Po co ci świętość, człowieku?!

(fot. unsplash.com)

Choroby, kryzysy w rodzinie, odrzucenie. Różnica między świętymi a nami jest taka, że święci idą w ciemno za Chrystusem a my próbujemy chwytać się innych desek, nie tych z krzyża.

Świętość nie przynosi specjalnych korzyści świętemu. Oczywiście tak po naszemu, po ludzku. Albo cię zamkną współbracia w więzieniu (jak św. Jana od Krzyża), albo cię choroba przewlekła dorwie tak, że się ruszać nie będziesz mógł (tu przykładów od groma), albo cię będą prześladować (jak wyżej, nie ma miejsca na listę). Możesz też być napiętnowany przez Kościół, odsunięty od sprawowania sakramentów, możesz narazić się rodzinie, stracić głowę (dosłownie). Możesz też zostać papieżem i mieć masę wrogów, i jeszcze więcej trudnych decyzji do podjęcia. Możesz być matką niewdzięcznym dzieciom i żoną pijącego na umór męża. Oczywiście, może ci się powieść nieco lepiej. Ale tak po ludzku to masz słabe szanse na święty spokój.

Paradoks polega na tym, że my, biegając i gorączkowo poszukując naszego prawie idealnego życia, natrafiamy na te same problemy. Choroby, kryzysy w rodzinie, odrzucenie. Różnica między świętymi a nami jest taka, że święci idą w ciemno za Chrystusem a my próbujemy chwytać się innych desek, nie tych z krzyża.

DEON.PL POLECA

Tonący wszystkiego się chwyta

Tonący, czyli większość z nas. A czego się chwytamy? Niestety często tego, co akurat pod ręką. Amerykańskich naukowców, facebookowych złotych myśli, rady koleżanki, która właśnie przeczytała świetną biografię tego czy tamtego. Chwytamy się życia kolegi, który w wyczynowym jeżdżeniu na rowerze odnalazł sens życia (i przy okazji kilka kontuzji). Chwytamy się hasła „zajmij się sobą, najwyższy czas” i nie analizując zdania głębiej idziemy po całości. Kupujemy karnet do teatru na pół roku, zapisujemy się na jogę albo sztuki walki, stajemy się bardziej asertywni i uznajemy, że to pomoże. Straszno-śmieszne jest to, że już wieki temu wszystko to zostało sprawdzone i okazało się, że nie działa jak powinno.

Czasem warto weryfikować nasze pragnienia. Konfrontować ze Słowem Bożym. Złe myśli “rozbijać o Chrystusa jak o skałę” a inne konfrontować z mądrzejszymi. Znaleźć może też bardziej świętego niż my powiernika. My toniemy w naszych słabościach i to całkowicie normalne. Tonęli w nich i święci, zanim się ze słabości trochę nie otrzepali. Taki św. Paweł, św. Augustyn, św. Maria Egipcjanka, św. Mojżesz z Etiopii (abba Mojżesz), św. Franciszek z Asyżu. Lista jest bardzo, bardzo długa. Wielu z nich swój temperament nosiło do końca życia, irytujące słabostki, niekoniecznie najmądrzejsze decyzje. Tacy właśnie służyli Bogu i Kościołowi. Tacy służyli innym. Do końca poddawani próbom.

Ciągnęło ich, jak się zdaje, potężne pragnienie Boga. I ono właśnie często było powodem trudów i cierpienia. Bo przecież łatwiej byłoby czasem się poddać. Ale najwyraźniej nie potrafili inaczej. Miłość była silniejsza.

"Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz?" (Rz 8, 35)

Różnica między świętymi a nami jest taka, że święci idą w ciemno za Chrystusem a my próbujemy chwytać się innych desek, nie tych z krzyża.

Czy chcesz być świętym?

Jakie kierują nami pragnienia. Jesteśmy powołani do świętości. Czy rzeczywiście jej pragniemy? Czy może pragniemy przepłynąć przez to życie w miarę dobrze, spokojnie, w miarę przyjemnie, bez cierpienia i problemów.

Cytat z "Ody do młodości" wydaje się do dziś kierować owczym pędem: Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem.

Rozmiłowialiśmy się, jak się zdaje, w wizji wolności lepionej własnymi siłami. Jest to zadziwiająco naiwne spojrzenie. Może nawet zastraszaszająco nawine i niebezpieczne. Chcemy się doskonalić. Mamy świadomość własnej niedoskonałości i mimo to chcemy budować doskonałych siebie myśląc, że wiemy jak.

Nie. Nie uda się stworzyć nas samych na nowo. Nie mamy szans na wieczną szczęśliwość na tym świecie. Nie będziemy niezniszczalni, nie wyleczymy wszystkich chorób, nie sprostamy wszystkim wyzwaniom a przede wszystkim sami sobie nie zafundujemy wolności. Raczej przywiążemy się powrozem pozornej niezależności do iluzji szczęścia i tak, raz po raz, przyjdzie nam potykać się o, proszę wybaczyć bezpardonowość, własną głupotę.

Mamy przecież sprawdzone metody na prawdziwe, wolne i niebagatelne życie. Ono jest szczęśliwe, choć nie pozbawione trudów. Święte życie. Takie, które zmienia rzeczywistość. Daje światło innym. Rozprasza ciemności, bo czerpie z Jedynego Światła. Takie możemy wieść życie. Możemy się na takie życie zdecydować.

Ciągnęło ich, jak się zdaje, potężne pragnienie Boga. I ono właśnie często było powodem trudów i cierpienia. Bo przecież łatwiej byłoby czasem się poddać. Ale najwyraźniej nie potrafili inaczej. Miłość była silniejsza.

"Pośród licznego tłumu, któremu Pan mówi te słowa, szuka On sobie współpracownika i raz jeszcze powtarza: 15 Któż jest człowiekiem, co miłuje życie i pragnie widzieć dni szczęśliwe? (Ps 33,13 Wlg). 16 Jeśli słysząc to, odpowiesz: „Ja”, rzecze ci Bóg: 17 Skoro chcesz mieć prawdziwe i wieczne życie, powściągnij swój język od złego, od słów podstępnych twe wargi. Odstąp od złego, czyń dobro; szukaj pokoju, idź za nim (Ps 34[33],14—15). 18 Gdy tak będziecie postępować, oczy Moje zwrócone będą na was, a uszy moje otwarte na prośby wasze. I zanim mnie wezwiecie, powiem: «Oto jestem» (Iz 58,9). 19 Cóż dla nas milszego, bracia najdrożsi, nad ten Boży głos zaproszenia? 20 Oto w swej łaskawości Pan sam ukazuje nam drogę życia." (Reguła św. Benedykta, Prolog)

Czy chcesz być święty?

Odpowiedz sobie na to pytanie, najlepiej już dziś.

* * *

Tekst pierwotnie opublikowano na dommariam.com

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Po co ci świętość, człowieku?!
Komentarze (1)
AM
~Andrzej Mateusz Kamiński
2 listopada 2019, 09:38
Wszyscy jesteśmy święci, ponieważ Bóg powołał do świętości każdego z nas.