Już prawie sto lat obchodzimy święto Chrystusa Króla. Ale czym jest dla nas naprawdę?

Jan Henryk Rosen - Christ Pantocrator, Washington, DC - Denobili, CC BY-SA 4.0 www.creativecommons.org, via Wikimedia Commons

W ikonografii dominują wizerunki Wszechwładcy, ukoronowanego monarchy siedzącego na tronie z kulą ziemską w dłoni bądź mającego glob pod stopami. Jako Pantokratora przedstawiał Chrystusa także wybitny polski malarz Jan Henryk Rosen (1891-1982) na kilku imponujących mozaikach zdobiących amerykańskie świątynie, z bazyliką Najświętszego Poczęcia Maryi w Waszyngtonie na czele. Ale istnieje też inne dzieło tego artysty – wielki fresk „Ukrzyżowanie”, namalowany w katedrze ormiańskiej we Lwowie, którą ten młody debiutujący artysta ozdobił też wieloma innymi obrazami ściennymi. „Ukrzyżowanie” to dzieło absolutnie oryginalne, wyjątkowe w całej historii malarskich ujęć tego tematu.

Nie miejsce tu niestety na przedstawienie, choć pobieżne, tego wielkiego artysty tworzącego w okresie międzywojennym w Polsce, ale też dla Stolicy Apostolskiej, a po wojnie niezmordowanie pracującego w Stanach Zjednoczonych. Podłożem sztuki Rosena, który sztuce sakralnej poświecił całą swoją twórczość, była jego głęboka wiara. Istnieje domniemanie, że wychowany i wykształcony we Francji i Szwajcarii Rosen, młody konwertyta, były żołnierz na frontach Europy, który wrócił do stolicy niepodległej Polski w latach 1920-tych, związany był z tzw. Kółkiem ks. Władysława Korniłowicza (1884–1946), późniejszego ojca duchowego Dzieła Lasek.

Fresk Jana Henryka Rosena 'Ukrzyżowanie'

Jan Henryk Rosen - fresk 'Ukrzyżowanie' - fot. materiały własne autorkiCo widzimy na tym fresku Rosena, datowanym na rok 1928, a więc niedługo po ustanowieniu święta Chrystusa Króla?
W centrum sceny Jezus przybity do krzyża, ale to zarazem Zmartwychwstały, na tle głębokiej czerwieni, symbolizującej miłość, ofiarę krwi i władzę – wywyższony, tryumfalny Chrystus poza czasem i przestrzenią Golgoty. Delikatnie zaznaczone, ale realne czerwone smugi z przebitych dłoni i boku przywodzą na myśl skojarzenie z kilka lat późniejszym obrazem Chrystusa Miłosiernego z wizji siostry Faustyny. Ten ukrzyżowany Chrystus Król w koronie-aureoli z promieni zdobył już cały świat. Dwie inskrypcje w górnej części malowidła to teologiczny opis dzieła. Po lewej: A Ja, gdy nad ziemią zawisnę, wszystkich do siebie pociągnę (J 12, 32). Po prawej: A my głosimy Chrystusa Ukrzyżowanego, zgorszenie dla Żydów, a szaleństwo dla Greków, lecz dla wezwanych tak Żydow, jak i Greków, Chrystusa – moc Bożą i mądrość Bożą. (1 Kor, 1, 23-24)

W zgodzie z tradycją pod krzyżem pierwsze miejsce zajmują Matka i Jan, umiłowany uczeń. W ich twarzach nie ma już rozpaczy czy grozy.
Z lewej strony sceny, a chodzi tu o podium w sensie dosłownym, stoją Piotr i Łukasz. Piotr, Kefas, Petrus, dźwiga miniaturę rzymskiej bazyliki osadzoną na bryle jasnoróżowego granitu. Łukasz niesie ikonę Madonny z Dzieciątkiem. To obraz Matki Bożej Częstochowskiej z charakterystycznymi rysami na policzku. Po prawej stronie – wsparty na pastorale św. Benedykt z Nursji. Tuż za nim św. Grzegorz Oświeciciel, biskup i patron Armenii, bo to przecież lwowska katedra obrządku ormiańskiego. Obok niego św. Kazimierz Jagiellończyk, królewicz oraz św. Jan Maria Vianney, proboszcz z Ars. Na planie przed nimi Teresa z Lisieux, niedawno beatyfikowana i kanonizowana karmelitanka, „gwiazda pontyfikatu” Piusa XI, w 1927 r. ogłoszona przez niego patronką misji. Nieco niżej klęczy w modlitewnej ekstazie św. Franciszek z Asyżu przed św. Tomaszem z Akwinu. Na zrębie wykreowanej przez artystę sceny siedzi patrzący na nas setnik. Poprzez takie połączenie malowidła z przestrzenią świątyni artysta tworzy iluzję trójwymiarowości.

DEON.PL POLECA

W głębi obrazu, w oddaleniu, na niższym poziomie, częściowo jakby zasłonięci przez główne pełnowymiarowe postaci patrzą na nas święci, głównie męczennicy. Widzimy tylko ich twarze. Pierwsza grupa to Jan Kapistran, Jan Nepomucen z palcem na ustach, rzymski legionista Maurycy dzierżący włócznię, późniejszy symbol władzy nadanej od Boga cesarzowi (na zjeździe gnieźnieńskim w roku 1000 Otton III ofiarował jej kopię Bolesławowi Chrobremu) i jezuita misjonarz, „apostoł Litwy” Andrzej Bobola. W drugiej grupie św. Szczepan wraz z Miguelem Pro i Karolem de Foucauld.

Cała scena odzwierciedla uniwersalność Królestwa Bożego. A zarazem różnorodność powołań, dróg życiowych, wykształcenia, statusu społecznego, indywidualnego wieku, o czym teraz tyle się mówi szermując pojęciem inkluzywności. Pod tym względem Jan Henryk Rosen o sto lat wyprzedził swoje czasy! Różnorodność w historycznym czasie i w przestrzeni geograficznej. Symbolika powiązań bożych ludzi w tym królestwie. Dobrze to widać na przykładzie św. Jana Kapistrana, postaci w tym gronie może nieoczekiwanej. Ale to akcent polski. Otóż kilkumiesięczna działalność kaznodziejska Jana Kapistrana (1386-1456), pochodzącego z Włoch przedstawiciela radykalnej gałęzi franciszkanów zwanych obserwantami, zaowocowała w Krakowie założeniem pod Wawelem klasztoru bernardynów. W lutym 1454 r. Jan Kapistran celebrował tu zaślubiny króla Kazimierza IV Jagiellończyka z Elżbietą Rakuszanką. Święty królewicz Kazimierz, patron Polski i Litwy, był synem owej pary.

Fresk świadczy też o wyczuciu duchowym, dalekowzroczności wizji artysty. Zwróćmy uwagę, że owi dwaj „mali” męczennicy Francuz Karol de Foucauld (1858-1916) i Meksykanin Miguel Pro SJ (1891-1927), beatyfikowani zostali kilkadziesiąt lat później. Jakże stosownie do malarskiej koncepcji Rosena ostatnimi słowami młodego jezuity był okrzyk „Niech żyje Chrystus Król!”

Skondensowana summa dziejów chrześcijaństwa

„Ukrzyżowanie” Rosena jest skondensowaną summą dziejów chrześcijaństwa, wyrazem szczególnej historiozofii patriotycznego artysty, pełnej odniesień do współczesności.
Uroczystość Chrystusa Króla, władcy nie tylko na tronie, ale i w momencie męki odkupieńczej, w swojej wymowie wskazuje na cel ostateczny życia człowieka, czyli na zjednoczenie z Bogiem i oddanie się pod panowanie jego miłości w Królestwie Bożym. Śmierć niejako nie ima się tych, którzy są blisko Pana.

Jan Parandowski kontrastując całe wielkie dzieło Rosena w ormiańskiej katedrze ze skoncentrowanymi na wysublimowanej estetyce współczesnymi mu wystawami malarstwa, „pełnymi aktów, martwych natur, kwiatków i drzewek” pisał: „Rosen, oddzielony od nich murami kościoła i puklerzem swej szczerej wiary, odnajduje drogę do naszych serc głosem swojego natchnienia i tym głębokim ludzkim liryzmem, który zaspokaja potrzebę wielkiego patosu w naszych podupadłych duszach”.

Nasze „podupadłe dusze” potrzebują wielkiej sztuki. Majestat Chrystusa Króla może też być jej duchowym sponsorem, „oświecicielem”. A jak wskazał kardynał Józef Ratzinger – w dzisiejszych czasach naprawdę skuteczna apologia chrześcijaństwa opiera się na dwóch argumentach – na świętych Kościoła i sztuce, która powstała w jego łonie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Już prawie sto lat obchodzimy święto Chrystusa Króla. Ale czym jest dla nas naprawdę?
Komentarze (1)
JG
~Jan Goździuk
28 listopada 2023, 11:36
Bóg jest twórcą i władcą nas i wszystkiego co nas otacza, a nawet ego co dla nas niewyobrażalne. Dlatego nazywanie Go królem jest dla mnie umniejszaniem Jego wielkości. Szczególnie w naszych czasach, gdy królowie to raczej postaci z bajek.