"10.04.2010": Panie Jezu. Nie uwierzę, bo za bardzo boli...

(fot. Michal Chromy/flickr.com)
DEON.pl

Kazanie wygłoszone przez o. Wojciecha Ziółka SJ w Kaplicy Miłosierdzia na Łagiewnikach 11 kwietnia 2010 r. - w II Niedzielę Wielkanocną, czyli Niedzielę Miłosierdzia Bożego.

Było to wieczorem owego pierwszego dnia tygodnia. Tam gdzie przebywali uczniowie, drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami, przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich: Pokój wam! A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie ujrzawszy Pana. A Jezus znowu rzekł do nich: Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane. Ale Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus. Inni więc uczniowie mówili do niego: Widzieliśmy Pana! Ale on rzekł do nich: Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę. A po ośmiu dniach, kiedy uczniowie Jego byli znowu wewnątrz domu i Tomasz z nimi, Jezus przyszedł mimo drzwi zamkniętych, stanął pośrodku i rzekł: Pokój wam! Następnie rzekł do Tomasza: Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż /ją/ do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym. Tomasz Mu odpowiedział: Pan mój i Bóg mój! Powiedział mu Jezus: Uwierzyłeś Tomaszu, bo Mnie ujrzałeś; błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli. I wiele innych znaków, których nie zapisano w tej księdze, uczynił Jezus wobec uczniów. Te zaś zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc mieli życie w imię Jego. (J 20,19-31)

DEON.PL POLECA

[-wojciech_ziolek_sj_-_kazanie.mp3-]

Druga Niedziela Wielkanocna, ten ósmy dzień od Zmartwychwstania, święto, które od wielu już lat obchodzimy jako Święto Miłosierdzia.

Jest to zawsze dzień, w którym Pan Jezus przychodzi i pociesza swój zalękniony, przestraszony i zapłakany Kościół. Przychodzi mimo drzwi zamkniętych, mimo cofania i chowania się apostołów. Staje po środku i mówi: "pokój wam". Przywraca radość, przywraca spokój, przywraca uśmiech…

Tak bardzo chciałoby się dziś powiedzieć do przestraszonego, zalęknionego, a przede wszystkim zapłakanego Kościoła w Polsce: Nie bójcie się, nie płaczcie. Spójrzcie na Pana Jezusa, On też cierpiał w Wielki Piątek. Umarł. Ale potem przecież zmartwychwstał, przecież przezwyciężył śmierć. Nie płaczcie, bo ostateczne zwycięstwo należy do Niego. Zobaczycie, kiedyś będzie dobrze. Zobaczycie, kiedyś i dla nas przyjdzie Wielka Niedziela. Zobaczycie, kiedyś i dla nas przyjdzie Zmartwychwstanie.

Tak bardzo by się chciało tak powiedzieć, ale tak nie powiem, bo mi to przez gardło nie przejdzie. Bo takie pocieszanie dzisiaj, wobec ogromu tego cierpienia, tego zła, które nas dotknęło, jakoś mi nie pasuje.

Patrząc na rozmiary tej tragedii, jakoś nie mogę uwierzyć, że kiedyś będzie dobrze, że kiedyś będzie Wielka Niedziela. Nie tylko nie mogę uwierzyć, ale chce mi się krzyczeć i myślę, że nie tylko mnie. Tu, w tym sanktuarium Pana Jezusa Miłosiernego, chce mi się krzyczeć!

Panie Jezu! Czy naprawdę uważasz, że to już nie jest za dużo, czy Ty nie widzisz, że w tej mojej, w tej naszej Ojczyźnie, ciągle jest Wielki Piątek?! Siedemdziesiąt lat temu i teraz, i tyle jeszcze innych razy w ciągu wieków naszej historii. Naszej historii, którą można byłoby streścić w tym jednym wersecie pieśni, którą śpiewaliśmy w czasie stanu wojennego: "Ojczyzno ma, tyle razy we krwi skąpana".

Panie Jezu Miłosierny! Czy Ty nie widzisz, czy Ty nie rozumiesz, że po kolejnym ciosie - i to takim ciosie - nie sposób tak po prostu pocieszać się zmartwychwstaniem i wierzyć w to zmartwychwstanie?

Panie Jezu. Nie uwierzę, bo za bardzo boli, bo za wielkie cierpienie, bo za wielki ból i płacz - i nie tylko mój, gdyby tylko mój. Co powiedzieć tym rodzinom? Co powiedzieć tym dzieciom? Nie uwierzę, bo jakieś się to wydaje takie za łatwe, takie za słodkie. Co więcej, wydaje się być zdradą wobec wszystkich tych, którzy zginęli. Przecież nie można tak łatwo przejść do porządku dziennego nad ich śmiercią.

Jeśli jest jakaś postać ewangeliczna bliska mi, jeśli jest jakaś postać, w której zachowaniu jakoś się odnajduje, to tylko Tomasz. Często wyśmiewany, pogardzany, napiętnowany. Ten niewierny, a przecież święty - Tomasz.

Jest właśnie ósmy dzień, ten dzień, o którym Pismo Święte mówi: "a po ośmiu dniach znów byli razem w Wieczerniku i Tomasz z nimi, i znów przyszedł Jezus." Właśnie dlatego, że jest dziś ten ósmy dzień, spójrzmy na Tomasza i zobaczmy, co on robi. Może on nam pomoże przeżyć ten ból?

Co robi Tomasz? Mówi przede wszystkim to, co myśmy powiedzieli przed chwilą: "nie uwierzę". Nie chcę uwierzyć od tak po prostu, bo mu inni powiedzieli. Nie chcę uwierzyć tak łatwo, nie chcę sobie tego tak łatwo wytłumaczyć, bo za bardzo boli, bo za bardzo zaangażował serce, bo za wielka rana.

Chce dotknąć ran Pana Jezusa, chce sprawdzić czy rzeczywiście, czy naprawdę, czy na pewno. Co ciekawe, Pan Jezus nie mówi do niego, że nie będziesz mnie tu na próbę wystawiał, tylko się godzi i co więcej sam się do niego fatyguje.

Czy dotknięcie ran może cokolwiek zmienić? Czy dotkniecie ran może cokolwiek uleczyć, cokolwiek polepszyć, w czymkolwiek pocieszyć? Na przykładzie Tomasza okazuje się, że tak. Nie chodzi tylko o sprawdzenie prawdziwości zmartwychwstania, lecz o sprawdzenie prawdziwości śmierci.

Jeśli ktoś nie umarł, to nie może i zmartwychwstać. Jeśli się nie umarło, to się i nie zmartwychwstało. Jeśli się nie cierpiało, to się i nie kochało. Jeśli się cierpienia nie dotknęło, to nie można zasmakować radości uleczenia.

Kochani! Zachęceni przykładem Tomasza, chciejmy i my. Dziś, kiedy patrząc na naszą Ojczyznę, chcielibyśmy krzyczeć, tak jak przed laty w czasach stanu wojennego: "Ojczyzno ma, tyle razy we krwi skąpana, jakże wielka dziś Twoja rana", nie bójmy się tej rany dotknąć. Włóżmy tam palec i rękę, i sami wejdźmy w te ranę. Nie bójmy się przeżyć jej do końca. Teraz w dniach żałoby narodowej przeżyjmy ten ból do końca.

Kochani! Znajdźmy czas, by go przeżyć. Znajdźmy czas na to, by być razem, by mieć czas, by to wspólnie przeżyć podczas transmisji, uroczystości oraz modlitwy. Nie uciekajmy, nie uśmierzajmy tego bólu. Dlaczego? Bo jeśli mamy zachować choć cień wiary w zmartwychwstanie, jeśli mamy zmartwychwstanie Pana Jezusa i jego samego traktować na poważnie - a nie tylko jako środek znieczulający, uśmierzający ból istnienia - to musimy również doświadczyć prawdziwości bólu. Ból, cierpienie i śmierć to jest też część życia, to jest przedsionek zmartwychwstania.

Kochani! Przeżyjmy to tak, jak Tomasz, czyli nie w samotności, ale - jak mówi pismo - razem z nimi. To znaczy z tymi, od których się uciekało i izolowało, których się nie chciało widzieć, z którymi się nie chciało rozmawiać, których się krytykowało i przez których się było krytykowanym.

Od wczoraj pytamy: Czy to coś zmieni? Czy teraz się wreszcie pogodzą? Czy wreszcie przestaną się kłócić? Ale czy my się już pogodziliśmy? Czy ja się już pogodziłem? A czy Ty się już pogodziłeś?

Z tym sąsiadem, który głosował na nich właśnie, z córką, z którą od lat nie rozmawiasz. Pogodziłeś się już?

Z ojcem, z którym się kłócisz i z którym nie możesz normalnie rozmawiać. Pogodziłaś się już?

Ze współpracownikiem, któremu nie możesz przebaczyć. Pogodziłeś się już?

Kochani! Nie czekajmy na polityków. Nie czekajmy aż Oni to zrobią. Bo jeśli my się nie pogodzimy, to nic z tego nie będzie. Bez tego nie będzie zmartwychwstania.

Na nic ta rana, na nic jej dotykanie, na nic śmierć tych wszystkich ludzi, jeśli my, ja, Ty nie pogodzimy się na tym poziomie. Nie czekajmy aż tam na górze to zrobią. Pogódź się ze swym przeciwnikiem, dopóki jesteś z nim w drodze. Nie wiadomo - patrząc na wczorajszą tragedię - ile czasu zostało.

Jest jeszcze jeden powód, dla którego - tak jak Tomasz - warto dotknąć tej wielkiej krwawiącej rany. Dotykając ją, nawiązujemy z tym kimś relacje osobistą, bliską i serdeczną. O to właśnie chodzi w chrześcijaństwie i w życiu. Tomasz, dotykając ran Pana Jezusa, mówi potem: "Pan mój i Bóg mój." Nie bójmy się dotknąć tej wielkiej rany, bo dzięki temu nawiążemy osobistą i serdeczną relacje z tymi, którzy zginęli, z Kościołem, z Ojczyzną.

Przestańmy mówić o nim i przestaniemy mówić o Kościele. Że Kościół powinien to, powinien tamto. Tak, jakby to nie był mój Kościół, moja koszula. Jakbym to nie był ja. Przestaniemy mówić: ten kraj, w tym kraju, tutaj, ci ludzie. Zacznijmy mówić tak, jak Pan Bóg przykazał, jak o matce: Ojczyzno ma, moja, kochana, poraniona, więc tym bardziej kochana. Moja to znaczy taka, którą się kocha, którą się po rękach całuje, przed która się klęka, której się służy, o której się z czcią opowiada, której się nie okrada, dla której się pracuje, dla której się cierpi i umiera, jak trzeba. To nie inni mają tak zrobić, to nie oni, tam na górze, ale my. Inaczej na nic wszystko. Na nic ta rana i na nic ta śmierć.

Na koniec Kochani jeszcze jedno. Analogia, która sama się narzuca od wczoraj, od której nie uciekniemy, tyle razy powtarzana.

Pięć lat temu w sobotę, przed drugą Niedzielą Wielkanocną, przed Świętem Miłosierdzia dotarła do nas wiadomość o śmierci Jana Pawła II. Wczoraj, w sobotę przed Niedzielą Miłosierdzia dotarła wiadomość o tej tragedii.

Pięć lat temu, choć się tak samo płakało, nosiliśmy na ubraniach białe wstążeczki, mówiąc wszystkim, że chodzi o to, by na czerni żałoby zakwitła biel wdzięczności i nadziei.

Dzisiaj, choć tak samo się płacze, nie pozwólmy, by czerń żałoby zatopiła nas, zacieniła. Niech na tej czerni zakwitnie też biel i czerwień barw narodowych. "Czerwień to miłość, biel to serce czyste, piękne są nasze barwy ojczyste" jak mówi dziecięcy wierszyk. Niech zakwitnie i choć się samo płacze, to podnieście głowy. Nie dajmy się żałobie zatopić, by ta ofiara nie poszła na marne.

Lecieli, żeby świat się dowiedział, że wtedy - 70 lat temu - stała się straszna krzywda i że nie można o tej krzywdzie zapomnieć. Czyż może być większy krzyk o to, żeby pamiętać, niż ofiara z własnego życia? Lecieli, by pokazać, że pamiętają, że kochają i że nie zapomną. Czyż może być większa miłość niż oddanie własnego życia? Nikt nie ma większej miłości niż ten, kto życie swoje oddaje za przyjaciół swoich...

A wszystko w tym samym lesie, przez tę samą mgłę, o której tyle lat temu pisał Herbert w wierszu "Guziki". Wielki nasz ból i wielka rozpacz serca. I wątpliwość co do zmartwychwstanie. Ale i ta nadzieja… Pisał Herbert:

Tylko guziki nieugięte
przetrwały śmierć świadkowie zbrodni
z głębin wychodzą na powierzchnię
jedyny pomnik na ich grobie

są aby świadczyć Bóg policzy
i ulituje się nad nimi
lecz jak zmartwychwstać mają ciałem
kiedy są lepką cząstką ziemi

przeleciał ptak przepływa obłok
upada liść kiełkuje ślaz
i cisza jest na wysokościach
i dymi mgłą katyński las

tylko guziki nieugięte
potężny głos zamilkłych chórów
tylko guziki nieugięte
guziki z płaszczy i mundurów

Kochani! Bądźmy jak te guziki - choć się samo płacze - bądźmy jak te guziki nieugięte. Podnieśmy głowy. Wywieśmy na naszych domach biało-czerwone flagi. Podnieśmy głowy, bo chociaż boli, Pan Jezus naprawdę zmartwychwstał.

Kościół naprawdę będzie istniał do końca świata, choć go ranimy naszymi grzechami, o których teraz świat nam w sposób dobitny przypomina. Ani nasze grzechy, ani bramy piekielne go nie przemogą, bo go kocha Pan Jezus.

Choć boli i choć nasza Ojczyzna krwawi mocno, to jeszcze nie zginęła… Póki my żyjemy. Póki następnym pokoleniom będziemy o niej mówić z czcią, miłością i z szacunkiem.

Jeszcze nie zginęła… Póki my żyjemy. Alleluja! Amen.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"10.04.2010": Panie Jezu. Nie uwierzę, bo za bardzo boli...
Komentarze (31)
A
ania
10 kwietnia 2015, 19:54
Ojcze Wojciechu, D Z I Ę K U J Ę.
A
aka
10 kwietnia 2015, 18:24
Mądre i celne słowa, wspaniałe kazanie
jazmig jazmig
10 kwietnia 2015, 18:13
W Polsce codziennie umierają ludzie, często po ciężkich chorobach, giną w wypadkach samochodowych, podczas wypełniania obowiązków służbowych i poza najbliższymi, nikt nad nimi nie rozpacza, nie rozpamiętuje ich śmierci, wie wspomina o nich. W Smoleńsku zginął prezydent RP, killku generałów, kilkudziesięciu innych polityków oraz członków rodzin katyńskich. W czym ci ludzie byli lepsi od tych, o któych piszę w pierwszym akapicie? Lech Kaczyński, jako prezydent RP wspólnie z bratem - premierem, zablokowali inicjatywę Marka Jurka, aby tak poprawić konstytucję, żeby skutecznie było chronione życie dzieci nienarodzonych. Marny był katolik z Lecha Kaczyńskiego. Jakie straty poniosła Polska ze śmierci tyh, którzy zginęli w Smoleńśku? Czy oni byli niezastąpieni? Ja nie widzę powodów do rozpamiętywania tej katastrofy i tych ludzi. Nie uważam ich za lepszych od moich zmarłych sąsiadów i znajomych.
PS
pouczanie szefa deonu
10 kwietnia 2015, 13:44
Niektórzy kaznodzieje w iście prorockim uniesieniu dopatrywali się w katastrofie kary Bożej, a skoro tak, to musiało dojść do występku. Ten grom Opatrzności był oczywiście wezwaniem, aby się w końcu zdeklarować i przejść do obozu zmarłego Prezydenta. Wacław Oszajca SJ pisze w ostatnim numerze „W drodze”, że katastrofę odczytywano „jako znak z nieba, mający na celu uwiarygodnienie działalności jednej ze stron życia politycznego, a właściwie partyjnego, i pognębienie politycznych adwersarzy czy przeciwników tej opcji”. Smoleńsk dotknął czułych strun zranionej polskiej duszy. Tomasz Rowiński pisze w najnowszym „Znaku", że "z ruin wychynęła nieco uśpiona polska „postromantyczność”, a więc „niechęć do codziennego wysiłku politycznego, umiłowanie mitologii politycznych, ciągłe poruszanie się po ‘narodowym niebie’ albo ‘piekle’, w zależności od reprezentowanej opcji politycznej”. Sprawa z krzyżem, która w moim odczuciu jest zaledwie symbolem wewnętrznych ruchów tektonicznych na polskiej ziemi, pokazała jak łatwo w naszej Ojczyźnie pomylić Chrystusa z tożsamością narodu. Pod pozorem modlitwy za zmarłych, na mszach świętych w „miesięcznicę” katastrofy organizuje się wiec polityczny. W wypowiedziach na kazaniach i po mszy św. świetnie rozwija się retoryka rodem z czasów okupacji, wizja zagrożeń, konieczność budowy „państwa podziemnego”. Ciekawe jednak, że odkąd krzyż został przeniesiony do kościoła św. Anny, świecą tam pustki. I oto nagle już nie trzeba tak gorliwie modlić za zmarłych. A TO NAPISAŁ POPRAWNY KS. PIÓRKOWSKI SZEF DEONU. CAŁOŚĆ NADAL WISI NA DEONIE
DZ
dla Zbyszka, Władka...
10 kwietnia 2015, 09:11
Żal że się za mało kochało że się myślało o sobie że się już nie zdążyło że było za późno choćby się teraz pobiegło w przedpokoju szurało niosło serce osobne w telefonie szukało słuchem szerszym od słowa choćby się spokorniało głupią minę stroiło jak lew na muszce choćby się chciało ostrzec że pogoda niestała bo tęcza zbyt czerwona a sól zwilgotniała choćby się chciało pomóc własną gębą podmuchać w rosół za słony wszystko już potem za mało choćby się łzy wypłakało nagie niepewne ks. Jan Twardowski
P
poszukujący
10 kwietnia 2011, 18:45
ta homilia towarzyszy mi cały rok. Nie chodzi tylko o  Smoleńsk, ale jest ona niestety wciąż okrutnie aktualna "... a czy Wy się pogodziliście..."
MJ
Maria Jolanta Sienko
9 kwietnia 2011, 19:11
wysłuchałam tego kazania w zeszłym roku dwukrotnie na Deonie i wysłuchałam dzisiaj i "samo się płacze " , że nic się nie zmieniło . Dziekuję Ojcze za to wspaniałe i wciąż aktualne kazanie / dla mnie samej też / . Pozrdrowienia z Chicago .
S
sluchacz
16 kwietnia 2010, 14:10
wczesniej przeczytalem to kazanie, ale teraz wlasnie go wysluchalem ... to jest KAZANIE , wszystkim polecam, polecam bardzo
A
asia
15 kwietnia 2010, 12:03
dziękuję. za te słowa za.Dziękuję.
M
Madziula
14 kwietnia 2010, 22:20
Brakowało tego głosu, tych słów, zrozumienia i namacalnego znaku, gdzie mam iść, by nauczyć się interpretacji minionych zdarzeń... I chociaż ściska i dusi mój wewnętrzny płacz i bezsilność, to Dziękuję za te słowa... (*retrospekcja św.Lipki2009)
O
Oliwia
13 kwietnia 2010, 20:03
Piękne kazanie! Błogo usłyszeć ten spokojny, znajomy głos.
KO
kasia opole
13 kwietnia 2010, 16:24
ciekawe:) o.Ziółek niegdyś szefował w opolskim D.A.Xaverianum,w którym teraz mam przyjemność spędzać chwile i ja:)
M
Magdalena
13 kwietnia 2010, 12:47
Bardzo dziękuję za udostępnienie nagrania z tego kazania. Chcę sie nim podzielić ze znajomymi, ponieważ niewiele osób z mojego otoczenia miało możliwość wysłuchania pożądnego kazania w tej trudnej dla nas wszyskich sytuacji w niedzielę Bożego Miłosierdzia.
D
delikatnykwiat...
13 kwietnia 2010, 11:20
Dziekuje za te slowa...                 
Maria Banduch
13 kwietnia 2010, 10:23
Bóg zapłać za te słowa tak proste i tak głębokie....  Ojciec wyraził to, co ja też czuję w tej chwili. Bo na wszystko trzeba patrzeć z perspektywy wiary, wieczności i tego co nas czeka po naszym życiu.
R
R50
13 kwietnia 2010, 09:28
Kazanie za ktore bardzo dziekuje! Poki mu zyjemy - JESZCZE NIE ZGINELA...
J
Jagoda
12 kwietnia 2010, 22:19
Wielkie Dzięki!
S
sound
12 kwietnia 2010, 20:43
amen. przepiękne wzruszające słowa.
J
Jaga
12 kwietnia 2010, 17:22
Ojcze dzięki z całego serca za słowa: Lecieli, żeby świat się dowiedział, że wtedy - 70 lat temu - stała się straszna krzywda i że nie można o tej krzywdzie zapomnieć. Czyż może być większy krzyk, o to żeby pamiętać, niż ofiara z własnego życia? Lecieli, by pokazać, że pamiętają, że kochają i że nie zapomną. Czyż może być większa miłość niż oddanie własnego życia? Nikt nie ma większej miłości niż ten, kto życie swoje oddaje za przyjaciół swoich...
M
mck
12 kwietnia 2010, 15:01
Takich słów potrzeba nam wszystkim...Dziękuje Ojcze.
Grażyna Urbaniak
12 kwietnia 2010, 13:02
Za piękne, krzepiące słowa o Ojczyźnie i Kościele - dzięki.
D
drażliwy
12 kwietnia 2010, 12:00
Ja nie podważam faktu samego zmartwychwstania, tylko piszę że ten fragment brzmi dla mnie nieautentycznie. Zauważ że nie ma tam żadnych konktetów (imion, rozmów szczegółowych okoliczności) tylko same ogólniki.Jak w klasycznej bajce "I zyli długo i szczęśliwie" albo "i ja tam byłem, miód i wino piłem". Co samego faktu dokładania fragmentów, to rzecz znana, poczytaj sobie komentarze które są w każdej chyba Biblii. Jeśli uraziłem Twoje Uczucia Religijne, to przepraszam.
P
Patryk411
12 kwietnia 2010, 11:24
Ten właśnie fragment budzi we mnie największe wątpliwości. Bo brzmi jak bajka i jest zupełnie inny stylistycznie niż reszta ewangelii. Wyraźnie dopisany znacznie później, żeby potwierdzić ideę zmartwychwstania. A czy bez tego, prawda o Jezusie nie jest wystarczająco wymowna? Co niby jest dopisane? Męczy mnie to, że są wciąż ludzie którzy dopatrują się ciągle złej woli, że chcieliby podważyć najważniejszy fakt chrześcijaństwa (wpisując się w postawę dzisiejszego świata np Kod leonada...) a przecież największym dowodem na Zmartwychwstanie jest postawa samych uczniów. Nikt później nie umierałby za coś co się tylko mu wydawało. To jest dla mnie świadectwo i potwierdzenie autentyczności. Jezus zresztą w kilku miejscach mówi o swojej boskości. Naprawdę, czemu ludzie łatwiej wierzą w fikcje wymyślane przez np browna niż w autentyczność Ewangelii, której prawdopodobieństwo autentyczności jest bardziej realne niż wymyślane fantazmaty? Czy to kwestia tego, że uznanie Zmartwychwstania jest wymagające od człowieka i wymaga jakiejś zmiany w życiu? Tak bardzo wygodnie nam by żyć w naszych schematach i przyjęcie pewnych rzeczy za fakt wymagałby radykalnych zmian życiowych
Redakcja DEON.pl
12 kwietnia 2010, 09:52
Szanowni Użytkownicy, Umożliwiliśmy ściągnięcie kazania o. Wojciecha Ziółka SJ w formie pliku mp3. Wkrótce pojawi się także tekst kazania. Jeśli zamierzacie Państwo zamieścić kazanie na swoich stronach, prosimy o jego podlinkowanie z serwisem DEON.pl
M
Magdalena
12 kwietnia 2010, 09:15
Dziękuję za to kazanie. Niesamowite słowa, które wiele tłumaczą. Dziękuję o. W. Ziólko za ich wygłoszenie, za wielkie otwarcie na Ducha Św. Brakowało mi takich słow wczoraj w moim kościele. Jak widać cierpienie jest nieodłączne w życiu naszego narodu i nas samych. Dlatego nie może zabraknąć ludzi, kapłanów, którzy nie bedą sie bali o nim mówić. Czy jest jakaś mozliwość otrzymania kopii tego nagrania?
JO
Jacek Olczyk SJ
12 kwietnia 2010, 08:54
Gdy o. Wojtek głosił to kazanie, w telewizji rosyjskiej pokazany był "Katyń" Wajdy. Próbowałem wyobrazić sobie reakcje Rosjan oglądających ten film. Reakcje tych, którzy od lat dążą do pojednania, do wyjaśnienia, do odtajnienia, reakcje tych, którzy przez kawał życia nosili w sobie te tajemnice, tych którzy maczali w tym palce i tych, którzy przez dziesiątki lat byli okłamywani. Może się mylę, ale wczoraj wieczorem chyba dokonało się coś wielkiego w umysłach, w mentalności Rosji, która tak dużo odziedziczyła po sowietach.
D
drażliwy
12 kwietnia 2010, 08:43
Ten właśnie fragment budzi we mnie największe wątpliwości. Bo brzmi jak bajka i jest zupełnie inny stylistycznie niż reszta ewangelii. Wyraźnie dopisany znacznie później, żeby potwierdzić ideę zmartwychwstania. A czy bez tego, prawda o Jezusie nie jest wystarczająco wymowna?
Szczepan Urbaniak
12 kwietnia 2010, 08:28
 Dzięki!
D
Darek
12 kwietnia 2010, 04:00
Biedna Ojczyzna biedne Jej dzieci
S
sB
12 kwietnia 2010, 02:00
Dziekuje za mozliwosc wysluchania tego kazania. Szczesc Boze Kochanej Ojczyznie z USA
Artur Demkowicz SJ
12 kwietnia 2010, 00:04
Ten tytuł wyszedł sam z siebie tak, jak jakiś kod... trudny ... niełatwy ... do rozszyfrowania. Dziękuję o. Wiesławawi Pawłowskiemu SJ, który nagrał to kazanie i przesłał je do redakcji. Poz. ADsj