadusznego?
Komentarze (10)
J
Jan
9 listopada 2011, 14:39
"To przeciwstawienie dwóch rodzajów życia na ziemi ma swoje konsekwencje na przyszłość i wieczność. Jeden rodzaj prowadzi do śmierci, drugi - do pełni życia. " Drogi Jacku, ten fragment jest najbardziej biblijnym spojrzeniem na miejsce gdzie spędzimy wieczność. "Wchodźcie przez ciasną bramę; albowiem szeroka jest brama i przestronna droga, która wiedzie na zatracenie, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą.  A ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do żywota; i niewielu jest tych, którzy ją znajdują". Tak więc wybór należy do nas albo zatracenie albo życie wieczne. List do Rzymian 10:9 Bo jeśli ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem, i uwierzysz w sercu swoim, że Bóg wzbudził go z martwych, zbawiony będziesz. Jeśli uwierzysz to będziesz pragnął żyć życiem podobającym się Twojemu Panu i Zbawicielowi Jezusowi Chrystusowi. "To niech wam wszystkim i całemu ludowi izraelskiemu wiadome będzie, że stało się to w imieniu Jezusa Chrystusa Nazareńskiego, którego wy ukrzyżowaliście, którego Bóg wzbudził z martwych; dzięki niemu ten oto stoi zdrów przed wami. 11 On to jest owym kamieniem odrzuconym przez was, budujących, On stał się kamieniem węgielnym. 12 I nie ma w nikim innym zbawienia; albowiem nie ma żadnego innego imienia pod niebem, danego ludziom, przez które moglibyśmy być zbawieni." Dzieje Apostolskie 4:10-12 Bywaj Zdrów
RT
rąbek tajemnicy
3 listopada 2011, 09:21
Maria Simma mówi, że grzechy, które zadają najwięcej bólu w czyśćcu, to grzechy przeciwko miłości bliźniego, szczególnie brak przebaczenia, nieczystość, zatwardziałość serca, wrogość. Grzechy braku przebaczenia, obmowy i oszczerstwa wymagają wyjątkowo bolesnego i długiego przezwyciężania ich konsekwencji. Maria daje przykład pewnej kobiety, która po śmierci doznawała strasznych cierpień w czyśćcu. Odwiedzając Marię, powiedziała, że powodem jej cierpienia jest fakt, że przez wiele lat podtrzymywała w sobie wielką niechęć do swojej przyjaciółki, z którą nie chciała się pojednać, chociaż tamta wielokrotnie takie próby podejmowała. Nawet na łożu śmierci nie przebaczyła jej i nie pogodziła się z nią. To był główny powód jej wielkiego cierpienia w czyśćcu i dlatego przyszła do Marii z prośbą o pomoc. Simma podkreślała, że najgorszą pułapką dla ludzi pobożnych jest pycha. Maria Simma przestrzega przed zboczeniami seksualnymi, a szczególnie przed praktykami homoseksualnymi, gdyż pochodzą one z inspiracji szatana. Wielką winę ponoszą ci, którzy im ulegają, twierdząc, że takimi się urodzili i mają do nich pełne prawo.
RT
rąbek tajemnicy
3 listopada 2011, 09:17
Cierpienie dusz czyśćcowych jest więc przemieszane z radością pewności zbawienia, dlatego żadna dusza czyśćcowa nie chce już wrócić do życia ziemskiego. Maria podkreślała, że Pan Bóg nie skazuje dusz na pobyt w czyśćcu. Kiedy w chwili śmierci człowiek zobaczy całą prawdę o sobie, wtedy spontanicznie rodzi się w nim pragnienie konieczności oczyszczenia i odpokutowania za popełnione grzechy. Wtedy ze wszystkich sił pragnie cierpieć w czyśćcu, aby dojrzewać do miłości w niebie. I dlatego sami zmarli, podczas sądu po śmierci, akceptują taki "rodzaj" czyśćca, jaki jest najodpowiedniejszy dla ich całkowitego oczyszczenia i dojrzewania do nieba. W czyśćcu nikt się nie niecierpliwi, nie buntuje, lecz każdy z wielką pokorą znosi cierpienia, które są konsekwencją j ego grzechów - po prostu akceptuje prawdę o sobie i cierpliwie poddaje się procesowi dojrzewania do miłości. Maria mówi, że cierpienia w czyśćcu są nieporównywalnie większe aniżeli na ziemi. Jedna z dusz powiedziała jej, że jeden z ojców rodziny przez zaniedbanie i lenistwo stracił pracę. Z tego powodu jego dzieci bardzo cierpiały. Po śmierci cierpienia ojca w czyśćcu były o wiele intensywniejsze aniżeli te, które odczuwałby, gdyby musiał ciężko pracować na ziemi.
RT
rąbek tajemnicy
3 listopada 2011, 09:14
Maria Simma mówiła, że czyściec jest zarówno miejscem jak i stanem, w jakim znajdują się dusze, które muszą odpokutować za popełnione grzechy, aby oczyszczać się i dojrzewać do miłości w niebie. Największym ich cierpieniem jest oczekiwanie na zjednoczenie się z Bogiem. Maria stwierdziła, że są trzy najważniejsze poziomy czyśćca, które tak bardzo różnią się między sobą, jak nasze choroby w czasie ziemskiego życia - od zwykłego przeziębienia do ogarniających całe ciało wielkich cierpień. Dusze przebywające w najniższych poziomach czyśćca bardzo cierpią z powodu popełnionych grzechów i są nieustannie atakowane przez szatana, co dodatkowo zadaje im ogromny ból. Pomiędzy tymi trzema najważniejszymi poziomami w czyśćcu, każda dusza ma swój własny poziom, i przechodzi niepowtarzalny, indywidualny proces oczyszczania i dojrzewania do miłości. Maria Simma twierdzi, że dusze czyśćcowe najczęściej gromadzą się wokół ołtarzy i w miejscach, gdzie zmarły. Przychodzą do niej nie z czyśćca, lecz z czyśćcem. Czas pobytu w czyśćcu zależy od ilości i ciężaru popełnionych grzechów. Niektóre dusze przebywają bardzo krótko, inne kilkanaście lub kilkadziesiąt lat, ale są też takie, które muszą pokutować aż do dnia Sądu Ostatecznego. Wszystkie bardzo żałują zmarnowanych okazji do czynienia dobra dla innych ludzi i Boga. Po śmierci nie są w stanie już nic dobrego same z siebie uczynić, dlatego tak bardzo oczekuj ą naszej pomocy.
&
<><
2 listopada 2011, 22:33
Ksiądz, który widział niebo, piekłoi czyściec Przeżycia z pogranicza śmierci ks. Jose Maniyangata Jego osobiste przeżycia.Tłum. red. z wersji angielskiej, którą można znaleźć na stronie internetowej: www.stmarymacclenny.com/fatherJstory.htm). Czyściec Po wizycie w piekle mój Anioł Stróż zaprowadził mnie do czyśćca. Tutaj również jest siedem stopni cierpienia i nieugaszony ogień. Ale jest dużo mniej dotkliwy niż w piekle i nie było tam zarówno kłótni jak i walk. Głównym cierpieniem tych dusz jest ich odseparowanie od Boga. Część z tych, którzy są w czyśćcu, popełniło wiele grzechów śmiertelnych, ale zdążyli oni pojednać się z Bogiem przed swoją śmiercią. I chociaż te dusze cierpią, jednak cieszą się pokojem i zrozumieniem, że pewnego dnia zobaczą Boga twarzą w twarz. Miałem okazję porozumienia się z duszami w czyśćcu. Prosiły mnie o modlitwy za nie i aby powiedzieć ludziom, żeby również się za nie modlili po to, by mogły wejść do nieba szybciej. Kiedy modlimy się za te dusze otrzymujemy ich wdzięczność poprzez ich modlitwy, a kiedy wchodzą do nieba, ich modlitwy stają się jeszcze bardziej chwalebne. Jest mi bardzo ciężko opisać, jak piękny jest mój Anioł Stróż. Jest świetlisty i jasny. Jest moim nieustannym towarzyszem i pomaga mi we wszystkich moich posługach, a zwłaszcza uzdrowicielskich. Doświadczam jego obecności wszędzie, gdzie idę i jestem mu wdzięczny za jego opiekę w moim codziennym życiu. Podążając za przekazem mojego Anioła Stróża, 10 listopada 1986 r. przybyłem do Stanów Zjednoczonych jako ksiądz misjonarz... Od czerwca 1999 r. jestem proboszczem w katolickim kościele św. Maryi Matki Miłosierdzia w Macclenny na Florydzie. ks. Jose Maniyangat
W
widziałem
2 listopada 2011, 22:27
Ksiądz, który widział niebo, piekłoi czyściec Przeżycia z pogranicza śmierci ks. Jose Maniyangata Jego osobiste przeżycia.Tłum. red. z wersji angielskiej, którą można znaleźć na stronie internetowej: www.stmarymacclenny.com/fatherJstory.htm). Czyściec Po wizycie w piekle mój Anioł Stróż zaprowadził mnie do czyśćca. Tutaj również jest siedem stopni cierpienia i nieugaszony ogień. Ale jest dużo mniej dotkliwy niż w piekle i nie było tam zarówno kłótni jak i walk. Głównym cierpieniem tych dusz jest ich odseparowanie od Boga. Część z tych, którzy są w czyśćcu, popełniło wiele grzechów śmiertelnych, ale zdążyli oni pojednać się z Bogiem przed swoją śmiercią. I chociaż te dusze cierpią, jednak cieszą się pokojem i zrozumieniem, że pewnego dnia zobaczą Boga twarzą w twarz. Miałem okazję porozumienia się z duszami w czyśćcu. Prosiły mnie o modlitwy za nie i aby powiedzieć ludziom, żeby również się za nie modlili po to, by mogły wejść do nieba szybciej. Kiedy modlimy się za te dusze otrzymujemy ich wdzięczność poprzez ich modlitwy, a kiedy wchodzą do nieba, ich modlitwy stają się jeszcze bardziej chwalebne. Jest mi bardzo ciężko opisać, jak piękny jest mój Anioł Stróż. Jest świetlisty i jasny. Jest moim nieustannym towarzyszem i pomaga mi we wszystkich moich posługach, a zwłaszcza uzdrowicielskich. Doświadczam jego obecności wszędzie, gdzie idę i jestem mu wdzięczny za jego opiekę w moim codziennym życiu.  Podążając za przekazem mojego Anioła Stróża, 10 listopada 1986 r. przybyłem do Stanów Zjednoczonych jako ksiądz misjonarz... Od czerwca 1999 r. jestem proboszczem w katolickim kościele św. Maryi Matki Miłosierdzia w Macclenny na Florydzie. ks. Jose Maniyangat
M
marek
2 listopada 2011, 22:11
Myślę, że więcej niż kilkanaście, ale to tekst niełatwy, ciekawy i dający do myślenia, stąd mało wpisów.
X
xyz
2 listopada 2011, 22:08
Mało wpisów, ale kilka/kilkanaście osób przeczytało... 
K
katolik
2 listopada 2011, 18:44
My często w Kościele w Polsce żyjemy jakimiś schematami, nie sięgając nawet do źródeł. A potem nam się oczy otwierają, że to jednak inaczej. To jest biblijne rozumienie, a nie jakieś filozofie, które wchłonęliśmy do Kościoła.
S
Słaba
2 listopada 2011, 18:35
Przyznam, że pierwszy raz spotykam się z takim spojrzeniem... I bardzo mnie ono podnosi na duchu. Dziękuję!