List, który papież nosił zawsze przy sobie

(fot. Helloquence on Unsplash)
Douglas Hyde

Młody ksiądz napisał do kardynała jeden z najostrzejszych listów. Wyraził w nim całe swoje ubolewanie i oburzenie z powodu jego postępowania. Wybiegł z domu i wrzucił list do skrzynki. Gdy jednak ochłonął, zaczął sam siebie strofować: "Mój Boże, co ja zrobiłem? Czy mały seminarzysta ma prawo udzielać nagany wielkiemu dostojnikowi Kościoła?". Po latach okazało się, że to był jeden z najważniejszych listów, jaki otrzymał ów kardynał - późniejszy papież.

Lenin w 1901 roku założył swój organ prasowy "Iskra". Przy tej okazji pisał: "Prasy można użyć nie tylko w charakterze społecznego propagandzisty i agitatora, ale też organizatora kolektywu". W artykule wstępnym "Gdzie zacząć" oświadcza: "Gazeta będzie przewodnikiem, a gdy pójdziemy za jej wskazówkami, będziemy się rozwijać, pogłębiać i rozszerzać...".

Sześć lat wcześniej, w 1895 roku, ukazało się w Tortonie inne pisemko pod tym samym tytułem - "Iskra". Jej redaktorem był nowo wyświęcony kapłan Alojzy Orione. Szczupłe objętościowo pisemko informowało o dotychczasowych osiągnięciach i o wielkich zamierzeniach dotyczących ubogich chłopców z Tortony. Młody ksiądz Orione zdawał sobie już od samego początku sprawę z możliwości rozwojowych swojego dzieła. Nie wiadomo, czy przewidywał, jaką rolę odegra w tym procesie mała "Iskra". W praktyce była ona dla jego dzieł tym samym, czym kilka lat później była "Iskra" Lenina dla partii bolszewickiej. W 1898 roku biuletyn księdza Orione został poddany reformie: zmienił format i zawartość oraz otrzymał nowy tytuł "Dzieła Boskiej Opatrzności".

Pewnego dnia egzemplarz tego małego czasopisma dostał się do rąk biskupa miasta Noto na Sycylii, które liczyło około pięćdziesięciu tysięcy mieszkańców. Treść zaciekawiła biskupa. Podobała mu się opisana w nim działalność. Napisał też niezwłocznie do księdza Orione, donosząc, że w sąsiedztwie jego rezydencji jest wielki, opustoszały gmach, który byłby gotów oddać na urządzenie sierocińca i małego seminarium dla pielęgnowania powołań kapłańskich.

Orione znowu widział w tym rękę Boskiej Opatrzności i nie zwlekał z pozytywną odpowiedzią. W niedługim czasie wyruszyła na Sycylię mała grupa księży, mimo że byli bardzo potrzebni na miejscu.

Dzieło Boskiej Opatrzności wyszło poza granice diecezji Tortony. To pierwsze zetknięcie z Sycylią wywołało doniosłe następstwa, można je więc uważać za punkt zwrotny w historii zarówno zgromadzenia, jak i w życiu księdza Orione. Dalsze wydarzenia bowiem przeszły wszelkie jego oczekiwania.

Rok 1906 był decydujący w rozwoju Zgromadzenia. Ksiądz Orione uzyskał posłuchanie u Ojca Świętego Piusa X i przedłożył regułę Zgromadzenia z prośbą o jej zatwierdzenie. Pełen nadziei wyruszył z Tortony do Rzymu. Jeżeli uzyska papieską zgodę, jego Dzieło będzie ugruntowane i zabezpieczone. Jednak towarzyszył mu również pewien niepokój. Jakże życzył papieżowi krótkiej i zawodnej pamięci! Miał po temu uzasadnione powody; przecież to on naraził się kiedyś osobiście obecnemu papieżowi.

Pewnego dnia jako młody seminarzysta spotkał w Tortonie Józefa Perosiego, ojca wybitnego muzyka Wawrzyńca Perosiego. Biskup poznał się na uzdolnieniach Wawrzyńca, który już jako seminarzysta komponował melodie, i dlatego polecił go ówczesnemu kardynałowi patriarsze weneckiemu, późniejszemu papieżowi Piusowi X, gdy ten zakładał przy bazylice św. Marka szkołę muzyczną dla chóru kościelnego. Wawrzyniec został wysłany do Wenecji, aby kontynuować studia muzyczne. Kardynał Sarto polubił go bardzo i rozmawiał z nim często na temat nowej szkoły muzycznej. Ojciec Wawrzyńca powinien być z tego zadowolony, a nawet dumny. Tymczasem wydawał się bardzo zatroskany, kiedy Alojzy tego ranka spotkał go w Tortonie.

- Jak powodzi się Wawrzyńcowi? - zawołał przez ulicę.

- Lepiej o nim nie mówić: źle, bardzo źle z nim - odpowiedział Józef.

- Czy stało się coś złego?

- Proszę sobie wyobrazić, kardynał patriarcha wenecki zaprzyjaźnił się z nim i psuje mi chłopca.

- Dlaczego? Pan powinien być z tego dumny.

- Kardynał co wieczór zaprasza go do siebie na rozmowę, gra z nim w karty, a nawet częstuje go papierosami. Z tego nic dobrego nie będzie.

Alojzy przyznał mu rację. Oburzył się na myśl, że kardynał psuje jego kolegę i krajana. Przejął się troską starego ojca. Pośpieszył do domu i w pierwszym porywie zredagował list do kardynała patriarchy, jeden z jego najostrzejszych listów (a nie miał jeszcze wtedy zwyczaju przeredagowywania swoich listów po namyśle). Wyraził w nim z całą szczerością swoje ubolewanie i oburzenie z powodu takiego postępowania kardynała. Wybiegł z domu i wrzucił list do skrzynki. Gdy jednak ochłonął, zaczął sam siebie strofować: "Mój Boże, co ja zrobiłem? Czy mały seminarzysta ma prawo udzielać nagany wielkiemu dostojnikowi Kościoła?".

Całe tygodnie przeżył w podnieceniu i oczekiwaniu burzy. Ale nic się nie stało. Pocieszał się, że ktoś taki jak kardynał ma przecież obszerną korespondencję i nie może wszystkich listów czytać sam. Długo nie było wieści z Wenecji. Aż tu nagle przed święceniami nadchodzi zawierająca materiał na sutannę paczka z Wenecji - bez nadawcy. Nadawca widocznie odgadł, że Alojzego nie stać na kupno nowej. Alojzy, rozpakowując ją, cieszył się, że przynajmniej Wawrzyniec o nim pamiętał. Chyba nie kupił tego materiału za pie- niądze wygrane w karty?

Obecnie kardynał Sarto jest papieżem Piusem X. Alojzy potrzebował jego łaski, której mu nikt inny udzielić nie mógł. Pomoc Opatrzności była tym razem bardziej potrzebna niż kiedykolwiek, jeśli miał dopiąć swego celu.

Papież przyjął go po ojcowsku i słuchał uprzejmie, gdy Alojzy przedstawiał swój plan i zamierzenia na przyszłość. Przedłożył regułę, którą papież zaaprobował z minimalnymi zmianami, na przykład dodając do nazwy zgromadzenia słowo "małe", tak że całość brzmi: "Małe Dzieło Boskiej Opatrzności". To było zupełnie po myśli księdza Orione. Czuł, że papież jest osobiście zainteresowany losami jego Zgromadzenia.

Ojciec Święty aprobował ducha i cel Zgromadzenia, udzielając mu swego pełnego błogosławieństwa. Papież ukazywał Alojzemu horyzonty, przewidywał rozwój Dzieła i zachęcał do pracy nad "jednością Kościoła na Wschodzie". Po krótkim namyśle dodał: "To jest przedsięwzięcie wielkiej wagi".

Ośmielony słowami papieża ksiądz Orione uważał, że wobec korzystnej koniunktury można uzyskać coś więcej. Wspomniał przeto, że na przeszkodzie do przeprowadzenia dalekosiężnych planów stoi zupełny brak pieniędzy. Papież polecił wręczyć mu natychmiast pewną sumę i przyrzekł dalsze wsparcie.

Ponownie udzielił młodemu kapłanowi błogosławieństwa i gdy Orione podniósł się z klęczek, rzucił: "Chwileczkę - i sięgnął po brewiarz na stole - to przywiozłem ze sobą do Rzymu". Orione nie mógł się zorientować, o co chodzi. Papież otworzył książkę: "Tu mam coś, co ci chcę pokazać". Ksiądz Orione w tej chwili poznał swój list napisany ongiś, jeszcze w seminarium.

 "Widzisz - rzekł Pius X - i papieżowi potrzeba przypominać o konieczności pokory. Z tego powodu zachowałem ten list i noszę go zawsze przy sobie".

Spojrzał żartobliwie na Alojzego i dodał: "A czy materiał na pierwszą sutannę kapłańską dotarł wtedy do ciebie?".

Pierwsza audiencja u papieża zastanowiła głęboko księdza Orione i dała mu dużo do myślenia. Z wielu względów miała ona wielkie znaczenie.

Z nią też wiąże się pewne zdarzenie. Na audiencję przybył za wcześnie, dlatego wstąpił na modlitwę do pobliskiego kościoła ojców karmelitów. Ponieważ słuchano spowiedzi, postanowił skorzystać z okazji i podszedł do konfesjonału.

Z uszanowania dla następcy Chrystusa przyjął zwyczaj spowiadania się przed każdą audiencją. Tym razem trafił na spowiednika starego, nie dość dobrze słyszącego, wielomównego, traktującego jego wyznanie nader dokładnie i drobiazgowo. Po każdym grzechu następowało długie "kazanie". Orione śledził z największym niepokojem wskazówki zegarka, gdyż zbliżała się wyznaczona godzina audiencji u Ojca Świętego. W końcu zrozpaczony przerwał spowiedź, pobiegł i stanął bez tchu przed sekretarzem papieskim, który przyjął go słowami: "Nie ma powodu się niepokoić, choć się ksiądz spóźnił. Tam jeszcze ktoś jest".

Ksiądz Orione odzyskał już równowagę, gdy przyszła na niego kolej, ale zupełnie pewny się nie czuł.

"Spóźniłeś się, ale daruję ci to i powiem coś więcej - kontynuował. - Kiedy idziesz do spowiedzi, wyznawaj do końca wszystkie swoje grzechy i spokojnie zakończ spowiedź, nie licząc się z czasem".

Tak objawił Pius X, nie po raz pierwszy, tajemniczy dar, że zna sprawy, o których naturalną drogą dowiedzieć się nie mógł. Dar ten posiadał również ksiądz Orione.

Od tej pierwszej audiencji, którą można uważać za rozmowę dwóch świętych, zostali Pius X i ksiądz Orione bliskimi przyjaciółmi. Podziwiali się wzajemnie, jeden brał żywy udział w działalności drugiego.

Może to przypadek, że Pius X, gdy został papieżem, obrał sobie hasło, które Alojzy już w 1892 roku podał swemu Zgromadzeniu jako naczelną dewizę i która do dziś jest hasłem Synów Boskiej Opatrzności: "Instaurare omnia in Christo - Odnowić wszystko w Chrystusie".

***

Tekst pochodzi z ksiażki "Rozbójnik Boży - historia księdza Orione" Douglasa Hyde

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

List, który papież nosił zawsze przy sobie
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.