Do miłości trzeba trojga

(fot. shutterstock.com)

Uroczystość Trójcy Świętej z jednej strony jest wielką zachętą, wezwaniem do odwagi, a z drugiej - bardzo mocnym ostrzeżeniem: uważaj, kiedy zaczynasz myśleć i mówić o Bogu, nie możesz ani na chwilę oderwać się od człowieka.

W niedzielę Zesłania Ducha Świętego zakończyliśmy obchodzenie Wielkanocy, skończyło się wielkie świętowanie i zaczął się czas zwyczajny, powszedni, codzienny. Złoto i biel ustępują miejsca zieleni. Ta zmiana nie powinna dziwić, na ten moment przez cały okres wielkanocny przygotowywał nas przecież Jezus Chrystus. Pamiętamy, że apostołowie i wszyscy inni, którzy wciąż wierzyli Jezusowi, wciąż mu ufali - spotykali Go nie gdzie indziej i nie kiedy indziej jak w miejscach swego zamieszkania, pracy, o różnych porach dnia. Jezus, jak przed śmiercią, tak i po śmierci, wciąż był tą samą, choć nie taką samą osobą. Łatwo też było Go pomylić z kimś innym, aż tak był zwyczajny.

Jednocześnie apostołowie i ich towarzysze coraz częściej odnajdywali w sobie jakby nagle pojawiającą się w ich umysłach (mówiąc językiem biblijnym: w ich sercach] przedziwną właściwość. Nie wiedzieli, czemu przychodziło im tak łatwo rozpoznawanie Jezusa, odczuwanie Jego obecności, dosłuchiwanie się, a raczej wyczytywanie Jego mowy z wydarzeń, w których brali udział i które sami tworzyli. Jakby Ktoś im podpowiadał, nakierowywał, odsłaniał, raz nagle, innym razem po czasie, Kogoś, kto jest wszędzie, ale jest tak, jakby Go nie było.

DEON.PL POLECA

Tak więc wciąż na nowo odkrywając obecność i działanie Jezusa Chrystusa, umacniając w sobie zdolność widzenia Niewidzialnego i umiejętność kontaktowania się z Tym, kogo się nie widzi, wiązali te nowo nabyte zdolności z Bogiem Izraela, o którym od wieków wiedzieli, że to On, jak mówi Kohelet, "uczynił wszystko pięknie w swoim czasie, dał też naszym sercom pragnienie wieczności. Jednak człowiek nie może ogarnąć dzieła Bożego od początku aż do końca".

Myśląc w ten sposób, coraz mocniej odczarowywali świat, odbierali ludziom i rzeczom złudzenia, że człowiek lub przedmiot, jeśli tylko znajdzie się właściwy na to sposób, potrafi sobie przywłaszczyć moc tego czy tamtego boga, z Bogiem Izraela włącznie. Zyskując coraz mocniejsze przekonanie, że zarówno Bóg, jak i Świat są czymś całkiem innym, jednocześnie przekonywali się, że ta różnica nie musi zwracać Boga przeciwko ludziom i odwrotnie. Przeciwnie, to Bóg, dzięki ich życiowemu i historycznemu doświadczeniu, coraz wyraźniej jawił się w ich oczach jako gwarant, protektor, źródło dobra. By wreszcie, korzystając z jednej strony z mądrości Żydów, a z drugiej strony z mądrości Greków, przyznać rację Janowi Ewangeliście i powiedzieć: Bóg jest Miłością. A jeśli tak, to nie może być pojedynczy, ale musi być potrojony, cokolwiek to znaczy. Do miłości bowiem trzeba nie dwojga, ale trojga.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Do miłości trzeba trojga
Komentarze (1)
24 września 2017, 12:53
Jak ksiądz tłumaczy sobie słowa: ''15 Nie miłujcie świata3 ani tego, co jest na świecie! Jeśli kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca. 16 Wszystko bowiem, co jest na świecie, a więc: pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia4 nie pochodzi od Ojca, lecz od świata.''