Kiedy idę do ubogich, widzę tylko ich nagie człowieczeństwo
"Biblia mówi wyraźnie (...) że ubodzy są blisko Boga nie dlatego, że są bardziej sprawiedliwi lub święci niż inni. Nie. Również ubogi jest grzesznikiem tak jak cała reszta ludzkości" - mówi kard. Luis Tagle, zwany "Wojtyłą z Azji"
Ksiądz Kardynał z uporem podkreśla, że "ubodzy są najlepszymi nauczycielami również w wierze". Czy moglibyśmy usłyszeć jakieś szersze wyjaśnienie tego zdania? Czy ubodzy są bliżej Boga? Dlaczego?
Jeśli weźmiemy pod uwagę sytuację na Filipinach, zobaczymy, że ubodzy codziennie przeżywają brak perspektyw, niepewność: nie wiedzą, dokąd iść, nie mają pewności, czy zostaną uważnie wysłuchani (na przykład przez władze publiczne). Pewna kobieta powiedziała mi kiedyś: "Łatwo jest mówić: »Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj«, kiedy jesteś pewien, że potem go znajdziesz na obiad. Ale kiedy my wracamy do domu, to tego chleba nie ma. A mimo to modlimy się dalej". Otóż jest to modlitwa wycierpiana, modlitwa czystej wiary. Bo nie ma pewności, że będzie wysłuchana. Tę kobietę uważam więc za nauczycielkę w wierze!
Istnieje ryzyko, że będziemy się modlić w sposób retoryczny, podczas gdy ta kobieta nauczyła mnie, iż wiele osób modli się ze łzami! A Bóg — tylko On — z pewnością je słyszy, aby następnie odpowiedzieć w czasie przez siebie ustalonym i za pomocą swoich tajemniczych metod. Tak jak Hiob ubodzy uczą mnie akceptować to, co się wydarza. Dlatego zgadzam się z papieżem Franciszkiem: trzeba iść na peryferia, do tych ludzkich przestrzeni, nie tylko po to, by nauczać, ale również by samemu uczyć się Dobrej Nowiny.
Czy mówiąc to, nie obawia się Ksiądz Kardynał oskarżeń o "pauperyzm"? Bogaci mogliby zarzucić, że Kościół o nich zapomina…
Uwaga, jaką Kościół i społeczeństwo powinni kierować na ubogich, nie jest aktem zapomnienia o innych. Prawda jest taka, że kiedy idziemy do ubogich, idziemy do wszystkich. Również ja czuję pewną pokusę: kiedy jestem gościem jakiejś bogatej rodziny albo kiedy idę na przyjęcie wydane przez zamożnych ludzi, spotykam się z wielką hojnością, ale istnieje ryzyko, że moja uwaga będzie się koncentrować nie na osobach, lecz na datkach, jakie mogą mi złożyć. Kiedy natomiast idę do ubogich, widzę tylko ich nagie człowieczeństwo. I to jest dla mnie wielka szkoła oczyszczenia: widzę to nagie człowieczeństwo ubogich, również moja miłość do bogatych zostaje oczyszczona. Zawsze zachęcam swoich bogatych przyjaciół, aby utrzymywali ludzkie kontakty z ubogimi i w ten sposób ubogacali się w człowieczeństwie. (…)
Być może ubodzy są najbliżej Boga, ponieważ "strukturalnie" przeżywają wymiar tymczasowości naszego istnienia, a więc są mniej przywiązani do dóbr materialnych…
Biblia mówi wyraźnie — i można to potwierdzić w ludzkim doświadczeniu — że ubodzy są blisko Boga nie dlatego, że są bardziej sprawiedliwi lub święci niż inni. Nie. Również ubogi jest grzesznikiem tak jak cała reszta ludzkości. Ale ubodzy są blisko Boga lub raczej Bóg darzy ich szczególną miłością, ponieważ oni potrzebują Boga. Często nie mają kogo się uchwycić. Bóg to wie. Bóg to widzi. I dlatego darzy ich wyjątkową miłością. Z tej sytuacji ubogi czerpie mądrość, która może płynąć wyłącznie od Boga jako dar łaski.
Inną cenną lekcją otrzymywaną od ubogich jest moc ludzkiego ducha. Oni są przyzwyczajeni do katastrof — dotykają ich klęski naturalne i przeciwności losu. Każdy dzień jest dla nich katastrofą: bez jedzenia, bez możliwości uczenia się lub leczenia. Dla nich życie jest katastrofą, ale tajemnicą łaski jest to, że ci ludzie mają zdolność zapomnienia o sobie, myślenia o innych, uśmiechania się. Na przykład po tajfunie, kiedy słońce znów wschodzi, to wystarczy, aby przywrócić im radość. Dla nas słońce wschodzi każdego dnia, ale nie doceniamy tego daru.
Inny przykład. Kiedyś pewien seminarzysta, którego wysłałem do odległej wspólnoty ubogich mieszkających na południowym wschodzie wyspy Luzon — ludzi "prymitywnych" według powszechnych schematów — ciekawie opowiadał mi o tych ludziach, o lekcjach dobroci, jakie od nich otrzymał. Mówił, że kiedyś przez dwa tygodnie nie padał deszcz. Cała wspólnota, złożona z niemal stu rodzin, bardzo cierpiała z tego powodu. Pewnego dnia rodzina, u której mieszkał ów seminarzysta, udała się na polowanie i upolowała dzika. Propozycja seminarzysty (wychowanego w pragmatycznej mentalności miasta) była taka: jeśli podzielimy go na części, będziemy mieli co jeść przez dwa tygodnie. Gospodarz jednak mu odpowiedział: "To nie jest dar tylko dla naszej rodziny, ale dla całej wspólnoty. Nie mógłbym spokojnie jeść, gdybym wiedział, że inni głodują. Musimy się dzielić. Jutro wszyscy znowu będziemy głodni, ale jesteśmy równi".
Dla mnie to wspaniała lekcja. Ubóstwo nie staje się powodem do bycia egoistami, przeciwnie: jest okazją do dzielenia się. Wśród bogatych natomiast to, co zbywa, jest dla nich. Nie chcę tutaj kanonizować biedaków, ale ten wymiar istnieje i jest to znak obecności Pana.
Skomentuj artykuł