W zwyczajowym "dzień dobry" życzymy dobrego dnia, a tradycyjnym "szczęść Boże" wyrażamy pragnienie, by Bóg obdarzał szczęściem. Skróciliśmy nasze pozdrowienia do dwóch słów. Nie ma się co dziwić, gdyż naszą epokę charakteryzuje pośpiech. Spiesząc się można jednak zgubić coś ważnego.
Nawet, gdy pytamy "co słychać?", nie zawsze mamy czas, by wysłuchać w odpowiedzi dłuższej opowieści. Na angielskie "jak się masz?" odpowiadamy "jak się masz?", nie oczekując, że spotkana osoba zacznie nam opowiadać, co wydarzyło się ostatnio w jej życiu i jak się z tym czuje. Niewiele się już pewnie da zmienić. Nie mamy po prostu czasu, by bez umówionego spotkania, opowiadać o sobie i wysłuchiwać jak wiele Bogu zawdzięczamy. Jakże nam tego brakuje!
W czasach Jezusa ludzie pozdrawiali się bardzo długo, wymieniając między sobą życzliwe słowa i uświadamiając sobie nawzajem jak wielkie rzeczy uczynił w ich życiu Wszechmogący.
W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w [pokoleniu] Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona okrzyk i powiedziała: "Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana". Wtedy Maryja rzekła: "Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy (Łk 1,39-47).
Już od dawna nie pozdrawiamy się słowami "bądź błogosławiona między niewiastami" albo "błogosławiony między mężczyznami". W miejsce tego biblijnego pozdrowienia mamy nieco inne słowa: "dobrego dnia", "szczęść Boże", "powodzenia" "życzę ci wszystkiego najlepszego". Zwroty te jednak bardzo się sformalizowały i komunikują jedynie naszą życzliwość i pamięć o drugiej osobie. Wypowiadamy je, gdy z kimś się witamy, żegnamy lub przy okazji czyichś imienin.
Jeśli dodatkowo własnymi słowami wyrazimy nasze pragnienie, aby komuś się powodziło, aby miał dobry dzień, wartość słowa będzie o wiele większa. Jeśli przełamiemy formalizm i opiszemy szczegółowo to, czego mu życzymy na teraz i na przyszłość, to zobaczymy, że nasze błogosławieństwo odbije się we wdzięcznych oczach solenizanta. Odbije się wręcz dosłownie, bo także powróci do nas.
Z cytowanego fragmentu Ewangelii według Mateusza dowiadujemy się, że Maryja pozdrowiła Elżbietę. Nie znamy słów tego pozdrowienia, ale musiało być szczególnie poruszające, jeśli nie tylko zrobiło wrażenie na Elżbiecie, ale nawet poruszyło się z radości dzieciątko w jej łonie. Błogosławiona jesteś i błogosławiony owoc twojego łona - wyraża swoją radość Elżbieta. W odpowiedzi Maryja wielbi Pana.
Pozdrowienie, które samo w sobie jest już błogosławieństwem, zwielokrotnia radość ze spotkania, a radość pozdrowionej osoby wyraża się w kolejnym błogosławieństwie. I jest w nim coś więcej, niż tylko szczere i radosne życzenie. Błogosławieństwo nie tylko przypomina nam, że ktoś nas szanuje, pamięta o nas, że komuś na nas zależy. Błogosławieństwo rodzi wdzięczność i ma moc modlitwy. Pan Jezus zachęca nas, abyśmy z serca błogosławili nawet tym, którzy nam urągają. Abyśmy (Boga-sławili) sławili Boga w osobach, których On stawia nam na drodze.
W chrześcijańskiej tradycji częściej błogosławimy przy pożegnaniu niż przy powitaniu. Rozstajemy się z błogosławieństwem na ustach, ale w tych ustach jest coraz mniej autentycznych słów. Zanika w naszych domach tradycja błogosławienia dzieci przez rodziców na rzecz kreślonego na czole krzyżyka. Piękny gest, ale łatwo go przekształcić w kolejny formalizm. Nic nie zastąpi życzliwych, szczerych, pełnych troski i szacunku słów.
Gdy kapłańskim gestem błogosławieństwa kończymy spotkanie wspólnotowe, dodajmy coś jeszcze, od siebie, by poruszyć serca do naturalnej wdzięczności Bogu. Błogosławieństwo nie jest magicznym gestem lecz wyrazem bardzo konkretnej miłości.
Nie jest też ono zarezerwowane dla osób duchownych. Każdy może błogosławić. Jeśli jesteś nauczycielem lub inną osobą publiczną, to podsumowując swój wykład, czy inne publiczne wystąpienie, wyraź swoje pragnienie, by przekazane treści pomogły słuchaczom czerpać z życia, a także z uczenia się, prawdziwą radość. Stanowi to swego rodzaju błogosławieństwo na pożegnanie, dobre słowo na dalszą drogę: zawodową, rodzinną, czy wspólnotową. Jeśli jesteś lekarzem, prawnikiem, pielęgniarzem, strażakiem, rodzicem - udzielaj szczerego błogosławieństwa. Ono zawsze rodzi radość w sercu człowieka, otwiera na Boga będącego źródłem wszelkiego dobra, ukazuje prawdziwy cel wszystkiego, co robimy.