Nie ma sytuacji bez wyjścia - J 11, 1-45

(fot. Inha Leex Hale / flickr.com / CC BY)
Mieczysław Łusiak SJ

Był pewien chory, Łazarz z Betanii, z miejscowości Marii i jej siostry Marty. Maria zaś była tą, która namaściła Pana olejkiem i włosami swoimi otarła Jego nogi. Jej to brat Łazarz chorował. Siostry zatem posłały do Niego wiadomość: "Panie, oto choruje ten, którego Ty kochasz". Jezus usłyszawszy to rzekł: "Choroba ta nie zmierza ku śmierci, ale ku chwale Bożej, aby dzięki niej Syn Boży został otoczony chwałą".

A Jezus miłował Martę i jej siostrę, i Łazarza. Mimo jednak, że słyszał o jego chorobie, zatrzymał się przez dwa dni w miejscu pobytu. Dopiero potem powiedział do swoich uczniów: "Chodźmy znów do Judei". Rzekli do Niego uczniowie: "Rabbi, dopiero co Żydzi usiłowali Cię ukamienować i znów tam idziesz?" Jezus im odpowiedział: "Czyż dzień nie liczy dwunastu godzin? Jeżeli ktoś chodzi za dnia, nie potknie się, ponieważ widzi światło tego świata. Jeżeli jednak ktoś chodzi w nocy, potknie się, ponieważ brak mu światła".

To powiedział, a następnie rzekł do nich: "Łazarz, przyjaciel nasz, zasnął, lecz idę, aby go obudzić". Uczniowie rzekli do Niego: "Panie, jeżeli zasnął, to wyzdrowieje". Jezus jednak mówił o jego śmierci, a im się wydawało, że mówił o zwyczajnym śnie.

Wtedy Jezus powiedział im otwarcie: "Łazarz umarł, ale raduję się, że Mnie tam nie było, ze względu na was, abyście uwierzyli. Lecz chodźmy do niego". Na to Tomasz, zwany Didymos, rzekł do współuczniów: "Chodźmy także i my, aby razem z Nim umrzeć".

DEON.PL POLECA

Kiedy Jezus tam przybył, zastał Łazarza już od czterech dni spoczywającego w grobie. A Betania była oddalona od Jerozolimy około piętnastu stadiów i wielu Żydów przybyło przedtem do Marty i Marii, aby je pocieszyć po bracie. Kiedy zaś Marta dowiedziała się, że Jezus nadchodzi, wyszła Mu na spotkanie. Maria zaś siedziała w domu.

Marta rzekła do Jezusa: "Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł. Lecz i teraz wiem, że Bóg da Ci wszystko, o cokolwiek byś prosił Boga". Rzekł do niej Jezus: "Brat twój zmartwychwstanie". Rzekła Marta do Niego: "Wiem, że zmartwychwstanie w czasie zmartwychwstania w dniu ostatecznym". Rzekł do niej Jezus: "Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?" Odpowiedziała Mu: "Tak, Panie! Ja wciąż wierzę, żeś Ty jest Mesjasz, Syn Boży, który miał przyjść na świat".

Gdy to powiedziała, odeszła i przywołała po kryjomu swoją siostrę, mówiąc: "Nauczyciel jest i woła cię". Skoro zaś Maria to usłyszała, wstała szybko i udała się do Niego. Jezus zaś nie przybył jeszcze do wsi, lecz był wciąż w tym miejscu, gdzie Marta wyszła Mu na spotkanie. Żydzi, którzy byli z nią w domu i pocieszali ją, widząc, że Maria szybko wstała i wyszła, udali się za nią, przekonani, że idzie do grobu, aby tam płakać.

A gdy Maria przyszła do miejsca, gdzie był Jezus, ujrzawszy Go upadła Mu do nóg i rzekła do Niego: "Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł". Gdy więc Jezus ujrzał, jak płakała ona i Żydzi, którzy razem z nią przyszli, wzruszył się w duchu, rozrzewnił i zapytał: "Gdzieście go położyli?"

Odpowiedzieli Mu: "Panie, chodź i zobacz". Jezus zapłakał. A Żydzi rzekli: "Oto jak go miłował!" Niektórzy z nich powiedzieli: "Czy Ten, który otworzył oczy niewidomemu, nie mógł sprawić, by on nie umarł?" A Jezus ponownie okazując głębokie wzruszenie przyszedł do grobu.

Była to pieczara, a na niej spoczywał kamień. Jezus rzekł: "Usuńcie kamień". Siostra zmarłego, Marta, rzekła do Niego: "Panie, już cuchnie. Leży bowiem od czterech dni w grobie". Jezus rzekł do niej: "Czyż nie powiedziałem ci, że jeśli uwierzysz, ujrzysz chwałę Bożą?"

Usunięto więc kamień. Jezus wzniósł oczy do góry i rzekł: "Ojcze, dziękuję Ci, żeś Mnie wysłuchał. Ja wiedziałem, że Mnie zawsze wysłuchujesz. Ale ze względu na otaczający Mnie lud to powiedziałem, aby uwierzyli, żeś Ty mnie posłał". To powiedziawszy zawołał donośnym głosem: "Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!" I wyszedł zmarły, mając nogi i ręce powiązane opaskami, a twarz jego była zawinięta chustą. Rzekł do nich Jezus: "Rozwiążcie go i pozwólcie mu chodzić".

Wielu więc spośród Żydów przybyłych do Marii ujrzawszy to, czego Jezus dokonał, uwierzyło w Niego.

Komentarz do Ewangelii

Nie ma sytuacji, z której Pan by nas nie wyprowadził. Czasem "musimy" doświadczyć jakieś z pozoru beznadziejnej sytuacji, abyśmy mogli się o tym przekonać i przez to bardziej oprzeć się na Bogu, nie na sobie. Niestety, kiedy jest nam dobrze, to żyjemy w przekonaniu, że Boga w zasadzie nie potrzebujemy. A to jest bardzo przykre, jeśli dzieci mówią rodzicom: "Już was nie potrzebujemy". Nie oznacza to, że Bóg zsyła nam różne trudne sytuacje, byśmy sobie o Nim przypomnieli, ale też nie chroni nas przed nimi za wszelką cenę.

W każdym razie tak zwane "beznadziejne sytuacje" są dla nas wielką szansą doświadczenia czegoś wielkiego, to znaczy działania Boga. Trzeba tylko tego chcieć, trzeba Boga dopuścić do tego, co przeżywamy i zaangażować Go w nasze sprawy. Trzeba się z Nim zaprzyjaźnić, jak Maria, Marta i Łazarz.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie ma sytuacji bez wyjścia - J 11, 1-45
Komentarze (11)
M
Magdalena
7 kwietnia 2014, 14:51
… jeśli Pan Bóg zawsze jest obecny w życiu to beznadziejne sytuacje nie istnieją…, nadal jednak działa Nieprzyjaciel…
J
Jan
7 kwietnia 2014, 12:34
"A jeśli zawsze był obecny w zyciu i potrzebny to po co Bóg dopuszcza beznadziejne sytuacje? Chyba żeby stracić wiarę w Niego " Proszę przyjrzeć się przypadkowi ojca Abrahama. Mam na myśli wezwanie do ofiarowania syna. Powiem, że  jestem z tych, co  doświadczyli kryzysu trwającego latami. Nie groziło stracenie wiary w Boga. Przyjęcie, że Bóg nie istnieje, to brak logiki. Groziło stracenie wiary w Jego miłość do mnie. Mógł Abraham pytać, po coś mnie Boże tak doświadczył? Mógł do końca swego życia pozostać w pretensji do Boga. Nawet wtedy, gdy zapobiegł uśmierceniu jego syna. Nie przyszło mu do głowy, że po wiekach, po tysiącach lat, jego straszne, nie do pojęcia doświadczenie, stanie się dla mnie światłem w ciemności.Nie mamy takich umysłowych możliwości, by dostrzegać sens naszych doświadczeń, ich pomoc dla innych znajdujących się taraz lub później w beznadziejnych sytuacjach. Beznadziejne sytuacje to w wielkiej części treść mojego życia.  Bez nich nie dorosłoby się mi nigdy do żytcia ufnością. Przez złość, kłócenie się z Bogiem też się przeszło. Fakt, oby już nigdy się to nie powtórzyło. Pozdrawiam
P
problem
7 kwietnia 2014, 08:15
Są beznadziejne sytuacje trwajace całymi latami. Autor tego nie doświadczył, to pisze co innego. A już najbardziej denerwujące są sugestie, że beznadziejne sytuacje pojawiają się aby nas doprowadzić do Boga, bo gdy nam było dobrze, to Bóg był niepotrzebny. A jeśli zawsze był obecny w zyciu i potrzebny to po co Bóg dopuszcza beznadziejne sytuacje? Chyba żeby stracić wiarę w Niego
M
moniq
7 kwietnia 2014, 00:28
"Nie oznacza to, że Bóg zsyła nam różne trudne sytuacje, byśmy sobie o Nim przypomnieli, ale też nie chroni nas przed nimi za wszelką cenę." Bardzo, bardzo dziękuję za te słowa! Wiele razy wracała do mnie pokusa - myśl, że Bóg mną manipuluje wkładając w trudne sytuacje... Był we mnie bunt i niezrozumienie... A teraz dziękuję, bo mogę inaczej na to spojrzeć. Pozdrawiam autora tekstu.
J
Jan
6 kwietnia 2014, 15:08
Modlitwa wytrwała, bez obliczania, ile już lat... Modlitwa skuteczna, gdy spęłnia warunki: Bóg najważniejszy jeśli nie wszystkim w moim życiu, wybaczam swoim winowajcom, zgadzam się na wypełnianie w swym życiu woli Boga - konkretne czyny, działania wyrastajace przede mną także podpowiadane w głębi serca. Ileż razy spęłniona prośba taka czy owaka, np wyleczenie z groźnej choroby jest istotniejsza od tego, że zawdzięcza się ją Bogu, że okazał się On tak bliski, tak zainteresowany nami. Przeszło, minęło, znów haru-haru, dążenie do korzyści itd.Przecie każda szczęśliwie rozwiązana sytuacja ma człowieka prowadzić do podjęcia nowych zadań, rozwoju ducha.
M
miła
6 kwietnia 2014, 13:22
dzisiejasz Ewangelia doskonale opisuje stan mego ducha, poprostu umarałm i niei mam siły juz prosić, proszę od dwóch lat i wczoraj uswiadomiłam sobie że jestem sama apsolutnie sama, może to w sumie dobrzee?
A
anka
6 kwietnia 2014, 23:41
Sama? Nie jesteś sama. On jest przy Tobie. Weź Pismo Św., otwórz na przypadkowej stronie, przeczytaj i zacznij z nim rozmawiać. On Ci powie, co dalej. 
A
anka
6 kwietnia 2014, 23:49
Przeszło rok temu byłam w beznadziejnej sytuacji. Teraz jestem SZCZĘŚLIWA!!! A właściwie moja sytuacja się nie zmieniła, tylko uwierzyłam Bogu tak na 100%. Jest na pierwszym miejscu w moim życiu i to wystarczy, by na wiele sytuacji patrzeć inaczej. Jeśli prosisz o coś Boga już dwa lata, to może zwyczajnie to nie byłoby dla Ciebie dobre i On woli Ci tego nie dać albo jeszcze nie teraz. Naucz się nowej modlitwy: "Niech się dzieje Twoja wola Panie. Oddaję się w Twoje ręce". A zobaczysz, że życie zacznie się zmieniać. Na lepsze :-) Miłego wieczoru dla Ciebie. 
M
Maria
6 kwietnia 2014, 12:20
Kryzys życiowy, trzask w łeb niespodziewany... Może być tak:" Nie ma sytuacji, z której Pan by nas nie wyprowadził" I może być tak: ". Po co nas Bóg na nią skazał?! Po co nas w ogóle stwarzał?" A także tak:  Nie ma gorszej choroby i kary niż życie... Po co nas Bóg na nią skazał?!
TE
Tu est...???
6 kwietnia 2014, 10:04
Niestety sytuacje bez wyjścia są i to wcale nierzadko. A nawet bardzo często. Życie jest taką jedną, cholerną sytuacją bez wyjścia. Każdy dzień pobytu na tej obłąkanej, przeklętej planecie jest istną katorgą dla ducha... Żyjemy w Pandemonium. Stolicy Miltonowskiego piekła - to własnie nasz świat. A my, te nieszczęsne, wijące się robaczki boże... Ile to może jeszcze trwać?!?! Nie ma gorszej choroby i kary niż życie... Po co nas Bóg na nią skazał?! Po co nas w ogóle stwarzał?! Nie mógł dać sobie spokoju. Planeta Ziemia znakomicie funkcjonowała bez nas... Spokój odnajdziemy dopiero sześć stóp pod ziemią. Nigdzie nie będzie tak wygodnie. Oby jak najszybciej...
NE
no exit
6 kwietnia 2014, 10:46
Powiem tak, wiara w Boga (przynajmniej takiego jak jest w katolicyzmie) się nie opłaca. Gdybym mógł cofnąć czas zająłbym się czymś pożyteczniejszym. I tak każdy umrze. Bez potępienia.