Marcin Zieliński: czy w Kościele pełnym rozczarowań wciąż mieszka Duch?
Czy rozczarowałeś się kiedyś Kościołem? Czułeś zawód albo nawet wściekłość z tego powodu, jak zostałeś potraktowany? Podejrzewam, że wielu z nas mogłoby odpowiedzieć na to pytanie twierdząco. Czy jednak rozczarowania i tego typu trudności są czymś niespotykanym w naszym codziennym życiu?
Wspólnota nie tylko rozczarowań
Wystarczy przyjrzeć się pierwszej wspólnocie, w której przyszło nam żyć - rodzinie. O problemach rodzinnych i dramatach, które mają tam miejsce, można pisać książki. Weźmy na tapetę relacje siostrzano-braterskie. Mam koleżankę, która jest jedną z jedenaściorga rodzeństwa. Kiedy się o tym dowiedziałem, zrobiłem wielkie oczy i zastanawiałem się, jak to jest możliwe, aby przy tylu różnych temperamentach, różnicy wieku, zainteresowaniach zebranych pod jednym dachem się "nie pozabijać". Normą jest, że ktoś o tobie zapomni, źle cię zrozumie, oceni bezpodstawnie, czasem nawet użyje siły (np. popchnie, da po łapach) jako ten starszy i silniejszy... Życie rodzinne to niewątpliwie sztuka, sztuka kochania i przebaczania. Jeśli doświadczamy więc takich trudności i wyzwań w rodzinie, to czy powinno nas dziwić to, że jeszcze więcej miłości i dojrzałości w przebaczaniu będzie kosztowało nas budowanie więzi i relacji poza nią, również w Kościele, wspólnocie ludzi, owszem powołanych, ale i poranionych, szukających uzdrowienia i wolności?
Warto spojrzeć na pierwszą wspólnotę, którą powołał Pan Jezus. Jak relacjonuje św. Marek, Pan powołał ich najpierw po to, "aby Mu towarzyszyli" (Mk 3,14). Uczniowie przed posłaniem ich z misją mieli najpierw przebywać z Jezusem po to, aby przejść proces formacji, napatrzeć się, jak należy żyć i postępować według nowych zasad, które dał im Pan. To właśnie ta wspólnota niedługo potem stanie się fundamentem tworzącego się Kościoła. Czy powołani przez Mistrza ludzie byli bezbłędnymi, doskonałymi osobami, z których w każdej z możliwych okazji ich Nauczyciel był dumny? Oczywiście, że nie! Przyszli "wysłannicy" (apostolos) mieli w sobie wiele wad i słabości. Możemy przywoływać tu historię za historią, które będą na to dowodem. Gdy na przykład Pan Jezus chciał się podzielić ze swoimi uczniami trudną prawdą o śmierci na krzyżu, która zbliżała się wielkimi krokami, podejrzewam, że mógł oczekiwać od nich - jako swoich bliskich - zainteresowania tematem. A tymczasem co zrobili dwaj z nich? Nasłali swoją matkę, aby załatwiła im miejsce po prawej i po lewej stronie w Jego królestwie. Nie ma to jak wyczucie chwili! Gdy pozostali dowiedzieli się o tym, oburzyli się i prawdopodobnie na boku mieli sobie wiele do wyjaśniania. Trudno nie wspomnieć o Piotrze, który z wielkim entuzjazmem obiecywał, że nie wyprze się Jezusa: "«Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie». Podobnie zapewniali wszyscy uczniowie" (Mt 26,35). Wszyscy wiemy, jak skończyła się ta historia. W gronie Dwunastu był też Judasz, który ulegając pokusie, zyskał kilka srebrników, decydując się na zdradę Syna Bożego i swoich przyjaciół, z którymi spędził ostatnie trzy lata życia. Witamy w codzienności. Chrystus wybrał sobie dwunastu niedoskonałych uczniów, którym miał zamiar powierzyć zadanie i odpowiedzialność szerzenia królestwa Bożego na ziemi. Sam jednak, będąc świadomym ich niedoskonałości, zostawił im jedną z ważniejszych lekcji, lekcję przebaczania. Gdy pewnego razu Piotr zapytał Jezusa, ile razy ma przebaczać, uzyskał szokującą odpowiedź: "Jezus mu odrzekł: «Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy»" (Mt 18,22).
Piotrze, masz przebaczać zawsze, odpowiedział Mistrz. Uważam, że nie był to przypadek, że to pytanie zadał właśnie on. Ten, który w niedalekiej przyszłości miał trzykrotnie zaprzeć się swojego Pana, otrzymał cenną naukę. W Jezusie ujmuje mnie to, że nie jest On nauczycielem teoretykiem, który jedno mówi, a drugie robi. To właśnie Chrystus, który zostanie opuszczony i zdradzony, będzie musiał na sobie ukazać prawdziwość własnych słów, aby przebaczyć zarówno Piotrowi i Judaszowi, jak i pozostałym uczniom, którzy przerażeni uciekną spod krzyża. Jezus jest mistrzem przebaczania. Papież Franciszek w jednej ze swoich homilii na placu św. Piotra powiedział słynne zdanie: "Bóg nie męczy się przebaczaniem nam, to my męczymy się proszeniem Go o przebaczenie". To właśnie miłość, która wyraża się w przebaczaniu, jest jedyną drogą do budowania relacji międzyludzkich, również w Kościele - wspólnocie wierzących.
On wciąż tu jest
Myślę, że dopiero po tym wstępie można zacząć odpowiadać sobie na pytanie: "Czy w Kościele pełnym rozczarowań wciąż mieszka Duch?". Biorąc pod uwagę wszystko, o czym powiedzieliśmy do tej pory, odpowiedź wydaje się nie taka trudna... Wystarczy zabrać się do czytania historii Kościoła po zmartwychwstaniu: Dziejów Apostolskich czy też Tradycji pierwszych wieków, aby skonfrontować własne teorie z rzeczywistością. Co znajdziemy na początku pierwszej księgi po Ewangeliach?
"Ci więc, którzy przyjęli jego naukę, zostali ochrzczeni. I przyłączyło się owego dnia około trzech tysięcy dusz" (Dz 2,41).
"Coraz bardziej też rosła liczba mężczyzn i kobiet, przyjmujących wiarę w Pana" (Dz 5,14).
Czy Duch Boży nadal działa w Kościele po zdradzie Piotra, Judasza i innych apostołów, na których oparł swoje nadzieje sam Pan? Jak najbardziej tak! Przychodzi On zgodnie z obietnicą Jezusa do zgromadzonych w Wieczerniku uczniów i zaczyna dokonywać swoich dzieł w nowy sposób. Można wręcz powiedzieć, że działa On po dziś dzień mimo ciągłych zdrad i upadków ze strony tych, którym zaufał. Poruszające jest również to, że Pan nie tylko przebacza i odpuszcza winy, ale nie waha się również posługiwać się dalej tymi, którzy nieraz już przecież zawiedli. I robi to z wielką mocą. Już nie tylko Jerozolima, ale Judea, Samaria i cały świat mają usłyszeć o zbawczej miłości Boga, który objawił się w swoim Synu (Dz 1,8). To dzieje się nadal! Brzmi to jak paradoks. Nasza wiara jednak pełna jest trudnych do wytłumaczenia praw, których się nie nauczymy, żyjąc logiką tego świata. Świat ten uczy na przykład: chcesz mieć - oszczędzaj, Słowo Boże mówi jednak - dawaj! Chcesz mieć wpływ - dominuj. Chrystus mówi - uniżaj się. Również czytając Listy św. Pawła, dochodzimy do zdania, które wydaje się nie mieć po ludzku większego sensu. Apostoł Narodów mówi: "Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska" (Rz 5,20).
Nie jest to z pewnością zdanie usprawiedliwiające nieprawości, które mają miejsce wśród wierzących. Jednak słowa te dają nadzieję, że nawet w momencie największej krzywdy i niesprawiedliwości, która nas dotyka, sam Pan dokonuje cudu przemiany i czyni w niej coś niemożliwego. Jest to możliwe jedynie wtedy, gdy złożymy swoją ufność w Chrystusie, który cierpiał niesprawiedliwie jako sprawiedliwy, a z Jego śmierci wypłynęło życie, które jest źródłem naszej siły.
Wszyscy zgrzeszyli
Czy więc dziwne jest to, że tak jak kiedyś, tak i dzisiaj apostołowie popełniają błędy, upadają, grzeszą jak wszyscy inni ludzie? Powiem szczerze, że znając Słowo Boże, zdziwiłbym się, gdyby tak nie było. Czasem słyszę, jak niektórzy mówią: wiesz, nie chodzę do kościoła przez księży. Ja nigdy dla księży tam nie chodziłem, odpowiadam. Dlaczego tak mówię? Bo gdyby moja wiara w Boga i Jego Kościół miała się opierać na jakimkolwiek człowieku, a nie na samym Panu, to byłoby tylko kwestią czasu, kiedy zgorszony uciekłbym do domu. Wszyscy przecież jesteśmy słabi i upadamy. "Wszyscy bowiem zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej" (Rz 3,23).
Musimy zrozumieć bardzo ważną prawdę. Kościół nie jest święty i silny mocą posługującego w nim człowieka, choćby był niezwykle charyzmatyczny i obdarowany. Kościół czerpie ze źródła, którym jest Chrystus. Jedyny, który grzechu nie popełnił i dobrowolnie wydał się za nas, płacąc za nasze grzechy i nieprawości. W kim więc możemy pokładać swoją ufność? Jedynie w Chrystusie - naszym Panu i Mistrzu, który jest głową i kamieniem węgielnym Kościoła. Gdyby Kościół był jedynie ludzkim wytworem i jego przetrwanie zależałoby tylko od kondycji człowieka, powinien był dawno temu runąć z hukiem. Bramy piekielne nie przemogą Kościoła (por. Mt 16,18), ponieważ powstał on z nakazu i woli Pana.
Fragment książki "Mamy głos"
Skomentuj artykuł