Jak czuję się po Mszy? - Łk 19, 45-48

Mieczysław Łusiak SJ

Jezus wszedł do świątyni i zaczął wyrzucać sprzedających w niej. Mówił do nich: "Napisane jest: «Mój dom będzie domem modlitwy», a wy uczyniliście z niego jaskinię zbójców".
I nauczał codziennie w świątyni. Lecz arcykapłani i uczeni w Piśmie oraz przywódcy ludu czyhali na Jego życie. Tylko nie wiedzieli, co by mogli uczynić, cały lud bowiem słuchał Go z zapartym tchem.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jak czuję się po Mszy? - Łk 19, 45-48
Komentarze (14)
DM
dziwi mnie ten tekst
19 listopada 2010, 23:13
Szczęście to nie uczucie. Poza tym każde spotkanie jest inne, więc uczuć będzie cała gama:) Byłabym wysoce ostrożna w testowaniu autentyczności spotkania z Bogiem za pomocą uczuć. Czy mam zaprzeczać autentyczności spotkania z Bogiem, gdy przyjmuję Jego Ciało będąc w stanie obniżonego nastroju z powodu bólu głowy lub zmęczenia? Czy mam uważać, że nie spotkałam Boga na Mszy Św. dlatego, że jestem wściekła z powodu kazania?
P
pyza
19 listopada 2010, 22:22
Uczestnictwo we mszy niedzielnej dla większości to tradycja. Najlepiej przeżywam Eucharystię w dni powszednie, przychodzą wtedy ci którzy naprawdę chcą się modlić i spotkać z Bogiem.
PS
przykro stwierdzić, ale
19 listopada 2010, 21:54
leszek, to miejsce na deonie jest miejscem gdzie dzielimy się swoim przezywaniem spotkań z Bogiem w różnych sytuacjach, w różnych miejscach. A nie miejscem oceniania drugich. ...Leszek ma obsesję na tym punkcie.
Jurek
19 listopada 2010, 21:50
leszek, to miejsce na deonie jest miejscem gdzie dzielimy się swoim przezywaniem spotkań z Bogiem w różnych sytuacjach, w różnych miejscach. A nie miejscem oceniania drugich.
L
leszek
19 listopada 2010, 18:57
A może leszku zajmiesz się sobą miast analizować i interpretować, dodam niewłaściwie tych którzy tu próbują zabrać głos w dyskusji. Sugeruję nie zastanawaić się tak głęboko nad innymi a zacząć pracę nad sobą, Ależ Jaga, ja nic ani nie analizowałem ani nie interpretowałem ani nie zastanawiałem się nad innymi. Po prostu odniosłem się do tego co SAMA O SOBIE napisałaś. Cytuję: Czy nie jest czasem tak że warunkujemy w swojej podświadomości nasze odczucia z Mszy św. w zależności kto ją odprawia, mamy bardziej lub mniej ulubionych księży, traktujemy świątynię Pana jako ową jaskinię zbójców, w której ważna staje się nie więź z Jezusem i to co nam ofiaruje, ale kto jest, kogo spotkam...z kim usiądę w ławce i poszeptam na kazaniu.... bo Twoja obecność tutaj staje się niemile widziana, a Twoje uwagi są conajmniej jak na mężczyznę i katolika nie na miejscu. Trochę kultury taktu i wyczucia nie zaszkodzi. Ja Ciebie nie oceniam, więc daruj sobie swoje zainteresowanie moją osobą. Słusznie zauważyła któraś z osób tu się wypowiadających, mówisz wiele nie mówiąc nic.Trochę pokory. Z wzajemnością...
J
Jaga
19 listopada 2010, 18:23
A może leszku zajmiesz się sobą miast analizować i interpretować, dodam niewłaściwie tych którzy tu próbują zabrać głos w dyskusji. Sugeruję nie zastanawaić się tak głęboko nad innymi a zacząć pracę nad sobą, bo Twoja obecność tutaj staje się niemile widziana, a Twoje uwagi są conajmniej jak na mężczyznę i katolika nie na miejscu. Trochę kultury taktu i wyczucia nie zaszkodzi. Ja Ciebie nie oceniam, więc daruj sobie swoje zainteresowanie moją osobą. Słusznie zauważyła któraś z osób tu się wypowiadających, mówisz wiele nie mówiąc nic.Trochę pokory.
A
Ania
19 listopada 2010, 18:19
Ja nie wiem, czy zawsze się czuję szczęśliwa po mszy. Jest bardzo różnie. I wiem, że ma na to wpływ strasznie dużo rzeczy: co robiłam przed mszą, co mnie czeka po niej, czy jestem wyspana czy zmęczona, kto odprawiał, jak odprawiał, jakie kazanie powiedział... strasznie ludzkie rzeczy... Idę na mszę po to, by spotkać Boga, ale idę jako człowiek. Bóg widzi wszystkie moje ograniczenia, czasem pomaga je przezwyciężać, czasem może nie pomaga albo ja nie pozwalam Mu pomóc? Nie wiem. Ale nie idę na mszę po to, żeby poczuć się lepej. Idę na spotkanie z Ukochanym, które trochę jest niespodzianką, a trochę jest przewidywalne - niemal do bólu... Ale z drugiej strony myślę sobie: czy małżonkowie, którzy żyją ze sobą wiele lat i są szczęśliwi, wciąż się kochają, przeżyli ze sobą 100% szczęśliwych dni?
L
leszek
19 listopada 2010, 18:14
Czy nie jest czasem tak że warunkujemy w swojej podświadomości nasze odczucia z Mszy św. w zależności kto ją odprawia, mamy bardziej lub mniej ulubionych księży, traktujemy świątynię Pana jako ową jaskinię zbójców, w której ważna staje się nie więź z Jezusem i to co nam ofiaruje, ale kto jest, kogo spotkam...z kim usiądę w ławce i poszeptam na kazaniu.... Skoro jak piszesz ~Jago, warunkujesz w swojej podświadomości odczucia z Mszy św. w zależności od tego kto ją odprawia i masz bardziej lub mniej ulubionych księży oraz traktujesz świątynię Pana jako ową jaskinię zbójców w której ważna staje się nie więź z Jezusem i tam nam ofiaruje, ale kto jest, kogo spotkas, z kim usiądziesz w łąwce i poszeptasz na kazaniu, to nie masz pojęcia o tym czym jest Msza św. i spotkanie z Jezusem... Mam nieodparte wrażenie obserwując życie mojej parafii, że często przychodzi tu grupka "wzajemnej adoracji", która przychodzi co niedziela po to by "odbić kartę" i mieć obowiązek z głowy...smutne ale prawdziwe... Dlatego rzadko bywam na mszy w tygodniu w swojej parafii. A ja mam nieodparte wrażenie czytając to co piszesz, że Ty nie chodzisz w niedzielę do kościoła aby spotkać Jezusa, ale po to aby poobserować swoich bliźnich i poprzypinać im różne łatki, ciesząc się że nie jesteś jako ci celnicy...
J
Jaga
19 listopada 2010, 17:56
Czy nie jest czasem tak że warunkujemy w swojej podświadomości nasze odczucia z Mszy św. w zależności kto ją odprawia, mamy bardziej lub mniej ulubionych księży, traktujemy świątynię Pana jako ową jaskinię zbójców, w której ważna staje się nie więź z Jezusem i to co nam ofiaruje, ale kto jest, kogo spotkam...z kim usiądę w ławce i poszeptam na kazaniu.... Mam nieodparte wrażenie obserwując życie mojej parafii, że często przychodzi tu grupka "wzajemnej adoracji", która przychodzi co niedziela po to by "odbić kartę" i mieć obowiązek z głowy...smutne ale prawdziwe... Dlatego rzadko bywam na mszy w tygodniu w swojej parafii.
Alicja Snaczke
19 listopada 2010, 17:43
Radość ze spotkania z Panem Bogiem jest, gdy przeżywam Eucharystię, sercem uporządkowanym, idąc na spotkanie.
Jurek
19 listopada 2010, 12:25
Zdarzało mi się pójść w ciągu tygonia na mszę jakby z "wewnetrznego obowiązku" Ale zawsze wychodziłem z niej nadspodzieanie obdarowany.
19 listopada 2010, 11:12
Myślę, że świątynią jest również wnętrze człowieka. I jaka to żmudna praca, żeby nie mieć w sobie jaskini zbójców...
M
Maria
19 listopada 2010, 09:41
Należę do tych, co to "latają" co dzień do kościoła. Po mszy czuję żal, że już jest po.
P
PK
19 listopada 2010, 09:02
Jak czuję się po Mszy? Na podobnie zadane pytanie w ankiecie Znaku w początku lat 60. (jeszcze przed wprowadzeniem novus ordo) odpowiedziało kilkudziesięciu wiernych świeckich. Chcesz poznać ich zdanie jeszcze przed posoborowymi zmianami w liturgii? Czytam właśnie książkę dr Milcarka 'Historia Mszy' - zamieścił kilka wypowiedzi. Niektóre wzruszyły mnie do głębi.