Kościół kobiet

(fot. sxc.hu)
Aleksander Gomola

Czy kobieta w Polsce jest rzeczywiście skazana na to, by opowiadając się za feminizmem, odrzucić wiarę, a opowiadając się za wiarą, zgodzić się na "kuchnię, kościół i dzieci"?

Mogłoby się wydawać, że pięćdziesiąt lat po II Soborze Watykańskim udało się Kościołowi w Polsce nadrobić zaległości spowodowane komunistyczną izolacją i upowszechnić bogactwo teologii rozwijanej w Kościele powszechnym. Tymczasem oficyny katolickie prześcigają się w wydawaniu książek, ale wśród morza publikacji nie ma ani jednej prezentującej dokonania teologii feministycznej - jednego z najprężniej rozwijających się nurtów teologii posoborowej. Czym tłumaczyć ten brak? I czy nie jest on poniekąd przyczyną tego, że dyskusja na temat statusu kobiet w społeczeństwie polskim zdominowana została przez dwa skrajne obozy: laicki feminizm i anachroniczny katolicyzm Radia Maryja?

Zatem, czy kobieta w Polsce jest rzeczywiście skazana na to, by opowiadając się za feminizmem, odrzucić wiarę, a opowiadając się za wiarą, zgodzić się na "kuchnię, kościół i dzieci"? A może jednak feminizm z katolicyzmem da się pogodzić?

DEON.PL POLECA

Ani nowinkarstwo, ani herezja

Teologia feministyczna pragnie oczyścić chrześcijaństwo z piętna patriarchalizmu, za punkt wyjścia przyjmując doświadczenie kobiet zupełnie inne od doświadczenia mężczyzn, którzy przez wieki interpretowali i tłumaczyli wiarę. Dążenie do przywrócenia kobietom należnego im miejsca w Kościele to ostatnia z wielkich idei II Soboru Watykańskiego. Polska teolożka feministyczna Elżbieta Adamiak pisze, że Jan XXIII w encyklice "Pacem in terris" uznał "kwestię kobiecą" za jeden ze "znaków czasu". W dokumentach soborowych zaś pojawia się twierdzenie, że dyskryminacja ze względu na płeć sprzeciwia się zamysłowi Bożemu. Sobór umożliwił kobietom studiowanie teologii i dlatego w drugiej połowie lat 60. do głosu doszło pierwsze pokolenie katolickich teolożek feministycznych reprezentowanych między innymi przez Mary Daly, Rosemary Ruether i Elizabeth S. Fiorenzę.

Szybki rozwój katolickiej teologii feministycznej możliwy był także dzięki temu, że na fali ekumenizmu tamtych lat przed katoliczkami otworzyła się możliwość wykładania teologii na czołowych amerykańskich uniwersytetach protestanckich, takich jak Princeton, Yale czy Harvard. Źródłem inspiracji były tu Kościoły protestanckie, ponieważ w nich znacznie wcześniej rozpoczęła się emancypacja kobiet. Teologii feministycznej sprzyjał także klimat społeczny lat 60. i 70. ubiegłego stulecia, kiedy w Stanach Zjednoczonych rozkwitł ruch wyzwolenia kobiet. Kolejne dekady przyniosły tak głębokie zróżnicowanie tego kierunku, że dzisiaj trudno opisywać teologię feministyczną bez uproszczeń. Elżbieta Adamiak wyróżnia w niej nurt rewolucyjny, którego przedstawicielki uznają dotychczasowe Kościoły za niereformowalne i dążą do tworzenia nowego "Kościoła kobiet", oraz reformistyczny, który pragnie oczyścić chrześcijaństwo z patriarchalizmu i jego skutków. Ale możliwe są także inne podziały i stąd mowa o teologii feministycznej tworzonej przez białe kobiety reprezentujące świat Zachodu, o teologii "womanist" promującej czarne kobiety, doświadczające podwójnego wykluczenia - ze względu na płeć i kolor skóry - czy o teologii "mujerista", próbującej nadać nową wartość codziennym zmaganiom o przetrwanie kobiet latynoskich. Teologia feministyczna rozwija się także w obrębie judaizmu. Te podziały mogą się wydawać na pierwszy rzut oka sztuczne, ale wskazują na różnorodność doświadczeń współczesnych kobiet, a co za tym idzie, różne punkty wyjścia rozważań teologicznych.

Maryja to nie cicha myszka

Największym wyzwaniem dla teologii feministycznej jest Biblia, a dokładniej - sposób jej odczytywania przez chrześcijan. Nie da się zaprzeczyć, że Biblia powstała w środowisku patriarchalnym i dlatego teologia feministyczna chce wypracować taką jej interpretację, która nie dyskryminowałaby kobiet. Jako pierwsza uczyniła to amerykańska sufrażystka Elizabeth C. Stanton, publikując w 1895 roku "Woman's Bible" i opatrując tekst biblijny obszernymi komentarzami wskazującymi fragmenty deprecjonujące kobiety. Współczesna hermeneutyka feministyczna prezentuje różne, czasami skrajnie odmienne podejścia do Pisma Świętego, począwszy od tworzenia "kanonu w kanonie", a więc wyodrębnienia z całości Biblii przesłania podkreślającego kobiecą godność i gwarantującego im wyzwolenie z ucisku, po całkowite odrzucenie jej autorytatywnego charakteru i budowanie nowego "kanonu" z wykorzystaniem innych dawnych tekstów chrześcijańskich niedeprecjonujących kobiet.

Istotny wkład w nowe odczytanie Biblii wniosła Elisabeth. S. Fiorenza, proponując kilkuetapowy proces interpretacji, na który składają się "hermeneutyka podejrzeń", "hermeneutyka wspomnienia" i "hermeneutyka przepowiadania". Uświadamia on, że tekst biblijny zawsze pisany jest z męskiego punktu widzenia i dlatego zadaniem hermeneutyki feministycznej jest próba takiej jego rekonstrukcji, by odtworzyć rolę i znaczenie kobiet w tym, o czym traktuje, oraz przywrócić im należne miejsce w dzisiejszym Kościele. Hermeneutyka feministyczna odsłoniła ignorowane dotąd fragmenty Biblii, które widziane w nowym świetle promują kobiety. To teolożki feministyczne zwróciły uwagę na to, że nie tylko Piotr, ale i Marta, siostra Łazarza, mówi, że Jezus jest Mesjaszem. Przez całe stulecia słowa Piotra, że Jezus jest Mesjaszem, traktowano jako potwierdzenie wybrania przez Boga, gdyż to jemu, a nie pozostałym apostołom objawiono tę prawdę. Jeśli zatem Marta wypowiada te same słowa, tego rodzaju argumentacja staje się trudna do utrzymania. Hermeneutyka feministyczna analizuje także starannie Księgę Rodzaju, podkreślając, że zawarto w niej dwa opisy stworzenia człowieka. Przez wieki odwoływano się do opisu, w którym Ewa powstała później niż Adam, z jego żebra, podczas gdy opis wcześniejszy (poprzedni w tekście, ale chronologicznie późniejszy), mówiąc o stworzeniu kobiety i mężczyzny jednocześnie, akcentuje równość płci.

Teolożki feministyczne zwracają także uwagę na tajemnicze imię pojawiające się w Liście do Rzymian (16, 7), w którym Paweł pozdrawia pewnego "Juniasa" wyróżniającego się między apostołami. Sęk w tym, że w Wulgacie występuje w tym miejscu imię żeńskie Junia, a na dodatek bardzo wielu współczesnych biblistów twierdzi, że zawsze istniała tylko forma żeńska tego imienia, zaś "Junius" to nic innego jak androcentryczny retusz kopisty. Jeśli badacze ci mają rację, zmienia to nasze rozumienie sposobu organizacji i działania pierwszych gmin chrześcijańskich i może oznaczać, że kobiety odgrywały w nich większą rolę, niż się sądzi, i dopiero później zostały usunięte w cień.

Nowe spojrzenie na Biblię w odmiennym świetle ukazuje także Maryję. Czyż nie powtarza się nam, że jest "cichą i pokorną" służebnicą Pańską i jako takiej nie stawia się kobietom za wzór? A przecież - to właśnie jedno z najdonioślejszych odkryć teologii feministycznej - Matka Jezusa jest zupełnie inna. To odważna, młoda Żydówka, która nie waha się narazić na ostracyzm spowodowany podejrzaną ciążą, doświadcza losu tysięcy tak samo ubogich jak ona kobiet, a w Magnificat wychwala Boga, który w jej osobie ujawnia swą moc. Maryja to nie "cicha myszka", lecz osoba gotowa do działania ("idzie z pośpiechem w góry"), nie tchórzy, jak Piotr, którego prawdopodobnie nie ma pod krzyżem.

Bóg Matka

Osobnym zagadnieniem jest przekład Biblii i problem języka inkluzywnego, czyli niewykluczającego z orędzia Dobrej Nowiny kobiet. Dobrym przykładem jest Pawłowe wezwanie "bracia", które słyszymy w jego listach. Apostoł narodów był dzieckiem swoich czasów i zwyczajowo zwraca się tylko do mężczyzn, nawet jeśli w następnej linijce tekstu wymienia z imienia kobiety (Flp 4, 1-2). Dlatego właśnie wiele przekładów nie kieruje się dosłowną literą, lecz postępując z duchem chrześcijańskiej równości, stosuje wyrażenie "bracia i siostry". Język inkluzywny stał się już standardem w przekładach anglojęzycznych i zaczyna pojawiać się także w przekładach polskich. Kluczowe dla teologii chrześcijańskiej zdanie w filologicznym przekładzie Biblii Tysiąclecia brzmi: "Wszyscy zaś jesteście przez wiarę synami Bożymi dzięki waszemu zjednoczeniu z Jezusem Chrystusem" (Ga 3, 26). W najnowszym polskim przekładzie, tzw. Biblii paulińskiej, zamiast "synów" mamy "dzieci", co usuwa patriarchalny element tekstu.

Stanowisko Watykanu wobec propozycji "feministycznych" interpretacji i tłumaczenia Biblii jest zróżnicowane: próba wprowadzenia języka inkluzywnego do liturgii w krajach anglojęzycznych została odrzucona przez Watykan, za to feministyczna hermeneutyka biblijna została częściowo zaaprobowana przez Magisterium i znalazła uznanie w oczach Papieskiej Komisji Biblijnej.

Ludwig Wittgenstein powiedział kiedyś, że gdyby Stwórca przysłuchiwał się naszej rozmowie o Nim, nie miałby pojęcia, o kim mówimy. To zdanie przestrzega przed nadmiernym przywiązaniem do metafor opisujących Boga. Teologia feministyczna przypomina, że przypisywanie którejkolwiek z nich absolutnej prawdziwości prowadzi do wypaczeń, czego przykładem może być patriarchalna wizja Boga Ojca, która w chrześcijaństwie czyniła często więcej złego niż dobrego. To właśnie wyobrażenie surowego Boga Ojca przyczyniło się do popularności kultu maryjnego i propagowania Maryi jako miłosiernej matki chroniącej przed Jego gniewem. O tym, że problem ten wciąż pozostaje aktualny, mogą świadczyć nalepki rozdawane przed kilku laty przez księży przy okazji kolędy w archidiecezji katowickiej, na których Pierwszą Osobę Trójcy przedstawiono w postaci siwowłosego, brodatego starca, który spogląda na nas groźnym wzrokiem Rozpowszechnianie tego rodzaju ikonografii i jej bezkrytyczna akceptacja świadczy o tym, jak prymitywna jest pod pewnymi względami nasza wiara, i przyznaje słuszność teologii feministycznej próbującej takim wynaturzeniom przeciwdziałać. Czyni to na wiele sposobów. Jednym z nich jest odkrywanie na nowo macierzyńskiego oblicza Boga. Nie jest ono zresztą niczym nowym, ponieważ już w średniowieczu natrafiamy na wyobrażenia Jezusa jako matki, choćby w tekstach mistyczki Juliany z Norwich czy Anzelma z Canterbury. Na bardziej radykalny krok decyduje się amerykańska teolożka siostra Elizabeth Johnson, która w książce "She Who Is" zrywa z przedstawianiem Boga w kategoriach męskich (Pan, Ojciec, Król itp.) i odwołując się do biblijnej metafory Boga jako Mądrości stwarzającej i podtrzymującej w istnieniu świat, przedstawia Ją w jej różnorakich działaniach.

Propozycje teologii feministycznej nie są związane z przednaukowym obrazem wszechświata, a zatem łatwiej mogą trafić do współczesnego człowieka, dla którego wyobrażenie Boga jako Króla siedzącego na tronie w niebie nad naszymi głowami straciło rację bytu. Do nas, którzy królów znamy na ogół tylko z kart historii i kart do brydża, powinna bardziej przemawiać zaproponowana przez Sallie McFague (i obecna także w nauczaniu Jezusa) metafora Boga jako Przyjaciela, który oczekuje od nas odpowiedzialności, a nie infantylności.

Kapłani i kapłanki?

W teologii feministycznej nie chodzi bynajmniej o tak często eksponowaną ordynację kobiet, chęć "dorwania się do ołtarza". Ale ponieważ kapłaństwo kobiet wykorzystywane jest często jako dyżurny straszak, warto zatrzymać się i nad tym zagadnieniem. Przede wszystkim przypomnijmy, że kobietom udziela się święceń, i to od dawna, w wielu Kościołach protestanckich. Co więcej, jak na to zwraca uwagę Józef Majewski w książce "Teologia na rozdrożach", już w 1976 r. Papieska Komisja Biblijna stwierdziła, że w Piśmie Świętym nie ma twierdzeń jednoznacznie wykluczających dopuszczanie kobiet do święceń w Kościele katolickim. I chociaż dokumenty Watykanu publikowane w ostatnich latach zdecydowanie odrzucają tę możliwość, to - jak czytamy w tej książce - uprawniona debata na ten temat trwa. Dla teolożek feministycznych ordynacja kobiet to nie hasło na sztandary, lecz raczej naturalna konsekwencja nowej, niedeprecjonującej kobiet wizji antropologii. Antropologia ta, jeśli ją zaakceptujemy, pozwoli wreszcie usunąć z chrześcijaństwa krzywdzące piętno patriarchalizmu, które przez całe stulecia brano za boską sankcję.

Teologia feministyczna rozwijająca się z powodzeniem w innych krajach trafia w Polsce na wyjątkowo nieprzychylny grunt. Problemów przysparza przede wszystkim wieloznaczność terminów. "Feminizm" kojarzy się dzisiaj wielu z radykalnym i krzykliwym feminizmem antyklerykalnym, choć teologia feministyczna nie ma nic wspólnego z demonstracjami w stylu "Manify". Polscy teologowie duchowni nie interesują się propozycjami swoich koleżanek, uważając je w najlepszym razie za dziwadła. A przecież właśnie ta teologia mogłaby wspierać kobiety narażone na przemoc w rodzinie, przywracając im poczucie godności, bez którego nie mogą rozpocząć walki o siebie. A także pomóc odnaleźć się w Kościele młodym, wykształconym Polkom, które często osiągnąwszy równą mężczyznom pozycję w życiu osobistym i zawodowym, przekraczając próg kościoła, mają często wrażenie, jakby cofnięto je w czasie o kilka stuleci.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kościół kobiet
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.