Niesamowita jest wrażliwość Jezusa na wiarę. Jakby miał na nią "alergię". Czując ją, od razu reaguje. I wcale nie chce się z tej "choroby" wyleczyć.
"Kto się mnie dotknął? (…) Wtedy kobieta przyszła zalękniona i drżąca, gdyż wiedziała, co się z nią stało, upadła przed Nim i wyznała Mu całą prawdę. On zaś rzekł do niej: Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości!" (Mk 5, 21-43)
Przypomnijmy sobie, że przed uzdrowieniem kobiety z krwotokiem Jezus spędził dzień w pogańskiej Gerazie. Wyrzucił tam legion demonów z opętanego i posłał go w świnie, po czym ludzie wyszli z miasteczka i poprosili, żeby sobie poszedł. Wcale nie przyjęli Go z radością, chociaż uczynił cud. Bo coś stracili. Zazwyczaj tłum nie chce nic stracić, a raczej zyskać. Strata wywołuje bunt. Dlatego samym tłumem Jezus za bardzo się nie zajmuje. Interesuje go spotkanie z konkretnym człowiekiem.
Scena z uzdrowieniem chorej kobiety i wskrzeszeniem córki Jaira stanowi całość. Z obu kobiet uchodzi życie: z tej z krwotokiem powoli, latami. Krew uważano za źródło życia. Tracisz krew, tracisz życie. Z córki Jaira - to kwestia godzin, a nawet minut, w końcu życie z niej uszło. Ale ostatecznie obie zostają ocalone od śmierci.
Ważne jest też to, że Jezus jest w drodze, w drodze do domu. Jezus idzie. Uzdrawia kobietę z krwotokiem w drodze, niejako przypadkiem. Spróbujmy sobie wyobrazić ten tłum, ten ścisk, kurz, napieranie, zgiełk. Może siebie w tym tłumie. Jako kto tam jestem? Widz? Czy czuję dreszczyk emocji, bo coś się dzieje? Kiedy na rynku w Krakowie ktoś zaczyna robić sztuczki, śpiewać, tańczyć, ludzie się zatrzymują, robi się tłum, który patrzy. Jak się widowisko skończy, wszyscy się rozchodzą. Widowisko do niczego nie zobowiązuje. Jest rozrywką.
W tym tłumie przynajmniej jedna kobieta szła z intencją, żeby zostać uzdrowioną, chciała dotknąć Jezusa, szła z wiarą. Reszta różnie. Gdyby chcieli być uzdrowieni, to przecież Jezus też by to czuł.
Ciekawe, że Jezus wyczuł wiarę, a nie przepychanki tłumu. Poczuł w sobie świadome i przemyślane dotknięcie przez kogoś. Niesamowita jest ta wrażliwość Jezusa na wiarę. Jakby miał na nią "alergię" . Czując ją, od razu reaguje. Cały jest na nią nastawiony. Wiara Go prowokuje, zwraca Jego uwagę. Nie tylko tutaj. Zauważmy, ta kobieta dotknęła się frędzli płaszcza, a nie wprost ciała Jezusa. Czy ktoś wyczułby w tłumie konkretne dotknięcie ubrania z jakąś wyraźną intencją? Dla Jezusa to nie jest zwykłe dotknięcie. To nawet nie jest kontakt cielesny, tylko przez rzecz - płaszcz.
"Kto się mnie dotknął?" czyli "Kto z tego tłumu rzeczywiście chce być uzdrowiony?". Ewangelista dużo miejsca poświęca reakcji uczniów. Oni reagują tak, jakby Jezus się zdenerwował, że ktoś go tyka, drażni, pcha się na Niego. Też tego nie lubimy. Uczniowie sądzili, że stąd się wzięło Jego pytanie: "Co się denerwujesz, wszędzie ścisk, to się nie dziw, że Cię ktoś dotyka". Jezus tłumaczy Piotrowi, że tu nie chodzi o "zwykłe" dotknięcie. Uczniowie nie rozumieją, o co Mu chodzi.
Jezus wyłapał tę jedną kobietę w tłumie. Przypomnijmy sobie "jednego poganina w Gerazie", do którego popłynął Zbawiciel i wrócił. Kobieta po dotknięciu się Jezusa mogła uciec i tyle, ale mogłaby tak zrobić, gdyby nie została uzdrowiona. To zbyt wielkie wydarzenie w jej życiu, żeby się w tłumie ukryć.
Według Żydów, tej kobiety tam nie powinno być. Upływ krwi powodował nieczystość rytualną, a nie moralną, chociaż choroby często kojarzono z grzechem. Kobieta ta nie mogła wejść do świątyni na modlitwę. Nie chce być zdemaskowana, bo wyjdzie, że złamała prawo. Wcześniej setnik też nie chciał skalać Jezusa, więc znalazł inny sposób dojścia do Niego. Kobieta była już jednak zdesperowana, całe mienie wydała, nikt jej nie pomógł. Nie prosi wprost Jezusa. To chyba jedyny przypadek, kiedy Jezus uzdrawia na podstawie intencji proszącego, bez żadnej rozmowy, jakby anonimowo.
Ta kobieta podchodzi do Jezusa tak, żeby się nie ujawniać i właśnie w ten sposób wyraża swoją wiarę, która tutaj jest męstwem. Ona robi coś, na co normalnie człowiek by się nie zdobył. To jest ciekawy element wiary: pomimo lęku, wiara daje tej kobiecie moc, aby go przekroczyć, chociaż nie ma ona pewności, że zostanie uzdrowiona, a może jeszcze zostanie obsztorcowana.
Z kolei uczniowie reprezentują realizm do bólu. Podobnie jak my. Zdrowy rozsądek jednak też ma swoje granice. Jezus pyta o dotknięcie w innym sensie, a uczniowie i Piotr tłumaczą wszystko zdroworozsądkowo. Córka Jaira umarła i wszyscy się śmieją, kiedy Jezus mówi, że ona śpi. Jaki sen? Śmierć to śmierć.
Wiara pozwala przekraczać nasze zmysłowe, codzienne doświadczenie. Z punktu widzenia niewiary Jezus zachowuje się "nieracjonalnie", "nierealistycznie", "naiwnie", bo niewiara zamyka się na inną rzeczywistość, której nie wyczuwa się zmysłami. Jezus zauważył dotknięcie nie tyle zmysłami, co świadomością, a może jakimś duchowym zmysłem. Wiara spowodowała "upływ" mocy Jezusa.
Jair też nie liczył na wskrzeszenie, lecz na uzdrowienie. Sądził, że śmierć to już koniec wszelkich nadziei. "Zawiódł się" w swoich nadziejach.
Wskrzeszenie córki Jaira to decydujący moment w tej Ewangelii. Po wskrzeszeniu Jezus daje apostołom władzę nad złymi duchami i władzę leczenia chorób. I wysyła ich z dala od siebie. To inny etap ich kształtowania - nie będzie już mistrza tuż obok, ale będzie Jego moc.
Polecam książkę bpa Grzegorza Rysia - Wiara z lewej, prawej i Bożej strony
Skoro wiara jest osobistym spotkaniem z Bogiem, to po co nam Kościół? Ten Kościół, który jest pełen takich samych grzeszników jak ja sam? Nieważne, czy jesteś w samym środku Kościoła, czy też nie znajdujesz dla siebie miejsca nawet na jego obrzeżach.
Dzięki tej książce spotkasz Jezusa i dotkniesz Kościoła.
W tekstach biskupa Grzegorza Rysia rozpoznasz Kościół, który Cię boli, ale też Boga, który na każdy nasz ból ma lekarstwo. To nie jest hurraoptymizm, to obietnica: zrozum Chrystusa, by zrozumieć Jego Kościół. A wtedy znajdziesz w tej konkretnej wspólnocie miejsce dla siebie.
Skomentuj artykuł