Na współczesnej mapie Europy Fatima jest miejscem niezwykłym. Zawiera w sobie prostotę i emanuje pięknem współczującej miłości Boga. To, co najbardziej mnie pociąga w tym sanktuarium, to przesłanie nadziei. Nawet gdybym przez grzech odszedł od Boga, stoi za mną modlitewna obecność Maryi i Kościoła.
Kto był w Fatmie, ten wie, jak wielką prostotą emanuje to święte miejsce. Zapewne to zasługa tych, którzy mądrze usunęli wszelkie zbędne ozdobniki i stragany, które okalały bazylikę i miejsce objawień. W miejsce niepotrzebnych dodatków wpisana jest czysta przestrzeń, zakończona nowoczesnym i bardzo gustownym kościołem, który stoi od niedawna na przeciwległej stronie placu. Pośrodku, obok wielkiego starego dębu, umieszczona jest niewielka kapliczka wskazująca na miejsce objawień. Jest ołtarz i postać Maryi, która towarzyszy każdej liturgii. Jednym słowem, twórcom architektury fatimskiego sanktuarium udało się stworzyć przestrzeń sakralną zbliżającą do samego źródła doświadczenia wiary ożywionego przez objawienia Matki Bożej. Nic nie zniekształca prostoty i żywej ekspresji obrazu, który nosimy w sobie po przeczytaniu historii spotkania pastuszków z Królową Nieba.
Prostota Fatimy
Nie jest to jednak miejsce surowe. Gdy próbuję zrozumieć Fatimę, odwołując się nie tylko do tekstów opisujących przebieg zdarzeń, orędzia i wspomnienia widzących, ale także do aktualnego przeżycia pielgrzyma, który udaje się do Portugalii, narzuca mi się porównanie z pielgrzymką do innego miejsca na mapie współczesnej odnowy życia duchowego Europy. Prostota Fatimy wywołuje we mnie podobne wrażenie do tego, którego doświadczam, będąc w Taizé. Oba te miejsca łączy piękno modlitwy, właściwa proporcja słów, śpiewu i symboli liturgicznych. Nie narzuca się ciężkością dogmatycznych treści, które przecież orędzia fatimskie zawierają, ale niejako stara się wprowadzać w tajemnicę wiary w ten sam sposób, w jaki uczyniła to Matka Boża wobec pastuszków. Może dlatego właśnie wybrała proste dzieci, a nie teologów czy hierarchów kościelnych. Zresztą już św. Tomasz z Akwinu napisał, że zasadnicza funkcja objawień prywatnych nie polega na ekspozycji treści doktrynalnych, ale na usilnym wezwaniu skierowanym do chrześcijan, aby żyli autentycznym życiem wiary objawionym w Ewangelii Chrystusa. Krótko mówiąc, aby żyli zgodnie z nauką Chrystusa i stawali się do Niego podobni. Gdyby chodziło wpierw o jakieś treści o charakterze intelektualnym, Maryja wybrałaby osoby bardziej adekwatne do ich zrozumienia. Same nasuwają się tutaj słowa Jezusa: "Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie" (Mt 11, 25-26). Prostota miejsca, liturgii i orędzia wykazują dużą zdolność wprowadzania najgłębszych tajemnic wiary w ludzkie serca wszystkich przybywających tam pielgrzymów, niezależnie od zdobytej wiedzy czy umiejętności intelektualnych. W tym sensie Fatima to nie tylko "otwarta księga objawień", ale także droga do odkrycia inspiracji Ducha Świętego, nieustannie naglącej w naszych sercach, aby na nowo odkryć obecność tajemnicy Boga w pragmatycznym i zsekularyzowanym świecie współczesnym.
Wezwanie do nawrócenia i pokuty
Nie można jednak przejść obojętnie obok treści, które Matka Boża wyraziła w swoich orędziach, koncentrując się jedynie na sposobie, jaki owe treści przekazuje dziś pobożność praktykowana w sanktuarium. Kolejność podejścia do tematu ma jednak ogromne znaczenie. Doktrynalna zawartość objawień ma bowiem swój początek we wzajemnej życzliwości i otwartości dzieci w dialogu modlitwy z Matką Bożą. U początków objawień fatimskich jest wezwanie do przychodzenia na spotkania z Maryją i zaproszenie do modlitwy. Matka Boża nie zaczyna od tłumaczenia pastuszkom, dlaczego przychodzi właśnie do nich i co pragnie im objawić. Zaczyna od zachęty do modlitewnej zażyłości. Zresztą tekst Pisma Świętego wielokrotnie przekonuje nas, że nie ma innej drogi do przyjęcia przesłania Ewangelii jak w postawie otwartości serca i umysłu na prawdę, która nas przekracza. Największym grzechem nie jest słabość w realizacji tego, co dobre, ale świadome odrzucenie tych pragnień serca, które ku dobru skłaniają. Jezus nie podnosił nigdy głosu na prostytutki czy złodziei, ale zdecydowanie ostro odnosił się do pychy faryzeuszów i uczonych w Piśmie. Ci ostatni nie odczuwali bowiem potrzeby nawrócenia i pokuty, ale skłaniali do niej innych, oceniając nieustannie ich bezbożne życie. I w tym miejscu docieramy do sedna objawień fatimskich. Maryja wzywa przede wszystkim do nawrócenia i pokuty, a drogi tej podejmie się tylko ten, kto rzeczywiście nosi w sobie poczucie słabości i grzeszności. O tę postawę Matka Boża prosi nawet dzieci. Św. Piotr, kiedy po raz pierwszy zobaczył cudowny połów ryb i odkrył, że Ten, który mówi do Niego "pójdź za mną" jest Posłańcem Boga, upadł na twarz i powiedział: "odejdź ode mnie Panie, bo jestem człowiekiem grzesznym". Mimo to Jezus nie przestaje wzywać Piotra: "pójdź za mną". Już po zmartwychwstaniu, gdy Piotr rzeczywiście przekonał się, że jest zdolny nawet do zdrady Mistrza, po raz kolejny słyszy pełne miłości i zaufania słowa Chrystusa: "paś owce moje". Spotkanie z Bogiem z jednej strony wzbudza radość, ale z drugiej uświadamia niegodność. Miłość Boża przebacza i uspokaja zagmatwane grzechem serce człowieka, ale jednocześnie prowadzi do przemiany i nowego życia. Oto sedno objawień fatimskich: "czyńcie pokutę", tzn. uznajcie swój grzech i wejdźcie na drogę przemiany serca na wzór niepokalanego grzechem serca Maryi, pokornej i ufnej służebnicy Pana.
Losy świata są w rękach duchowych dzieci
Początek objawień to rok 1917. Już za chwilę wojny światowe wydobędą na zewnątrz to, co kryją serca ludzi pogrążonych we wzajemnej nienawiści. "Zginiecie" - woła Maryja, "zginiecie, jeśli się nie nawrócicie". Papież Benedykt XVI komentując zawartość teologiczną objawień, podkreśla, że przestroga zagłady nie płynie z fałszywie rozumianego gniewu Bożego, jak gdyby Jego zamierzeniem było jedynie wyrównać rachunki. Jest raczej tak, że gniew ujawnia zranione serce Boga, który nie może obojętnie patrzeć na zagładę ludzkości, która sama odwraca się od Źródła życia i miłości. "Niech już nie znieważają Pana Jezusa - mówi Matka Boża - bo już tak bardzo został znieważony". Papież Benedykt mocno zaznacza, że zagłada zapowiadana w Fatimie nie jest czymś, co Bóg wymierza, ale jest konsekwencją złych czynów, które jedynie ujawniają to, co już zaprowadziło ludzkość do przepaści grzechu. Maryja nie zapowiada jedynie kary, która ma dopiero przyjść, ale która już w pewnym stopniu jest, bo serca ludzkie odeszły od wzajemnej miłości. Ta kara może jednak wzmagać się wraz z wzrastającą nienawiścią, aż doprowadzi do zagłady i to faktycznie jest istotną zawartością maryjnej przestrogi.
Matka Boża przynosi jednak przede wszystkim dobrą nowinę o zbawieniu w Chrystusie. Tylko On może odbudować w nas to, co zostało rozbite przez grzech. W ten sposób orędzia fatimskie powracają nieustannie do tematyki grzechu, który wprowadza nieporządek nie tylko w sercach jednostek, ale zgodnie z naturą grzechu pierworodnego rozszerza pole swojego oddziaływania na całą ludzkość i każde pokolenie. W tym miejscu odsłania się druga charakterystyczna treść orędzia fatimskiego, a mianowicie wezwanie do modlitwy wynagradzającej. Obok osobistego nawrócenia Maryja wzywa do podjęcia odpowiedzialności za cały świat. Pamiętajmy, że zwraca się do dzieci. Zupełnie słusznie zapytamy, czy to nie jest zbyt wielki ciężar dla tak małych i niewinnych istot? Czy losami świata nie powinni kierować raczej ci, którzy są dojrzali i wykształceni, no i którzy mają władzę? Postawa i orędzia Maryi są w tym punkcie jednoznaczne. Losy historii są w rękach tych, którzy w prostocie serca oddają swoje życie w ręce Boga. Bóg jest Panem historii, ale może na nią oddziaływać jedynie przez ludzkie serca. Maryja prosiła dzieci: "oddajcie życie Bogu".
Naczynia połączone
Społeczny wymiar fatimskich objawień pokazuje nam, że zbawienie nigdy nie jest sprawą jednostki. Jesteśmy duchowo naczyniami połączonymi. Kościół żyje Chrystusem, który z ochrzczonych tworzy jedno ciało, a ono następnie emanuje duchową siłą przyciągania i jednoczenia z Bogiem na całą ludzkość. Stąd modlitwa wynagradzająca nie odnosi się do zranionego serca Jezusa tak, jakby miało załagodzić urażoną dumę majestatu Boga. Jest wręcz przeciwnie. Maryja mówi o sercu zranionym, ponieważ serce Jezusa wcieliło się w historię tego świata, stało się ciałem w zjednoczeniu z ciałem każdego człowieka, tzn. z sercem każdego człowieka. Serce Boże "krwawi", dopóki "krwawi" zraniona miłość międzyludzka, która odwraca się od Boga. Bóg odczuwa to, co przeżywa ludzkość, jest Bogiem współczującym. Wynagrodzić temu zranieniu można tylko w jeden sposób, tzn. przez miłość. Tylko miłość wypełnia jej brak. Modlitwa wynagradzająca nie ma więc na celu przede wszystkim odmówienie jakiejś wyznaczonej modlitwy, czyli zrobienie czegoś, co wyrównuje rachunki zła. Jest raczej modlitewnym powrotem serca do życia w pełni oddanego Bogu, przynajmniej tych niektórych, przynajmniej tej małej trzódki, którą jest Kościół. Stąd powrót w nabożeństwach wynagradzających nie tylko do Różańca, który w praktyce traci często swoje nastawienie medytacyjne, do piętnastominutowej ciszy. Tylko w zjednoczeniu serc z Chrystusem Kościół, na zasadzie naczyń połączonych, przelewa miłosierdzie do wszystkich dusz ludzkich i duchowo budzi całą ludzkość z ułudy grzechu. Im więcej miłości we wspólnotach Kościoła, tym bardziej rozlewać się będzie miłość na cały świat, a Jezus Chrystus odnajdywać będzie kwitnące owoce odkupienia, którego dokonał na krzyżu.
Skomentuj artykuł