Wybierzmy szczęście

(fot. Angelo González/flickr.com/CC)
Krzyszof Osuch SJ

Bóg ze swej strony nigdy się nas nie wypiera. Przeciwnie, prosi i przynagla, by wybrać Go całym sercem.

Mojżesz przemówił do ludu: Patrz! Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście. Ja dziś nakazuję ci miłować Pana, Boga twego, i chodzić Jego drogami, pełniąc Jego polecenia, prawa i nakazy, abyś żył i mnożył się, a Pan, Bóg twój, będzie ci błogosławił w kraju, który idziesz posiąść. Ale jeśli swe serce odwrócisz, nie usłuchasz, zbłądzisz i będziesz oddawał pokłon obcym bogom, służąc im - oświadczam wam dzisiaj, że na pewno zginiecie, niedługo zabawicie na ziemi, którą idziecie posiąść, po przejściu Jordanu. Biorę dziś przeciwko wam na świadków niebo i ziemię, kładę przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie więc życie, abyście żyli wy i wasze potomstwo, miłując Pana, Boga swego, słuchając Jego głosu, lgnąc do Niego (Pwt 30, 15-20).
Wolność i wybór
Budząc się rano, nie zastanawiamy się: oddychać czy nie; przyzwalać na akcję serca czy nie. Te czynności, i wiele innych, są z góry określone i dokonują się automatycznie, i poza naszą świadomością. Po prostu bez wahania poddajemy się biologicznej konieczności, będącej zresztą wielkim dobrodziejstwem.
Jednak nad inną kwestią trzeba się zastanawiać: jak żyć, jak postępować? Jak ustrzec się wybierania dobra pozornego? W naszym odróżnianiu dobra od zła jest pewien "automatyzm", ale zawsze dokonuje się to w polu świadomości. Ponadto w pewnych sytuacjach potrzebny jest szczególny namysł i duchowe zmaganie, by wybrać dobro, a oddalić zło. Stwórca obdarował nas wolnością i zdolnością rozumienia rzeczywistości. Dary te - to "coś" najbardziej własnego. Nikt zatem nie może zająć naszego miejsca i stanowić o nas. Każdy osobiście rozstrzyga, co uważa za najwyższą wartość i największe dobro; dokładniej: w czym, w kim tę wartość rozpoznaje.
Niektórzy twierdzą, że to własna osoba i doczesne życie jest dobrem najwyższym. Inni rozpoznają to dobro w Bogu i w życiu wiecznym. Prawdopodobnie, Drogi Czytelniku, dokonałeś w tym względzie fundamentalnego rozeznania i wyboru. Ale nawet i w tej sytuacji należy pamiętać, że jedynie stopniowo dojrzewamy do zasadniczego opowiedzenia się za Bogiem - za teocentryzmem, a przeciw egocentryzmowi.
Często potrzeba wielu lat, by stać się pewnym tego, że to nie w nas samych i w doczesnym życiu jest najwyższe dobro. Potrzeba czasu, by nabrać głębokiego przekonania, że to Bóg, Pan Jedyny, jest Dobrem Najwyższym.
Skowyt serca
Po grzechu pierworodnym wszyscy jesteśmy tacy, że dość długo wahamy się, czy wybrać tylko siebie i siebie ponad wszystko miłować, czy też wybrać i miłować Boga ponad wszystko, a w Nim odnaleźć i siebie, i bliźnich, i wszystkie stworzenia.
Bóg niewątpliwie stworzył nas dla wspaniałego rodzaju istnienia: w miłosnej więzi z Nim. Wielkim darem Boga dla nas jest obecny czas życia. Jednak Jego dobrem większym i największym jest szczęśliwa wieczność. Smutne jest to, że my (niestety) poprzez jakiś czas, dłużej lub krócej, próbujemy obejść się bez Boga i znaleźć sobie szczęście w świecie i w innych osobach. Sądzimy, że to, i tyle (tylko) nam wystarczy. Jeśli jednak zbyt długo (a przy tym naiwnie i niemądrze) obstajemy przy swoim, przy swej samowystarczalności, to musimy wiele wycierpieć. Psalmista powie o "skowycie" (por. Ps 38, 9). Wątpienie o miłości Boga i nieufność trzeba okupić różnymi smutkami, lękami, beznadziejnością, a nawet rozpaczą... Takie są żałosne skutki uwiedzenia przez Szatana. Takie marne owoce wydaje pójście za złudnym urokiem grzechu powątpiewania o Miłości Boga.
Nie można milczeć
Przywołanej sytuacji nie można pomijać milczeniem. I nie można być obojętnym na własne i cudze cierpienia, związane z fałszywym wyborem!
Różnorakie cierpienia, nasze własne i innych ludzi, winny dawać nam do myślenia i pobudzać do otwarcia się na Boże zbawienie. Wcale nie jest to takie oczywiste, zwłaszcza dzisiaj, gdy panuje myślowa "moda", która każe raczej maskować i głęboko skrywać dramatyczną sytuację człowieka, bardzo cierpiącego wskutek oderwania (się) od Boga.
Jeden z myślicieli podkreśla niepokojącą prawidłowość naszych czasów. Stwierdza, że mamy dzisiaj do czynienia - i to na wielką skalę - ze zobojętnieniem wobec dramatycznej alternatywy: sensu i bezsensu, życia i śmierci, szczęścia i nieszczęścia, afirmacji i negacji. Miejsce żarliwości - w wierze czy w ateizmie - zdaje się zajmować właśnie fatalna obojętność. Weszliśmy w "erę postate-istyczną, to znaczy w epokę, w której ludzie pogodzili się z nieobecnością Boga i sami organizują sobie własne życie, poważnie lub lekkomyślnie, ale bez odniesienia do Boga". Nad naszymi czasami zaległa straszna noc, noc świata. "Czas Nocy Świata jest marnym czasem, gdyż marnieje coraz bardziej. Zmarniał aż tak, że nie potrafi już rozpoznać, iż brak Boga jest właśnie brakiem" (M. Heidegger).
Płynąć pod prąd
Rekolekcje Ignacjańskie (i każde inne) są takim czasem, w którym płyniemy pod prąd bezbożnych trendów cywilizacji. Bo czyż nie lepiej jest świadomie sprzeciwiać się złu grzechu fundamentalnego, niż cierpieć "obojętnie" i z kamienną twarzą twierdzić, że nic złego się nie dzieje? Jeśli już cierpimy (a jest to właściwie nieuchronne), to cierpimy "żarliwie" i przytomnie, dopytując się, co to właściwie znaczy! I jakie jest wyjście?
Odpowiedź daje nam Bóg Ojciec w całej Historii Zbawienia, a najpełniej w Swoim Synu, który dla nas urodził się na Ziemi, na niej żył, umarł i zmartwychwstał. Bóg, stwarzając nas na Swój obraz i podobieństwo, ukierunkował nas ku Sobie. Jest to zatem normalne, gdy świadomie i dobrowolnie lgniemy do Boga i szukamy Go z pasją coraz większą.
Pięknie wyraził tę rzeczywistość ludzkiego serca św. Augustyn: "Jakże wielki jesteś, Panie, i godny, by Cię sławić. Wspaniała jest Twoja moc, a Twojej Mądrości nikt nie zmierzy. Pragnie Cię sławić człowiek, cząstka Twego stworzenia, który dźwiga swój śmiertelny los; nosi świadectwo swego grzechu i dowód tego, że Ty pysznym się sprzeciwiasz. A jednak pragnie Cię sławić ta cząstka Twego stworzenia. Ty sam sprawiasz, że znajduje on ukojenie w wielbieniu Ciebie. Stworzyłeś nas bowiem dla siebie i niespokojne jest nasze serce, dopóki nie spocznie w Tobie" (św. Augustyn, Wyznania, I, 1, 1).
Czyż nie z radością i z podniesionym czołem powinniśmy przeżywać i obwieszczać tę wielką prawdę, że "w definicję człowieka wpisany jest Bóg".
Bóg nas przynagla
Bóg ze swej strony nigdy się nas nie wypiera. Przeciwnie, prosi i przynagla, by wybrać Go całym sercem. Zapewnia, że ma nas wyrytych na obu swych dłoniach (por. Iz 49, 16). A używając innych obrazów i porównań, Bóg nas zapewnia, że przed nami jest dal, a nie cieśnina (por. Hi 36, 16). Nie jesteśmy skazani na cieśninę samej tylko doczesności i przemijalnego kształtu życia.
Jest jednak moment decyzji i wyboru. Bóg w jasnych słowach stawia przed nami fundamentalną alternatywę: Bóg położył przed tobą ogień i wodę, co zechcesz, po to wyciągniesz rękę. Przed ludźmi życie i śmierć, co ci się podoba, to będzie ci dane (Syr 15, 16-17).
On na początku stworzył człowieka i zostawił go własnej mocy rozstrzygania (Syr 15, 14).
To samo przynaglenie, pełne powagi, rozbrzmiewa w tych słowach: Patrz! Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście. [... ] Wybierajcie więc życie, abyście żyli wy i wasze potomstwo, miłując Pana, Boga swego, słuchając Jego głosu, lgnąc do Niego.
Przeobfity stół życia
Bóg, Miłujący i Wszechmocny, zastawia dla nas przeobfity stół życia doczesnego i wiecznego. Jeśli chcemy mieć pełny udział w życiu przeobfitym, to winniśmy codziennie żyć w wychyleniu - ku Bogu.
Tak, należy codziennie, wiele razy na dzień, "wyrywać się z siebie i przechodzić w Boga" (św. Ignacy Loyola). Trzeba "wyrywać się z ciasnoty swego serca i wrastać w nieskończoność życia Chrystusowego" (św. Teresa Benedykta, Edyta Stein). Trzeba nam codziennie, i to po wielekroć, dokonywać zrywu - ku Bogu i w ten sposób świadomie i z nadzieją pielgrzymować do Domu Ojca. Owo "wyrywanie się" czy "zryw" ku Bogu dzieje się w sakramentach świętych, w każdej prawdziwej modlitwie. A modlitwą jest także każdy akt strzelisty, którego treścią jest ufna wiara, nadzieja, a zwłaszcza miłość, a także prośba, uwielbienie, dziękczynienie, itp.
Do wybrania Boga i Jego Prawa pięknie i przekonująco wzywa nas Psalmista:
Błogosławiony człowiek, który nie idzie za radą występnych,
nie wchodzi na drogę grzeszników
i nie zasiada w gronie szyderców,
lecz w prawie Pańskim upodobał sobie
i rozmyśla nad nim dniem i nocą.
On jest jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą,
które wydaje owoc w swoim czasie,
liście jego nie więdną,
a wszystko, co czyni; jest udane.
Co innego grzesznicy:
są jak plewa, którą wiatr rozmiata.
Albowiem znana jest Panu droga sprawiedliwych,
a droga występnych zaginie (Ps 1).

Tekst pochodzi z książki ojca Krzysztofa Osucha SJ

"Przed tobą jest dal" - zobacz więcej

"I ciebie chce On wybawić z nieszczęść, przed tobą jest dal". Te natchnione słowa, jakie do cierpiącego Hioba skierował przyjaciel, wciąż niosą nadzieję na Bożą pomoc i szczęśliwy finał życia. W podobnym duchu utrzymane są niniejsze rozważania. Pomogą one dostrzec miłość Boga, której doświadczanie jest przedsmakiem Nieba.

DEON.PL POLECA

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wybierzmy szczęście
Komentarze (18)
M
malolat
31 października 2014, 11:40
Piekna jest ta dziewczyna na zdjeciu , zakochalem sie w niej pukal bym ja jak jehowi do drzwi gluchego......
MAŁGORZATA PAWŁOWSKA
15 października 2012, 13:16
Przeczytałam w pewnych objawieniach, że  cierpienia ma dla świata moc oczyszczającą z grzechu. Ggdyby nie cierpienie świat dawno przestałby istnieć, bo tak niszczącą siłę ma rozprzestrzeniające się zło. Tylko cierpienie i wzbudzane przez nie miłosierdzie Boże i ludzkie jest zdolne je powstrzymywać.
Z
za_JP2_i...
29 sierpnia 2012, 16:47
Fragment o cierpieniu z książki Przed tobą jest DAL, s.69n: : "Jan Paweł II trafnie zauważa: „Człowiek jest jedynym na ziemi stworzeniem zdolnym ustanowić więź komunii ze swoim Stwórcą, ale także jedynym, które może odchodzić od Niego”. Odchodząc od Boga, wyrządzamy przez to krzywdę sobie, ale nie tylko. Odstępując od Boga żywego i od jego Miłości, wyrządzamy też krzywdę samemu Bogu. Dla Boga jednak najbardziej przykre jest to, że nasze odstępstwo i nieliczenie się z Nim wywołuje zamęt i wielkie cierpienie w nas. Bóg wie, że na to cierpienie sami nie wynajdziemy lekarstwa. „W sytuacji cierpienia – fizycznego, a także psychicznego – człowiek ma jeszcze „coś do dyspozycji": lekarstwa, szpitale, lekarzy, psychiatrów, terapeutów. Natomiast, kiedy człowiek upadnie, podda się złu, nie ma już nic. Ludzie nie mogą leczyć grzeszników. Tylko Bóg grzechy odpuszcza. Jedynym lekarzem, lekarstwem i szpitalem jest Bóg” (J. Augustyn SJ).
N
Neon
29 sierpnia 2012, 15:04
[...]Cierpienie nierozłącznie towarzyszy życiu i nie powinno być marnotrawione. Było ceną naszego zbawienia, więc jest cenne w oczach Boga. Bunt nie ma sensu. A mogłbym prosić o wytlumaczenie po co Panu Bogu nasze cierpienie? Bo chyba nie bardzo rozumiem. @Neon, po co Bogu nasze cierpienie to pytanie na które tak naprawdę to nikt nie będzie potrafił udzielić Ci odpowiedzi. A odpowiedzi w stylu że w nagrodę zostanie wpuszczony do nieba to tak naprawdę ubliżają Panu Bogu, który wychodzi w ten sposób na jakiegoś sadystę. Podobnie z twierdzeniami, że jak Jego Syn dał się zamordować to Pan Bóg przestał się na nas gniewać. Weź jednak pod uwagę, że rzeczywiście Syn Boży stał się czlowiekiem i umarł na krzyżu dla naszego zabawienia. Jakiś więc sens to cierpienie jednak ma, choć nie bardzo rozumiemy jaki i usiłujemy po swojemu go tłumaczyć. Tak przy okazji to polecam Tobie (zwłaszcza jako neonowi) książkę J.Grosfelda pt. "O pokusie zejścia z krzyża". Witam, moje pytanie było prowokacyjne. Znam te książkę. Dodam tyle, że Panu Bogu cierpienie nasze nie jest w ogóle potrzebne.
LS
le sz
29 sierpnia 2012, 12:41
[...]Cierpienie nierozłącznie towarzyszy życiu i nie powinno być marnotrawione. Było ceną naszego zbawienia, więc jest cenne w oczach Boga. Bunt nie ma sensu. A mogłbym prosić o wytlumaczenie po co Panu Bogu nasze cierpienie? Bo chyba nie bardzo rozumiem. @Neon, po co Bogu nasze cierpienie to pytanie na które tak naprawdę to nikt nie będzie potrafił udzielić Ci odpowiedzi. A odpowiedzi w stylu że w nagrodę zostanie wpuszczony do nieba to tak naprawdę ubliżają Panu Bogu, który wychodzi w ten sposób na jakiegoś sadystę. Podobnie z twierdzeniami, że jak Jego Syn dał się zamordować to Pan Bóg przestał się na nas gniewać. Weź jednak pod uwagę, że rzeczywiście Syn Boży stał się czlowiekiem i umarł na krzyżu dla naszego zabawienia. Jakiś więc sens to cierpienie jednak ma, choć nie bardzo rozumiemy jaki i usiłujemy po swojemu go tłumaczyć. Tak przy okazji to polecam Tobie (zwłaszcza jako neonowi) książkę J.Grosfelda pt. "O pokusie zejścia z krzyża".
N
Nika
29 sierpnia 2012, 10:25
Do ~Neon Mnie się zdaje, że Panu Bogu to wogóle nic nie jest od nas potrzebne bo i tak wszytsko to Jego :-) ale chce nas wszytskich przygarnąć do nieba a cierpienie ofiarowane Bogu, przezywane w Bogu to taka superwinda do nieba :-)). Sprawdziłam, na własnej skórze.... Wprawdzie jeszcze nie dojechałam do tego nieba, za często z tej windy wysiadam bo to strasznie trudno przyjąć cierpienie, zawsze boli. No cóż, zazwyczaj to co dobre jest trudne i kosztowne, trzeba płacić za bilet w tej superwindzie świadomym przeżywaniem cierpienia w Bogu. Więc jak już to cierpienie Cię dopadnie to spróbuj je właśnie ofiarować Panu Bogu. Polecam też super książkę ojca Augustyna Pelanowskiego - Umieranie ożywiające - torchę ta książka jest jak kowadło spusczone z góry na głowę ale jak przeżyjesz/ przeczytasz to pomoże :-)). Pozdrawiam
LS
le sz
29 sierpnia 2012, 09:04
Coraz częściej się zastanawiam, czy jest coś co można z siebie ofiarować Bogu i co miałoby jakąkolwiek wartość? [...] Cierpienie nierozłącznie towarzyszy życiu i nie powinno być marnotrawione. Było ceną naszego zbawienia, więc jest cenne w oczach Boga. Bunt nie ma sensu. Sądzę że tym co przede wszystkim możemy ofiarować Panu Bogu jest nasza wolna wola. Bóg stworzył nas osobami wolnymi, więc mogącymi wybierać dobro lub zło, uznać że tylko Bóg jest panem lub zbuntować się przeciw niemu. I jesteśmy zbyt ograniczeni i ułomni aby zawsze prawdziwie i bezbłędnie poznawać i pełnić wolę Bożą. Zwłaszcza że nawet gdy ją rozpoznajemy to nie zawsze potrafimy ją pełnić jak to trafnie zauważył św. Paweł (Rz 7,19): Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę. W związku z tym za najwłaściwszą uważam postawę zaprezentowaną przez Maryję (Łk 1: 34-38): 34 Na to Maryja rzekła do anioła: Jakże się to stanie, skoro nie znam męża? 35 Anioł Jej odpowiedział: Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. 36 A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. 37 Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. 38 Na to rzekła Maryja: Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa! Wtedy odszedł od Niej anioł. oraz samego Jezusa (Łk 22,42): [...] Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie! I dopiero w tym kontekście widziałbym ofiarowywanie cierpienia: Panie Boże, cierpię i nie rozumiem jaki to ma sens, co to kumu daje. Proszę Cię więc i błagam, zabierz ode mnie to cierpienie, uwolnij mnie od niego. Ale Ty Panie wiesz lepiej, dlatego bądź wola Twoja a nie moja...
N
Neon
29 sierpnia 2012, 07:16
Coraz częściej się zastanawiam, czy jest coś co można z siebie ofiarować Bogu i co miałoby jakąkolwiek wartość? Nie jest to miłość, bo kochać właściwie nie umiemy. Jeśli taka nasza wola, uczymy się miłości przez całe życie. Jedyne, co możemy Mu szczerze ofiarować, co należy tylko do nas, to nasze mniejsze i większe cierpienia, zwłaszcza nie zawinione. Jeśli nie zapomnę, tak właśnie czynię. A tak często nie doceniamy celowości tej ofiary! Cierpienie nierozłącznie towarzyszy życiu i nie powinno być marnotrawione. Było ceną naszego zbawienia, więc jest cenne w oczach Boga. Bunt nie ma sensu. A mogłbym prosić o wytlumaczenie po co Panu Bogu nasze cierpienie? Bo chyba nie bardzo rozumiem.
MAŁGORZATA PAWŁOWSKA
28 sierpnia 2012, 11:42
Coraz częściej się zastanawiam, czy jest coś co można z siebie ofiarować Bogu i co miałoby jakąkolwiek wartość? Nie jest to miłość, bo kochać właściwie nie umiemy. Jeśli taka nasza wola, uczymy się miłości przez całe życie. Jedyne, co możemy Mu szczerze ofiarować, co należy tylko do nas, to nasze mniejsze i większe cierpienia, zwłaszcza nie zawinione. Jeśli nie zapomnę, tak właśnie czynię. A tak często nie doceniamy celowości tej ofiary! Cierpienie nierozłącznie towarzyszy życiu i nie powinno być marnotrawione. Było ceną naszego zbawienia, więc jest cenne w oczach Boga. Bunt nie ma sensu.
N
neon
28 sierpnia 2012, 08:41
to prawda że te słowa są bardzo górnolotne jak na dziejsze czasy. Ja mam tę łaskę że słyszę słowa o rzeczywistości teraźniejszej, o problemach przeżywanych przez ludzi, małżeństwa, samotnych etc.. Jak umierają, rodzą się, przeżywaja zwątpienia etc. Zapraszam na Drogę Neokatechumenalną. Prawdziwe życie.
B
btb
27 sierpnia 2012, 23:15
Strasznie gornolotne slowa, tyle porownan i przenosni ze takie pragmatyczne, proste i mlotowate  stworzenia jak ja nie nadarzaja za tymi skrzydlami....
A
akcenty
27 sierpnia 2012, 22:57
"Tak, należy codziennie, wiele razy na dzień, "wyrywać się z siebie i przechodzić w Boga" (św. Ignacy Loyola). Trzeba "wyrywać się z ciasnoty swego serca i wrastać w nieskończoność życia Chrystusowego" (św. Teresa Benedykta, Edyta Stein). Trzeba nam codziennie, i to po wielekroć, dokonywać zrywu - ku Bogu i w ten sposób świadomie i z nadzieją pielgrzymować do Domu Ojca. Owo "wyrywanie się" czy "zryw" ku Bogu dzieje się w sakramentach świętych, w każdej prawdziwej modlitwie. A modlitwą jest także każdy akt strzelisty, którego treścią jest ufna wiara, nadzieja, a zwłaszcza miłość, a także prośba, uwielbienie, dziękczynienie, itp."
RS
Rafal Sopot
27 sierpnia 2012, 21:58
@nie Dla mnie nie jest darem życie (...) Cierpienie nie otwiera mnie na Boga Dzisiaj sie za Ciebie pomodle. Pan Bog jest blisko, jesli jestes juz na tym portalu. Usmiechnij sie. Sa ludzie, ktorzy Cie kochaja, bo po prostu jestes. Trzymaj sie.
J
John
27 sierpnia 2012, 21:48
 Oj, żeby jeszcze tak pięknie do nas mówił i tak traktował nas statystyczny ksiądz. No i żeby wyglądał tak ślicznie jak tak dziwczyna z obrazka - wtedy kościoły by pękały w szwach nie tylko od Wielkanocy czy Bożego Narodzenia.
N
nie
27 sierpnia 2012, 21:21
'....Bóg niewątpliwie stworzył nas dla wspaniałego rodzaju istnienia: w miłosnej więzi z Nim. Wielkim darem Boga dla nas jest obecny czas życia..." Dla mnie nie jest darem życie "...Różnorakie cierpienia, nasze własne i innych ludzi, winny dawać nam do myślenia i pobudzać do otwarcia się na Boże zbawienie..." Cierpienie nie otwiera mnie na Boga
M
mrj@o2.pl
27 sierpnia 2012, 20:03
Miłość która polega na zadawaniu cierpień, NIE JEST MIŁOŚCIĄ. Opowiadanie o szczęściu płynącym z wiary jest całkowicie pozbawione podstaw, wie o tym każdy, kto próbował żyć wiarą w rzekomą miłość Bożą, przez dłuzszy czas (na przykład kilkadziesiąt lat). Taka naiwność nieuchronnie prowadzi do doświadczenia pustki i zwątpienia. I możesz mi z zemsty wymodlić śmierć na raka, tym bardziej nie wyspowiadam się. Idę już z Panem ponad trzydzieści lat i nigdy nie żałowałem. Wszystko zależy od obrazu Boga. Jeśli jest on miłością absolutną to zwycięże wszelkie pokusy przypisywania Mu cech, których niema. Jeśli ktoś się zawiódł, to wyłącznie na swoich mylnych wyobrażeniach a nie na prawdziwym i żywym Bogu. Pomodle się za Ciebie Tomasz, abyś odkrył Jego prawdziwe oblicze. Wtedy problrm Twojego buntu przestanie istnieć, bo jak wnioskuję jesteś dobrym człowiekiem, tylko nieuformowanym odpowiednio. Shalom! Marek
T
Tomasz
27 sierpnia 2012, 15:54
Miłość która polega na zadawaniu cierpień, NIE JEST MIŁOŚCIĄ. Opowiadanie o szczęściu płynącym z wiary jest całkowicie pozbawione podstaw, wie o tym każdy, kto próbował żyć wiarą w rzekomą miłość Bożą, przez dłuzszy czas (na przykład kilkadziesiąt lat). Taka naiwność nieuchronnie prowadzi do doświadczenia pustki i zwątpienia. I możesz mi z zemsty wymodlić śmierć na raka, tym bardziej nie wyspowiadam się.
D
Dżolka
27 sierpnia 2012, 15:52
Miłość która polega na zadawaniu cierpień, NIE JEST MIŁOŚCIĄ. Opowiadanie o szczęściu płynącym z wiary jest całkowicie pozbawione podstaw, wie o tym każdy, kto próbował żyć wiarą w rzekomą miłość Bożą, przez dłuzszy czas (na przykład kilkadziesiąt lat). Taka naiwność nieuchronnie prowadzi do doświadczenia pustki i zwątpienia. I możesz mi z zemsty wymodlić śmierć na raka, tym bardziej nie wyspowiadam się.