Wiara na granicy załamania

(fot. shutterstock.com)
Stuart Sacks

Prawie każdy z nas musiałby się przyznać do tego, co Richard Newton nazwał "niezrozumiałą niechęcią do modlitwy". Przejawia się ona nie tylko w braku modlitwy, ale także w obłudzie. Mnóstwo ludzi wypowiada w modlitwie to, co rzeczywiście ma na myśli, a jednak okłamują oni samych siebie. "Dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie", modlił się przywódca religijny (Łk 18, 11). Jego pogrążone w ciemności serce mówiło to, w co wierzył, ale była to nieprawda.

Przez wiele lat modliłem się, przynajmniej podświadomie uważając moje grzechy za drobne jedynie przewinienia. Sadziłem, że na pewno nie jestem gorszy niż inni członkowie mojej synagogi - a od niektórych nawet lepszy. Prawdziwy stan mojego babilońskiego serca (według wyrażenia jednego z kaznodziejów) był przede mną zakryty. To łaska dała mi świadomość prawdy o mnie samym i przynagliła mnie, by wołać do Tego, który jedynie mógł wybawić mnie od wiecznej zagłady, na która zasłużyłem sobie swoimi grzechami. Pewien purytanin modlił się: "Jak dobry to dzień, w którym dajesz mi ujrzeć siebie".
Bywają jednak chwile, w których z trudnością przychodzi mi powiedzieć Bogu prawdy. Nie dopuszczam do siebie obrazu mego "ja", gdyż wydaje mi się, że byłoby ono całkowicie nie do przyjęcia dla Niego. Chcę wyglądać na takiego, jakim powinienem być, a nie jakim jestem. Zakładam wiec maskę obłudnika i wypowiadam słowa niezgodne z tym, co myślę i czuję. Majmonides, uczony żydowski z XII wieku twierdził, że nasza miłość do Boga jest proporcjonalna do naszego poznania Boga. Wkrótce po tym, jak zaufałem memu Mesjaszowi Jezusowi, zostałem zaproszony, by przemówić w synagodze w moim rodzinnym mieście. W zimowy dzień szabatu w Nowej Anglii wyjaśniałem członkom Świątyni Izraela, co skłoniło mnie, bym uwierzył w "Jeszue". Głównym dobrodziejstwem, na jakie wskazałem, było wypełnienie się obietnicy przymierza danej Jeremiaszowi przez Jahwe. "Wszyscy bowiem, od najmniejszego do największego poznają Mnie" (Jr 31, 34).
W przeciągu całej, blisko trzygodzinnej debaty, był to jedyny moment, w którym główny przedstawiciel duchowy zgromadzenia przychylnie odniósł się do mego wystąpienia. Przyznał, że celem prawdziwej religii jest poznanie Boga, poznanie intymne, zgodnie z proroctwem Jeremiasza. Przeczucie tej intymności przez Jeremiasza cechowała otwartość, szczerość wobec Boga (por. Jr 20, 7).
Jednak owo poznanie nie było w moim przypadku nieprzerwaną, intymną bliskością. Częste frustracje i rozczarowania, nie mówiąc o własnym grzechu, odbiły się na "mistycznej słodkiej komunii", o której nieraz śpiewaliśmy. Co więcej, muszę przyznać, ze miałem bardzo ograniczone pojecie o Jego bezgranicznie cierpliwej miłości ku mnie. Wskutek tego nieraz trudno mi było wyrazić wobec Niego moje prawdziwe uczucia. Nie ufałem Bogu na tyle, by być przed Nim szczery.
Mówienie prawdy w udręce
Maggie Ross opowiada o kobiecie imieniem Emma, która przeżyła Holocaust. Stawała ona codziennie przed kościołem na Manhattanie wykrzykując obelgi pod adresem Jezusa. W końcu podszedł do niej pastor i rzekł: "Dlaczego nie wejdziesz do środka i nie powiesz Mu tego?" Weszła wiec ukradkiem do świątyni. Po godzinie duchowny, nieco zaniepokojony o jej zdrowie, zaglądnął do środka i zobaczył Emme leżąca twarzą do ziemi pod krzyżem. Schylił sie; i dotknął jej ramienia. Podniosła głowę i ze łzami w oczach powiedziała ściszonym głosem: "W końcu On także był Żydem". Być może Emma zaczęła w pewien sposób wnikać w tajemnicy Jego dróg.
Czy chrześcijanin może okazać gniew przed swoim Ojcem niebieskim? Joni Eareckson Tada, sparaliżowana wskutek wypadku podczas nurkowania, kipiała z wściekłości i wbijała jadowite kolce wszystkim dookoła, bo Bóg wydawał się jej niedostępny. Czy Pan obraziłby się, gdyby wylała przed Nim swoje zgorzknienie?
Zanim osadzimy takie postępowanie jako "nieduchowne", warto posłuchać lamentu Hioba: "A czyż ja do ludzi mam żal? Czy niesłusznie duch mój jest wzburzony?" (Hi 21, 4), "I dziś ma skarga jest gorzka, bo ręką swa ból mi zadaje" (23, 2). Patriarcha nie mógł powstrzymać swych jęków, chociaż uznawał, że są one buntownicze ("gorzka" można także przetłumaczyć jako "buntownicza"). Zaskakujące u Hioba jest to, że zastanawia się on, czy Bogu sprawia przyjemność dręczenie go (10, 3), a nawet prosi Boga, by go zostawił w spokoju (7, 19). Fakt, że Duch Święty pełna udręki szczerość Hioba zachował w Piśmie Świętym, powinien zachęcić nas do mówienia tego, co rzeczywiście myślimy. Bóg jest z pewnością wystarczająco wielki, by sobie z tym poradzić.
W jaki sposób Ten, którego Hiob nazywa Szaddaj (Wszechmocny), odpowiada swemu dziecku? Słyszymy, być może nieoczekiwanie, jak zwraca się do marnych pocieszycieli Hioba: "Nie mówiliście prawdy o Mnie, jak sługa mój, Hiob" (Hi 42, 7). Wprawdzie Bóg nie broni słuszności każdego słowa, wypowiedzianego przez Hioba, niemniej zaświadcza o prawości swego sługi. Hiob nie znosi pozorów.
Skoro Bóg zna myśli swego dziecka, nie mają sensu próby ukrywania ich, lub udawania czegoś innego, nawet jeśli są one dalekie od tego, co uważamy za właściwe. Chciałbym móc bez przerwy wołać: "Alleluja!", ale Bóg wie, ze moje serce nie byłoby zgodne z ustami. Bądźmy szczerzy: nikt nie może mięć stale pobożnych uczuć, a nasze uczucia nie są dla Boga najważniejsze. Jesteśmy zawsze na o wiele solidniejszym gruncie, jeśli skupiamy się na Jego miłości ku nam, zamiast na naszej miłości ku Niemu.
Jeśli Bóg jest równie kochający, jak Wszechmocny (a Biblia potwierdza, ze tak właśnie jest), to dlaczego pozwala, by nasze życie było wstrząsane tak wieloma niepokojącymi wydarzeniami? Czasem przychodzą one z takim natężeniem, że albo nie jesteśmy w stanie się modlić, albo wypowiadamy nieszczere frazesy, które są tak oderwane od naszego życia, jak śpiewana przez pięciolatka piosenka: "Lata, które spędziłem w próżności i pysze..." Elisabeth Elliot słusznie powiada, że "najsroższe próby wiary przychodzą nie wtedy, kiedy nie widzimy nic, ale wtedy, gdy dostrzegamy oszałamiająca ilość znaków, które - zdawałoby się świadczą o tym, ze uwierzyliśmy na próżno".
Niech to ci wystarczy
Cel życia Mojżesza był związany z Kanaanem; trzecia część życia spędził podążając do Ziemi Obiecanej. Jednak nie dane mu było przekroczyć Jordanu z powodu wcześniejszego porywczego postępku. Szczególnie przykro musiało być Mojżeszowi, ponieważ błagał Tego, którego znał jako przyjaciela, by pozwolił mu wejść do tej ziemi (Pwt 3, 23-25). Jego modlitwa, zanoszona ufnie, pokornie i szczerze, była logiczna kulminacja czterdziestoletniego dążenia. W Biblii Króla Jakuba [angielska wersja Biblii, opracowana za panowania Jakuba I, wydana w r. 1611 - red.] Bóg odpowiada: "Niech to ci wystarczy". Dla Mojżesza, który przez jedna trzecia swego życia zmierzał w stronę Palestyny, słowa te z pewnością były trudne do przyjęcia. Być może ty także jesteś nieco zakłopotany ta odpowiedzią Boga, która zdaje się nieco szorstka.
Boże rozwiązanie
Wiele lat przed tym wydarzeniem Mojżesz zwrócił się do Boga z ufna prośba: "Naucz mnie Twoich dróg, abym poznał Ciebie" (Wj 33, 13). Mojżesz miał się przekonać, ze niektóre modlitwy są wysłuchiwane w zaskakujący sposób. By poznać Boga, Mojżesz musiał być poddany temu samemu prawu, co jego lud, prawu, które nie pozostawiało winnych bez ukarania (Wj 34, 7). Nieopanowane zachowanie Mojżesza, przez które mimowolnie pomniejszył on objawienie się chwały Jahwe przed Izraelitami (Lb 20, 10), pociągnęło za sobą nieuniknione konsekwencje.
Natomiast, jeśli patrzeć od strony pozytywnej, Bóg przygotował dla Mojżesza coś lepszego. Zamiast wprowadzić uparty lud do ziemi, która wkrótce została skalana grzechami tegoż ludu, Mojżesz doczekał się spełnienia swoich najgłębszych pragnień: mógł oglądać Boga w Jego wspaniałości i cieszyć się Nim, nigdy nie skalanym.
Pismo Święte przekonuje mnie, że Bóg ma ukryty plan wobec każdego z nas. Zamierzył On i dopuścił wiele rzeczy, które z pewnością nie będą dla nas przyjemne. Z jednej strony podziwiamy subtelności prozy Faulknera czy Prousta, a z drugiej żywimy dziwne przeświadczenie, że działanie Boga w naszym życiu musi być proste i oczywiste. Nawet jednak, jeśli nie pojmujemy tego, co Bóg czyni w naszym życiu, swój zamiar wobec nas wyraził On jasno: chce upodobnić nas do swego Syna i doprowadzić do chwały (Hbr 2, 10).
Gdy przyglądamy się życiu Pana, widzimy z cała oczywistością, że Jego posłuszeństwo wydoskonaliło się nie przez liczne cuda, jakich dokonał, ale przez to, co wycierpiał (Hbr 5, 8). Czyż ten, kogo Bóg wybrał za narzędzie, nie powinien oczekiwać, że Jego życie stanie się odzwierciedleniem życia Jezusa (Dz 9, 15-16)? Sposób, w jaki Bóg odpowiada na nasze prośby, musi odnosić się do Jego niezmiennego zamiaru upodobnienia nas do Chrystusa i uzdolnienia nas do radowania się Nim na wieki.
Kilka miesięcy po moim chrzcie otrzymałem wiadomość od mojego byłego nauczyciela muzyki, że jego zona umiera na raka. W czasie snu poczułem, ze Bóg pobudza mnie, bym pojechał do jego odległej rezydencji i pomodlił się o uzdrowienie Dorine. Gdy przybyłem na miejsce, Ed przywitał mnie serdecznie i z nadzieja. Powiedziałem mu, jak ciężko mi na sercu z powodu choroby jego zony. Ujrzawszy jej wyniszczone ciało bezsilnie lezące na łóżku, straciłem wszelką otuchę. Jeśli choroba posunęła się tak daleko, jak mogłem wierzyć, że moja modlitwa zostanie wysłuchana? Mimo wszystko uczyniłem to, co było celem mojego przyjazdu: delikatnie dotykając jej wątłego ramienia pomodliłem się o jej uzdrowienie.
Wiele miesięcy później, gdy byłem wytracony z równowagi przez silny sprzeciw ze strony mojej rodziny, ze smutkiem otworzyłem list od mojego przyjaciela Eda, o którego sytuacji zupełnie zapomniałem, przytłoczony kłopotami we własnym domu. Nigdy nie zapomnę tego, co Bóg wtedy uczynił. W najbardziej odpowiedniej chwili dostałem wiadomość o cudzie, którego dokonał On w życiu Dorine: jej powrót do zdrowia wywołał konsternacje wśród lekarzy.
Nieoczekiwana nowina dała mi nowa nadzieje i odświeżyła moją decyzje pójścia za moim Mesjaszem. Nauczyła mnie też, że działanie Boga nie jest ograniczone przez moją nieco przygaszoną wiarę, ani przez to, że nie potrafię sobie wyobrazić, w jaki sposób mógłby On zaradzić dręczącej potrzebie. Muszą się wystrzegać sposobu myślenia tarczownika, który z powątpiewaniem odniósł się do zapowiedzi obfitości, danej przez Elizeusza: "Chociażby nawet Pan zrobił okna w niebiosach, czy mogłoby spełnić się to słowo?" (2Krl 7, 2).
Upłynęło kilkadziesiąt lat od dnia tej Bożej interwencji i, chociaż wiele razy modliłem się za chorych, nic podobnego już więcej nie nastąpiło. W książce "Poznawanie Boga" J. I. Packer zauważa, że na początku drogi duchowej świeżo nawróconych chrześcijan ich modlitwy często są wysłuchiwane w nadzwyczajny sposób - "przez to Bóg dodaje im odwagi i utwierdza" w Chrystusie.
Ale w miarę dojrzewania kształtuje On ich charakter, ćwicząc ich w twardszej szkole, poddając ich próbom i naciskom nie znanym im w pierwszych dniach nowego życia. Wszystkie dzieci Boże mogą się spodziewać tego rodzaju traktowania, ponieważ Bóg oświadcza, że jest ono normatywne (Dz 14, 22, Hbr 12, 5). W obliczu tego, co postrzegamy jako życiowe tragedie, możemy Mu ufać, że, cokolwiek by nas spotkało, Jego nieomylny plan wobec nas jest dobry, ponieważ On jest dobry. Jak dowodzi tego w rozstrzygający sposób przykład niezmiernie doświadczanego patriarchy Hioba, Bóg układa wszystko w ten sposób, by darzyć błogosławieństwem swoje dzieci. Nawet w najbardziej niewesołej sytuacji nic nie może odmienić Jego zamiarów pełnych pokoju, a nie zguby (Jr 29, 11-13). "Trzymajmy się; [tej nadziei] jako bezpiecznej i silnej kotwicy duszy..." (Hbr 6, 19).
Modlitwa zagubionego
Mój Panie Boże, nie wiem, dokąd idę. Nie widzę drogi przede mą. Nie mam pewności, dokąd mnie ona zaprowadzi. Nie znam naprawdę siebie, a choć wydaje mi się, ze wypełniam Twoja wolę, nie oznacza to, że tak jest w istocie. Ale wierzę, ze podoba Ci się już samo to, że pragnę się Tobie podobać. Ufam, że to pragnienie towarzyszy mi we wszystkim, co czynię. Ufam, że nigdy nie zrobię niczego w oderwaniu od tego pragnienia. I wierzę, że tak postępując, będę się Tobie podobał, nawet nie będąc tego świadomy. Dlatego zawsze będę Ci ufał. Nie ulęknę się, choćby się zdawało, ze jestem zgubiony i w cieniu śmierci, bo Ty zawsze jesteś przy mnie i nigdy nie zostawisz mnie samego w obliczu niebezpieczeństwa.
Autor nieznany

Rozważanie pochodzi z książki: Gdy nie potrafisz się modlić

DEON.PL POLECA

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wiara na granicy załamania
Komentarze (10)
MW
Mleko Wiejskie Świeże
6 maja 2014, 09:04
Ja mam takie wrażenie, że wszystko co najtrudniejsze spotkało mnie właśnie tuż po nawróceniu - prawie od razu. A do dziś zbieram tego owoce, żyje w samotności i długach choć minęło dużo czasu...Więc kolejność chyba ma różne znaczenie.
P
pustelnik
5 maja 2015, 20:49
U mnie jeszcze dziwniej. Nawrocenie - to ostre lanie w łeb za bardzo czarna przeszlosc, takie, ze na skraju psychicznym z samobojstwem wojowałem niemalże co minute. Potem gdy juz nadeszłą pomoc - Jezus, dlugie chodzenie z ogniem w sercu. Dzien w dzien. Ewangelizowanie znajomych etc. Az tu nagle pewnego dnia jak ręką odjął... Ognia w sercu juz nie mam tak czesto, a jesli mam to krotko. Duzo atakow na tle duchowym. Glosy w glowie. Najczesciej na tle buntu "Zobacz olał cie twoj Bog.. Nie slucha Twoich modlitw, no gdzie duch swiety? toz taki ogien nosiles w sobie a teraz co? Zostales odrzucony.. Jednak sie nie nadajesz" Wybaczcie za otwartosc, ale chcialem zaznaczyc poziom tego podpuszczania. Teraz to juz gra na tle psychicznym, duchowym. Fizycznie (swiat dokola) faktycznie juz nie atakuje jak kiedys, ale teraz wszelkie wojny mam w srodku. Malo tego mam wrazenie, ze z dnia na dzien walcze z coraz silniejsza armia.
P
pustelnik
5 maja 2015, 20:55
dodałbym, że wczesniej bylo latwiej.... Wystarczylo bowiem fizycznie zadziałać i były efekty... teraz jest trudno walczyć gdy się spiera pół dnia pozytywna myślą z wlasnego serca z negatywem, który w Ciebie chce wrzucic zly zeby sie wbic... Czasem brak energi o 12stej jakbym caly dzien przepracowal to norma.. Dzialanie fizyczne wciaz pomaga, ale to juz nie takie latwe... Ataki sa wredne, natretne wrecz nadgorliwe
J
john
5 maja 2015, 21:37
popróbuj proszę Aktów Strzelistych, bądź proś Chrystusa o pomoc na gorąco, zawsze pomaga i próbuj pozostawać w tych sytuacjach bardziej jako ...obserwator, nie reaguj emocjonalnie, odsuwaj natrętne myśli, będzie dobrze :)
5 maja 2014, 18:34
Interesujący artykuł. Przynosi nadzieję i pokazuje, że Bóg jest zawsze z nami, nawet kiedy wydaje nam się, że jest inaczej. Jak mówi anonimowy tekst: ślady na piasku We śnie szedłem brzegiem morza z Panem oglądając na ekranie nieba całą przeszłość mego życia. Po każdym z minionych dni zostawały na piasku dwa ślady mój i Pana. Czasem jednak widziałem tylko jeden ślad odciśnięty w najcięższych dniach mego życia. I rzekłem: “Panie postanowiłem iść zawsze z Tobą przyrzekłeś być zawsze ze mną; czemu zatem zostawiłeś mnie samego wtedy, gdy mi było tak ciężko?” Odrzekł Pan: “Wiesz synu, że Cię kocham i nigdy Cię nie opuściłem. W te dni, gdy widziałeś jeden tylko ślad ja niosłem Ciebie na moich ramionach.”
A
Ania
25 czerwca 2013, 22:30
Prześwietny artykuł, dziękuję.
27 czerwca 2012, 12:45
Bardzo to prawdziwe i bliskie myślę że nie tyl;ko mnie  
R
RW
27 czerwca 2012, 12:21
Intersujące. ;)
PH
pucio henza
26 czerwca 2012, 21:32
 podoba mi sie ten artykul. ciety na moja miare:)
/
/////
25 czerwca 2012, 16:39
to wcale nie jest modlitwa zagubionego.... Jeśli ktoś tak się modli, jest bliżej Boga niż sam myśli.... mieć taką ufność i wiarę...