Życie Jezusa może owocować nami - Mt 7, 15-20

(fot. Βethan/flickr.com/CC)
Mieczysław Łusiak SJ

Jezus powiedział do swoich uczniów: "Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami. Poznacie ich po ich owocach. Czy zbiera się winogrona z ciernia albo z ostu figi? Tak każde dobre drzewo wydaje dobre owoce, a złe drzewo wydaje złe owoce. Nie może dobre drzewo wydać złych owoców ani złe drzewo wydać dobrych owoców.

Każde drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, będzie wycięte i w ogień wrzucone. A więc: poznacie ich po ich owocach".

Rozważanie do Ewangelii

Co Pan Jezus ma na myśli mówiąc o dobrych owocach? Nie chodzi tu raczej o jakieś nasze własne sukcesy. Tu chodzi o to, co rozsiewamy wokół siebie, czym emanujemy, jakim staje się środowisko, które współtworzymy. Wokół człowieka prawdziwie dobrego rodzi się dobro i jest go coraz więcej.

          

Aby przynosić takie właśnie dobre owoce trzeba być dobrym wewnętrznie, a więc trzeba najpierw "przekopać" i dobrze "uprawić" swoje wnętrze. Trzeba też zasilać swe wnętrze dobrym pokarmem. To wszystko się stanie, jeśli będziemy dobrymi uczniami w szkole Jezusa. Tylko On jest w stanie uczynić nas prawdziwie (wewnętrznie) dobrymi i przynoszącymi dobre owoce. Będziemy dobrzy, jeśli będziemy "owocem" życia Jezusa.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Życie Jezusa może owocować nami - Mt 7, 15-20
Komentarze (11)
27 czerwca 2013, 10:51
czy tak samo dobre owoce jak sakrament małżeństwa przynosi małżeśńtwo cywilne? Błąkasz się, biedaku, na DEONIE jak "latający holender" po oceanach... I wciąż zadajesz bezsensowne pytania... Jeśli bardzo cię interesuje moja odpowiedź na postawione wyżej pytanie: - sakrament małżeństwa nie daje "sam z siebie" gwarancji dobrych owoców. - małżeństwo cywilne może przynosić wspaniałe owoce. Znam kilka takich małżeństw, którym na pewno Bóg błogosławi ... W takim razie czy wg.Ciebie Sakramenty są człowiekowi potrzebne?
B
bratPolak
27 czerwca 2013, 10:27
~TomaszL czy tak samo dobre owoce jak sakrament małżeństwa przynosi małżeśńtwo cywilne? Błąkasz się, biedaku,  na DEONIE  jak "latający holender" po oceanach... I wciąż zadajesz bezsensowne pytania... Jeśli bardzo cię interesuje moja odpowiedź na postawione wyżej pytanie: - sakrament małżeństwa nie daje "sam z siebie" gwarancji dobrych owoców. - małżeństwo cywilne może przynosić wspaniałe owoce. Znam kilka takich małżeństw, którym na pewno Bóg błogosławi
27 czerwca 2013, 10:03
@BratPolak - czy tak samo dobre owoce jak sakrament małżeństwa przynosi małżeśńtwo cywilne?
8
8
27 czerwca 2013, 08:56
"Poznacie ich po owocach'" głosi Ewangelia Owoce, jakie przyniósł artykuł "Żeby sie nie rozwiedli drugi raz", to między innymi: : chronienie związków cywilnych przed rozpadem (= brak dążenia do powrotu do małżonków sakramentalnych),  wprowadzenie watpliwości co do nierozerwalności małżenstw sakramentalnych (gdy się "nie uda" można się rozstać?), możliwość zastępowania Komunii swiętej komunią duchową i błogosławieństwami Najświętszym Sakramentem, tworzenie niesakramentalnym komfortu życia w grzechu, odkładanie nawrócenia i pokuty do bliżej nieokreślonej przyszłości, poza tym wywołanie złych emocji u forumowiczów-czytelników Deonu i zlekceważenie ich przez Autora całego zamieszania mimo, że były prośby o wyjaśnienia wielu kwestii spornych...  
Jadwiga Krywult
27 czerwca 2013, 08:38
btarPolak, gryzie Cię sumienie po porzuceniu żony sakramentalnej i n 'żon' niesakramentalnych i dlatego plączą Ci się literki. Ja akurat znam wiele wspaniałych prawdziwie katolickich (wiesz co to znaczy?) rodzin, założonych przez dzieci rozwodników. Kotusiu, nie chodzi o ogólne statystyki dotyczące dzieci rozwodników, bo dziećmi rozwodników są również ci, którzy żyli z porzuconym, samotnym rodzicem. Co zrobią ci, dla których rzekomego dobra rozwiedziony rodzic wszedł w cudzołożny związek ? W razie czego pójdą w ślady, dla dobra swoich dzieci oczywiście.
B
btarPolak
27 czerwca 2013, 08:26
@Kinga Nie żadne osoby poranione, ale np. opisane w artykule dzieci żyjące w nowej rodzinie (założonej dla ich dobra, jak naucza ks. Łusiak) dojdą w przyszłości do wniosku, że nie ma sensu wysilać się dla utrzymania własnego małżeństwa. To jest wkład ks. Łusiaka w nauki o małżeństwie. Nawet jeśli takie są twoje doświadczenia, nie znaczy, że jest to norma. Ja akurat znam wiele wspaniałych prawdziwie katolickich (wiesz co to znaczy?) rodzin, założonych przez dzieci rozwodników. By rozumieć ks. Łusiaka trzeba mieć IQ > 40. Ponawiam dobre rady dla ciebie: 1. nie zabieraj głosu w sprawach, na których się nie znasz (prawie wszystkie) 2. aktywizuj się w kole gospodyń - łatwiej zniesiesz zawinioną samotność
Jadwiga Krywult
27 czerwca 2013, 07:48
@bratPolak,  pinkolisz jak zwykle. Nie żadne osoby poranione, ale np. opisane w artykule dzieci żyjące w nowej rodzinie (założonej dla ich dobra, jak naucza ks. Łusiak) dojdą w przyszłości do wniosku, że nie ma sensu wysilać się dla utrzymania własnego małżeństwa. To jest wkład ks. Łusiaka w nauki o małżeństwie.
B
bratPolak
26 czerwca 2013, 23:45
@~poznacie ich po owocach Sądziłam ,że o. Łusiak nie będzie miał odwagi napisać komentarza do tego fragmentu Ewangelii ze względu na nauki jakie przedstawił w artykule: "Żeby się nie rozwiedli drugi raz". Mając świadomość, iż stopień rozumienia tekstu czytanego przez ciebie bliski jest zera, wolałaś ukryć się za anonimowym nickiem? Normalny chrześcijanin w przywołanym artykule o. Mieczysława widzi owoce nauczania Jezusa o Miłości i Miłosierdziu. Osoby poranione, niedające sobie rady z sytuacją osamotnienia, nie powinny komentować czegoś, co wykracza poza ich egoistyczny punkt widzenia. Więcej dobrego zrobisz szczerą modlitwą za tych, którzy cię skrzywdzili...
PI
poznacie ich po owocach
26 czerwca 2013, 20:49
Sądziłam ,że o. Łusiak nie będzie miał odwagi napisać komentarza do tego fragmentu Ewangelii ze względu na nauki jakie przedstawił w artykule: "Żeby się nie rozwiedli drugi raz".
KD
Królik doświadczalny
26 czerwca 2013, 17:04
I obyście nie musieli chować się z modlitwą, znakiem krzyża,klękaniem, uszanowaniem Jezusa "idącego " ulicą do chorego ,gdzieś w sobie, zagłuszając głos kołdrą, Takie to owoce rodzinne. Można skończyć na oddz. psychiatrycznym, a tam ,to już szczególnie trudno wierzyć i współsiostrom i personelowi.Właśnie.
M
Maria
26 czerwca 2013, 11:33
Dzień za dniem szansa. Pogrozić sobie palcem, choć trochę wziąć się w karby, swą podłość, marność, kłamstwo wyhamować. Możność oderwania się od swego zła, od swego "ja", dzień w dzień dostaje się. Więc nie ma co wielce spieszyć się... Ktoś tam cierpliwy jest bez dna Aż tak, że nudny, aż tak, że nie do słuchania Go. Przecież niczego nie ma takiego, co by się kiedyś nie kończyło.