Dyskusja nad wolnością badań naukowych nie słabnie. Raz po raz media donoszą o kolejnych przełamanych barierach i granicach. Jak długo chodzi tylko o pokonanie ograniczeń technicznych, wszystko jest w porządku, czasem jednak wydaje się, że chodzi o coś więcej. Zdarza się, że przełamywane ograniczenia dotyczą nade wszystko kwestii moralnych.
Podnoszone protesty komentowane są wówczas jako próby ograniczenia wolności świata nauki. Niesłusznie, w moim przekonaniu, bo żadne nadzwyczajne bariery nie są stawiane - poza prawdą i dobrem.
Nauka, jak każda ludzka działalność, nie istnieje w etycznej próżni, ale podlega wymogom prawdy i dobra. Nie wszystko, co jest technicznie wykonalne, jest dobre. To oczywiście oznacza, że jeśli człowiek - wiedząc, że dane działanie dobrym nie jest - decyduje się na jego podjęcie, to jest to decyzja moralnie zła. I dlatego, że jest zła, nie wolno jej podejmować.
To "nie wolno" nie jest jednak zakazem prawnym. Nie stoją za nim sankcje karne w rodzaju więzienia czy grzywny. Jeśli już o jakichś sankcjach można mówić, to tylko o takich, że nie wszyscy z danym człowiekiem będą chcieli się identyfikować. Jeśli zatem Kościół wypowiada się na temat niektórych procedur, że są nieetyczne, oznacza to jedynie, że tak a nie inaczej je ocenia. W niektórych sytuacjach zaznacza, że uważa problem za wyjątkowo poważny. Wynikające z dokonywanego zła skutki postrzega jako tak bardzo poważne, że nie widzi możliwości wspólnoty z czyniącym zło człowiekiem. Jeśli zatem był do tej pory członkiem kościelnej wspólnoty, zostaje z niej wykluczony. Ale nawet wówczas nie ma ani możliwości ani chęci, by odebrać komukolwiek dar wolności i by zmusić go do dobrego postępowania.
Ostrzeżenia przed konsekwencjami czynu nie można utożsamiać ze straszeniem karą, tym bardziej, że straszenie jest dosyć marną polityką wychowawczą. Jeśli chcę, by ktoś rzeczywiście wybierał dobro i odrzucał zło, muszę mu jasno pokazać różnicę między nimi. Kościół zresztą próbuje to robić, i gdyby wczytać się w publikowane przezeń dokumenty, można by znaleźć wiele treści tłumaczących, dlaczego jedne sprawy są dobre, a inne takimi nie są. Trzeba tylko posłuchać, pomyśleć...
Niestety bywa - i to nader często - że ani na jedno, ani na drugie wierzący w szkiełko i oko badacze nie mają ochoty. Nie chcą żadnych ograniczeń. Nie chcą żadnych barier. Są gotowi na wszelkie ryzyko, które może przynieść postęp, tym bardziej, że nie oni mieliby ponieść koszty ewentualnych porażek. Są gotowi szafować życiem i zdrowiem dopiero co poczętych w laboratoriach dzieci, ludzi biednych i zdesperowanych, nie mających dostępu do leków i podstawowej opieki medycznej...
Czasem prasa lub telewizja o takich sytuacjach poinformuje. Czasem podniosą się głosy protestu. I ponieważ badania naukowe kosztują, a o finansach bardzo często decyduje głos opinii publicznej, bywa również i tak, że to właśnie głos tłumów okaże się być głosem budzącym sumienia. Rzecz w tym, że jakkolwiek jest to głos donośny i skuteczny, bywa także podatny na manipulacje. Odpowiednio poprowadzone akcje marketingowe mogą doprowadzić - i niejednokrotnie doprowadzają - do sytuacji, w których większość wybiera rzeczy moralnie niegodziwe, i gdy obrońcy tego, co prawdziwe i dobre, są w mniejszości.
Prawdziwy postęp medycyny polega nie tyle na pokonywaniu technicznych barier, ale na tym, by służyła ona ludziom chorym. By służyła każdemu choremu: także ci najmniejsi, najsłabsi, najbardziej chorzy, najbiedniejsi - każdy z nich jest człowiekiem w tym samym stopniu, i żadnego z nich nie można złożyć na ołtarzu nauki. Czy to oznacza, że droga do postępu ma swoją granicę? Tak - tą granicą jest ludzka godność. Nikogo, żadnego człowieka, nie wolno potraktować jak przedmiotu, narzędzia czy środka do celu, choćby najbardziej chwalebnego. Nikogo nie można poświęcić.
Zdarzyć się może oczywiście, że w trakcie badań i eksperymentów - mimo całej ostrożności - coś się nie uda i człowiek umrze. Tak się może przydarzyć. Nie może być jednak tak, że dążący do przełomu naukowego badacz z góry poświęci czyjeś życie lub zdrowie, byle tyle uzyskać potrzebne mu informacje. Sukces, którego ceną byłaby z góry założona śmierć człowieka, ma zbyt wysoką cenę.
Trzeba jednak zauważyć, że wartości zamykające od strony etycznej jedne ścieżki, jednocześnie kierują wzrok naukowców w innych kierunkach. Jeśli człowiek słucha swojego sumienia, usłyszy w jego głosie wskazówki co do swego postępowania. I wbrew obawom zafascynowanych techniką liberałów sumienie to poprowadzi ku rozwiązaniom wcale nie mniej przełomowym. Rozwój naprotechnologii, czy badania na dorosłych komórkach macierzystych tylko tego dowodzą, i choć przyjdzie o nich porozmawiać kiedy indziej, już teraz trzeba z naciskiem powiedzieć: dobra etyka, etyka szanująca człowieka i jego godność, prowadzi do dobrej nauki, do dobrej medycyny. Dobrej nie tylko od strony moralnej, ale także naukowo-technicznej. I choć niejednokrotnie droga do sukcesu wydaje się dłuższa i trudniejsza, warto nią iść, by nie sprzeniewierzyć się człowiekowi, któremu medycyna miała służyć.
Skomentuj artykuł