Niebo na chwilę

(fot. sxc.hu)
Piotr Włoczyk

Ceniony amerykański neurochirurg wydał książkę, w której ogłosił, że podczas śpiączki zdobył naukowy dowód na istnienie nieba. Czy nauka rzeczywiście jest w stanie sięgnąć tak wysoko?

Pewnego listopadowego poranka w 2008 r. dr Eben Alexander obudził się z potwornym bólem pleców, który przeniósł się następnie w okolice głowy. Chwilę potem dr Alexander znalazł się nieprzytomny w szpitalu, targany gwałtownymi spazmami. Kolejne siedem dni przeleżał w głębokiej śpiączce, walcząc o życie, choć mało kto dawał mu jakiekolwiek szanse. Sprawczynią nieszczęścia okazała się wyjątkowo groźna (i niezwykle rzadka) bakteria, która zaatakowała korę mózgową swojej ofiary i sprawiła, że cała część mózgu odpowiedzialna za wyższe zdolności została kompletnie wyłączona. Skoro kora mózgowa nie działała, jakakolwiek świadomość - według obowiązującej wykładni naukowej - również nie miała prawa istnieć, na co dowodem miały później być wskazania aparatury monitorującej funkcje życiowe neurochirurga. Patrząc na ten okres ściśle pod kątem nauki, pacjent był absolutnie nieobecny.

W wydanej w zeszłym tygodniu w USA książce "Proof of Heaven" (Dowód na istnienie nieba) dr Alexander przekonuje jednak, że przez cały ten czas był obecny duchem. Nie w swoim ciele, lecz... w niebie. "W tym czasie byłem w miejscu pełnym chmur. Duże, puszyste biało-różowe chmury, które mocno się wyróżniały na tle ciemnego niebiesko-czarnego nieba" - opisuje w książce swoje wspomnienia. W dalszej części tekstu, do tego niebiańskiego krajobrazu dr Alexander dodaje anioły latające wysoko ponad jego głową i wszechogarniające poczucie bezgranicznej miłości.

Oczywiście podobnych historii nie brak w księgarniach - szczególnie na przełomie października i listopada - ale "Proof of Heaven" z co najmniej dwóch powodów zasługuje na uwagę. Po pierwsze - jej autor jest poważanym neurochirurgiem z 15-letnim stażem akademickim na Uniwersytecie Harvarda. W opisie tygodnia swojej zapaści krok po kroku tłumaczy czytelnikom, w jakim stanie znajdował się jego mózg, naukowo dowodząc, że wspomnienia, jakie zachował z tego okresu, nie mogły się "urodzić" w jego mózgu, ponieważ ten najzwyczajniej w świecie nie funkcjonował. Po drugie, sam, aż do owego feralnego tygodnia w śpiączce, był człowiekiem - delikatnie sprawę ujmując - małej wiary, i to do takich właśnie osób dr Alexander wydaje się bezpośrednio zwracać ze swoim naukowym wywodem na temat świata duchowego. W ogóle cała książka wydaje się być pisana pod kątem tradycyjnych wątpliwości sceptyków, których o życiu po życiu przekonać mógłby tylko głos kogoś, kto o działaniu ludzkiego mózgu wie - wydawałoby się - wszystko.

W opisie świata pozaziemskiego dr. Alexandra nie brakuje też odniesień do samego Boga: "Moje doświadczenie pokazuje mi, że śmierć ciała i mózgu nie są końcem świadomości, że ludzkie doświadczenie wykracza poza grób. Co ważniejsze, dzieje się to wszystko na oczach Boga, który kocha i troszczy się o każdego z nas i o to, dokąd sam wszechświat i wszystkie istoty w nim żyjące ostatecznie zmierzają".

I choć w historii dr. Alexandra pojawiają się Bóg i wątki religijne, to niejeden gorliwy chrześcijan po przeczytaniu książki może czuć pewien zawód. Autor - jakby nie chcąc zrazić czytelników odrzucających istnienie Boga - przedstawia niebo nieco na "zimno". Bóg jest w nim obecny, ale stoi jakby z boku, nie jest centralnym punktem tej opowieści. Ale to niejedyny powód, dla którego nawet przeciętnemu chrześcijaninowi opis tego pozaziemskiego świata będzie się kojarzył raczej mało ortodoksyjnie. Dość powiedzieć, że pierwszy z obrazów z innej rzeczywistości, przedstawiony przez autora "Proof of Heaven" pokazuje go z perspektywy... organizmu jednokomórkowego, leżącego w ziemistej, gnijącej masie. Oto próbka tego, jak mało ortodoksyjna jest reszta tego świata pozaziemskiego: "Widziałem obfitość życia na przestrzeni niezliczonej liczby światów, włączając w to takie [istoty], których inteligencja była o wiele bardziej zaawansowana od ludzkiej. Widziałem, że są tam niezliczone wyższe wymiary, ale jedynym sposobem, by poznać te wymiary, jest wejść w nie i doświadczyć ich bezpośrednio".

Doświadczenie dr. Alexandra wywołało w środowisku badaczy Near-Death Experience (NDE - doświadczenie z pogranicza śmierci) żywą debatę. Naukowej stronie przeżyć autora "Proof of Heaven" przyjrzał się m.in. dr Pim van Lommel, holenderski kardiolog, od lat gromadzący opisy osób, które przeżyły NDE, starając się wytłumaczyć ich pochodzenie. W Polsce wydana została jego książka pt. "Wieczna świadomość. Naukowa wizja życia po życiu".

- Choć słyszałem już bardzo wiele opowieści o świecie pozaziemskim, to muszę przyznać, że nigdy jeszcze nie spotkałem się z tak złożonym opisem. W historii Ebena Alexandra najbardziej fascynujące jest to, że przeżył to wszystko, choć jego mózg był zupełnie wyłączony. To kolejny dowód pokazujący, że ludzka świadomość nie jest tylko i wyłącznie związana z działaniem mózgu - mówi "Tygodnikowi Powszechnemu" dr van Lommel. - Wierzę, że naukowa metodologia, którą posłużył się Eben Alexander, pozwoli w przyszłości złamać wiele tabu, które wciąż jeszcze obowiązują w nauce.

Co ciekawe, dr van Lommel to jeden ze sceptyków, którzy podobne historie nie uważają za jakikolwiek dowód na istnienie duszy lub nieba. Co więcej, w swoich pracach dr van Lommel generalnie ignoruje wątki religijne i, aby wyjaśnić fenomen powstawania świadomości poza ciałem, sięga nie w stronę Boga - jak dr Alexander - ale w stronę... fizyki kwantowej.

Czy świadectwo amerykańskiego neurochirurga daje do ręki wszystkim wierzącym kolejny argument przemawiający za tym, że nasze istnienie nie kończy się wraz ze śmiercią?

- Uważam, że błędem byłoby upatrywanie w doświadczeniach stanu przedśmiertnego jakiegoś dowodu na istnienie życia pozagrobowego (afterlife), raju czy nieba - mówi "Tygodnikowi" ks. prof. Wacław Hryniewicz, teolog z KUL. - W przypadku dr. Ebena Alexandra media piszą zbyt kategorycznie o "Proof of Heaven". Tymczasem badania nad tym zjawiskiem nie przyniosły do tej pory żadnego naukowego dowodu. Świadczą one wyłącznie o tym, że w zbliżeniu do śmierci wielu ludzi doznaje podnoszących na duchu i budzących nadzieję przeżyć. Wydaje się rzeczą wątpliwą, czy nauka zdoła kiedykolwiek dokonać rozstrzygającej weryfikacji.

Ksiądz profesor wydaje się być doskonałym adresatem powyższego pytania, ponieważ sam przeżył śmierć kliniczną, podczas której - jak opisuje - zapadał się w "życzliwą ciemność".

W podobny sposób obecność Boga doświadczył dr Alexander, który również nie przeżył wizji tunelu ze światłem, a obecność Boga także utożsamia z życzliwą ciemnością. Jest jednak między nimi istotna różnica: amerykański neurochirurg podczas swojego transcendentnego doświadczenia utracił jakikolwiek kontakt ze światem ziemskim, tracąc jakby swoją doczesną tożsamość. Dla amerykańskiego chirurga świat, jaki wszyscy znamy, zupełnie przestał istnieć.

- Ja nie odczułem niechęci przed powrotem do naszego świata. Właśnie w ciemności zatęskniłem za powrotem do żyjących. To była tęsknota za tym, żeby wrócić i może jeszcze coś w życiu zrobić - dodaje ks. prof. Hryniewicz.

W historii dr. Alexandra uderzający jest fragment, gdy opowiada, jak miesiąc po cudownym przebudzeniu ze śpiączki wybrał się z żoną do kościoła - miejsca, w którym nie było go od lat. Właśnie wtedy wszystkie wspomnienia z innej rzeczywistości miały do niego wrócić ze zdwojoną siłą. Światło załamywane przez witraże i obraz Jezusa łamiącego się chlebem ze swoimi uczniami - to wszystko miało mu przypomnieć o niezwykłych przeżyciach. Oddajmy głos autorowi: "W końcu zrozumiałem, o co chodzi w religii. Albo przynajmniej, o co powinno w niej chodzić. Nie tylko że wierzyłem w Boga; ja go znałem. Gdy dokuśtykałem do ołtarza, by przyjąć Komunię, łzy spłynęły mi po policzkach".

- Z całą ostrożnością można powiedzieć, iż dzięki badaniom nad zjawiskiem przeżyć pogranicznych ludzkie istnienie po śmierci stało się bardziej prawdopodobne - uważa ks. prof Hryniewicz. - Jednak prawdopodobieństwo to jeszcze nie dowód. Potrzebny jest nadal akt wiary i nadziei w istnienie innego świata.

 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Niebo na chwilę
Komentarze (15)
X
Xsin
14 listopada 2012, 23:29
Mało wiedzy oddala od Boga, dużo zbliża do Niego z powrotem...  kilku naukowców u schyłku życia  wiedza doprowadziła do Boga  ponownie... Droga  Magdaleno, Łaska Boża może być dana badaczowi  poprzez wiedze - danie mu laski lepszego zrozumienia zagadnienia podlegającego badaniu i wnioskowaniu.... 
M
Magdalena
14 listopada 2012, 21:46
Wiara jest łaską. Nie można się jej nauczyć z książki, z internetu. Nie można na nią zasłużyć. Jest darem od Boga i nie ma nic wspólnego z naszym doświadczeniem czy wykształceniem. Bóg posługuje się różnymi sposobami, aby objawić swoje istnienie człowiekowi. To nie my nawracamy, to sam Bóg nawraca człowieka. …"Jeżeli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby ktoś z umarłych powstał, nie uwierzą" (Łk 16,31)
X
Xsin
13 listopada 2012, 13:55
Mało wiedzy oddala od Boga, dużo zbliża do Niego z powrotem... nie  rzadko potrzebne "elektrowstrząsy"
X
Xsin
13 listopada 2012, 13:54
Mało wiedzy oddala od Boga, dużo zbliża do Niego z powrotem... nie  rzadko potrzebne "elektrowstrząsy"
X
Xsin
13 listopada 2012, 13:54
Mało wiedzy oddala od Boga, dużo zbliża do Niego z powrotem... nie  rzadko potrzebne "elektrowstrząsy"
G
gość
13 listopada 2012, 13:50
Mało wiedzy oddala od Boga, dużo zbliża do Niego z powrotem...
G
gość
13 listopada 2012, 13:50
Mało wiedzy oddala od Boga, dużo zbliża do Niego z powrotem...
G
gość
13 listopada 2012, 13:50
Mało wiedzy oddala od Boga, dużo zbliża do Niego z powrotem...
A
Artur
13 listopada 2012, 12:26
Nie wszyscy opisują niebo. Hint: Gloria Polo.
Jadwiga Krywult
13 listopada 2012, 11:03
... A ta "życzliwa ciemnośc" z artykułu wydaje mi się lekko "naciągana"... "Począwszy od teofanii Starego Testamentu, obłok - raz ciemny, a raz świetlisty - objawia Boga żywego i zbawiającego, osłaniając transcendencję Jego chwały."
O
ooboo
13 listopada 2012, 09:20
Nie wszyscy opisują stan śmierci klinicznej. Nie wszyscy, którzy opisują, od razu twierdzą, że znaleźli się w niebie. Nie uogólniaj. Znam przypadek, gdy doświadczający śmierci klinicznej po prostu widział, jak to określił "z góry", jak jest ratowany. Być może Bóg chętniej ukazuje nam szczęście nieba, niż demony rozpacz piekła. Być może one w ogóle tego nie mogą zrobić. No i czy nie masz wystarczająco dość przejawów działania złych sił tutaj, na świecie?
P
pytek
13 listopada 2012, 07:55
Jak to jest, że wszyscy, którzy opisują stan śmierci klinicznej, doświadczają wrażeń, że znaleźli się w niebie? Nikt nie trafił do piekła, czy chociażby do czyśćca? Niemożliwie raczej, by wszyscy byli tak święci, że od razu zasłużyli na niebo. Może to dowód na to, że nie ma ani czyścca ani piekła ?
O
OK
12 listopada 2012, 21:29
a także to: Colton Burpo: chłopiec, który zobaczył niebo <a href="http://www.youtube.com/watch?feature=pla<x>yer_em<x>bedded&v=DaIzqofwdpo">www.youtube.com/watch</a>
O
OK
12 listopada 2012, 21:26
Warto obejrzeć to świadectwo: Świadectwo: zginął, zobaczył Boga, wrócił. <a href="http://www.youtube.com/watch?feature=pla<x>yer_em<x>bedded&v=MJt6ixPwdsE">www.youtube.com/watch</a> Przekonujące. Proszę nie zniechęcić się zdeformowaną twarzą Świadka - po przeżytym poważnym wypadku. ... A ta "życzliwa ciemnośc" z artykułu wydaje mi się lekko "naciągana"...
jazmig jazmig
12 listopada 2012, 18:00
 O ile się nie mylę, to w hinduskiej teologii głosi się istnienie wielu światów, lepszych i gorszych od Ziemi, przez które wędrują dusze w zależności od stanu swojej karmy. Eben, świadomie lub nie, zakwestionował pojęcie śmierci mózgowej. Skoro coś przeżywał i to zapamiętał, to oznacza, że nie tylko kora mózgowa daje takie możliwości jak doznania i pamięć. Podobne możliwości ma pień mózgowy. W powyższej sytuacji należałoby anulować pojęcie śmierci mózgowej i zabronić dobijania ludzi w śpiączce, celelm pobierania od nich narządów do przeszczepów.