Z Biblią jest jak z kolacją. Rozmowa z ks. Wojciechem Węgrzyniakiem

(fot. reza shayestehpour / Unsplash)
Magdalena Guziak-Nowak

Jest wiele dróg, które prowadzą do Pana Boga, a jedna z nich prowadzi przez Pismo. Kiedy czytam i spotykam się z Nim na kartach Biblii, czuję się bardziej wolnym, bardziej człowiekiem - ks. Wojciech Węgrzyniak.

Magdalna Guziak-Nowak: Rozmawiamy przy kolacji. Czy przy plackach ziemniaczanych wypada dyskutować o Piśmie i to w dodatku Świętym?
Ks. Wojciech Węgrzyniak: A nie?
Z jakim nastawieniem podchodzić do Biblii? Traktować ją jak dobrą lekturę, niezłą powieść z wartką akcją czy klękać przed nią, jak się klęka przed sacrum?
Podchodzić do Biblii można z różnym nastawieniem, tylko że niektóre nie zaprowadzą tam, gdzie chce zaprowadzić Biblia, czyli do wolności. Można czytać Biblię jako powieść i wtedy zatrzymamy się na poziomie literackiej dyskusji. Można czytać jako dokumenty historyczne, ale wtedy będziemy dyskutować o faktach i historycznych mitach. Najlepiej jednak szukać w Biblii prawdy dla naszego zbawienia, bo po to Biblia została napisana. Mówiąc żartem, z Biblią jest jak z kolacją - najlepiej zasiadać do niej z zamiarem zjedzenia. Inne cele nie są zabronione, ale mogą być dziwne, a nawet podejrzane.
Od czego zacząć czytanie Pisma Świętego? Załóżmy, że mamy już czas i chęci.
Czas i chęci to bardzo dużo. Dorzuciłbym do tego jeszcze systematyczność. Trzeba być systematycznym i wiernym aż do bólu. Ustawić sobie pułap, że w ciągu pierwszego tygodnia czy miesiąca będę czytał po jednym rozdziale. Albo że będę czytał przez trzy minuty. Lub codziennie nauczę się nowego wersetu na pamięć. A może będę sięgać po czytania z dnia? Forma ma tutaj znaczenie drugorzędne, czasem trzeba ją zmienić, najważniejsza jest po prostu systematyczność. Tak jak z jedzeniem. Tego się nie przeskoczy, jeśli organizm ma funkcjonować normalnie.
Dlaczego tak trudno się za to zabrać?
Przyczyn niechęci może być wiele. Ale skoro te przyczyny powodują, że nie otwieramy Biblii, to moja osobista rada jest taka - wziąć ją z półki, otworzyć i już nie zamykać. Ludzie dlatego nie czytają książek, bo ich nie otwierają. Podobnie z Pismem Świętym. Trzeba je otworzyć, zostawić na stoliku i przyjąć zasadę, że każdego dnia przeczytam cokolwiek. Oczywiście, oprócz wydań papierowych mamy internet. Można zaprenumerować czytania z dnia i dostawać je na e-maila.
A Biblia w mp3? Czy to nie taka mała profanacja?
Ależ skąd! Jaka profanacja? To rewelacyjny pomysł! Pan Bóg przecież mówił, a nie pisał i jeśli słuchamy tekstu, to na pewno nie robimy krzywdy słowu Bożemu. Jadę samochodem, idę na spacer, dlaczego by nie zamienić popowych piosenek czy klasycznych hitów na Biblię?
Czy w Piśmie Świętym są odpowiedzi na wszystkie pytania?
Myślę, że tak. Tylko o jaki poziom konkretu nam chodzi? Jeśli dziewczyna szuka w Biblii imienia swojego przyszłego męża, to prawdopodobnie go nie znajdzie. Znajdzie natomiast odpowiedź, żeby się nie martwiła, bo skoro jeszcze tego imienia nie zna, to widocznie nie jest jej to w tym momencie potrzebne. Pan Bóg nie po to pisał Biblię, żebyśmy wiedzieli, jaką śrubkę wkręcić i gdzie wkręcić. Ale napisał "czyńcie sobie ziemię poddaną", więc je wkręcamy.
Czy więc otwieranie Pisma Świętego na obojętnie której stronie z nadzieją znalezienia w nim odpowiedzi na ważne dla nas pytania ma sens? A może to nadinterpretacja?
Może mieć sens. Po pierwsze, trzeba jednak odróżnić to, co tekst do mnie mówi, od tego, co jest jego przesłaniem. Na przykład drzwi w moim mieszkaniu są pomalowane na biało. Mogę się zastanawiać, co ten kolor do mnie mówi. Być może to, że powinienem bardziej zadbać o czystość swojej duszy. Ale czy to znaczy, że malarz malował je z taką intencją, bym myślał w ten sposób? Nie! On nawet nie wiedział, że będę tu mieszkał! Po prostu w życiu używamy pewnych skojarzeń, które przynoszą konkretne efekty. Gdy czytamy Pismo Święte, też pojawiają się w naszych głowach różne skojarzenia, do których mamy prawo. Natomiast gdybyśmy zaczęli mówić, że św. Jan napisał dany fragment specjalnie po to, żebyśmy podjęli taką a nie inną decyzję, to jest to już błąd.
Po drugie, trzeba pilnować celu, to znaczy czy moje odczytanie doprowadziło mnie do prawdy, która zbawia. Św. Augustyn powtarzał, że ostatecznym celem wszystkiego jest miłość. Jeśli po lekturze danego tekstu kochasz bardziej Boga i bliźniego, to znaczy, że dobrze odczytałeś Biblię, nawet jeśli autor natchniony w ogóle nie chciał powiedzieć ci tego, co sobie pomyślałeś.
Tym sposobem Pismo Święte za każdym razem przemawia do nas inaczej. Nawet wtedy, gdy w kościele czytane są fragmenty, które znamy na pamięć.
Gdyby tak nie było, nie byłoby sensu czytać dwa razy tej samej rzeczy, a w kościele to już w ogóle. Można by się wyłączyć np. na czas Ewangelii, bo ile można słuchać o miłosiernym Samarytaninie?
Jednak nie stoimy w miejscu i za każdym razem jesteśmy na innym etapie naszego życia. Zawsze jest szansa, że słowo uderzy w strunę, w którą nie uderzyło wcześniej, że zwrócimy uwagę na coś zupełnie nowego. Nawet wtedy, gdy jakiś fragment znamy na pamięć i moglibyśmy go recytować razem księdzem.
Księdza kazania, także te dotyczące powszechnie znanych tekstów, zawsze są niebanalne, bogate w treść, zarysowują kontekst kulturowy, historyczny. Przygotowuje Ksiądz materiały, które mogą być pomocne także innym kapłanom. Skąd czerpie Ksiądz inspiracje?
Staram się słuchać tekstu i życia. Czytam i rozważam tekst, dopóki nie zacznie on mówić do mnie. Bo jeśli jakieś treści dotkną mnie, to jest szansa, że przemówią również do innych. Dzięki studiom biblijnym, przygotowując się do kazania, czytam tekst po grecku lub hebrajsku i szukam w nim nieraz czegoś, czego nie oddaje polskie tłumaczenie, i zastanawiam się, co mnie zaskakuje i uderza.
Ks. prof. Edward Staniek mówił nam w seminarium, że po przeczytaniu fragmentu Ewangelii powinno się mieć 30-40 pomysłów na kazanie, bo z każdego słowa da się coś "wyciągnąć". Sztuką jest z tego gąszczu idei wybrać dwie, trzy myśli ważne dla danej wspólnoty. Kiedy jednak zna się trochę ludzi, słucha ich, spowiada, można przypuszczać, co będzie dla nich istotne.
Często problemem nas, księży, jest to, że zbyt rzadko spotykamy się z Panem w tekście biblijnym. Brakuje uczciwego posiedzenia nad nim przez kwadrans czy pół godziny i zastanowienia się, co on do mnie rzeczywiście mówi. Bo kiedy Bóg do mnie przemówi, to wystarczy wtedy powiedzieć o tym innym na kazaniu.
Niewiele kościelnych homilii dotyczy Starego Testamentu. Czy dlatego, że jest trudniejszy do wyjaśniania?
Być może i należałoby się przyjrzeć sposobom kształcenia kleryków w tej dziedzinie. Teoretycznie kazanie powinno dotyczyć wszystkich czytań, ale nie zawsze łatwo jest je ze sobą połączyć. Poza tym, powiedzmy szczerze, że niektóre czytania ze Starego Testamentu naprawdę wydają się "kosmiczne". Chociaż przecież mamy i takie perełki, że aż serce rośnie.
Od czego zacząć lekturę tej części Biblii w swoich czterech ścianach? Chyba nie od zagmatwanej Księgi Liczb…
Gdy myślę o Księdze Liczb, przypomina mi się zasada, by nie dążyć na siłę do tego, żeby koniecznie przeczytać całą Biblię. Z Pismem Świętym jest trochę jak z pokarmem. Może się okazać, że są części, których po prostu nie trawimy. Co więcej, może się okazać, że ktoś umrze, nie przeczytawszy Księgi Liczb. I nie należy się tym zbytnio przejmować, bo apostołowie umarli, nie przeczytawszy Apokalipsy. Po prostu - czytam to, co mnie przybliża do Pana Boga.
Nie jest to pójście na łatwiznę?
Może i jest, ale zawsze należy zapytać o cel. Jeśli najważniejszym celem w życiu jest przeczytanie całej Biblii, to nie ma przebacz i trzeba się zmusić nawet do Księgi Liczb. Ale jeśli pierwszorzędnym celem jest miłość do Boga i bliźniego, to powinniśmy szukać dróg, które nas do niego przybliżą. Jeśli Biblia miałaby mnie odstraszać od Pana Boga albo zniechęcić do bliźniego, to lepiej jakiejś części nie czytać.
Niektórych może odstraszać język. Czy Matka Boża zawsze będzie "brzemienna", czy kiedyś będzie "w ciąży"?
Nie znaleźliśmy jeszcze wielu trafniejszych odpowiedników niektórych słów, jak chociażby "brzemienna". Tak samo w pacierzu. Co to jest "zdrowaś"? Każde dziecko powie, że chodzi o to, by Maryja była zdrowa. Przykłady można mnożyć. Przecież dzisiaj nikt nie mówi "zaprawdę" ani "hosanna". Trzeba więc ciągle szukać nowych tłumaczeń.
Spójrzmy jednak na to i z innej strony. Czasem wiele lat studiujemy obce języki. Uczymy się też języka związanego z wykonywaną pracą zawodową, np. prawniczego czy medycznego. Dlaczego więc nie poświęcić czasu na nauczenie się języka Biblii?
To jeszcze jeden argument dla nieprzekonanych - rachunek zysków i strat. Co mi da czytanie Pisma Świętego?
Mój kolega od wielu lat ma na Skypie jeden i ten sam status: "Czytaj Biblię, a unikniesz wielu rozczarowań".
Jest wiele dróg, które prowadzą do Pana Boga, a jedna z nich prowadzi przez Pismo. Kiedy czytam i spotykam się z Nim na kartach Biblii, czuję się bardziej wolnym, bardziej człowiekiem. I może to trochę tak, jak z mieszkaniem przez długi czas z ukochaną rodziną. Jeśli jesteś szczęśliwy, nie będziesz eksperymentować, jak by ci było, gdybyś mieszkał z kimś innym. Tak i ja nie będę eksperymentować, jak by mi było, gdybym nie czytał Biblii.
Ks. Wojciech Węgrzyniak - doktor nauk biblijnych, w latach 2001-2006 studiował w Papieskim Instytucie Biblijnym w Rzymie, a w okresie 2006-2009 we Franciszkańskim Studium Biblijnym w Jerozolimie. Jest wykładowcą Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie.

DEON.PL POLECA

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Z Biblią jest jak z kolacją. Rozmowa z ks. Wojciechem Węgrzyniakiem
Komentarze (1)
AC
Anna Cepeniuk
23 kwietnia 2012, 16:26
Bardzo dziękuję za ten tekst....... Dla mnie po prostu super!!!!!!!!!