Piwo a kontemplacja. Czego nas uczy najsławniejsze piwo na świecie?

(fot. Daniel Tibi [CC BY 2.0], from Wikimedia Commons)
Aleksandra Eysymontt

Jest produkowane przez mnichów i bardzo trudno je dostać. Nie jest to chwyt marketingowy. Taka decyzja zapadła, by jego produkcja nie odbywała się to kosztem czegoś innego, ważniejszego.

"Przyjmuję komunię, modlę się w ciszy, uczestniczę w Eucharystii ale nie doświadczam Boga… Co zrobić?"

Takie pytanie usłyszał podczas programu holenderskiej telewizji "Kloosterserie" opat Manu van Hecke, przełożony słynącego z jednego z najlepszych piw na świecie klasztoru trapistów Sint-Sixtusabdij Westvleteren w Belgii. Opat Manu, człowiek nadzwyczaj skromny, podobnie jak jego współbracia trzymający się surowego życia trapistów, odpowiedział zaskakująco:

"Mam coś przeciwko stwierdzeniu "muszę tego doświadczyć". Najpiękniejsze doświadczenia (natury duchowej) to zawsze prezenty. Te dostaję za nic. Doświadczam tego, że muszę być otwary. Kiedy taki właśnie jestem to właśnie "doświadczenie" przychodzi samo. Jeśli próbuję coś uchwycić, jeśli oczekuję tego szczególnego "doświadczenia", wtedy właśnie nic się nie wydarza. Musimy porzucić nasze "ja". Myślę, że jest to codzienna praca, praca polegająca na tym, żeby uchronić się przed taką postawą.

DEON.PL POLECA

Nowy Baal i piwo dla cierpliwych

Czy w takim razie, żyjąc w świecie, wśród napięć, bodźców, powszechnego aktywizmu jesteśmy w stanie "porzucić" siebie i nie szukać doświadczeń? Przecież trzeba "się rozwijać", "przeżyć coś nowego", zacząć uprawiać nowy sport, pojechać na Bali (sic!). Trzeba szukać nowych doświadczeń. W sferze osobistej, zawodowej, duchowej… Doświadczenie stało się nowym bożkiem.

Naszym Baalem, na którego ołtarzach składamy ofiary z naszego czasu, pieniędzy, relacji, zdrowia. Tym Baalem, który świetnie imituje uniesienia duchowe. Emocje, nowe doświadczenia, te w sferze duchowej, są naszym złotym cielcem. Są złotym cielcem, bo nie starcza nam cierpliwości, żeby czekać na jakiegoś Mojżesza, na jakieś tablice, czyli nie starcza nam cierpliwości, żeby po prostu czekać na Boga.

(ivanpigozzo / Shutterstock.com)

Manu van Hecke sprawdza maila co trzy, cztery dni. I nie robi tego tylko dlatego, że jest trapistą i mu nie wolno. Jemu wolno. Niektórzy powiedzieliby może, że mógłby jednak nie być taki "święty". Ma mnóstwo maili, na które musi odpowiedzieć. Jego opactwo produkuje przecież, wspomniane już jedno z najlepszych piw na świecie Westvleteren 12. Żeby je kupić trzeba czekać czasem kilka lat. Jednorazowo sprzedaje się jedynie 24 butelki ale tylko do odbioru w opactwie. Poza opactwem można je kupić w jednym tylko miejscu, ale nie kupimy więcej niż 6 butelek. Rezerwacja jest telefoniczna. Często, żeby się dodzwonić, czeka się pół roku. Dlaczego to wszystko? Przecież to absurdalne.

W tej chwili produkcją nadal zajmuje się dwóch braci. Proces od lat jest w zasadzie ten sam. Produkcja nie jest nastawiona na zysk. Pewnie, że możnaby zautomatyzować produkcję. Oczywiście, że zamówienia mogłyby spływać mailami, a bracia mogliby je sortować i organizować wysyłkę. Ale ktoś musiał podjąć decyzję, że to odbędzie się kosztem czegoś innego. A piwo jest dlatego tak wyjątkowe, że woda jest wyjątkowo czysta a bracia nie śpieszą się i pozwalają sobie i szyszkom chmielu "dojrzeć".

Każdy z nas musi podjąć jakieś wiążące decyzje. Jeśli bracia z Westvleteren zmienialiby swój rytm życia co kilka miesięcy w poszukiwaniu lepszych rozwiązań ich życie zakonne i piwo by się po prostu zepsuły.

Trapista w weekend, Matka Teresa w tygodniu?

W zasadzie pierwsze istotne pytanie, które należy zadać to pytanie o celowość. Czy się da być trapistą i Matką Teresą jednocześnie. Bo w zasadzie trochę o to by chodziło. Czy warto próbować odkrywać modlitwę kontemplacyjną w centrum naszych miast i miateczek? Czy będzie to z korzyścią dla naszej relacji z Bogiem, czy może wręcz przeciwnie, odciągnie nas od tego, co jest naszą powinnością wobec codzienności, życia rodzinnego, zobowiązań w pracy?

Żeby odpowiedzieć na powyższe, trzeba zająć sie podstawowym pytaniem: czym w zasadzie jest modlitwa kontemplacyjna?

Jest oczywiście nieskończona liczba definicji, interpretacji, poradników, przewodników, książek. Jedną z nich znajdziemy w książce Alessandro Pronzato "Modlić się gdzie jak kiedy dlaczego":

[Na razie] ograniczymy się do stwierdzenia, że kontemplować - oznacza "widzieć ponad pozorami", przenikać skorupę, odkrywać rzeczywistość głębszą od rzeczy i wydarzeń. Kontemplatyk nie zadowala się badaniem widzialnej powierzchni. Nie godzi się z faktem, że rzeczywistość jest taka, jak się wydaje. Wyczuwa, podejrzewa, że rzeczywistość taka, jaka się ukazuje, ukrywa inną rzeczywistość: tajemniczą, bardziej prawdziwą i bardziej autentyczną. Stając w świetle Boga, upiera się "odkrywać" w inny sposób rzeczy, wydarzenia, ludzi.

Paul Evdokimov natomiast, w książce "Zycie duchowe w mieście", zwraca uwagę na postawę, którą powinna kształtować modlitwa kontemplacyjna:

Człowiek usuwa się na modlitwę, by widzieć więcej, by widzieć lepiej. Przede wszystkim, by wzrok zatrzymał się na rzeczach i osobach, których wolelibyśmy nie dostrzegać, na sytuacjach, których chcielibyśmy unikać, na sprawach, które pragnęlibyśmy odsunąć, na spotkaniach, które wolelibyśmy ominąć.

I to już dotyka naszej codzienności. Ileż jest sytuacji, które są niewygodne, ludzi, którzy irytują albo wręcz krzywdzą, ile rzeczy do zrobienia, które są wbrew naszej woli? W przeżywaniu tych sytuacji ma nam pomóc modlitwa kontemplacyjna.

Projekt - kontemplacja

Podjeliśmy decyzje. Tak. Chcę modlić się modlitwą kontemplacyjną. Muszę się pewnie nauczyć jak to robić, trochę popróbować i w końcu wyjdzie. Może za rok, ale wyjdzie. No więc jak?

Nie na siłę. Tak możnaby podsumować roliczne opisy ćwiczenia się w modlitwie kontemplacyjnej. My robimy swoje, ale to Bóg robi to najważniejsze. To On daje nam zakosztować kontemplacji. Stanisław Biel SJ w swojej książce pt. "Życie duchowe bez trików i skrótów" tak pisze o kontemplacji:

"Oczywiście istnieje wiele form kontemplacji; od prostej kontemplacji ewangelicznej, poprzez kontemplację natury aż po mistyczne zjednoczenie z Bogiem Jednak istotą każdej kontemplacji jest przyjęcie miłości Boga i odpowiedź miłości. Kontemplacja jest całkowitym zjednoczeniem w miłości, trwaniem w miłości. Taka forma kontemplacji jest darem, laską; nie można jej przyjąć inaczej, jak tylko w świadomości wlasnej pokory i duchowego ubóstwa"

W modlitwie kontemplacyjnej trudno mówić o metodach. Jest to raczej spotkanie milosne. (…)

Rzadko kiedy będziemy mogli, w naszej świeckiej codzienności, stworzyć idealne warunki do kontemplacji. Odwołam się tu do mojego doświadczenia. Przez czas jakiś pracowałam w Warszawie. Mieszkałam natomiast w Komorowie. Codziennie podróżowałam WKD (Warszawska Kolej Dojazdowa) ok. godziny, potem jeszcze czekały mnie podróże metrem, czasem godzina czekania na Krakowskim Przedmieściu a potem za dwie godziny pracy, jeszcze jedna godzina czekania i pęd na stajce. Do domu w Komorowie wracałam zmordowana i głodna, czasem na skraju wyczerpania około godziny 22:00. Wcześniej mój rytm modlitwy był niezmienny a czas na nią poświęcany znaczny. Jednak rzeczywistość zabrała mi stare sposoby na modlitwę, adorację, Mszę św.

Dlatego wypracowałam swój system kontemplacji. Poranna jazda WKD stała się moim osobistym miejscem porannej modlitwy kontemplacyjnej. Postanowiłam adorować Pana Jezusa w kolejce. I odmawiać brewiarz stojąc oparta o jednego pasażera z lewej a drugiego podtrzymującego zwykle plecak z drugiej. Taka modlitwa poranna przeciągnęła mnie przez bardzo trudny czas. To "ćwiczenie" wynikające z ogromnego i niezaspokojonego pragnienia stało się taką umiejętnością jak jazda na rowerze. Nie zawsze muszę na nim jeździć, ale jak trzeba to ta umiejętność wraca.

Patrząc wstecz widzę, jak bardzo błogosławione były te trudności. Kiedy jest łatwiej to trudniej o gorliwość. A miłość wymaga ciągłych wysiłków. Dlatego nie odstawiajmy kontemplacji na koniec kolejki naszych codziennych spraw. W każdym miejscu i o każdej porze dnia kontemplacja może być dla nas odrobinę jak powietrze. Nie musimy się na niej koncentrować, ale starajmy się nią oddychać.

I, zamiast szukać doświadczeń - szukajmy Boga.

Aleksandra Eysymontt - redaktor naczelna "Magazynu Dobrych Treści". Pracowała jako wydawca programów radiowych (RMF FM), reporter (Polskie Radio Katowice, Life Festival Oświęcim), trener organizacji pozarządowej dla Fundacji Nowe Media. Uczyła dziennikarstwa na warszawskim Collegium Civitas. Autorka m.in. powieści internetowej "Abba Motylion", tekstów o ojcach pustyni i tradycji monastycznej.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Piwo a kontemplacja. Czego nas uczy najsławniejsze piwo na świecie?
Komentarze (1)
Zbigniew Ściubak
7 lipca 2018, 18:19
Ha! Piłem! Mam jeszcze kapsel od tego piwa :) Zaś to... bezcenne, po prostu perełka: "Doświadczam tego, że muszę być otwary. Kiedy taki właśnie jestem to właśnie "doświadczenie" przychodzi samo. Jeśli próbuję coś uchwycić, jeśli oczekuję tego szczególnego "doświadczenia", wtedy właśnie nic się nie wydarza. Musimy porzucić nasze "ja". Myślę, że jest to codzienna praca, praca polegająca na tym, żeby uchronić się przed taką postawą."