Bóg nie jest ekonomistą - Mt 20, 1-16a

Mieczysław Łusiak SJ

Jezus opowiedział swoim uczniom następującą przypowieść: "Królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy. Umówił się z robotnikami o denara za dzień i posłał ich do winnicy.

Gdy wyszedł około godziny trzeciej, zobaczył innych, stojących na rynku bezczynnie, i rzekł do nich: «Idźcie i wy do mojej winnicy, a co będzie słuszne, dam wam». Oni poszli. Wyszedłszy ponownie około godziny szóstej i dziewiątej, tak samo uczynił.

Gdy wyszedł około godziny jedenastej, spotkał innych stojących i zapytał ich: «Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie?» Odpowiedzieli mu: «Bo nas nikt nie najął». Rzekł im: «Idźcie i wy do winnicy».

A gdy nadszedł wieczór, rzekł właściciel winnicy do swego rządcy: «Zwołaj robotników i wypłać im należność, począwszy od ostatnich aż do pierwszych». Przyszli najęci około jedenastej godziny i otrzymali po denarze. Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze. Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: «Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzyśmy znosili ciężar dnia i spiekoty». Na to odrzekł jednemu z nich: «Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czy nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje, i odejdź. Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?»

DEON.PL POLECA


Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi".

Rozważanie do Ewangelii

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Bóg nie jest ekonomistą - Mt 20, 1-16a
Komentarze (18)
Alicja Snaczke
18 sierpnia 2010, 17:25
"Niebo jest otwarte dla każdego, kto umie się w nim dobrze zachować, to znaczy, kto umie kochać".  Nikt nie posunie się o krok ku Niebu, jeśli nie zanurzy się w Krzyżu CHrystusa, nie przylgnie do Niego, o każdej porze, ze swym cierpieniem, by zaczerpnąć Miłości Miłosiernej. Dziękuję O. Mieczysławowi za Rozważanie do dzisiejszej Ewangelii.
CJ
człowiek jak człowiek
18 sierpnia 2010, 14:10
Jak kocham Boga a jeszcze bardziej jak mam choćby mętne odczucie tego,jak On mnie kocha, to nie będę dawał po mordzie i nnych częściach ciała memu wykorzystywaczowi. Nie nazwę wykorzystywacza dobroczyńcą bo z prawdą to niezgodne, ale zdobędę się na machnięcie ręką na te jego wobec mnie szczucia, niewiernosci itd. Myślę, że to dużo miłości. A że mu się odszczeknę i odwarknę...coż naprzeciw odstąpienie od wyrównania rachumów, to drobiazg. Ostatecznie samego siebie też mam obowiązek kochać, swoje emocje trzymamć na wodzy, ale jak się która wyrwie i wywinie kozła...no myślę, że nie tragedia.
L
leszek
18 sierpnia 2010, 14:06
Druga rzecz, gospodarz –Królestwo Boże , ale chyba i Bóg ( zatem w tej przypowieści Chrystus postawił znak równości między Królestwem Niebieskim i Bogiem, a więc Królestwo Boże. Bardzo to ciekawe i chyba inspirujące postawienie znaku równości między Bogiem a Królestwem Niebieskim. Warto się nad tym zastanowić) oferują wszystkim robotnikom , bez względu na zasługi, tę samą zapłatę. To wcale nie oznacza, że zasługi nie są ważne – wszak każdy z nich pracował, lecz, że miłujący Bóg, nie jest aptekarzem – nie będzie drobiazgowo wyliczał naszych zasług, dla niego jest ważne , że odpowiedzieliśmy pozytywnie na Jego zaproszenie – bądź wola Twoja. Skoro jednak wszyscy otrzymali to samo tzn. życie wieczne , i ci najbardziej zasłużeni i ci najmniej, to nie widzę tu miejsca dla czyśćca o którym naucza Kościół. @tad, choć ogólnie podoba mi się to co napisałeś, to jednak wydaje mi się wskazane pewne uzupełnienie. Tak, Bóg nie jest aptekarzem i nie będzie nas drobiazgowo rozliczał. Ale aby to właściwie rozumieć warto sięgnąć do listów św. Pawła, do Listu do Rzymian i do Listu do Galatów. Recz w tym, że to nie nasze zasługi zapewniają nam zbawienie! Gdybyśmy mieli zasłuzyć na swoje zbawienie poprzez pełnienie dobrych uczynków to nikt by się nie zbawił! Bo nikt nie jest w stanie prowadzić życia w zgodzie z Prawem (w naszym rozumieniu: z przykazaniami). Chyba najlepiej mówi o tym Ga 3,10-14: 10 Natomiast na tych wszystkich, którzy polegają na uczynkach Prawa, ciąży przekleństwo. Napisane jest bowiem: Przeklęty każdy, kto nie wypełnia wytrwale wszystkiego, co nakazuje wykonać Księga Prawa. 11 A że w Prawie nikt nie osiąga usprawiedliwienia przed Bogiem, wynika stąd, że sprawiedliwy z wiary żyć będzie. 12 Prawo nie opiera się na wierze, lecz [mówi]: Kto wypełnia przepisy, dzięki nim żyć będzie. 13 Z tego przekleństwa Prawa Chrystus nas wykupił – stawszy się za nas przekleństwem, bo napisane jest: Przeklęty każdy, którego powieszono na drzewie – 14 aby błogosławieństwo Abrahama stało się w Chrystusie Jezusie udziałem pogan i abyśmy przez wiarę otrzymali obiecanego Ducha. A więc tak jak napisałeś, dla Boga nie są ważne nasze zasługi czy ilość dobrych uczynków ale to że odpowiadamy na Jego zaproszenie. A co do czyśca to chyba zachodzi jakieś nieporozumienie. Czyściec nie jest dla tych którzy są najmniej zasłużeni. Czyściec jest dla tych którzy opowiadają się za Bogiem, ale nie odpokutowali za swoje grzechy! Mówiąc w pewnym sensie obrazowo, w czyścu trzeba dojrzeć/dorosnąć do tego czego się nie dojrzało/dorosło za życia. Owszem, tak jak mówisz, wszyscy otrzymają takie same życie wieczne, ale każdy musi dojrzeć do tego aby je przyjąć.
18 sierpnia 2010, 13:20
Komentarz teologiczny wyjaśnia to tak: pierwszymi są przedstawiciele Izraela, zwłaszcza faryzeusze i uczeni w Piśmie, którzy w rezultacie odrzucili Boga nie uznając Jezusa. Ostatnimi są chrześcijanie wywodzący się z judaizmu, a może nawet poganie, którzy w pełni przyjęli Ewangelię. Najstarsza wykładnia tej perykopy mówi o tym, że człowiek może przyjąć naukę Chrystusa w wieku dziecięcym, dojrzałym i w starości; kiedykolwiek to uczyni, będzie zbawiony. Sądzę, że ważne jest zdanie o dobroci Boga; zazdrość czy zawiść dotyczą często właśnie Bożych darów...
T
tad
18 sierpnia 2010, 13:17
To miało być na końcu mojej pisaniny: Trzeba abyśmy się nauczyli patrzyć oczami Boga. To trudne, ale nie niemożliwe. Im więcej uczymy się Boga , im więcej przemodlimy, przekontemplujemy tym większe szanse. Boże pomóż.
T
tad
18 sierpnia 2010, 13:08
To piękna przypowieść i dużo mówi o Bogu i o tym co nas czeka. Jezus mówi, że królestwo Boże podobne jest do gospodarza, który…. Otóż z tego wynika, że Królestwo Niebieskie nie jest po prostu biernym miejscem; Ono aktywnie działa abyśmy do niego weszli, Ono nas szuka, zaprasza, chce nas, a być może nas potrzebuje, tak jak winnica potrzebuje robotników. Gdy doń wejdziemy jako robotnicy , czeka nas nagroda. Uzmysłowienie sobie tej aktywności Królestwa, miłosna troska abyśmy w nim byli jest dla mnie czymś nowym. Nigdy tak o tym nie myślałem Druga rzecz, gospodarz –Królestwo Boże , ale chyba i Bóg ( zatem w tej przypowieści Chrystus postawił znak równości między Królestwem Niebieskim i Bogiem, a więc Królestwo Boże. Bardzo to ciekawe i chyba inspirujące postawienie znaku równości między Bogiem a Królestwem Niebieskim. Warto się nad tym zastanowić) oferują wszystkim robotnikom , bez względu na zasługi, tę samą zapłatę. To wcale nie oznacza, że zasługi nie są ważne – wszak każdy z nich pracował, lecz, że miłujący Bóg, nie jest aptekarzem – nie będzie drobiazgowo wyliczał naszych zasług, dla niego jest ważne , że odpowiedzieliśmy pozytywnie na Jego zaproszenie – bądź wola Twoja. Skoro jednak wszyscy otrzymali to samo tzn. życie wieczne , i ci najbardziej zasłużeni i ci najmniej, to nie widzę tu miejsca dla czyśćca o którym naucza Kościół.
T
tad
18 sierpnia 2010, 13:07
Czyściec jest dla mniej zasłużonych ( bardziej grzesznych) tymczasem w przypowieści nie ma ani słowa, że inaczej oceniał gospodarz gorzej ( np.: mniej wydajnie pracujących) od tych którzy pracowali lepiej, nie ma też ani słowa, że dłużej wierzący są lepsi od krócej wierzących, później nawróconych. Ważne , że się nawrócili, że przyszli na miejsce , gdzie zbierali się szukający pracy, ważne , ze chcieli pracować, tzn. chcieli spotkać się z gospodarzem i dla niego pracować, tzn. pragnęli wejść do Królestwa Niebieskiego. Gdyby pozostali w domu nic by z tego nie wyszło. Oni musieli wykazać pragnienie zbawienia, bez tego Bóg nie zbawia. Trzecia rzecz, dostajemy w tej przypowieści jeszcze jedną lekcję Bożej miłości i sprawiedliwości. W przypowieści o marnotrawnym synu ojciec tego syna, który jest typem Boga wyjaśniał oburzonemu bratu syna marnotrawnego, że trzeba się cieszyć, że ów brat się nawrócił. Bóg wybaczył bezwarunkowo, nie kazał synowi najpierw odpokutować, ubrał go w najlepsze szaty i wyprawił ucztę. Ważne , ze syn wrócił świadom swojej winy. Ta radość ojca z przypowieści o synu marnotrawnym, nagroda jaką obdarował syna, podobna jest do nagrody jaką zostali obdarowani robotnicy, którzy pracowali tylko godzinę. Bóg pyta: Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?». Nie możemy mieć pretensji o to , że Bóg jest dobry, nie wolno nam przedkładać naszą sprawiedliwość nad dobroć i miłość Boga. Jego drogi nie są naszymi drogami, Jego widzenie świata ( też w najogólniejszym sensie) nie jest naszym widzeniem tego świata.
L
leszek
18 sierpnia 2010, 12:59
Dobrze wiemy,ze w zyciu nie jest tak jak być powinno, ale jest jak jest. Nie chcę być zgorzkniałym facetem z pretensjami to wszystkich. Po ludzku poszukuję sensu w bezsensie. Nie szukam tez winnych, bo to tez ludzie,tez grzesznicy i niby czemu miałoby być idealnie? Raczej interesuje mnie konkretna praca i jej sens. Niepokoją mnie wypowiedzi zbyt generalizujące. Jestem tu i teraz. z zaletami i wadami, doświadczeniami swoimi i innych. Troszkę wiedzy historycznej wystarczy, by wiedzieć, ze w zyciu po prostu iskrzy. Wierzę, ze w królestwie sumień nie potrzebne będzie państwo jakie znamy. Zrozumiemy się bez słów :). A co do przepustki do nieba - przymknijmy się, bo to nie ja, ani ty ją rozdajemy :) hej, pozdrawiam. cześć @tooomaszu, dobrze że starasz się nie generalizować i nie szukać winnych ale poszukiwać sensu w tym co zdaje się nie mieć sensu. Masz rację, że życie nie odzwierciedla teorii. Ale efekt posiadania przez nas wolnej woli i mozliwości dokonywania wyboru również i zła. A co do przepustki do nieba, to nie zamierzałem w jakikolwiek sposób wypowiadać się o Twoich czy moich szansach. Nie mamy prawa wypowiadać się o tym kto dostanie przepustkę do nieba a kto nie, ale o zasadach jej wydawania mamy prawo rozmawiać jak najbardziej. również pozdrawiam
L
leszek
18 sierpnia 2010, 12:50
 sorka tylko słówko nt emerytur. Leszku. Przepraszam innych bo to nie na temat. Tylko teoretycznie zbieram na swoją emeryturę. Faktycznie to podatek solidarnościowy. Młodzi płacą na starszych. I tak by było uczciwiej to nazwać. Ale co tam, w nosie. Marto, marto ... :) To co po emeryturze, o ile dopiero po emeryturze :) - to wazniejsze. A skoro miłość - to nie czekajmy z nią do emerytury :). Leszek I love you :) i weź mi to przelicz :) @ważniaku :-) I masz rację i nie masz :-) Bo to co było przed reformą to rzeczywiście był podatek solidarnościowy. Ale reforma zmieniła to dwojako. Podatek zmieniono na fundusz, więc nie ma już tak jak było że składki/podatki idą do budżetu a budżet wypłaca emerytury, a z założenia jest tak że składki (już nie podatki) idą na fundusz emerytalny i rentowy, pomimo że politykom to się nie podba i ciągle przymierzają się aby na te pieniądze położyć swoją łapę. Reforma postawiła również w stan likwidacji fundusz/podatek solidarnościowy wprowadzając dla młodszych indywidualne konta emerytalne, a więc odkładanie na swoją a nie cudzą emeryturę. Przy czym starszych pozostawiono w funduszu solidarnościowym ze wspólnym workiem. Tyle że tu również oczywiście politycy musieli zamieszać, i choć indywidualne konta w różnych funduszach emerytalnych miały być rzeczywiscie indywidualne, łącznie z dziedzicznością dla rodziny, to zmieniono to. Więc rzeczywiście, kto liczy na emeryturę z ZUS, to z wpływów od młodych są wypłaty dla starszych i system ten pędzi prosto do krachu. Ale w funduszach emerytalnych tak nie ma. Wpłacone przez Ciebie pieniądze pracują za/na Ciebie, dlatego politycy usiłują przekazać do ZUS dysponowanie nimi (aby ratować ZUS przed bankructwem). Masz rację :-) To co po emeryturze, o ile po emeryturze to najważniejsze :-) Ale zauważ co Pan Jezus powiedział Marii, że wybrała co prawda lepszą cząstkę, ale jednak tylko cząstkę. Więc chyba lepiej byłoby zadbać o całość, choć oczywiscie pamiętając która cząstka jest lepsza :-)
T
tnakn
18 sierpnia 2010, 11:53
 a co to znaczy kochać ? cierpliwie znosić nieznośnych, słuchać tych nie do słuchania, śmiać się z okoliczności życia? błogosławić wrednym typom ? ojej... bądźmy szczerzy - czy to bez Boga możliwe ? sami z siebie? dzięki Ci Boże! czym byłby świat bez Ciebie ? Dzięki!
S
stiv
18 sierpnia 2010, 11:48
 o tak! dzięki! nic dodać nic ująć. 
18 sierpnia 2010, 11:44
Uczmy się miłości do Boga, która ujawnia się i spełnia w relacjach z innymi ludźmi.
W:
wazniak :)
18 sierpnia 2010, 11:27
 sorka tylko słówko nt emerytur. Leszku. Przepraszam innych bo to nie na temat. Tylko teoretycznie zbieram na swoją emeryturę. Faktycznie to podatek solidarnościowy. Młodzi płacą na starszych. I tak by było uczciwiej to nazwać. Ale co tam, w nosie. Marto, marto ... :) To co po emeryturze, o ile dopiero po emeryturze :) - to wazniejsze. A skoro miłość - to nie czekajmy z nią do emerytury :). Leszek I love you :) i weź mi to przelicz :)
T
tooomasz
18 sierpnia 2010, 11:18
 uff, nie spodziewałem się takiej analizy :) Ok, to wszystko mądre słowa, przyjmuję je z prawdziwą frajdą. serio. realy :) Dobrze wiemy,ze w zyciu nie jest tak jak być powinno, ale jest jak jest. Nie chcę być zgorzkniałym facetem z pretensjami to wszystkich. Po ludzku poszukuję sensu w bezsensie. Nie szukam tez winnych, bo to tez ludzie,tez grzesznicy i niby czemu miałoby być idealnie? Raczej interesuje mnie konkretna praca i jej sens. Niepokoją mnie wypowiedzi zbyt generalizujące. Jestem tu i teraz. z zaletami i wadami, doświadczeniami swoimi i innych. Troszkę wiedzy historycznej wystarczy, by wiedzieć, ze w zyciu po prostu iskrzy. Wierzę, ze w królestwie sumień nie potrzebne będzie państwo jakie znamy. Zrozumiemy się bez słów :). A co do przepustki do nieba - przymknijmy się, bo to nie ja, ani ty ją rozdajemy :) hej, pozdrawiam. cześć
P
przyjaciel
18 sierpnia 2010, 11:16
Dziś chcę tylko powiedzieć, że komentarz Ojca jak istne oświecenie dla mnie. Ciągle bowiem przetrawiam, ale jakoś nieskutecznie - potrzebuję, by postawiono kropkę nad i - że kierować się w życiu miłością, to wszystko. Nic więcej nie trzeba.Oczywiście główny adresat owej miłości to jej dawca, czyli sam Bóg.Człowieka mogę o tyle autentycznie kochać, o ile żyję miłością Boga. Bardzo, bardzo dziękuję.
L
leszek
18 sierpnia 2010, 10:12
jestem ekonomistą :( - i oczywiście mam z tym kłopoty @tooomaszu, zauważ że powiedziane było iż Bóg NIE JEST ekonomistą. I bynajmniej nie chodziło o to by rozważać kim nie jest, lecz właśnie o to by NIE myśleć o zbawieniu takimi kategoriami. Równie dobrze możnaby stwierdzić, że Bóg nie jest np. ślusarzem, a wtedy zgłosiliby się ślusarze, że mają dylematy zawodowe. :( - np. Politycy chętnie mówią o miłości do ojczyzny, a w domyśle, państwa ... - co wtedy gdy rozmija się interes rodziny, którą należy utrzymać, z interesem państwowym. To w mojej pracy irytujący mnie dylemat. Nie chodzi mi o usprawiedliwianie krętactw ale o wybór priorytetów. Ano właśnie chodzi o wybór priorytetów. Zasady moralne są jasne i jednoznaczne - a przynajmniej powinny być. Ale konretne zastosowanie ich do konkretnych sytuacji już takie jasne i jednoznaczne nie jest. W relacjach ojczyzna/państwo a rodzina zawsze istnieje zagrożenie że ktoś będzie preferował jedno kosztem drugiego. Ale nie nalezy zapominać o tym, że ani rodzina ani ojczyzna/państwo nie są tworami samoistnymi lecz powinny być we wzajemnej symbiozie. Rodzina powinna ponosić pewne ciężary/wyrzeczenia na rzecz ojczyzny/państwa, bo ojczyzna/państwo świadczy pewne dobra na rzecz rodziny. Można narzekać na temat wielkości tych obciążeń rodziny oraz jakości świadczeń ze strony państwa/ojczyzny, ale jednak te świadczenia są. Boję się to głośno powiedzieć ale system prawny bywa pułapką, jest wyraźnie antyrodziny ( najbezpieczniej się rozwieść, a pod lupę brane są tzw. powiązania rodzinne ) Każdy system prawny można wykorzystać przeciw jego założeniom. Jak system ma pomagać najsłabszym to zawsze znajdą się cwaniacy chcący c tego skorzystać i pokusa aby iść w ich ślady. - jak zmieścić się pomiędzy sercem, które chce wolności, a skrajnym rygoryzmem, legalizmem. Zacznij uzywać rozumu ;-) Wtedy przestaniesz się szarpać pomiędzy sercem pragnącym swawoli jako wolności, a rygorami usiłującymi uniemozliwiać swawolę i przy okazji krępującymi wolność. Oto dylemat ekonomisty, który ma ochotę powiedzieć - pieprzę to:) - muszę uiszczać 840 zł zusu miesięcznie, by być ubezpieczony i w "razie czego" dostać rentę dla dzieci, Jako ekonomista powinieneś wiedzieć że z tego 840 zł ZUS masz pełne tzw. ubezpieczenie społeczne, a więc nie tylko rentę dla dzieci, ale i emeryturę lub rentę dla siebie czy rentę dla żony. A ponadto tzw. darmowe leczenie nie tylko kataru ale i ewentualny długotrwały pobyt w szpitalu czy wszelkie kuracje których nigdy nie byłbyś w stanie sam sfinansować. A skoro płacisz ZUS w wysokości 840 zł to znaczy że jesteś tzw. osobą prowadzącą działalność gospodarczą, a więc możesz obniżać sobie podatki wrzucając w koszty różne rzeczy, czego nie mogą zrobić inni. ale otrzymuję z zusu info o hipotetycznej emeryturze = 374 zł! To mniej niz socjal dla alkoholika. Taka pobiezna ekonomia prowadzi mnie do konkretnego wniosku, ze nie nalezy pokładać ufnosci w tzw.systemie a jedynie w Bogu. Kochać - jak to łatwo powiedzieć :)... Wnosiek prawidłowy: nie należy pokładać ufności w systemie czy w swojej zaradności ale jedynie w Bogu! Ale rozumowanie fałszywe! Bo ekonomia zbyt pobieżna! Informacje z ZUS o hipotetycznej emeryturze otrzymujesz na dzień dzisiejszy a nie na dzień przejścia na emeryturę. A weź sobie przelicz, skoro jesteś ekonomistą to nawet nie powinienem Ci tego tłumaczyć! Weź sobie przelicz przez ile miesięcy odkładałeś dotychczas do umownego woreczka z napisem 'emerytura tooomka' i ile w takim razie odłożyłeś, dla uproszczenia niech to będzie nawet ilość miesięcy razy te 840 zł. A potem policz sobie ile lat/miesięcy życia zostało Ci jeszcze (statystycznie) do śreniej życia mezczyzny w Polsce wynoszącej 71 lat. I napisz ile Ci wyszło. Analogiczne wyliczenia zrób sobie podliczając ile do swojego hipotetycznego woreczka odłożysz do roku w którym będziesz chciał iść na emeryturę i podziel to na statystyczną ilość miesięcy ile Ci wtedy teoretycznie pozostanie. Oczywiście mam świadomość, że moja propozycja wyliczeń jest mocno uproszczona i przybliżona, ale jest bardzo obrazowa.
T
teresa
18 sierpnia 2010, 10:03
Bóg jest mądrym zarządcą---wyliczy błędy swym pracownikom,zatrudni kogo zechce i kiedy Mu się spodoba i na dodatek-wszystkim oferuje jednakową zapłatę-życie wieczne.Zgadzasz się na głodową pensję i nierealną emeryturę? Kto nas więzi? Kto odpowiada za złe zarządzanie Ojczyzną i jej ludem?
T
tooomasz
18 sierpnia 2010, 09:11
jestem ekonomistą :( - i oczywiście mam z tym kłopoty :( - np. Politycy chętnie mówią o miłości do ojczyzny, a w domyśle, państwa ... - co wtedy gdy rozmija się interes rodziny, którą należy utrzymać, z interesem państwowym. To w mojej pracy irytujący mnie dylemat. Nie chodzi mi o usprawiedliwianie krętactw ale o wybór priorytetów. Boję się to głośno powiedzieć ale system prawny bywa pułapką, jest wyraźnie antyrodziny ( najbezpieczniej się rozwieść, a pod lupę brane są tzw. powiązania rodzinne ) - jak zmieścić się pomiędzy sercem, które chce wolności, a skrajnym rygoryzmem, legalizmem. Oto dylemat ekonomisty, który ma ochotę powiedzieć - pieprzę to:) - muszę uiszczać 840 zł zusu miesięcznie, by być ubezpieczony i w "razie czego" dostać rentę dla dzieci, ale otrzymuję z zusu info o hipotetycznej emeryturze = 374 zł! To mniej niz socjal dla alkoholika. Taka pobiezna ekonomia prowadzi mnie do konkretnego wniosku, ze nie nalezy pokładać ufnosci w tzw.systemie a jedynie w Bogu. Kochać - jak to łatwo powiedzieć :)...