Zielono mi, czyli o niedzielnym zesłaniu Ducha Świętego

(fot. Lisa F. Collins/flickr.com/CC)
Tomasz Oleniacz SJ

Kilka lat temu zostałem poproszony przez pewną wspólnotę religijną o odprawienie mszy świętej w wigilię zasłania Ducha Świętego. Podczas wspólnej podróży samochodem ktoś ze współpasażerów stwierdził: «Dobrze, proszą ojca, że w tym roku to wypadło w niedzielę, prawda?». «Tak, oczywiście…», odpowiedziałem nieco zdziwiony «…ale co takiego?» «No, to zesłanie Ducha» padła odpowiedź. Odrzekłem, że to zawsze wypada w niedzielę. Po czym jechaliśmy dalej w milczeniu.

Dobrze, że to w niedzielę

Nieco później, już po całym tym wydarzeniu, zastanawiałem się, co tak naprawdę chciała mi przekazać ta osoba. Jej słowa odczytałem jako stwierdzenie: «Dobrze, że zesłanie Ducha Świętego przypada w niedzielę, bo gdyby nie to, pewnie nie mielibyśmy czasu, by je celebrować». Pewnie stałoby się tak, jak jeszcze kilka lat temu było ze świętem Wniebowstąpienia: obchodzone w czwartek, 40 dni po Wielkanocy, coraz bardziej traciło na znaczeniu i ostatecznie zostało przeniesione na niedzielę. Gdyby uroczystość zesłania Ducha Świętego przypadała poza niedzielą, być może wiele osób nawet by jej nie zauważyło. A to głównie dlatego, że dla wielu z nas Duch Święty pozostaje ciągle Wielkim Nieznajomym. No bo bądźmy szczerzy i spróbujmy sobie odpowiedzieć na pytanie: co my wiemy o tym święcie? Co wiemy o samym Duchu Świętym?

Zielono mi…

Niedzielę, w trakcie której obchodzona jest ta uroczystość, popularnie nazywa się "Zielonymi świętami". Przede wszystkim dlatego, że zazwyczaj przypada ona w maju - miesiącu, w którym wszystko się zieleni i kwitnie. W wielu miejscach zachował się jeszcze zwyczaj przystrajania kościołów lub drzwi domów zielonymi gałązkami. Jednak można by też znaleźć inne wytłumaczenie tej nazwy. Mówiąc żartobliwie i nieco przewrotnie nazywamy tę uroczystość "Zielonymi świętami" także dlatego, że często nie mamy "zielonego pojęcia" kim jest Duch Święty i do czego jest On nam potrzebny.

Ta nasza niewiedza może być po części usprawiedliwiona, gdyż trudno nam sobie wyobrazić trzecią Osobą Trójcy Świętej. Z Ojcem i Synem nie mamy takich kłopotów. Ale Duch Święty? Pewnie jedyny obraz, jaki nam przychodzi do głowy, to biały, niewinny gołąbek z rozpostartymi skrzydłami. O powszechności tej trudności niech świadczy fakt, że w Kościele Wschodnim, który wyraża swoją wiarę przez obrazy, możemy znaleźć ikony Chrystusa, ikony Boga Ojca, ikony Dziewicy z Dzieciątkiem, ikony świętych, lecz nie znajdziemy ikon Ducha Świętego. Jest On bowiem, "jak wiatr, który wieje kędy chce…" (J 3,8). Samego wiatru nie widać. Jedyne co możemy zobaczyć, to skutki jego działania.

Tak jest właśnie z Duchem Świętym. Trudno Go "zobaczyć". Na dodatek Jego działania nie można dostrzec na poziomie uczuć, czy emocji lecz tylko na poziomie wiary. Duch nie ma "oblicza". On jest tym, który nas przemienia od wewnątrz i sprawia, że my sami stajemy się niejako "obliczem" Boga. Kształtuje nas na wzór Jego Syna. Ale nie dzieje się to mechanicznie. Potrzebne tu jest nasza współpraca i zaangażowanie.

"Specjalizacje" w Kościele

Niestety, w naszych czasach, przyzwyczailiśmy się do tego, że poszczególnymi dziedzinami życia zajmują się różnego rodzaju "specjaliści". Zlecamy im takie czy inne działanie, by zrzucić z siebie nieco odpowiedzialności. I tak odpowiedzialność za nasze bezpieczeństwo zrzucamy na policję, sprawami ochrony środowiska i tzw. globalnego ocieplenia zajmują się za nas ekolodzy, a o dobrobyt w państwie winien się troszczyć w naszym imieniu rząd i parlament. W życiu Kościoła jest podobnie: uważamy, że modlitwą i sprawami religijnymi powinni się zajmować księża i siostry zakonne, a jeśli ktoś miałby się znać na Trzeciej Osobie Boskiej to jedynie członkowie Odnowy w Duchu Świętym lub innych wspólnot charyzmatycznych.

Nic bardziej mylnego! Zarówno w wypadku życia publicznego jak i życia Kościoła. Szczególnie w odniesieniu do Ducha Świętego. Każdy z nas na chrzcie i bierzmowaniu otrzymał Ducha Świętego. To On sprawia, że zostajemy niejako przemienieni "Mocą z wysoka". Jak Apostołowie w wieczerniku (zob. Dz 2,1nn). Ale ta przemiana nie jest żadną magią. Nie musi objawiać się poprzez nadzwyczajne znaki jak tzw. dar języków, proroctwa, czy inne niezwykłe oznaki zewnętrzne. On nas przemienia od wewnątrz. Często po cichu i dyskretnie. Jednak tylko wówczas, kiedy Mu na to pozwolimy.

Ważne święto

Uroczystość Pięćdziesiątnicy jest tak ważna jak Wielkanoc. Gdyby bowiem Jezus nie przysłał nam Ducha Świętego, Jego zmartwychwstanie (które, nota bene, dokonało się mocą Ducha) byłoby osobistą sprawą Jezusa. Dla nas, w najlepszym przypadku, byłoby czymś sensacyjnym i godnym podziwu. Na niewiele by się nam jednak przydało. Cała Dobra Nowina Ewangelii sprowadzałaby się do stwierdzenia, że Chrystus swoją śmiercią i zmartwychwstaniem otworzył nam bramy nieba zamknięte do tej pory przez nasze grzechy. Jednak by się tam dostać, to już nasza sprawa. Chrześcijaństwo stałoby się jednym wielkim prawem, którego nikt z nas nie byłby w stanie wypełnić. I może właśnie dlatego, że nie doświadczamy tej "Mocy z wysoka", czasami brak nam radości i odnosimy wrażenie, że wiara nakłada na nas jedynie trudne obowiązki.

Przyjdź, Duchu Święty…

Wszyscy potrzebujemy Ducha Świętego. Często bowiem jesteśmy jak Apostołowie po zmartwychwstaniu Jezusa: przebywali razem w Wieczerniku, wspólnie się modlili, ale ciągle czuli się zagubieni, przestraszeni, jakby zamknięci. Dopiero dzięki mocy Ducha przełamali wszelkie trudności i z odwagą wyszli na zewnątrz.

Od owego wydarzenia sprzed ponad 2000 lat Duch Święty nie przestaje działać. Jest On stale obecny wśród wierzących. Jego zstąpienie nie dokonuje się tylko raz w roku, nie ogranicza do członków wspólnot charyzmatycznych, nie jest zarezerwowane jedynie dla niektórych, wybranych ludzi. On jest dany każdemu chrześcijaninowi jako nieustanna pomoc, o którą warto prosić zawsze ile razy czujemy potrzebę wsparcia. Jeśli nie możemy się porozumieć z innymi, prośmy o Ducha. Bo to On udziela daru komunikacji (nazywanego też darem języków). Jeśli trudno nam przebaczyć, jeśli czujemy się zamknięci, jeśli czujemy się "bez życia", gdy nie umiemy się modlić, jeśli przeżywamy jakiekolwiek inne trudności - prośmy o Ducha Świętego, o Jego łaskę. To On przynosi dar przebaczenia, to On jest Duchem ożywiającym, to On się w nas modli, gdy my nie umiemy, to On rozlewa w naszych sercach miłość.

Tylko od nas zależy, czy będziemy przeżywać "Zielone święta" jako wiosnę życia, którą przynosi ze sobą Duch Boga (a świeża zieleń jest tego wyrazem) czy też powtarzając sobie: "zielono mi…"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Zielono mi, czyli o niedzielnym zesłaniu Ducha Świętego
Komentarze (4)
PK
Piotr Kulesza
19 maja 2013, 17:10
Dziękuję za artykuł. I tylko drobiazg z pierwszego zdania - nawet dobry jako "humor szkolnych zeszytów" ;) "Kilka lat temu zostałem poproszony przez pewną wspólnotę religijną o odprawienie mszy świętej w wigilię zasłania Ducha Świętego." - cóż to za nowe święto "zasłania" Ducha Świętego. Czy chodzi o pościel, czy ew, coś zasłania Ducha ;)
jazmig jazmig
19 maja 2013, 09:42
Ja uważam, że katolicy starają się obchodzić święta nakazane, czyli takie, w które mają oni obowiązek uczestniczenia we mszy św. Jeżeli zatem Wniebowstąpienie Pańskie przestało być świętem nakazanym, to ludzie zaczęli je traktować jak każde inne mniej ważne święto. Jest to zatem wina tych, którzy uznali, iż nie ma to być święto nakazane. Przeniesienie tego święta na niedzielę jeszcze bardziej zmniejszyło jego wagę, bo to jest jakaś tam kolejna niedziela w którą coś się tam wspomina. Ja znam i rozumiem wagę tego święta, ale nasi hierarchowie najwyraźniej inaczej to pojmują niż ogół wiernych.
M
Metanoia
8 czerwca 2014, 11:50
Nawet Zesłanie Ducha Świętego, Twórcy Jedności Kościoła, nie jest wystarczającym powodem, aby przestać dzielić i krytykować. 
A
alamakota
19 maja 2013, 09:07
"a o dobrobyt w państwie winien się troszczyć w naszym imieniu rząd i parlament" = to zdanie to po prostu MASAKRA. Czy ojciec na serio tak mysli? Mam nadzieje, ze to tylko stwierdzenie, ze tak myslą ludzie, ogólnie (bo faktycznie, spora czesc Polakó tak mysli - nie ze przedsiebiorcy, pracujacy, tyrający) - tylko rząd. Rugujmy z naszym umysłów tę rdzę komunizmu i socjalizmu - to MY jestesmy twórcą PKB, a nie zaden rząd. Rząd to szkodnik w wiekszosci tego za co sie bierze.  A tekst bardzo dobry, dziękuję naprawdę!