Miłosierdzie nas uratuje. Także od niewiary

Michelangelo Merisi da Caravaggio - Niewierność św. Tomasza

Według ewangelicznych relacji o Zmartwychwstaniu, Chrystus ukazuje się najpierw kobietom, a dopiero potem mężczyznom. W każdym przypadku kobiety wyznają wiarę, chociaż czasami widzą tylko aniołów, a nie samego Jezusa. Świadectwo niebieskich posłańców wystarcza im, aby uwierzyć. Następnie zostają posłane do apostołów, którzy, w przeciwieństwie do niewiast, powątpiewają i uznają ich opowieści za "czczą gadaninę".

Ta różnica jest szczególnie dostrzegalna w dzisiejszej Ewangelii, w której widzimy dorosłych mężczyzn zamkniętych na cztery spusty ze strachu przed ewentualnym wyśmianiem lub prześladowaniem. Jeden z nich, Tomasz, izoluje się od wspólnoty, zmagając się w pojedynkę ze swoją wątłą wiarą. Wątpiący apostoł oczekuje dowodów, aby sprawdzić, czy "zjawa", którą ujrzały kobiety, jest rzeczywiście Chrystusem znanym mu sprzed piątkowej tragedii. Tomasz okazuje gotowość wiary, jeśli Jezus zadośćuczyni jego kryteriom. Chce nie tylko zobaczyć, ale również dotknąć Zmartwychwstałego.

O dziwo, Jezus przystaje na jego warunki i gotów jest spełnić wymagania Tomasza. Wygląda jednak na to, że apostoł ostatecznie nie dotyka ran Chrystusa, gdyż św. Jan nie wspomina tego faktu. Przekonują go same słowa Jezusa "nie bądź niewierzącym, lecz wierzącym", Tomasz nagle zapomina o swoim pragnieniu namacalnego sprawdzenia, czy ów Jezus jest tym samym Jezusem, z którym chodził po Galilei i Judei, i natychmiast odpowiada: "Pan mój i Bóg mój".

Wróćmy teraz do mojego początkowego spostrzeżenia i zapytajmy, co sprawiło, że kobietom było łatwiej uwierzyć w rzeczywistość Zmartwychwstania? Czy to, że kobiety są bardziej naiwne, irracjonalne, łatwowierne, bardziej polegające na intuicji i uczuciach, jak próbują nas o tym przekonać różne stereotypy? Albo może ich postawa była spowodowana niskim statusem społecznym kobiet w ówczesnym Izraelu? Dlaczego apostołowie żywili wątpliwości, nawet w chwili spotkania ze zmartwychwstałym Chrystusem? Czy dlatego, że mężczyźni są zdroworozsądkowi, racjonalni, skłonni do filozofowania i dociekliwi?

Myślę, że istnieją co najmniej dwie racje, które wywołały ową różnicę między kobietami a mężczyznami (apostołami) w rozpoznaniu Zmartwychwstałego Pana. Zauważmy, że kobiety, które podążały za Jezusem, jeszcze przed Jego śmiercią bardziej pojęły, o co chodziło Mistrzowi w Jego nauczaniu. Osią Dobrej Nowiny jest służba wypływająca z żywej relacji z Chrystusem. Niektóre z kobiet "usługiwały Jezusowi ze swego mienia". Maria, siostra Marty i Łazarza, wylała na nogi Chrystusa drogocenny olejek, zapowiadając w pewnym sensie umycie nóg apostołom przez Mistrza w Wieczerniku.

Drugi powód lepszego otwarcia się na zmartwychwstanie w wypadku kobiet wiąże się z ich wiernym trwaniem pod krzyżem do końca, w wytrwałym towarzyszeniu Panu w najtrudniejszeej godzinie i współ-odczuwaniu Jego boleści.

A apostołowie? Kiedy Jezus mówił im o służbie i zapomnieniu o sobie, oni "rozprawiali między sobą, który z nich jest największy". Czynili to tak namiętnie, że aż się pokłócili. Potem sprzeczali się o to, kto zajmie najbardziej lukratywne urzędy w Królestwie Bożym, oczekując poniekąd wymiernych korzyści z pójścia za Chrystusem. Gdy jednak okazało się, że te oczekiwania nie będą spełnione, bo ich Mistrz został pojmany i aresztowany, wszyscy, oprócz umiłowanego ucznia, rozpierzchli się na wsze strony i opuścili Jezusa. Łatwiej jest więc ufać, jeśli się kocha, to znaczy, jeśli pozwala się konkretnej osobie być, porzucając wygórowane oczekiwania względem niej.

Nasz Pan, znając sytuację ludzi w okresie międzywojennym, przez lata ukazywał się siostrze Faustynie Kowalskiej, prostej i pokornej kobiecie, która w ciągu swojego krótkiego życia spełniała prozaiczne posługi. To właśnie do niej Jezus powiedział: "Moja córko, mów światu, że jestem ucieleśnieniem miłości i miłosierdzia".

Niektórzy ludzie twierdzą, że Zmartwychwstanie ma niewiele wspólnego z miłosierdziem, a Święto Miłosierdzia jest "wynalazkiem" polskiej pobożności i Jana Pawła II. Sugerują przy tym, że koncentracja na miłosierdziu przyćmiewa obchód oktawy wielkanocnej.

Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale wydaje mi się, że owo nieporozumienie po części jest spowodowane bardzo wąskim postrzeganiem miłosierdzia Boga, zredukowanego do odpuszczenia grzechów, tak jakby Bóg był miłosierny tylko wówczas, kiedy grzeszymy. Ciągle teolodzy się kłócą, czy miłosierdzie przynależy do istoty Boga, czy jest tylko Jego przymiotem. Gdyby nie było grzechu, powiadają, Bóg nie miałby komu okazać miłosierdzia. I w ten sposób toczą abstrakcyjne dociekania, w oderwaniu od historii i człowieka, gdzie właśnie Bóg objawił siebie.

Tymczasem w Piśmie św., zwłaszcza w Starym Testamencie, miłosierdzie oznacza przede wszystkim wierność Boga względem Jego ludu i wobec zobowiązań wynikających z przymierza pomimo ludzkiego nieposłuszeństwa. Stąd prorok Izajasz woła: "Bo góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi od ciebie i nie zachwieje się moje przymierze pokoju, mówi Pan, który ma litość nad tobą" (Iz 54, 10).

Śmierć i Zmartwychwstanie Jezusa to najwyższe dowody wierności Boga względem nas. Odkąd Stwórca pobłogosławił człowieka na początku stworzenia, nigdy nie zmienił swego zdania. Nigdy nie przeklął człowieka. Mawet jeśli zesłał potop na ziemię,postanowił jednak ocalić Noego z rodziną. Na krzyżu, kiedy doszło do odrzucenia Chrystusa przez ludzi, wierność i stałość Boga dosięgła szczytu.

W Starym Testamencie znajdujemy jeszcze inne słowo wyrażające miłosierdzie, które określa również łono kobiety. Z faktu, iż kobieta nosi dziecko pod swoim sercem i wydaje je na świat w stosownym czasie, rodzi się jedyna w swoim rodzaju relacja między nią a dzieckiem. Ta więź obejmuje w sobie takie cechy jak delikatność, troska, uczucie, cierpliwość, wyrozumiałość, przywiązanie. Do tego obrazu nawiązuje Izajasz, próbując wyrazić miłosierną miłość Boga: "Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie (Iz 49,50).

 

W Chrystusie Bóg w sposób radykalny potwierdził daną nam obietnicę, przez zbliżenie się do nas, zamieszkanie między nami i odmowę odpłacenia przemocą za przemoc, ponieważ Bóg widzi w nas więcej niż tylko nasze skłonności do złego.

Na czym polega nasz żródłowy problem? Chyba na tym, że nie do końca jesteśmy przekonani o bezwarunkowej miłości. A równocześnie bardzo jej pragniemy. Niby słyszymy o niej na okrągło w kościele i na kazaniach. Czytamy o miłości Boga w pobożnych książkach. Nawet przytakujemy tym pięknym słowom, ale w głębi serca coś każe nam myśleć, że taka miłość w tym świecie jest niemożliwa. A za to bardzo łatwo przychodzi nam bezkrytycznie wierzyć chociażby w to, o czym bez ustanku donoszą media. Nie mamy nawet ochoty tego sprawdzać. Po prostu ufamy, że tak jest, bo w telewizji powiedzieli, a w gazecie napisali.

Dlatego Jezus niestrudzenie przypomina nam, że prawdziwa miłość istnieje (święto Miłosierdzia jest jednym ze sposobów dotarcia do naszego serca, bo przecież Pismo św. mówi o tym samym nieco innym językiem).

Siostra Faustyna, doświadczając miłosiernego Jezusa, zaczęła inaczej spoglądać na samą siebie i innych. Spotkanie z Miłosierdziem sprawiło, że zmienił się jej sposób myślenia, czucia i dostrzegania drugiego człowieka. Najlepszym dowodem tej wewnętrznej transformacji jest jej przepiękna modlitwa, bliska temu, co Jezus wypowiedział w scenie Sądu Ostatecznego:

"Dopomóż mi do tego, o Panie, aby oczy moje były miłosierne, bym nigdy nie podejrzewała i nie sądziła według zewnętrznych pozorów, ale upatrywała to, co piękne w duszach bliźnich, i przychodziła im z pomocą.

Dopomóż mi, aby słuch mój był miłosierny, bym skłaniała się do potrzeb bliźnich, by uszy moje nie były obojętne na bóle i jęki bliźnich.

Dopomóż mi, Panie, aby język mój był miłosierny, bym nigdy nie mówiła ujemnie o bliźnich, ale dla każdego miała słowo pociechy i przebaczenia.

Dopomóż mi, Panie, aby ręce moje były miłosierne i pełne dobrych uczynków, bym tylko umiała czynić dobrze bliźniemu, na siebie przyjmować cięższe, mozolniejsze prace.

Dopomóż mi, aby nogi moje były miłosierne, bym zawsze śpieszyła z pomocą bliźnim, opanowując swoje własne znużenie i zmęczenie. Prawdziwe moje odpocznienie jest w usłużności bliźnim.

Dopomóż mi, Panie, aby serce moje było miłosierne, bym czuła ze wszystkimi cierpieniami bliźnich. Nikomu nie odmówię serca swego. Obcować będę szczerze nawet z tymi, o których wiem, że nadużywać będą dobroci mojej, a sama zamknę się w najmiłosierniejszym Sercu Jezusa. O własnych cierpieniach będę milczeć. Niech odpocznie miłosierdzie Twoje we mnie, o Panie mój.

O Jezu mój, przemień mnie w siebie, bo Ty wszystko możesz" (Dz. 163).

Podobnie jak kobiety, które towarzyszyły Jezusowi i były pierwszymi świadkami Jego Zmartwychwstania, siostra Faustyna dogłębnie zrozumiała, co jest istotą Ewangelii. Doświadczając miłosierdzia, w innym świetle postrzega się Boga, a następnie drugiego człowieka. Z przyjmującego posługę, człowiek staje się sługą. Bo nie można kochać Boga, nie kochając bliźniego. Ale najpierw trzeba doświadczyć miłości Boga, która objawia się najpełniej w miłosierdziu. I o to w gruncie rzeczy chodzi Chrystusowi. Zamiast szukać pseudośrodków na uzdrowienie relacji międzyludzkich, by osiągnąć pokój i pojednanie, wystarczy zbliżyć się do miłosiernego Boga. Zamiast szamotać się w sobie i walczyć bez końca ze swoimi słabościami, gdyż rzekomo możemy się sami zmienić, wystarczy stanąć w pokorze przed Bogiem, nie bojąc się, że się na nas pogniewa.

Takie proste, a jakie trudne. I dlatego mamy siostrę Faustynę, jej dzienniczek i święto Miłosierdzia.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Miłosierdzie nas uratuje. Także od niewiary
Komentarze (20)
HK
homilia Kardynała
12 kwietnia 2015, 16:00
Drodzy pielgrzymi, prawdziwy chrześcijanin, prawdziwy uczeń Jezusa nie będzie nigdy korzystał z niegodziwych i niemoralnych praw, nawet uchwalonych w majestacie demokratycznego państwa. Prawdy i dobra nie ustala się w głosowaniu. Obowiązują one wszystkich, niezależnie od wyznania i przynależności politycznej. Te prawa nie mogą nas zmuszać do niegodziwego postępowania. Każdy z nas ma sumienie. Znamy wszyscy Dekalog. Mamy Ewangelię. Mamy naukę Kościoła, której celem nie jest nakładanie ciężarów na barki wiernych czy nakazywanie niemożliwych do spełnienia zobowiązań. Kościół chce pomagać i pomaga swoim córkom i synom żyć we współczesnym świecie, podążać drogą prawdy, sprawiedliwości i solidarności. W tym duchu chciejmy wychowywać dzieci i młodzież. Ukazujmy im piękno rodzicielskiej miłości. Bierzmy w nasze ręce los polskich rodzin, nowego pokolenia. LEPIEJ POCZYTAĆ CAŁOŚC HOMILI KS. KARD. DZIWISZA NA STRONIE ARCHIDIECEZJI KRAKOWSKIEJ NIŻ PISANINY NA DEONIE
W
wierny
12 kwietnia 2015, 14:14
Ks. Piórkowski szef dysydenckiego deonu nie jest godny zaufania i nie jest wiarygodny w tym co pisze. Wystarczy poczytać co już wypisywał sam na deonie i co wypisywali jego najemni dziennikarze. Ani nie jest uczonym teologiem (bez tego nawet doktoraciku) ani duszpasterzem ani człowiekiem o pokorze i wierze chociaż odrobine podobnej do postawy św. Faustyny. Wręcz odwrotnie - pouczał i pisał juz tyle razy jakby wiedział lepiej od innych duchownych. W kwestii miłosierdzia mamy tylu i prostych i bardzo uczonych ludzi którzy sami świadczą miłosierdzie i są świadkami miłosiedzia i piszą wiarygodnie zgodnie z nauczaniem Apostołów Bożego Miłosierdzia. Mamy encyklikę o miłosierdziu i mamy egzegezy teologów. Natomisat "uczony" ks. Piórkowski myśli że ludzie nie mają i nie czytają Dzienniczka św. Faustyny i nie wiedzą o nowennie i nie znają tekstów modlitw św. Faustyny. A to co sie wydaje szefowi deonu jest najbardziej niepewne i nie jest godne zaufania. Bo może to kolejna manipulacja albo mylne tłumaczenia tego co inni już dawno bardzo wiarygodnie powiedzieli i napisali. Ks. Piórkowski wybiera z Dzienniczka tylko to co mu pasuje a pomija w nim te fragmenty które nie pasują. Jak zwykle na deonie
W
wierny
12 kwietnia 2015, 14:19
wygwiadkowane znowu słowo oznacza kontestację opini i listów, nauczania KEP i biskupów
E
emil
12 kwietnia 2015, 17:06
Wszystko w porządku, a może coś dolega?
P
picassojerzy
12 kwietnia 2015, 22:27
Jeśli ktoś manipuluje i opluwa to Ty człowieku.
T
tak
7 kwietnia 2013, 19:18
Czy mógłby ksiądz napisać , że kocha O. Rydzyka?
B
bbb
12 kwietnia 2015, 12:12
Myślę, że nawet ciebie da się kochać, jak się człowiek bardzo postara.
A
abc
12 kwietnia 2015, 14:17
O RM ks. Piórkowski juz dawniej niegodnie pisał. I nie tylko o tym duchownym. Wiadomo jaki szef deonu jest POprawny i postmodernistyczny i dysydencki wobec KEP i biskupów. Wystarczy poczytać co przez deon rozsiewa...
jazmig jazmig
7 kwietnia 2013, 18:08
errata: zamiast Tym wątpliwościom apostołów zawdzięczamy świadectwo obecności Chrystusa w Jego Ciele wśród apostołów. ... powinno być: Tym wątpliwościom apostoła Tomasza zawdzięczamy świadectwo obecności Chrystusa w Jego Ciele wśród apostołów.
jazmig jazmig
7 kwietnia 2013, 18:05
Trzymajmy się Ewangelii, z Ewangelii nie wynika wcale, że uczniowie się rozproszyli, ani, że tylko Jan poszedł za Chrystusem. Za Chrystusem poszedł również Piotr, a nie tyko Jan, ale tylko jego nagabywano o przynależność do uczniów Jezusa. Zaparł się on trzykrotnie tego faktu, ale zapłakał, gdy zapiał kogut, bo przypomniał sobie przepowiednię Jezusa. Piotr zawstydził się swojego braku odwagi i żałował go. Żaden inny apostoł nie został poddany takiej próbie. Kobiety jako pierwsze spotkały zmartwychwstałego Pana, więc one piersze wiedziały i zmartwychwstaniu i nie musiały uwierzyć, bo one po prostu Pana widziały. Gdy Pan objawił się apostołom i innym uczniom, również oni mieli już pewność zmartwywstania Pana, poza Tomaszem, który na całe szczęście dla nas zwątpił w opowieści apostołów, ponieważ dzięki temu mamy koljne przybycie Pana, podczas którego apostoł widzi wyraźnie rany, zadane Panu co świadczy o tym, iż widzi Pana w jego umęczonym ciele. Tym wątpliwościom apostołów zawdzięczamy świadectwo obecności Chrystusa w Jego Ciele wśród apostołów.
T
tak
7 kwietnia 2013, 17:06
„Bo nie można kochać Boga, nie kochając bliźniego” Tekst dobry i budujący. Ale znając inne księdza  teksty ośmielam się powiedzieć: „sprawdzam”. Chętnie bym usłyszał od księdza, że kocha ksiądz Ojca Rydzyka. Byłby to dobry przykład dla innych.
Ulka
7 kwietnia 2013, 13:46
Świetny artykuł. Dziękuję. Chwała Miłosiernemu Jezusowi!
W
wierny
7 kwietnia 2013, 10:48
Zwracanie się do Boga miłosiernego jest piękną rzeczą przynoszącą duszy ogromny pożytek. Może warto się modlić słowami siostry Faustyny.
R
R
27 kwietnia 2011, 19:01
ja również dziękuję za artykuł "Zamiast szukać pseudośrodków na uzdrowienie relacji międzyludzkich, by osiągnąć pokój i pojednanie, wystarczy zbliżyć się do miłosiernego Boga. Zamiast szamotać się w sobie i walczyć bez końca ze swoimi słabościami, gdyż rzekomo możemy się sami zmienić, wystarczy stanąć w pokorze przed Bogiem, nie bojąc się, że się na nas pogniewa." Bojaźń Bożą początkiem mądrości - powiada Pismo.
A
Aura
27 kwietnia 2011, 13:14
A szczególnie dziękuję za przytoczenie modlitwy Św. siostry Faustyny.
A
Aura
27 kwietnia 2011, 13:05
ja również dziękuję za artykuł "Zamiast szukać pseudośrodków na uzdrowienie relacji międzyludzkich, by osiągnąć pokój i pojednanie, wystarczy zbliżyć się do miłosiernego Boga. Zamiast szamotać się w sobie i walczyć bez końca ze swoimi słabościami, gdyż rzekomo możemy się sami zmienić, wystarczy stanąć w pokorze przed Bogiem, nie bojąc się, że się na nas pogniewa."
FB
Fura Bogusława
27 kwietnia 2011, 08:58
Jeszcze raz dziękuję za słowa chrześcijańskiej otuchy. Szczęść Boże
FB
Fura Bogusława
27 kwietnia 2011, 08:56
Jeszcze raz dziękuję za słowa chrześcijańskiej otuc
S
Słaba
26 kwietnia 2011, 21:22
Dzięki ojcze Dariuszu! Bardzo podnosi na duchu przeczytanie takich pięknych słów o roli kobiet "w rozpoznaniu Zmartwychwstałego Pana". Jakoś do tej pory nie zastanowiłam się nad tym, że miłość miłosierna może otwierać oczy na Zmartwychwstałego... No i taka rola kobiety jest znacznie pełniejszym i prawdziwszym uczestniczeniem w paschalnej radości, niż służenie jako prostytutka uciesze z tego, że się zakończył post - co może sugerować tekst współbrata ojca. ;-)
K
katolik
26 kwietnia 2011, 08:04
Co znaczy Wierzę? NAUCZYCIEL. Słowo to Wierzę, znaczy tu: iż mam za pewne i za najprawdziwsze, to wszystko co się zawiera w Składzie Apostolskim; bo tego wszystkiego sam Bóg nauczył Apostołów, Apostołowie nauczyli Kościół, a Kościół naucza nas. A ponieważ to być nie może iżby Bóg nauczał fałszu; dlatego wierzę w to wszystko mocniej niżeli w to co widzę własnymi oczyma, i czego dotykam własnymi rękoma. "A bez wiary nie można podobać się Bogu. Hbr 11:6 Czy wiesz po co żyjesz? http://tradycja-2007.blog.onet.pl/