Nie ma sytuacji beznadziejnych - rozważanie

(fot. paulbence/flickr.com)

Co zwykle robi człowiek, któremu urywa się droga lub wyrasta przed nim mur nie do przebycia? Szuka wyjścia. Szuka lekarstwa, które odmieni stan smutku, cierpienia, strapienia. Nierzadko bywa jednak tak, że po zaaplikowaniu "lekarstwa" miewamy się jeszcze gorzej...

Gdy Jezus mówił, pewien zwierzchnik synagogi przyszedł do Niego i, oddając pokłon, prosił: Panie, moja córka dopiero co skonała, lecz przyjdź i włóż na nią rękę, a żyć będzie. Jezus wstał i wraz z uczniami poszedł za nim. Wtem jakaś kobieta, która dwanaście lat cierpiała na krwotok, podeszła z tyłu i dotknęła się frędzli Jego płaszcza. Bo sobie mówiła: żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa. Jezus obrócił się, i widząc ją, rzekł: Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła. I od tej chwili kobieta była zdrowa. Gdy Jezus przyszedł do domu zwierzchnika i zobaczył fletnistów oraz tłum zgiełkliwy, rzekł: Usuńcie się, bo dziewczynka nie umarła, tylko śpi. A oni wyśmiewali Go. Skoro jednak usunięto tłum, wszedł i ujął ją za rękę, a dziewczynka wstała. Wieść o tym rozeszła się po całej tamtejszej okolicy (Mt 9, 18-26).

Beznadziejne sytuacje?

Święty Mateusz opisał dwa "przypadki", po ludzku sądząc, najzupełniej beznadziejne. Skonała córka pewnego zwierzchnika synagogi. Jej zrozpaczony ojciec - niejako "wbrew nadziei" - poprosił Jezusa, by Ten przyszedł, włożył na nią rękę, a ona ożyje. Odpowiedź Jezusa była chętna i natychmiastowa: Jezus wstał i wraz z uczniami poszedł za nim. Jezus nie zwleka, nie zadaje zbędnych pytań... Idzie od razu. To "zwykły" sposób reagowania Jezusa na ludzkie prośby. Tak było wtedy, tak jest i dzisiaj. Trzeba się jednak liczyć z tym, że Jezus niekiedy zechce wypróbować i pogłębić naszą wiarę w Niego i zaufanie. Nigdy jednak nikogo nie zlekceważy, nie zbędzie. Czasem (może nawet i często) nie da nam tego, o co poprosimy, ale zawsze przy tej "okazji" da więcej; Ojciec da Ducha Świętego tym, którzy podejmują modlitwę prośby (por. Łk 11, 13).

DEON.PL POLECA

Na dramat zwierzchnika synagogi niejako nałożyła się sytuacja udręczonej kobiety, która po dwunastu latach cierpień i po utracie całego mienia, wydanego na lekarzy, miała się jeszcze gorzej (jak to dokładniej opisał św. Marek, który zwykle jest bardzo zwięzły, por. Mk 5, 21-43). Kobieta zachowuje się tak, jakby nie śmiała wprost poprosić Jezusa, ale mocno pragnie uzdrowienia i jeszcze mocniej wierzy w moc Jezusa. Nie uszło to uwagi Jezusa. Też otrzymała to, czego pragnęła.

Mężczyzna i kobieta, oboje nieznani z imienia (przynajmniej u Mateusza), odzyskali utracone dobra, gdy tylko przyszli do Jezusa. Otrzymali skuteczne wsparcie w sytuacji najzupełniej beznadziejnej.

Przez te wydarzenia, kolejny raz, dociera do nas dobra wiadomość: był i wciąż pozostaje z nami Ktoś, kto potrafi pomóc, także w sytuacjach beznadziejnych. Potwierdza się też ważna prawda o każdym człowieku. Wszyscy, gdzieś w głębi duszy wiemy, że stworzeni jesteśmy do "życia niczym nie umniejszonego". Powołani jesteśmy do życia w pokoju, szczęściu i radości; do życia ocalonego wbrew wszelkim zagrożeniom. Tak, człowiek ma wrodzoną zdolność żywienia nadziei co do trwałości swego istnienia i co do trwałego cieszenia się innymi cennymi dobrami! A gdy czuje się radykalnie zagrożony, to odruchowo szuka gruntu, po którym znów mógłby stąpać pewnie i z nadzieją na ostateczne ocalenie.

To prawda, schorowana niewiasta bardzo długo szukała kogoś, kto by jej pomógł. Może się chwiała, ale nie traciła nadziei, nie poddawała się, a w zetknięciu z Jezusem poczuła przypływ i wybuch nadziei. Doceńmy, w niej i w każdym człowieku (także w sobie), duchowy dynamizm, który chroni przed poddaniem się i smutną rezygnacją. Ten dynamizm każe wytrwale szukać lekarstwa na strapienie, na samotność, na niepokój, na śmierć, na bezsens. To bardzo dobrze, że czujemy się od wewnątrz tak mocno przynaglani, by próbować odzyskać utraconą radość, pokój, zadowolenie i sens życia.

My w najtrudniejszych sytuacjach

Pewno wszyscy mamy w pamięci sytuacje, które jeszcze i dziś jawią się nam jako bardzo trudne, najtrudniejsze. Komu nie zdarzało się tracić duchowego pokoju i radości? Kto nie miewał wrażenia, że droga nagle się urywała i otwierała się otchłań bezsensu?

Co zwykle robi człowiek, któremu urywa się droga lub wyrasta przed nim mur nie do przebycia? Szuka wyjścia. Szuka lekarstwa, które odmieni stan smutku, cierpienia, strapienia. A czy łatwo je znaleźć? Raczej nie. Często środki zaradcze odruchowo stosowane okazują się nietrafione i nieskuteczne. Nierzadko bywa tak, że po zaaplikowaniu "lekarstwa" miewamy się jeszcze gorzej...

To naiwna iluzja sądzić, że jakaś rozrywka, tania czy droga, pomoże wyeliminować ból duszy. Taki zabieg może przynieść trochę zapomnienia, ale niczego nie rozwiązuje, a jedynie pogłębia problem i pogarsza sytuację. Jednak to pogorszenie, paradoksalnie, jest szansą - w tym sensie, że cierpiąc bardziej, zaczynamy szukać intensywniej i prawdziwiej. W rozważanej perykopie oznacza to przyjście do Jezusa dwóch osób. My też, dotknięci jakimś większym bólem, intensywniej zwracamy się do Jezusa Chrystusa.

A On zawsze okazuje się "deską ratunku", nie tylko ostatnią, ale i zawsze niezawodną...

Konsekwentnie odnajdywać Jezusa

Zauważmy jeszcze pewną prawidłowość i prawo. Czy nie jest tak, że doświadczając coraz to nowych przeciwności i cierpień, wydoskonalamy nawyk przychodzenia do Chrystusa ze wszystkim? I czy, w końcu, nie to liczy się najbardziej, żeby przychodzić i z Nim pozostawać w kontakcie? O resztę On się zatroszczy. Naprawdę, ma takie ... możliwości!

"Ci, którzy Mnie odnajdują, posiadają największe szczęście, jakie można mieć na ziemi, moja córeczko - mówi Jezus do Gabrieli Bossis - trzeba Mnie jednak szukać, nie raz czy dwa, ale nieustannie, bo wasza słabość nieustannie traci Mnie wskutek roztargnień

Tekst pochodzi z książki ojca Krzysztofa Osucha SJ

"Przed tobą jest dal" - zobacz więcej

"I ciebie chce On wybawić z nieszczęść, przed tobą jest dal". Te natchnione słowa, jakie do cierpiącego Hioba skierował przyjaciel, wciąż niosą nadzieję na Bożą pomoc i szczęśliwy finał życia. W podobnym duchu utrzymane są niniejsze rozważania. Pomogą one dostrzec miłość Boga, której doświadczanie jest przedsmakiem Nieba.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Nie ma sytuacji beznadziejnych - rozważanie
Komentarze (63)
N
nieprawda
7 lutego 2014, 20:07
Tak, nie ma sytuacji bez wyjścia, bo zawsze możliwie jest wyście ostateczne  - skończyć z życiem. I myślę, że wszyscy którzy piszą takie teksty, po prostu nie zaznali sytuacji naprawdę dramatycznej, nigdy nie znaleźli się na dnie rozpaczy, a więc teoretyzują o tym, że Bóg przychodzi każdemu z pomocą. Bo to nieprawda.
WE
wharf earchmd
7 lutego 2014, 19:01
Bóg ma możliwości ale ich nie wykorzysta bo jesteśmy mu OBOJĘTNI, w swoim niebie zatyka uszy na nasze wołanie gdyż nade wszystko miłuje swój święty spokój a człowiek to tylko zabawka stworzona po to, żeby obserwować jak się zwija z bólu i sadystycznie karać ją za każdą najmniejszą niedoskonałość. 
M
Małgorzata
7 lutego 2014, 17:30
Bo tu nie chodzi o zwykłą radość czy pokój , ale o te pochodzące od Jezusa . Owszem jesteśmy powołani do godnego, radosnego życia na ziemi , ale nie jesteśmy w stanie na dłuższą metę tego osiągnąć bez Boga i dlatego to do Niego i w Nim mamy tego szukać, a nie w proponowanych a raczej zalewanych świat " pocieszaczach". A książkę swoja drogą polecam bo jest warta przeczytania.
:
:))
21 lutego 2013, 20:01
Głos egzorcysty O tym, że w Watykanie są kardynałowie, którzy nie wierzą w Boga, mówił egzorcysta Gabriele Amorth (88l.). – Szatan grasuje w Watykanie. Efektem szatańskiej ingerencji jest walką o władzę oraz obecność kardynałów, którzy nie wierzą w Jezusa i biskupów, którzy mają związki z Demonem – grzmiał ojciec Amorth. Ale czy uległ także Ojciec Święty?! I czy dlatego zadaje sobie pokutę, decydując się na pobyt w ściśle zamkniętym klasztorze?! ... Raczej nie pokutę, a oczyszczenie :)
P
przestroga
21 lutego 2013, 19:51
Nie wiem, co kryje się pod linkiem zasugerowanym przez mojego "przedmówcę" (brzmi dość podejrzanie..., więc nawet nie zaglądam); może zatem warto - niezależnie od głębi mysli i szczerości rady pana "am" - ku przestrodze zacytować inne zdania z rozważania: "Co zwykle robi człowiek, któremu urywa się droga lub wyrasta przed nim mur nie do przebycia? Szuka wyjścia. Szuka lekarstwa, które odmieni stan smutku, cierpienia, strapienia. A czy łatwo je znaleźć? Raczej nie. Często środki zaradcze odruchowo stosowane okazują się nietrafione i nieskuteczne. Nierzadko bywa tak, że po zaaplikowaniu "lekarstwa" miewamy się jeszcze gorzej..."  Pewno, że czasem dopiero po poczuciu się ... gorzej i idąc okrężną drogą (np. przez doświadczenie fatalnych skutków okultultzmu) - rozlega się tu i ówdzie dramatyczne wołanie do Chrystusa, który ma MOC poskramiać wszelkie złośliwe moce (tak nachalnie promowane i podsuwane od najmłodszych lat, cf. różne mroczne gry, pokemony, opasłe tomiska incjujące w świat czarnosiężników itp. itd.)... 
A
andrzejmosicki
21 lutego 2013, 19:36
Tworzeni jesteśmy do "życia niczym nie umniejszonego". Powołani jesteśmy do życia w pokoju, szczęściu i radości; do życia ocalonego wbrew wszelkim zagrożeniom. Gdyby tak było jak tu jest napisane, wcale nie trzeba by było się do nikogo zwracać po pomoc, czy do przyjaciół, czy do "wyższych instancji". Ja zwracam się cały czas i dobrze na tym wychodzę, pomagam również innym. www.okultyzm.k9.pl
KZ
karzeł z farmakologami.
19 października 2012, 12:49
Dobiją .Są rzeczy niewytłumaczalne.Szkoda ,że ręce umywacie-tak globalnie. A wystarczyłoby pojednanie.
WP
Wielki Post okazją do spowiedzi
25 lutego 2012, 00:27
Beznadziejnie jest trwać w grzechu...
AJ
a ja
11 lutego 2012, 13:31
ps. mam też przyjaciół
AJ
a ja
11 lutego 2012, 13:30
kiedy cierpię zwracam się do Chrystusa i On mi pomaga w moim cierpieniu.
Z
ZJW7Y
11 lutego 2012, 13:30
Przekonać drugiego że ma cierpieć (on, nie ja, bo JA nie muszę), dołożyć mu i zrobić wszystko żeby w końcu się zamknął. Posprzątane. Taka religijność.
C
cierpienie
11 lutego 2012, 12:43
Dwaj zakonnicy przyrzekli sobie nawzajem, że który z nich pierwiej umrze, to w jakikolwiek sposób da znać pozo­stałemu przy życiu o stanie, w jakim się znajduje po śmierci. Bóg pozwolił temu, co pierwiej umarł, aby spełnił swoją obie­tnicę. Pokazał się więc swemu przyjacielowi i zapewnił go, że 15 dni przebywał w czyśćcu za to, że zbyt lubował się w spełnianiu swojej woli. Kiedy żyjący winszował mu, że tak niedługo przebywał w czyśćcu, umarły odrzekł: "Wolałbym za życia ze skóry być obdzieranym przez dziesięć tysięcy lat; gdyż to cierpienie jakkolwiek wielkie nie wyrównywałoby cier­pieniom, jakie w czyśćcu ponosiłem".  św.Jan Vianney
WI
wiara i nawrócenie
11 lutego 2012, 12:37
On wszystkich chorych, opętanych i cierpiących uzdrawiał. nie wszystkich.... bo nic na siłę, wiara i uwolnienie duszy od grzechu...  "I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich"... Fizyczne dotknięcie Pana Jezusa nie było warunkiem koniecznym cudu uzdrowienia, np. słowa setnika "Panie nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój, ale powiedz tylko słowo, a mój sługa odzyska zdrowie" Mt 8,8 I tak się stało, sługa został uzdrowiony "na odległość" I to, że Pan Jezus uzdrowił tych, którzy w głos i z serca krzyczeli, nie krępując się tłumów, np.: "A oto kobieta kananejska, wyszedłszy z tamtych okolic, wołała: Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida! Moja córka jest ciężko dręczona przez złego ducha. Lecz On nie odezwał się do niej ani słowem. Na to podeszli Jego uczniowie i prosili Go: Odpraw ją, bo krzyczy za nami! Lecz On odpowiedział: Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela" Mt 15, 22-24. (pamiętamy, że Pan Jezus uzdrowił córkę tej kobiety) "Gdy Jezus odchodził stamtąd, szli za Nim dwaj niewidomi którzy WOŁALI GŁOŚNO: Ulituj się nad nami, Synu Dawida! Gdy wszedł do domu, niewidomi przystąpili do Niego, a Jezus ich zapytał: Wierzycie, że mogę to uczynić? Oni odpowiedzieli Mu: Tak, Panie! Wtedy dotknął ich oczu, mówiąc: Według wiary waszej niech wam się stanie!" Mt 9, 27-29.
A
Autor
11 lutego 2012, 12:16
cz.2 (cd) No i cóż tu można "sensownego" (by nikogo nie urazić, a coś wyjaśnić, a może i twórczo sprowokować) powiedzieć w paru zdaniach? Próbujemy, szukając obdarować się wzajemnie jakimś może w czymś lepszym zrozumieniem czy po prostu doświadczeniem... A co do tego, że Jezus tak tylko wszystkim i każdemu pomagał przez uzdrowienia itd. To prawda (sam o tym w swoim dziś pisanym kazaniu mówię), ale wiadomo, że nie do wszystkich dotarł z taką skuteczną "namacalną" pomocą... Owszem dociera dziś na inny sposób. To jedno. A drugie: każde z ośmiu Jezusowych błogosławieństw nie odejmuje (fizycznie) cierpienia płaczącym, ubogim, prześladowanym, smucącym się itp., ale mimo to (nie usuwając fizycznego i moralnego cierpienia) dogłębnie (a nie tanio!) pociesza ich odesłaniem do Najwyższego Dobra: "Boga oglądać będą"!
A
Autor
11 lutego 2012, 12:16
Autor napisał: "....cierpienie jest elementem wielkodusznej pedagogii Boga,.. "....On daje każdemu potrzebną mu "dawkę" cierpienia...' Proszę wobec tego o odpowiedź na pytanie: dlaczego Jezus, gdy żył na ziemi, nie powiedział takich słów żadnemu cierpiącemu człowiekowi? On wszystkich chorych, opętanych i cierpiących uzdrawiał. Nikomu nie prawił morałów, że musi jeszcze pocierpieć, bo to mu jest potrzebne do skruszenia egoizmu, itp. A obecnie gloryfikuje się cierpienie. Rzeczywiście, odkrywanie oryginalnej i "czystej" odpowiedzi (Chrystusowej) na nasze ludzkie zapytania i problemy jest najważniejsze, rozstrzygające i nikt nie ma prawa sądzić, że wie coś lepiej niż Chrystus. Zatem próbujmy wydobywać to, co ON nam proponuje i daje, a uzyskamy realną pomoc. Przychodźmy do NIEGO, by i nam, jak kiedyś innym, pomógł sprostać życiu, które jest bezcennym darem, ale i,jak każdy widzi, wielkim zadaniem, wyzwaniem. - To najważniejsze. A jeśli miałbym coś jeszcze dopowiedzieć: mówienie o cierpieniu jest jak chodzenie po polu minowym. Temat jest delikatny i właściwie nie do "wypowiedzenia", gdyż zawiera w sobie (czy osłonięty jest przez) "kilka" tajemnic: tajemnicę zwykłego ograniczenia wpisanego w każde stworzenie; tajemnicę nieprawości, grzechu, który sprawia,że jedni drugim zadają cierpienie...; a ponad tym wszystkim "góruje" tchnąca nadzieją tajemnica zwycięskiej Miłości Boga Ojca.
SW
sie wtrącę
11 lutego 2012, 10:24
dlaczego Jezus, gdy żył na ziemi, nie powiedział takich słów żadnemu cierpiącemu człowiekowi? On wszystkich chorych, opętanych i cierpiących uzdrawiał. Nikomu nie prawił morałów, że musi jeszcze pocierpieć, bo to mu jest potrzebne do skruszenia egoizmu, itp. A obecnie gloryfikuje się cierpienie. Bo my jesteśmy bardziej katoliccy od Chrystusa, wiemy lepiej i pouczylibysmy Go jak ma postępować.
?
?
11 lutego 2012, 10:02
Autor napisał: "....cierpienie jest elementem wielkodusznej pedagogii Boga,.. "....On daje każdemu potrzebną mu "dawkę" cierpienia...' Proszę wobec tego o odpowiedź na pytanie: dlaczego Jezus, gdy żył na ziemi, nie powiedział takich słów żadnemu cierpiącemu człowiekowi? On wszystkich chorych, opętanych i cierpiących uzdrawiał. Nikomu nie prawił morałów, że musi jeszcze pocierpieć, bo to mu jest potrzebne do skruszenia egoizmu, itp. A obecnie gloryfikuje się cierpienie.
N
nie drwię, przeciwnie
11 lutego 2012, 00:07
~nie płacz...  kiedy Bóg drzwi zamyka – to otwiera okno. Jan Twardowski było przez wiele lat ogromne cierpienie i fizyczne i psychiczne, odbierające chęć do życia, chciało się wtedy spocząć już na "zielonych pastwiskach" a ta świadość istnienia Boga, wiara, modlitwa, słowo z Ewangelii, zawsze dawała iskierkę nadziei, światełko w mroku, obecnie mogę powiedzieć iż "jestem świadkiem na istnienie Boga" jeszcze raz trudno by było to przeżyć, Bóg uchronił od rozpaczy...uchylił okno... nie tylko dla mnie.  
D
dziękuję
10 lutego 2012, 23:03
cz. 1 - Jest rzeczą bardzo pouczającą i życiowo pomocną, by
A
Autor
10 lutego 2012, 22:23
cz. 1 - Jest rzeczą bardzo pouczającą i życiowo pomocną, by wsłuchać w wielkie biblijne wypowiedzi ludzi bardzo cierpiących. Jedna z najbardziej dramatycznych wypowiedzi znajduje się w Lamentacjach: "Jam człowiek, co zaznał boleści pod rózgą Jego gniewu; On mnie prowadził, iść kazał w ciemnościach, a nie w świetle, przeciwko mnie jednemu cały dzień zwracał swą rękę. Zniszczył me ciało i skórę, połamał moje kości, osaczył mnie i nagromadził wokół jadu i goryczy; ciemność mi dał na mieszkanie, tak jak umarłym na wieki. Opasał mnie murem, nie wyjdę, obciążył moje kajdany. Nawet gdy krzyczę i wołam, On tłumi moje błaganie; głazami zagrodził mi drogi, a ścieżki moje poplątał. On dla mnie niedźwiedziem na czatach i lwem w kryjówce; sprowadził mnie z drogi i zmiażdżył, porzucił mnie w nędzy; łuk swój napiął i uczynił ze mnie cel dla swej strzały. Sprawił, że tkwią w moich nerkach strzały Jego kołczanu; drwią ze mnie wszystkie narody: jam stale treścią ich pieśni, On mnie nasycił goryczą, piołunem napoił. Starł mi zęby na żwirze, pogrążył mnie w popiół. Pozbawiłeś mą duszę spokoju, zapomniałem o szczęściu (Lm 3, 1-17).
A
Autor
10 lutego 2012, 22:22
cz.2. Autor natchniony dobrze wie, że to nie Bóg jest pierwotnym sprawcą cierpienia i śmierci (por. Mdr 1, 13; 2, 24). Gdzieś w głębi serca wie on, że Bóg, będąc zarazem wszechmocny i dobry, niesie go wiernie i czule ogarnia ze wszystkich stron (por. ps 139). Taki Bóg nie może być sprawcą cierpienia, które byłoby jednocześnie krzywdą i czynem niesprawiedliwym. Mając taką świadomość, wypowiada on jednak słowa skargi. Skarżący się Jeremiasz nie obawia się, że skrzywdzi Boga przypisując Mu współodpowiedzialność za cały szereg działań, sprawiających ból: „On mnie nasycił goryczą, piołunem napoił”, itd. Po wypowiedzeniu całej swej skargi w trzeciej osobie, zwraca się wprost do Boga w drugiej osobie: Pozbawiłeś mą duszę spokoju. I tu cenna myśl o. A. Gruena: „Skarżenie się miewa często moc wyzwalającą. Skarga to nie to samo, co lament. Gdy lamentuję, moje myśli krążą wyłącznie wokół mojej własnej osoby, bez reszty pogrążam się w żalu nad sobą. Skarżąc się, zwracam się z moją niedolą do Boga. (...) Taki dialog może dokonać we mnie zmiany”. – Właśnie: dialog. Chciałoby się dopowiedzieć: skarżmy się „do woli”, ile trzeba i jak długo trzeba. Bóg zawsze słucha przyjaźnie i odpowie, wspomoże. Pokaże ostateczny sens cierpienia. Wyprowadzi z niego dobro w sposób Jemu wiadomy. –Natomiast należy ustrzec się „lamentowania”, bo wtedy, jak było powiedziane: „Gdy lamentuję, moje myśli krążą wyłącznie wokół mojej własnej osoby, bez reszty pogrążam się w żalu nad sobą”.
BS
brak słów..
10 lutego 2012, 21:50
Niektórzy ludzie cierpią bardziej i dłużej niż Chrystus I zbawiają świat bardziej niż On.
H
HEREZJE!!
10 lutego 2012, 21:24
Niektórzy ludzie cierpią bardziej i dłużej niż Chrystus
D
dal
10 lutego 2012, 21:22
Niektórzy ludzie cierpią bardziej i dłużej niż Chrystus
M
M6BZ3
10 lutego 2012, 21:21
Bóg jest sprawiedliwy, więc potępienie i kara za czyjeś samobójstwo spadnie na tych, którzy się do niego przyczynili.
TO
to oczywiste
10 lutego 2012, 21:14
Zawsze będzie pełne emocji poruszanie tematu cierpienia... Tylko Chrystus potrafi zrozumieć cierpienie ludzkie! Bo sam cierpiał i to jak!! Nieludzko cierpiał ON sam!
DA
do Autora
10 lutego 2012, 21:03
@Autor    Krótko mówiąc, doświadczane przez nas cierpienia – i te małe, i te wielkie – są po prostu elementem wielkodusznej pedagogii Boga wobec nas. Boże prowadzenie nas jest zawsze pełne miłości i ma jeden cel: wprowadzić nas w wielki świat Boskich Osób.  ....Zaufajmy Bogu. On jeden zna potrzebną każdemu z nas „dawkę” cierpienia, które skutecznie skruszy w nas głupią pychę i niemądry kult siebie samego oraz samej tylko doczesności.  to już wiem, czemu służył Oświęcim... a cierpienia dzieci - ofiar ks.pedofilów też należy w ten sposób tłumaczyć?
:
:(
10 lutego 2012, 20:52
Jeżeli mnie spotka coś jeszcze gorszego niz do tej pory, popełnię samobójstwo. Więcej nie wytrzymam i nie będzie to ani egoizmem, ani pychą. Tylko potępieniem?
M
M6BZ3
10 lutego 2012, 20:46
Jeżeli mnie spotka coś jeszcze gorszego niz do tej pory, popełnię samobójstwo. Więcej nie wytrzymam i nie będzie to ani egoizmem, ani pychą.
M
M6BZ3
10 lutego 2012, 19:57
A co ból spowodowany cierpieniem, ma wspólnego z egoizmem? A jeśli ktoś NIE BYŁ EGOISTĄ a mimo to spotkało go wielkie, niezasłużone zło? Ludzie głoszący ideologię cierpienia, Boga który nas dręczy aby nas uczynic "większymi" (ileż w tym pychy), są niemiłosierni i dla siebie, i dla bliźnich. Ich Bóg jest tyranem, który im bardziej "kocha", tym bardziej bije. Taka wizja Boga może ludzi pozbawić wiary. Nie każdy ma powołanie św. Ignacego Loyoli i nie każdy miał surowego ojca, którego oblicze potem przypisuje Bogu.
X
XYZ
10 lutego 2012, 12:03
Owszem jest ale można się z tego wyleczyć, całego świata się nie zbawi, ale może warto jednego człoweka.  „Optymistę spotyka w życiu tyle samo niepowodzeń i tragedii, co pesymistę, ale optymista znosi to lepiej” - pisze Seligman. Jego zdaniem optymista po porażce szybko się podnosi i wraca do działania. Pesymista, nauczony bezradności „przyjmuje swój los z pokorą” i nie próbuje go zmieniać.  Sposobem na przełamanie pesymistycznego stylu wyjaśniania, który wiąże się z wyuczoną bezradnością jest więc „nauczenie się optymizmu”. W wydanej w 1990 roku książce „Optymizmu można się nauczyć – jak zmienić swoje myślenie i swoje życie” Seligman proponuje zestaw technik poznawczych, które nauczą korzystające z nich osoby spostrzegać świat i swoje życie jako coś, na co mogą wpłynąć. Dzięki temu będą mogły przestać cierpieć w milczeniu i pokornie znosić przeciwności losu, ale podjąć walkę z nimi i spróbować zmienić to, co im nie odpowiada.
ÀP
à propos
10 lutego 2012, 11:14
Jest również coś takiego, jak WYUCZONA BEZRADNOŚĆ.
X
XYZ
10 lutego 2012, 09:58
 Dziecko molestowane przez ojca nie znajduje się w sytuacji bez wyjścia, może szukać pomocy, teraz są różne formy i wiele mozliwości i takie dziecko rozsądny rodzić lub ktos kto zauważył, że dzieję się coś złego powinien mu zapewnic fachową pomoc bo sam mu nie pomoże się z tego podnieść, a jeśli mu nikt nie pomógł, dziecko dorosło i dalej czuje, że cierpi z tego powodu to powinien poszukać pomocy, są takie cierpienia z którymi człowiek sam sobie nie poradzi, ale nie jest to sytuacja bez wyjścia, to cierpienie mozna zakonczyć. Oczywiscie że żona zdradzona przez męża cierpi, ale też może to cierpienie zakończyć, nie znajduje się w sytuacji bez wyjścia, po tym jak już przeboleje powinna się zatanowic czy jest wstanie wybaczyć mężowi i spróbowac od nowa, czy zakończyć z nim znajomość. Można pytać po co to cierpienie i dlaczego akurat mnie to spotkało, ale dopóki tkwi się w tekiej beznadziejnej sytucji odpowiedzi sie nie znajdzie. Można też bez końca powtarzać "jaki ja to jetem bedny cierpiący w sytuacji bez wyjścia", a można ze wsztkich sił spróbowac to zmienić.
X
XYZ
10 lutego 2012, 09:25
Wszytkim cierpiącym proponuję przeczytać książkę "Oskar i pani Róża" jest bardzo krótka, nie rozwiąże waszych problemów ale pomoże zrzumieć sens cierpienia, mnie pomogła:) "Kompletnie zbaraniałem, kiedy zobaczyłem Twój posąg, stan, w jakim się znajdujesz, przykuty do krzyża, prawie goły, wychudzony, z ranami na ciele, twarzą, po której spływa krew od cierni i głową ledwie trzymającą się na szyi. Pomyślałem o sobie. I zezłościłem się. Gdybym był Bogiem, jak Ty, na pewno nie dałbym się tak załatwić(...) - Zastanów się Oskarze. Który z nich wydaje ci się bliższy? Bóg, który nic nie czuje, czy Bóg, który cierpi? - Ten, który cierpi, oczywiście. Ale gdybym był nim, gdybym był Bogiem, gdybym miał takie możliwości jak on, uniknąłbym cierpienia. - Nikt nie może uniknąć cierpienia. Ani Bóg, ani ty. Ani twoi rodzice, ani ja. - No dobrze. Ale dlaczego cierpimy? - Właśnie. Jest cierpienie i cierpienie. Popatrz uważnie na jego twarz. Przyjrzyj mu się. Widać po nim, że cierpi? - Nie. To ciekawe. W ogóle po nim nie widać. - Bo są dwa rodzaje bólu, Oskarku. Cierpienie fizyczne i cierpienie duchowe. Cierpienie fizyczne się znosi. Cierpienie duchowe się wybiera. - Nie rozumiem. - Jeśli wbijają ci gwoździe w nadgarstki i stopy, nie masz innego wyjścia, musisz odczuwać ból. Znosisz go. Natomiast myśl o śmierci nie musi powodować bólu. Nie wiesz, czym jest. Wszystko zależy od ciebie. (...) Ludzie boją się umierać, bo odczuwają lęk przed nieznanym. Ale właśnie, co to jest nieznane? Proponuję ci, Oskarze, żebyś się nie bał, żebyś był ufny. Spójrz na twarz Pana Boga na krzyżu: znosi cierpienie fizyczne, ale nie cierpi duchowo, bo ufa. I nawet gwoździe już mu tak nie doskwierają. Powtarza sobie: boli mnie, ale nie ma w tym nic złego. To są korzyści, które przynosi wiara. I to właśnie chciałam ci pokazać. - O.K., ciociu Różo, jak będę miał pietra, zmuszę się, żeby wierzyć." Eric - Emmanuel Schmitt "Oskar i pani Róża"
?
??
10 lutego 2012, 07:59
Jak Autor wytłumaczy dziecku molestowanemu przez ojca, albo żonie zdradzanej przez męża, że "... chroniąca nas miłość Boga dopuszcza cierpienie tylko po to, by kruszyć pancerz naszego egoizmu i zakwestionować nasz egocentryzm..."
G
Grace
10 lutego 2012, 01:30
ks.Tadeusz Dajczer - Rozwazania o wierze pod takim haslem jest ksiazka w internecie do przeczytania za free, daje ona odpowiedzi na wiele podstawowych pytan dotyczacych wiary,cierpienia czlowieka. Mam wrazenie, ze jest napisana pod natchnieniem Ducha Sw.
A
Autor
9 lutego 2012, 23:37
1.b. (i jeszcze reszta; przepraszam,że taki długi wpis). "Sam jednak ból i wszelkie cierpienie (fizyczne, psychiczne czy duchowe) są dwuznaczne – w tym sensie, że różnie możemy zareagować na doświadczane cierpienie. Może nas ono wtrącić w wielki smutek, zwłaszcza wtedy gdy jest wielkie. Czasem wywołuje ono destrukcyjną rozpacz. Światło Bożego Objawienia poucza nas jednak, że rolą cierpienia nie jest niszczenie nas. Bóg wręcz nie może chcieć nas niszczyć, skoro stwarza nas jako arcydzieło swojej Miłości. Chroniąca nas Miłość Boga dopuszcza cierpienie jedynie po to, by kruszyć pancerz naszego egoizmu i by zakwestionować nasz egocentryzm."
A
Autor
9 lutego 2012, 23:34
Miałem trudność dodania cz.1. Oto początek: Cz. 1a.Zostałem przywołany… Proszę pozwolić, że nie nawiążę wprost do żadnej wypowiedzi. Powtórzę to, co kiedyś napisałem, reflektując nad bardzo trudnymi doświadczeniami św. Ignacego Loyoli. Niektóre stwierdzenia zabrzmią mocno, może się wydać, że raniąco. Jakkolwiek to wybrzmi i „cokolwiek” warte jest to, co poniżej, to zawsze wiem (wiemy, Kościół to wie i wyznaje), że dogłębnie jednamy się z Bogiem Ojcem w „każdym utrapieniu” jedynie wpatrując się w los Cierpiącego Sługi Jahwe – Jezusa Chrystusa. Straszny Krzyż nie był przecież ostateczną klęską, ale…(właśnie, jak wysłowić Życie, które tryska z Ukrzyżowanego Pana!) „Zawierzyć Bożej pedagogii. Droga każdego człowieka do Boga wiedzie przez różne etapy. Pierwszy bywa niekiedy tak gwałtowny i bolesny jak w życiu św. Ignacego. Niekoniecznie trzeba iść na wojnę, by wydarzyło się coś, co zwala z nóg i przygotowuje grunt dla radykalnego zwrócenia się ku Bogu. Codzienne życie z jego zwyczajnymi przeciwnościami, niezrozumieniami ze strony bliźnich też może zwalać nas z nóg i coraz dogłębniej kwestionować sens dotychczasowego życia. Na ten czy inny sposób sprawdza się jednak w naszym życiu ta prawidłowość, że „coś” musi nami wstrząsnąć. Wcześniej czy później musimy doświadczyć odpowiednio wielkiego bólu, byśmy przestali pokładać nadzieję w sobie samych i w kruchej doczesności, która złudnie nas olśniewa i za dużo obiecuje.
:
:(
9 lutego 2012, 23:23
Zaufajmy Bogu. On jeden zna potrzebną każdemu z nas „dawkę” cierpienia, które skutecznie skruszy w nas głupią pychę i niemądry kult siebie samego oraz samej tylko doczesności. Ale coś się w człowieku buntuje słysząc o samobóstwach ludzi modlących się, pobożnych. I proszę nie pisać, że nie byli wierzący - bo akurat te "dwa przypadki" - to byli głeboko wierzący, a jednak... stało się :(
A
Autor
9 lutego 2012, 22:50
Cz. 2. Wiem, że są to tematy niezwykle delikatne. Wolno jednak powiedzieć, że doświadczane cierpienie pozostaje w proporcji do grubości muru naszego egoizmu i naszej pychy, a także w proporcji do wielkości powołania i misji, którą Bóg komuś powierza. Krótko mówiąc, doświadczane przez nas cierpienia – i te małe, i te wielkie – są po prostu elementem wielkodusznej pedagogii Boga wobec nas. Boże prowadzenie nas jest zawsze pełne miłości i ma jeden cel: wprowadzić nas w wielki świat Boskich Osób. Jeśli św. Ignacy Loyola – po tylu cierpieniach (fizycznych, psychicznych i duchowych) – został doprowadzony przez Boga do wielkich mistycznych obdarowań i do wielkiej radości oraz pokoju ducha, to i my nie traćmy ducha, gdy czujemy się doświadczani różnymi cierpieniami. Zaufajmy Bogu. On jeden zna potrzebną każdemu z nas „dawkę” cierpienia, które skutecznie skruszy w nas głupią pychę i niemądry kult siebie samego oraz samej tylko doczesności. Przez wstawiennictwo św. Ignacego prośmy o tę łaskę, byśmy odnowili w sobie wielkie zawierzenie wobec naszego Zbawiciela i byśmy wydali się w Jego ręce. Niech nas do tego mobilizuje ta obserwacja św. Ignacego: „Jest bardzo mało ludzi, którzy przeczuwają, co Bóg uczyniłby z nich, gdyby zaparli się siebie samych i wydali się całkowicie Jezusowi Chrystusowi, aby On ukształtował ich dusze w swoich rękach”.
:
:)
9 lutego 2012, 19:06
Nie chodziło mi o picieszanie bo w beznadziejnej sytuacji pocieszanie nie ma sensu
:
:)
9 lutego 2012, 19:04
  To nie ja napisalam ten wiersz, zapytałam jak ci pomóc, nie chcesz odpowiadac to nie musisz. Twój wybór. Spotkało mnie coś takiego, że nie bylam wstanie iść dalej, to źle że udało mi sie podnieść? W jaki sposób ja z ciebie drwie? W którym momęcie? Jesteś wściekly bo jesteś w beznadziejnej sytuacji a ja nawet nie wiem co ci jest i przez kogo, nie mam ochoty na zabawe twoim kosztem, przestań wreszczcie szukać winnych tylko zrób coś z tym, proszę
:
:)
9 lutego 2012, 19:01
 To nie ja napisalam ten wiersz, zapytałam jak ci pomóc, nie chcesz odpowiadac to nie musisz. Twój wybór. Spotkało mnie coś takiego, że nie bylam wstanie iść dalej, to źle że udało mi sie podnieść? W jaki sposób ja z ciebie drwie? W którym momęcie? Jesteś wściekly bo jesteś w beznadziejnej sytuacji a ja nawet nie wiem co ci jest i przez kogo, nie mam ochoty na zabawe twoim kosztem, przestań wreszczcie szukać winnych tylko zrób coś z tym, proszę
A
AB
9 lutego 2012, 18:51
Do 'jasne' rozumiem Cię i też jeszcze niedawno oburzałam się na wątpliwe "pocieszenia" innych ludzi na forum. Teraz wiem, że ktoś, kto nie przeżył tego samego nieszczęścia, NIGDY nie zrozumie drugiego cierpiącego człowieka. I raczej dokopie mu tymi pocieszeniami niż mu pomoże. ...." Bóg gdy zamyka drzwi to otwiera okno", .... to chwytliwa metafora, która pasuje do wiersza, ale z realiami nie ma nic wspólnego. Wychodząc przez okno można się tylko zabić (jeśli mieszka się na pietrze)
J
jasne
9 lutego 2012, 17:28
Nie ma sprawy. Więcej nic nie napiszę. Oby cię nie dotknęło coś naprawdę złego, tak, że nie będziesz w stanie iść dalej, bawić się cudzym kosztem ani mechanicznie powtarzać popularnych wierszy. Tylko że z tej drwiny z czyjegos cierpienia też zostaniesz rozliczona.
NP
nie płacz
9 lutego 2012, 16:59
Nie płacz w liście nie pisz że los ciebie kopnął nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia kiedy Bóg drzwi zamyka – to otwiera okno. Jan Twardowski
:
:)
9 lutego 2012, 13:13
jasne - Nie wiesz czy jestem w beznadziejne sytuacji czy nie, nie wiesz czy jest mi dobrze czy nie. Moje życie w moich rękach to nie znaczy że Bóg jest mi zbędny, ale nie oczekuję od Niego, że wszystko za mnie zrobi, tylko szukam rozwiązania. "Wiara bez uczynków jest martwa". Nie rozumiem się. Może napisz tutaj w jakiej sytuacji beznadziejnej jesteś, a ktoś ci podpowie roziązanie? 
J
jasne
8 lutego 2012, 20:50
To wiara czyni cuda nie Bóg, jeżeli nie uwierzy się, że cud jest możliwy to Święty Boże nie pomoże. Czego w takim razie dotyczy twoja wiara, bo z powyższych słów wynika że Bóg jest zbędny. Moje życie w moich rękach i znajdę roziązanie. Nie byłaś w sytuacji bez wyjścia, bo Bóg był dla ciebie dobry i nie potrafisz się postawić na miejscu ludzi którzy w takiej sytuacji sie znajdują przez krótki lub długi czas, więc bądź łaskawa nie mędrkować skoro ci tak dobrze.
:
:)
8 lutego 2012, 09:32
Chodzi o to żeby szukać wyjścia z beznadziejnej sytuacji, szukać a nie czekać na cud, większość sytuacji bez wyjścia możemy roziązać samodzielnie własnymi siłami, wiem co mówię bo byłam w beznadziejnej sytuacji, miałam pretensje do Boga i całego świata, poprzez modlitwy różne chcałam wymodlić cud, cud się nie stał ale ja mam siłę szukać rozwiązania dalej. To wiara czyni cuda nie Bóg, jeżeli nie uwierzy się, że cud jest możliwy to Święty Boże nie pomoże. Pan Jezus powiedział do św. Siostry Faustyny "za wytrwałość wynagradzam nie za osiągnięcia". Moje życie w moich rękach i znajdę roziązanie.
J
jasne
7 lutego 2012, 17:42
Zostawić człowieka samego z nawarstwiającymi sie problemami przez całe lata, bojkotować za każdym razem kiedy zgłasza że już nie może tak dalej, a na koniec przywalić posądzeniem o chorobę psychiczną kiedy zostanie doprowadzony do kresu wytrzymałości  i popełni samobójstwo. I nie mieć żadnych wyrzutów sumienia. Bo po co nam sumienie, skoro jesteśmy KATOLIKAMI a niebo nam przysługuje jak psu buda.
S
S82D3
7 lutego 2012, 17:22
QB2FG - Myślę podobnie jak Ty. A takie artykuły jak powyższy powodują tylko większe rozgoryczenie osób, które są w naprawde beznadziejnej sytuacji, bo teoria mówi jedno, a życie niesie drugie (gorsze)
DA
do Autora
7 lutego 2012, 10:12
Ojcze Krzysztofie. Gdyby nie było sytuacji beznadziejnych, nie byłoby samobójstw. Chociaż... niektórzy mowią, że samobójstwo popełniają ludzie chorzy.
T
teresa
7 lutego 2012, 09:43
Kochany  "~QB2FG" - chyba Cię rozumiem i Ciebie "Ewo", sama dziś przyszłam na tę stronę żebrać o jakąś pociechę serca.Chyba powiem po prostu na tym forum; Ojcze Nasz który jesteś w Niebie przyjdź Królestwo Twoje, bądź Wola Twoja jako w Niebie tak i na Ziemi. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom. I nie wódź nas na pokuszenie ale nas zbaw ode złego amen.
E
Ewa
7 lutego 2012, 08:09
 Sytuacji beznadziejnych mozliwe, że nie ma - za to najczęściej są sytuacje kiedy trzeba wybierac pomiędzy złem i złem. Które zło wybrac? Wg jakich kategorii?
Q
QB2FG
7 lutego 2012, 02:35
Dziesiątki lat przychodziłam do Chrystusa ze wszystkim, a On nie dość że nie zatroszczył się dla mnie o nic, ale też odebrał mi prawie wszystko. Kiedy zabierze mi ostatnia bliską osobę jaką mam, położę się w nocy pod którymś z jego kościołów i popełnię samobójstwo.
BJ
Bóg jest pokojem
6 lutego 2012, 23:35
A kto Hitlera dopuścił do władzy, w Niemczech miał 90% poparcia,  kto ściągnął na ludzkość to nieszczęście, kto trwał w bezczynności i pozwalał Hitlerowi, kto się z nim układał i współpracował?  Nie Pan Bóg.  Ludzie ludziom zgotowali ten los. Ludzie z nienawiścią szykują się na siebie Najgłupsi wymyślą za co dzisiaj trzeba bić Biją już pięści, kopią już buty Gitowcy, zomowcy, tylko bez mundurów Budujesz faszyzm przez nietolerancję Budujesz system przez ignorancję Krzyczysz słowa, których nie rozumiesz Jak małpa powtarzasz to, co zobaczyłeś Jesteś nędzną kopią swojego wzoru Powtarzasz schemat, którego się nauczyłeś Ten jest stąd, a tamten stamtąd Więc ten jest dobry, a tamten zły Ten jest taki, a tamten inny Więc tego chcesz słuchać, a tamtego bić Nie będą potrzebne represje i siła Żeby rozbić nas pałowaniem Bo w wielu z was siedzi milicjant I dobrze spełnia swoje zadanie    
W
współczuję
6 lutego 2012, 23:02
ale i NADZIEJA!! A co? Piekła już nie ma? Odwołane??? Liczysz na piekło????
?
?
6 lutego 2012, 23:01
Jeśli więźniowie modlili się o uwolnienie z obozu I czego to dowodzi? Mniejszej miłości Boga do nas?
Z
Zocha
6 lutego 2012, 20:12
A umarli nie są już z Bogiem?!? Życie nie kończy sie na śmierci!! Wielu ukochanych już po drugiej stronie i została tęsknota, ale i NADZIEJA!!   A co? Piekła już nie ma? Odwołane???
ŻC
życie czy śmierć
6 lutego 2012, 19:41
Jeśli więźniowie modlili się o uwolnienie z obozu, to chyba dlatego że chcieli jeszcze żyć, prawda? Ile tam było matek, które chciały wrócić do dzieci, albo dzieci, które chciały wrócić do rodziców. Śmierć nie była dla nich rozwiązaniem ich beznadziejnej sytuacji, jak tu ktoś niżej próbuje dowodzić. Gdyby przyjąć że śmierć jest wyjściem z każdej beznadziejnej sytuacji dlatego, że łączy nas z Bogiem, to lepiej by było od razu w dzieciństwie umierać - wtedy szybko każdy poszedłby do raju. Po co wobec tego żyć?
NR
nie rozumiem
6 lutego 2012, 19:28
Nie ma sytuacji beznadziejnych? Ależ są. Przecież nie każda modlitwa jest wysłuchana, a raczej rzadko która jest wysłuchana. Bóg może słucha naszych modlitw, ale robi po swojemu. Prosty przykład: czy więźniowie w Oświęcimiu nie modlili się o uwolnienie? Na pewno większość to robiła. A ilu zostało przy życiu? A umarli nie są już z Bogiem?!? Życie nie kończy sie na śmierci!! Wielu ukochanych już po drugiej stronie i została tęsknota, ale i NADZIEJA!! A Nadzieją jest ON - JEZUS CHRYSTUS, który śmierć zwyciężył, czemu wciąż ludzie myślą, że to jakaś BAJKA?????????????????!!!
E
exit
6 lutego 2012, 19:19
Nie ma sytuacji beznadziejnych? Ależ są. Przecież nie każda modlitwa jest wysłuchana, a raczej rzadko która jest wysłuchana. Bóg może słucha naszych modlitw, ale robi po swojemu. Prosty przykład: czy więźniowie w Oświęcimiu nie modlili się o uwolnienie? Na pewno większość to robiła. A ilu zostało przy życiu?
Z
Zocha
6 lutego 2012, 14:08
Nie ma sytuacji beznadziejnych - chyba żebyś na taką natrafił!