Masz finansowe problemy? Idź z tym do św. Józefa. I koniecznie poproś z ogonkiem!
- A napisałaś z ogonkiem? – pyta mnie Marek, kiedy opowiadam mu, co właśnie zrobiłam. – Z jakim ogonkiem? – pytam, bo nie bardzo rozumiem, o co mu chodzi. Potrzebuję okrągłych pięćdziesięciu tysięcy złotych.
Jest wrzesień 2023 roku. Od kilku miesięcy niebezpiecznie zbliżam się do ściany. Po opłaceniu wszystkich kosztów nie starcza dla mnie na pensję. A ja, zamiast szkolić i prowadzić w firmach projekty mentoringowe, siedzę przy komputerze i stukaniem w klawiaturę wywołuję słowa. Czasem płyną, niosąc mnie jak wartka rzeka, a czasem wydają mi się miałkie jak ten piasek, który przesypuje się przez palce. Czasem się boję, że zaprowadzą donikąd. Że bezsilne. Nie poderwą niczyjej duszy do lotu. Wtedy tak trudno jest mi zasnąć. Wiem jednak jedno. Nie mogę ich nie pisać. Choć cena robi się coraz większa.
Od pięciu lat zaprawiam się w zaufaniu, ale tak źle jeszcze nie było
Tyle już prosiłam, przekonywałam, żebrałam, namawiałam, czekałam. Wstyd, odmowa, uniki mają taki palący, gorzki smak. Na szczęście kilkoro niezwykłych ludzi postanawia mi zaufać i przekazywać swoje cegiełki na wydanie książki. I tak wielu się modli. To grzeje serce, choć to ciągle jeszcze wierzchołek góry lodowej. A ja już po prostu nie mam siły dalej… Przychodzi ten dzień, kiedy na koncie firmowym mam 300 zł i kilkanaście tysięcy debetu na koncie osobistym. Od pięciu lat zaprawiam się w ufaniu i puszczaniu, ale tak źle jeszcze nie było. A może to naiwność? Albo życzeniowe myślenie?
I wtedy robię coś, o co sama bym siebie nie podejrzewała. Wiedziona jakimś szalonym impulsem postanawiam do niego napisać. I to do człowieka, który według Wikipedii zmarł jakieś 2000 lat temu!!! Jeśli on mi nie pomoże, to nikt mi nie pomoże. Ale przynajmniej będzie miał to na piśmie. Jest 7 listopada. Właśnie rusza przedsprzedaż książki Zaufaj i puść. Drukuję z Outlooka kartkę z kalendarzem. Po jednej na listopad i grudzień. Każdy dzień to jeden mały prostokąt z datą. Na samej górze piszę do niego niebieskim pisakiem. Tak krótko, po męsku. Święty Józefie, pomóż!!! 50 tysięcy na druk I i II tomu. Pod spodem drukowanymi: ZAUFAJ I PUŚĆ. Żeby nie miał wątpliwości. I zakreślona kółkiem data: 6 grudnia 2023. Premiera II tomu.
Mijają kolejne dni. Żadna kratka nie zostaje pusta
Z niepodobną do mnie pieczołowitością buchaltera każdego dnia zapisuję w kolejnych kratkach na niebiesko wszystkie cyferki, które pojawiają się w panelu sprzedaży książki. Czasem tylko dwie, gdy ktoś zamawia jedną książkę. A czasem pojawiają się nawet i cztery cyferki. A we mnie rośnie nadzieja. Wygląda na to, że ludzie naprawdę chcą czytać Trylogię Zaufania… Czuję, jakby Ktoś gładził mnie po policzku. Co kilka dni odejmuję od tych 50 tysięcy to, co się już uzbierało, i patrzę, ile jeszcze brakuje. Mijają kolejne dni. Żadna kratka nie zostaje pusta. Ja, kiedyś taka niepewna i nieśmiała, tym razem nie dopuszczam już do siebie żadnych wątpliwości. Wiem, że św. Józef mi pomoże. Dosłownie czuję mocny uścisk jego ramion, jakby mi mówił: – Nic się nie bój, Moniko. Jestem! Zadbam o ciebie.
Przychodzi 5 grudnia. Ostatni dzień. Dziś mają już wysyłać z drukarni książkę… Brakuje jeszcze 7 024 zł. Kwota pokaźna. Uruchamiamy Mikołajkową sprzedaż kursów storytellingowych. Może coś jeszcze dozbieramy. Robię wszystko, żeby nie dopuścić do siebie zwątpienia, ale na logikę rzecz biorąc, no… szanse są nikłe. Wieczorem 6 grudnia siadam do komputera. Podliczam niebieskie cyferki. Liczę kilka razy. I oczom nie wierzę. Jest!! Cała kwota! Święty Józef naprawdę pomógł! Mimo że nawet kiedy zaczynałam pisać moją trylogię w klasztorku Józefa, nie miałam do niego jakiegoś szczególnego nabożeństwa. I nawet nie kusiło mnie, żeby kupić sobie jakąś jego figurkę czy obrazek. Dopiero w drugim tomie napisałam kilka ciepłych słów o nim. Ale co mu tam po moich słowach. On jest po prostu… dobry. I troszczy się. Taki mężczyzna, co nie szuka swego. Zalewa mnie fala wzruszenia…
Świętemu Józefowi trzeba konkretnie powiedzieć, czego się potrzebuje
Niebieskie cyferki radośnie tańczą na papierze. Sprawdzam swoje konto. I nagle zimna strużka ścieka mi po plecach. Na kartkach z kalendarza – Eldorado. Ale w banku te kwoty są zupełnie inne. No tak… przecież firma ma swoje stałe koszty, które na bieżąco zjadają to, co wpływa… Liczę na nowo. I wtedy postanawiam dopisać ogonek. Żeby choć jeszcze 3750 zł. Już chyba wiem, o co w tym chodzi. Święty Józef jest konkretnym facetem. I trzeba mu konkretnie powiedzieć, czego się potrzebuje. I po tej końcówce można poznać, że to właśnie on pomógł. Bo kwota jest dokładnie taka, o jaką się prosiło.
Trochę mi głupio wobec św. Józefa, że zmieniam stawkę i znowu go nagabuję, ale co mam zrobić? Trudno. Dopiszę. I poczekam cierpliwie. Tak na wszelki wypadek. Nawet jeśli już by mnie dalej nie miał wspierać. Moja wdzięczność i tak się nie zmieni. Trzy dni później, w sobotę, sprawdzam rachunki. Są cztery niebieskie cyferki. Kwota się jednak nie zgadza! Przybyło dokładnie 3780 złotych. Józef dorzucił jeszcze 30 złotych! Jakbym zobaczyła jego figlarny uśmiech i rękę, którą wysuwa do mnie zza pleców z piękną, czerwoną różą. On to potrafi… To, co zaledwie przed miesiącem wydawało się marzeniem, eksperymentem, modlitwą, nagle się dzieje tuż przed moimi oczami. Ciężary, które samotnie dźwigałam przez ostatnich kilka miesięcy, zniknęły. W moim sercu robi się tak radośnie i lekko. Zapłacę drukarni i wejdę w nowy rok bez długów! No i jak tu nie uwielbiać Józefa! Teraz, kiedy ktoś się martwi trudną sytuacją, namawiam go, żeby napisał do niego list. l Polecony. Co szkodzi spróbować? No bo jakby tak pomyśleć... czy Jezus może odmówić swojemu ziemskiemu tacie, kiedy go o coś prosi?
Święty Józef nie rzuca cienia
Gdy myślę o Józefie, widzę go tak. Mężczyzna, który już tyle w życiu przeszedł, na pewno zadawał sobie pytanie:
– Dlaczego akurat ja? Jestem prostym człowiekiem. Mam tyle słabości. Tyle wad. Dlaczego postawił na mnie? Co On we mnie widzi?.
A jednak Najlepszy Scenarzysta Świata zaufał mu pierwszy! Siła tego zaufania dosłownie ścina mnie z nóg. Przecież On się totalnie oddał w ręce tego mężczyzny. Jak bardzo musiał mu zaufać, żeby powierzyć temu człowiekowi swoją historię. Historię całej ludzkości! I dać mu
swoje Słowo. Być może dlatego nie słyszymy w Ewangeliach żadnego słowa Józefa. Bo on każdym gestem mówił swojej Maryi i Jezusowi: Ty wiesz, że Cię kocham.
Zazdrość jest cieniem miłości. Im większa zazdrość, tym większy cień. A Józef nie rzuca cienia. Po ludzku patrząc, miałby wiele powodów do zazdrości. Ani w okresie narzeczeństwa, ani kiedy był mężem Maryi, nie grał pierwszych skrzypiec. Jego miłość do niej okazała się zupełnie inna, niż się spodziewał. Wymagająca i trudna. A Dziecko, jego syn… tu także przecież wszystko miało być inaczej… Nigdy nie był w swoim domu najważniejszy. A jednak w każdej chwili oddałby za nią i Syna swoje życie. Jego miłość nigdy nie zasłaniała Światła. Kiedy o nim myślę, ogarnia mnie spokój. Ufam mu. Mistrz drugiego planu… A tyle mogę się od niego nauczyć.
---
Tekst jest fragmentem książki Moniki Górskiej "Zaufaj, puść i kochaj", wydanej przez Fabrykę Opowieści. Śródtytuły pochodzą od redakcji. Książka jest objęta patronatem przez DEON.pl.
Skomentuj artykuł