Ks. Pawlukiewicz: Są sytuacje, kiedy kobieta zaczyna pouczać męża, kierować nim, rządzić w ich małżeństwie
Ewangelista Mateusz wielokrotnie wspomina ludzi, którzy otworzyli swoje serca przed przychodzącym Mesjaszem. To ci, którzy „z Boga się narodzili” (J 1, 13). Oni patrzyli na rozgrywające się wokół nich zbawcze wydarzenia oczyma wiary. Przede wszystkim należy wskazać tu na Maryję i Józefa. Bóg wszedł w ich życie z oszałamiającym wręcz planem zbawienia świata - czytamy w książce ks. Piotra Pawlukiewicza "Szczęście jest bliżej, niż myślisz", której fragment publikujemy.
Łatwo sobie wyobrazić, że wszystko, co ich spotykało, musiało być dla nich tajemnicze, szokujące, dziwne i z ludzkiego punktu widzenia wręcz niemożliwe. Przyjęcie Bożych zamiarów wymagało zupełnego przekreślenia siebie i skrajnego posłuszeństwa Jego zamysłom. I oni tego dokonali. Nie chodziło w tym wszystkim wyłącznie o jakiś sprawdzian ich osobistej wiary. Bóg nie szukał odpowiedzi na pytanie: „Podołają trudnemu zadaniu czy nie?”. Tu chodziło o życie Zbawiciela, który po swym narodzeniu był przecież zupełnie zależny od Maryi i Józef i któremu groziło całkiem realne niebezpieczeństwo śmierci. Nie ma w tym zdaniu ani krztyny przesady – Jezus mógł zostać zgładzony, jeszcze zanim się narodził.
Kiedy Józef dowiedział się, że jego narzeczona spodziewa się dziecka, stanął wobec niepojętego wyzwania. Patrząc z ludzkiej perspektywy, wszystko wskazywało przecież na to, że Maryja popełniła cudzołóstwo. Przyszły opiekun Jezusa jako mężczyzna został ugodzony w najczulszy punkt – jego ukochana, wybrana kobieta spodziewa się dziecka z kimś innym. Ten fakt był nie do podważenia. Józef wiedział, że za taki występek przewidziana jest kara ukamienowania.
W tym wszystkim jedna kwestia tym bardziej wydaje się dziwna – dlaczego Maryja milczała? Przecież aż prosiło się, aby wyjaśniła wszystko Józefowi. Była napełniona Duchem Świętym, nosiła pod sercem Syna Bożego, rozmawiała z aniołem. Przerastała w tym wszystkim Józefa zarówno wiedzą, jak i godnością wybrania. Podchodząc do rzeczy logicznie, po ludzku, powinna mu to wszystko wyjaśnić, uspokoić go. Tym bardziej że Jej i poczętemu Dziecku groziła śmierć! Ale Maryja milczała. Ta kilkunastoletnia dziewczyna wiedziała, że wybrany na Jej męża i opiekuna Józef musi sobie z tą sytuacją poradzić sam. To było jego zadanie. Gdyby Maryja zaczęła Józefowi wszystko wyjaśniać i podpowiadać mu, co powinien robić, zaczęłaby de facto kierować ich związkiem i całą sytuacją, w jakiej się znaleźli. A to było zadanie Józefa. Dlatego Ona nie mówiła na ten temat ani słowa.
Są takie sytuacje w życiu (wydaje mi się nawet, że jest ich wiele) kiedy kobieta – będąc przekonaną, że lepiej od męża orientuje się w ich położeniu, że podejmuje bardziej moralne decyzje – zaczyna go pouczać, kierować nim, po prostu rządzić w ich małżeństwie. Być może to całkiem logiczne i w konkretnych okolicznościach nawet wskazane rozwiązanie. Sprawia ono jednak, że małżonek, mężczyzna powołany do pełnienia funkcji odpowiedzialnego ochroniarza rodziny, łatwo może stracić sprawność w wykonywaniu swojej misji.
Maryja zaufała Bogu, który postawił u Jej boku takiego, a nie innego człowieka, i zaufała samemu Józefowi. Nie prawiła mu kazań, nie dawała wytycznych. Jej czysty wzrok mówił zapewne tylko: „Domyślam się, Józefie, co przeżywasz, ale ufam ci. Ufam, że nie pozwolisz, abyśmy zginęli. Ja i moje Dziecko”. Józef był dobrym człowiekiem – w tej sytuacji postanowił oddać życie za Maryję, oddalić ją.
Dla im współczesnych był to komunikat oznaczający, że dziecko, które Maryja nosi pod sercem, jest jego, ale on nie chce z nimi żyć, że daje swej jeszcze nie żonie list rozwodowy. To rzeczywiście ocaliłoby Matkę Bożą, ale Józef zostałby tym samym wyklęty w ich społeczności na całe lata. Wszyscy uważaliby, że postąpił podle, oddalając ciężarną narzeczoną. On straciłby wszystko, ale Maryja byłaby uratowana.
Kiedy Józef daje ten niewyobrażalny dowód swojej miłości, przychodzi do niego anioł i uspokaja go, mówiąc, że to Dziecko, które nosi Maryja, nie jest poczęte z grzechu, ale z Boga. Następne zdanie Ewangelii według Świętego Mateusza brzmi: „Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański: wziął swoją Małżonkę do siebie” (Mt 1, 24). Krótko i zwięźle: „wziął Ją do siebie”. Maryja na to pozwoliła. Wiedziała, że ta decyzja nie jest jego zachcianką. Przedtem bowiem Józef udowodnił, że jest gotów oddać za Nią życie. On posłusznie słuchał Bożych poleceń i dlatego był taki stanowczy. Zbudził się ze snu i wziął Maryję do siebie, do swojego bezpiecznego świata.
W wielu relacjach małżeńskich mężczyzna również pragnie wziąć kobietę do siebie, ale jakoś mu to nie wychodzi. Żona nie chce się na to zgodzić. Wynikają z tego kłótnie i spory, w których często padają słowa: „Nie będziesz mną rządzić!”. Czy jednak naprawdę o rządzenie tu chodzi? Czy może o potrzebę poczucia sprawowania nad kimś opieki? Mężczyzna, którego żona nie chce pozwolić zabrać się do jego bezpiecznego świata, często ucieka duchowo z takiego związku.
To sprawia, że kobieta pogrąża się w rozczarowaniu i goryczy, a oboje zaczynają w sobie widzieć jedynie dziesiątki wad. Proszę również pamiętać, że aby mieć taką męską, skuteczną stanowczość jak Józef, najpierw trzeba być gotowym oddać za żonę życie i rozmawiać o tym z samym Bogiem. I jeszcze być w pełni świadomym tego, że w małżeństwie realizuje się nie swoje zachcianki, ale polecenie Stwórcy.
Skomentuj artykuł