Kraj, w którym są chrześcijanie, chociaż brakuje kościołów

Kraj, w którym są chrześcijanie, chociaż brakuje kościołów
(fot. Thomas Wyness / Shutterstock.com)
Krzysztof Kropisz

Jak to się stało, że w tym do szpiku przesiąkniętym chrześcijaństwem mieście nie ma ani jednego kościoła? 600 tysięcy ludzi, Abraham, taka tradycja i nic? No nic.

0,2 proc. - taki dziś odsetek chrześcijan zamieszkuje Turcję. Jeszcze sto lat temu było to 19 proc. Jak to się stało, że kraj zamieszkały przez 80 milionów ludzi jest dziś domem dla zaledwie 160 tysięcy chrześcijan?

Postanowiłem osobiście sprawdzić, jak obecnie żyje się chrześcijanom na terenach, które przecież w pierwszych wiekach istnienia chrześcijaństwa był schronieniem dla intensywnie rozwijającej się wiary.

DEON.PL POLECA

Przyzwyczajeni do swojej obecności

- Żyje się tu ciężko, ale i tak jest nam dużo łatwiej niż w innych regionach Turcji - mówi mi poznany przewodnik w klasztorze Deyr-Az-Zaferan, czyli Szafranowym Klasztorze - pochodzącym z V wieku. W Mardin, gdzie jesteśmy, mieszka sporo chrześcijan, mamy w mieście 10 czynnych kościołów. To rzeczywiście dużo jak na Turcję. Swoje kościoły mają tu reprezentanci wielu odłamów chrześcijaństwa. Jest kościół katolicki, syryjski ortodoksyjny, ormiański.

Kraj, w którym są chrześcijanie, chociaż brakuje kościołów - zdjęcie w treści artykułu

(fot. Krzysztof Kropisz)

Mardin zamieszkuje ok. 85 tysięcy ludzi, jesteśmy tuż przy granicy z Syrią. Deyr-Az-Zaferan jest jednym z najdłużej funkcjonujących klasztorów na świecie, a modlitwy odbywają się cały czas w języku Jezusa - czyli po aramejsku. Klasztor znajduje się 6 kilometrów za miastem, jest więc okazja na spacer wokół pięknych gór, ale również wśród licznych posterunków wojskowych, ponieważ jesteśmy w rejonie kurdyjskim przy granicy z Syrią. Nie sprzyja to spokojowi.

W centrum rozmawiam z właścicielem jedynego kantoru w mieście, który jest jednocześnie sklepem jubilerskim. Rozmawiamy dzięki tłumaczowi, którym jest jego syn. Pierwsza reakcja, do której już się przyzwyczaiłem, to pytanie, co tu robię. W mieście nie ma obecnie wielu turystów. Wojna w Syrii nie pomaga. Polityka Erdogana również.

- Zwiedzasz kościoły? No ciekawe… W niedzielę byś zobaczył więcej, w tygodniu kościoły są zazwyczaj pozamykane.

Właściciel kantoru okazuje się również zarządcą kościoła ormiańskiego, dziś jednak już nic nie zobaczymy. Rano jadę dalej. - Mieszkańcom Mardin żyje się tu dość spokojnie, ale kluczowe jest słowo "dość". Muzułmanie przez wieki zdążyli się już przyzwyczaić do naszej obecności - mówi mój ormiański jubiler/kościelny/właściciel kantoru.

Kraj, w którym są chrześcijanie, chociaż brakuje kościołów - zdjęcie w treści artykułu nr 1

(fot. Krzysztof Kropisz)

Ciekawostką jest fakt, że burmistrzem Mardin jest Februniye Akyol - asyryjska chrześcijanka. Kobieta, i do tego chrześcijanka, nieczęsto piastuje urząd burmistrza w Turcji. Po aramejsku nazywa się Fabriona Benno, ale nie może nosić tego nazwiska, ponieważ prawo tureckie nakazuje posługiwać się tylko tureckimi nazwiskami. Mówi tak: "Jesteśmy pod nieustanną presją. Brakuje nam powietrza, nie możemy swobodnie praktykować naszej religii. Rząd nas toleruje tylko tak długo, jak długo jesteśmy przydatni. W Mardin na przykład nasze kościoły i klasztory uważane są za atrakcje turystyczne, nakręcamy więc gospodarkę. Ale zdarza się też, że muzułmanie, by nas sprowokować, obrzucają w nocy nasze drzwi kamieniami. Wielu Asyryjczyków już wyemigrowało". To jest właśnie to "dość".

Modlitwa, ostrzał i bomby

Z Ricardo długo rozmawiamy. W końcu trafiam na kogoś z angielskim pozwalającym na swobodną konwersację, co szczególnie w Diyarbakir nie jest łatwe. Kościół, w którym jest pastorem, działa dla kilkudziesięciu wiernych. Głównie są to konwertyci z islamu. To prowadzi nas do rozmowy na temat tego, jak trudnym i wręcz heroicznym czynem jest zmiana wiary w otoczeniu, gdzie islam to nie tylko religia, ale całe życie. Strata pracy, zerwanie więzów rodzinnych czy narażanie na społeczne odrzucenie to tylko niektóre konsekwencje konwersji. Ricardo opowiada mi o wielu osobach, którym chrześcijaństwo jest bliższe niż islam, ale z wyżej wymienionych powodów nie decydują się na zmianę wiary.

- Wiesz, przychodzą ludzie, którym śnił się Jezus. Czasem nie mają pojęcia, że to On, nie mają pojęcia o chrześcijaństwie. Do wielu z nich Jego nauka trafia jednak bardziej. Jest ukojeniem w ciągłej walce w tym umęczonym mieście.

- Nasz kościół znajdował się w rejonie najcięższych walki toczonych niecałe 2 lata temu - mówi. Został jednak, jak i 80 proc. budynków na terenie walk, skonfiskowany przez państwo. Niestety przedmiotem konfiskaty stało się wiele kościołów chrześcijańskich. Wiele z nich również uległo zniszczeniu podczas walk.

- Jak się wtedy czułeś? - pytam.

- Byliśmy w kościele w trakcie modlitw, a pod oknami wybuchały bomby. Nieustanny ostrzał. Trudno to opisać.

- Dobrze, że to już się skończyło - mówię.

- Tak, ale może znów się zdarzyć. Wiesz, że tydzień temu obok nas wojsko odkryło w jednym z budynków kryjówkę kurdyjskich bojowników?

Nie wiedziałem oczywiście.

- Rozgorzała regularna bitwa trwająca kilka godzin. Dziś jest spokojnie.

- Bogu dzięki - mówię bezgłośnie.

Kraj, w którym są chrześcijanie, chociaż brakuje kościołów - zdjęcie w treści artykułu nr 2

(fot. Krzysztof Kropisz)

W Diyarbakir jest wielu bohaterów, którzy stali się nimi mimo woli. Dla mnie jest nim Yusuf Aktulut - jedyny ksiądz, proboszcz syryjskiego kościoła ortodoksyjnego Meryem Ana Kilisesi, czyli kościoła Marii Dziewicy. Sam kościół powstał w III wieku. Nie mogę uwierzyć, że od III wieku jest tu obecne chrześcijaństwo. Sześć wieków przed Mieszkiem.

Ksiądz Yusuf jest proboszczem parafii. Parafii, która liczy… 4 rodziny. Od razu przychodzi mi do głowy myśl, że nie ma problemu z ogarnięciem kolędy co roku. Są to w odróżnieniu od wiernych w kościele protestanckim chrześcijanie pochodzący z nielicznych rodzin chrześcijańskich zamieszkujących kiedyś to miasto.

Sam nie wiem, czy to heroizm, głupota, czy upór - tak trwać tu dla 4 rodzin. Ksiądz nie miał również łatwo podczas wspomnianych już wielkich walk toczonych w Diyarbakir 2 lata temu. Kościół został ostrzelany, sam musiał uciekać, by ujść z życiem. Potem władze oskarżyły go o pomoc kurdyjskim bojownikom. Dziś jest spokojniej. Do czasu.

W Diyarbakir, w odróżnieniu chociażby od Mardin, chrześcijanom żyje się bardzo trudno. Jest ich tu dziś już na tyle mało, że ludzie odzwyczaili się od ich obecności. W Mardin z trudem, ale stanowią część niełatwej układanki etniczno-religijnej. W Diyarbakir są niezbyt przyjaźnie traktowaną ciekawostką.

Tu narodził się Abraham, a co jest teraz?

Do Sanliurfy przyjechałem głównie dlatego, aby odwiedzić miejsce narodzenia Abrahama, które według tradycji muzułmańskiej znajduje się w mieście. Ojciec trzech monoteistycznych religii w islamie nazywany jest Ibrahimem. Muzułmańska opowieść podaje, że tu właśnie, zwalczając kult lokalnych bożków, popadł w konflikt z królem Nimrodem, który rozkazał spalić go na ogromnym stosie. Ten cudownie ocalał - ogień zamienił się w wodę, a płonące węgle w ryby. Dziś w mieście możemy zwiedzić grotę narodzenie Abrahama, podziwiać powstałe w cudowny sposób jezioro, dokarmić święte karpie, których zjedzenie grozi ślepotą, oraz odwiedzić miejsce upadku Ibrahima ze stosu.

Sanliurfa to historyczna Edessa. Miasto, które jedno z pierwszych na świecie, jeśli nie pierwsze, przyjęło chrześcijaństwo. Gdy w II wieku w Rzymie w najlepsze trwały prześladowania dynamicznie rozwijającej się wiary, Edessa tętniła religijnym życiem, a w kolejnych wiekach ścierały się tu różne prądy i myśli w chrześcijaństwie.

Jak to się stało, że w tym do szpiku przesiąkniętym chrześcijaństwem mieście nie ma ani jednego kościoła? 600 tysięcy ludzi, Abraham, taka tradycja i nic? No nic.

Większość chrześcijan wypędzono lub zabito jakieś 100 lat temu. Pozostali muszą sobie radzić bez kapłanów i kościoła.

Bardzo wiele obecnych meczetów to dawne kościoły. Zaciekawił mnie obecny ośrodek kultury w mieście. To Regie Church, który został na początku XX wieku zmieniony w fabrykę firmy Regie Company, zajmującą się produkcją papierosów. Później służył jako magazyn, by dziś stać się centrum kulturalnym powiązanym ze szkołą muzułmańską. Kościół powstał w 1861 roku na ruinach dawnego kościoła wybudowanego tu w VI wieku. Służył wspólnocie Asyryjczyków, lecz z początkiem XX wieku praktycznie wszyscy zostali wypędzeni do Syrii lub wymordowani. Dziś sympatyczny pan chętnie wpuścił mnie do środka, gdzie w zachowanych surowych wnętrzach kościoła powiewają flagi Turcji. Jestem ciekaw, kto ostatnio się modlił w jego wnętrzu. Być może byłem jednym z niewielu.

Kraj, w którym są chrześcijanie, chociaż brakuje kościołów - zdjęcie w treści artykułu nr 3

(fot. Krzysztof Kropisz)

Atmosfera w mieście nie przypomina religijnego uniesienia, a bardziej piknik i walkę o to, kto będzie miał lepsze zdjęcie na tle cudownego jeziora i karpi. Mam wrażenie, że nieprzebrane tłumy rodzimych turystów, niczym w naszym Licheniu, przybyły tu bardziej po selfie z karpiem niż po duchowe przeżycie.

Przenosząc się do meczetu, który stanowi centralny punkt świętych miejsc, miałem więcej spokoju, ale tylko do czasu wezwania na modlitwę. Mówienie różańca w tym miejscu, w środku meczet, wydało mi się całkiem dobrym pomysłem. Jeśli już w meczenie spałem, prowadziłem dyskusje, jadłem, odpoczywałem, czytałem, to czemu miałbym się nie pomodlić?

- A po co szukasz kościoła? Możesz pomodlić się gdziekolwiek - mówi do mnie starszy Francuz będący konsultantem jednej z organizacji humanitarnych pomagającej uchodźcom z Syrii. Lata laicyzacji zrobiły swoje. Naprawdę nie rozumie, czemu szukam kościoła.

Siedzący z nim Turek, mieszkaniec Sanliurfy, po krótkiej konsultacji ze znajomą przez telefon mówi mi, że jednak jest.

- Co? Jest czynny kościół? - pytam.

- Tak, to piekarnia…

Już później udało mi się potwierdzić, że miejsce na modlitwę zostało znalezione w… piekarni. Dokładnie stara piekarnia została przekształcona prze protestantów w prowizoryczny kościół. Służy on głównie konwertytom z islamu, których według pastora Eyupa Badem jest w mieście około 500.

Moją podróż kończę z przeświadczeniem, że dopiero ją zaczynam. W drodze powrotnej czytam, że kilka miesięcy temu państwo skonfiskowało kolejnych 60 nieruchomości (kościoły, cmentarze) należących do chrześcijan. Pojawia się we mnie jedno nieznane wcześniej uczucie - wdzięczności, że w swoim kraju mam możliwość praktykowania takiej wiary, jaka jest mi bliska.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Graham Moore

Tytani rewolucji przemysłowej i wielka bitwa o elektrodolary

Nowy Jork, rok 1888. Cud elektryczności powoli rozjaśnia mrok wielkiego miasta. Thomas Edison wygrywa wyścig po patent, który pozwoli mu zbić fortunę. Jednak jego główny rywal, George...

Skomentuj artykuł

Kraj, w którym są chrześcijanie, chociaż brakuje kościołów
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.