Jezus ukazał się Żydówce: Jego oczy były po prostu miłością. Powiedział: „Przyjdź do Mnie”

Shiri Joshua (Fot. 100huntley/You Tube)

Kiedy miałam kilka lat, przez okno domu słyszałam mężczyznę, który się modlił w synagodze. Ta modlitwa bardzo mnie dotknęła. To była słodycz, która mnie nastroiła i to był początek mojego religijnego życia. Miałam pragnienie Boga – mówi Shiri Joshua, która urodziła się i wychowała w Izraelu. Za pełnoprawną Żydówkę uważa się jednak od czasu, odkąd uwierzyła, że Jezus jest Mesjaszem. Kobieta nadal celebruje wszystkie żydowskie święta i tradycje, a także oddaje cześć Jezusowi. W jej życiu stało się jeszcze coś – będąc na drodze nawrócenia, spotkała Jezusa, ubranego w talit. – Jego oczy były po prostu miłością. Powiedział: „Przyjdź do Mnie” – mówi ze wzruszeniem.

Shiri Joshua pochodzi z rodziny żydowskiej. Urodziła się i dorastała w Izraelu. W jej domu mówiono po hebrajsku. Historia, o której opowiada, wydarzyła się dziewięć lat temu.

Absolutne tabu

– Nie mogłam wypowiadać Jego imienia, rozmawiać i pytać o Niego. To było absolutne tabu. To wszystko, co wiedziałam o Jezusie jako małe dziecko – zaczyna opowiadać Shiri. – Co ciekawe, nie powiedzieli mi tego nawet rodzice, ale w pewien sposób inne dzieci w przedszkolu. To było oczywiste, społeczne tabu.

DEON.PL POLECA

Jak mówi Żydówka, sam symbol krzyża był również zakazanym tematem. – Pamiętam, że nosiłam kolczyki i w przedszkolu jeden chłopiec powiedział mi, że noszę krzyż. Nie wiedziałam, czym był, ale jego ton powodował, że wiedziałam, że zrobiłam coś bardzo złego – dodaje.

Shiri mówi, że wśród Żydów były wówczas dwa sposoby przeżywania codzienności: bycie Żydem ortodoksyjnym albo niereligijnym. – Nasza rodzina nie była ortodoksyjna i wobec tak rozumianej alternatywny pozostaliśmy niereligijni, jak wielu Izraelitów. Obchodziliśmy jednak wszystkie żydowskie święta – dodaje.

Duchowe dziecko

- Byłam duchowym dzieckiem w tym sensie, że stawiałam od małego filozoficzne pytania typu: kim jest Bóg? Co robimy na tej planecie? - mówi Shiri. W domu kobiety nie mówiło się o Bogu. – Wiedziałam że jestem Żydówką, więc kiedy był szabat, było oczywiste, że odwiedzamy babcię – opowiada.

– Wyprowadziliśmy się do Kanady z rodziną, kiedy miałam 19 lat. Wcześniej odbyłam obowiązkową służbę wojskową. Nie znałam angielskiego, więc dużo spacerowałam sama i zaczęły mi się pojawiać te filozoficzne pytania, na które jako dziecko nie miałam odpowiedzi. Wiedziałam jednak, że jest coś większego niż ja – mówi Żydówka.

– W Vancouver, będąc otoczona przyrodą, poczułam jeszcze większy głód duchowości i wiedziałam, że nie chcę tego, co świat definiuje jako Boga. Więc trafiłam w New Age i różne szkoły uzdrawiania. I dalej szukałam Boga. Czary, reiki i inne uzdrawiania: myślałam, że działam dla Pana. Jednak tam również Go nie spotkałam – mówi.

Shiri została psychoterapeutką. – Szukałam Boga i w tym szukaniu byłam zdesperowana – mówi. – Zawsze byłam zainteresowana psychologią i rozwojem, więc zaczęłam studiować psychologię. Nie znałam angielskiego, więc studia zajęły mi dziewięć lat. Ale tu też nie znalazłam odpowiedzi.

Została jednak mówcą publicznym i prowadzącą warsztaty, nauczając na różne tematy, od psychologii po New Age w całej Kanadzie. Shiri miała również swoich uczniów, których wprowadzała w praktyki New Age. – I niestety wprowadziłam w błąd wielu. Co ciekawe, cały czas, przechodząc przez te różne duchowości, czułam, że potrzebuję czegoś, co zapełni pustkę w moim sercu – mówi. – Wiedziałam, że tam gdzieś jest Bóg, którego nie znałam. Szczęśliwie On znał mnie.

Jezus przychodzi do Shiri

Pewnego dnia Żydówka dostała książkę o cudach, o Bogu, Duchu świętym. - I otworzyłam ją, ale to nie była dobra książka. Teraz wiem, że była stworzona po to, by wprowadzić duchowe i religijne zamieszkanie. „Love, peace" i takie rzeczy. Zaciekawiła mnie jednak. Była tam mowa o Jezusie. O tym, że był Żydem i że chodził ulicami Jerozolimy. Byłam zła, że społeczeństwo mnie okłamało. Wtedy nie było Internetu, nie można było łatwa zweryfikować informacji – mówi.

Shiri zaczęła szukać informacji na Jego temat i – jak mówi – miała pragnienie poznania Jezusa.

– Byłam ciekawa, kim jest, ale wiedziałam, że nie mogę się zagłębiać w to pytanie, bo jestem Żydówką. Pewnego dnia pomodliłam się i powiedziałam na głos: Boże, jeśli ten Jezus jest prawdziwy, pokaż mi – opowiada. - Był marzec 2011 roku. Byłam w moim łóżku, ale nie spałam i widziałam Go. Miałam otwarte oczy i widziałam żydowskiego Jezusa. Ciemna karnacja, miał na nogach sandały, o których czytaliśmy. Otworzył ręce i powiedział do mnie: przyjdź do Mnie – opowiada dziś ze wzruszeniem. – Nie był groźny. Ukazał mi się w swoim talicie, który był Jego szalem do modlitwy. Jego ciemne oczy były po prostu miłością. Przez sekundę czułam wieczność. I zniknął.

To była dwa lata przed diagnozą lekarską. Jak podkreśla, teraz rozumie, że wszystko, co przeżyła i duchowy zwrot ku Jezusowie był początkiem jej nawrócenia. Od tego wydarzenia dwa lata kobieta szukała wyjaśnienia psychologicznego tego, co się stało w jej pokoju. – Pojechałam więc do Izraela, ale nic się nie wydarzyło. Wróciłam do Kanady. Byłam w depresji, wściekła, ale wiedziałam, że widziałam Jezusa. Nie wiedziałam czego chce. Miałam myśli, że jest coś więcej. I wtedy dowiedziałam się, że mam raka – mówi.

Diagnoza, która zmieniła kierunek życia

W 2013 roku, kiedy doświadczyła choroby zagrażającej życiu, wyrzekła się wszelkich innych nauk i praktyk i oddała swoje życie Panu.

– Usłyszałam diagnozę, że mam raka piersi w trzecim stadium, w najbardziej agresywnej formie, bardzo złośliwego. Lekarz po dodatkowej konsultacji z innym onkologiem powiedział, że to rak. Pamiętam jego słowa: to rak, to rak, to rak – mówi. O diagnozie dowiedziała się w piątek. – W poniedziałek miałam zdecydować, czy chcę mastektomię czy chemię. Był 19 kwietnia 2013 roku, właśnie tamtego dnia powiedziano mi, że moje życie może być krótkie. To był też dzień, kiedy Bóg się o mnie upomniał – opowiada.

– Kiedy lekarz opuścił mój szpitalny pokój, podjęłam najlepszą decyzję, jaką mogłam podjąć i oddałam życie Bogu – podkreśla.

Shiri oddaje życie Bogu

– Powiedziałam: Jezu, cokolwiek się zdarzy, moje życie jest Twoje. Zdałam się totalnie na Boga i tylko Jego się trzymałam – opowiada ze wzruszeniem Shiri. – Mówiłam: Panie jestem zmęczona walką z Tobą, jeśli mam umrzeć, dobrze, niech tak będzie, ale chcę przyjść po śmierci do Ciebie. Ale jeśli pozwolisz mi żyć, poświęcę ci moje życie – mówi. – I chociaż byłam tym wszystkim oszołomiona – diagnozą o nowotworze i tym, co przed chwilą powiedziałam, przestałam wewnętrznie walczyć i doznałam nagle głębokiego pokoju, mimo że byłam przerażona tym, co powiedziałam przed chwilą.

– Yeshua. Poczułam, że to w porządku wierzyć w Niego, że nie muszę się bać, że wierzę w Niego – dodaje.

– W zastępstwie znajomego przyszedł do mnie pastor i jeszcze raz, modląc się z nim, w jego obecności oddałam życie Jezusowi. Potem wróciłam do Toronto do mojej rodziny by rozpocząć leczenie - mówi. Wcześniej wykonano u niej mastektomię. – Lekarze powiedzieli mi, że nie ma czasu nawet na myślenie. Wzięłam od razu chemię, sześć rund chemii przez sześć miesięcy – opowiada.

39-letnia Shiri wylądowała w mieszkaniu u rodziców i – jak mówi – nie chciała atakować ich swoją wiarą, więc pozostała wierzącą w ukryciu. W czasie leczenia znalazła kongregację Żydów mesjanistycznych. Otrzymała też fragment z Pisma Świętego, że nie umrze i że będzie głosić słowo Boga. Została wyleczona z ciężkiej postaci raka i tak właśnie żyje dziś: głosi Ewangelię i przyprowadza innych do Jezusa. Ma głęboko w sercu osoby chore nowotworowo. Swoim życiem świadczy o miłości Boga do ludzi. – Jestem wolna, w każdym tego słowa znaczeniu – zaznacza.

100huntley street/Beyond The Call/dm

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Jezus ukazał się Żydówce: Jego oczy były po prostu miłością. Powiedział: „Przyjdź do Mnie”
Komentarze (2)
PE
~Paweł Ek
5 listopada 2024, 11:15
Żałosna próba zaistnienia
JO
Jan Osa
3 września 2024, 12:54
Przyjmuję, że to prawdziwa, piękna historia. Jezus był Żydem (jest nim przecież na wieki, choć w niebie przynależność narodowa nie będzie chyba miała znaczenia?!). Więc Jemu na swoim narodzie zawsze zależy (choć przyszedł do wszystkich i jest Zbawicielem każdego człowieka, ze wszystkich narodów. I to jest piękne, że tak "zawołał" tę Żydówkę. Ale czytając tę historię trzeba czytać i "między wierszami". A co tam jest "napisane"? Ano, że o Jezusie nie wolno mówić, że to jest zakazane. Są dwa rodzaje Żydów: ortodoksyjni i niereligijni (czyli jacy?) Dla których "religią" jest Holokaust. I że przejście na chrześcijaństwo łączy się z całkowitym "wyklęciem" z rodziny i społeczeństwa. Najgorsze jest przejście na katolicyzm. Ona jest protestantką, więc ma jakby "łatwiej". O tych rzeczach nie wolno zapominać, kiedy mówimy o dialogu z judaizmem (rabinistycznym oczywiście, bo innego już nie ma, czyli tego biblijnego}. Dobrze, że to w tej historii zabrzmiało.