Moi bracia muzułmanie. To ich mamy kochać

(fot. Dioguardi Fotografia / youtube.com)
Karol Wilczyński / Grzegorz III Laham

- Muzułmanie są najważniejszym i najbardziej realistycznym przedmiotem naszej miłości. Wybrzmiewa tutaj pytanie: "gdzie jest brat twój?" - mówi syryjski patriarcha, Grzegorz III Laham.

Spotkaliśmy się pod sam koniec Targów Dobroczynności w Krakowie. Zawsze chciałem przeprowadzić wywiad z którymś z rodowitych syryjskich patriarchów. Wcześniej taką rozmowę prowadziłem jedynie z kard. Mario Zenarim, nuncjuszem apostolskim w Syrii oraz abp Antoinem Audo.

Patriarcha Grzegorz III Laham jest znany Polakom. Niecałe dwa lata temu w czasie pobytu w Polsce, odwiedził wraz z abp. Stanisławem Gądeckim swojego rodaka - chrześcijanina - który padł ofiarą rasistowskiego ataku w Poznaniu.

DEON.PL POLECA

Gdy spotkałem go w jednym z krakowskim klasztorów, w którym został zaproszony na obiad, od razu rozbroił mnie swoim uśmiechem. Naprzeciw mnie usiadł starszy, niski mężczyzna w tradycyjnym nakryciu głowy (w wielu krajach Bliskiego Wschodu mężczyzna nie wychodzi bez nakrycia głowy z domu). Od lat mieszka w Jerozolimie.

Z pewnością jest to hierarcha umiarkowany, szczególnie wyważony w stosunku do reżimu Asada rządzącego obecnie Syrią - z jednej strony nie popiera go wprost (choć często - mam wrażenie - patrzy zbyt przychylnie, używa języka syryjskiego reżimu, który nigdy nie mówi o "wojnie", ale o "kryzysie" itp.), z drugiej nie atakuje opozycji, unikając też uznania wszystkich rebeliantów za "terrorystów" (co robią często inni syryjscy duchowni).

Nie spotkałem się również z jego negatywną opinią na temat Syryjczyków, którzy uciekli z kraju (niektórzy syryjscy hierarchowie wprost nawołują do nie udzielania pomocy uchodźcom w Europie lub stwierdzają, że ci ludzie nie mają potrzeby uciekać z Bliskiego Wschodu, co wywołuje kontrowersje).

Z pewnością jego zdanie na temat konfliktu w Syrii - choć od dawna nie odwiedził ojczyzny - jest ostrożne i przemyślane. Rozpocząłem rozmowę jednak nie od kwestii uchodźców czy polityki, ale czegoś, co jest oczywiste dla patriarchy Grzegorza, a wywołuje duże emocje w Polsce - od tematu współżycia chrześcijan i muzułmanów.

Oto zapis nagrania [wywiad nieautoryzowany]:

Karol Wilczyński, DEON.pl: Co chrześcijanie robią dla Syrii i Bliskiego Wschodu?

Grzegorz III Laham: Chrześcijanie w Syrii są przede wszystkim częścią społeczeństwa, któremu są bardzo oddani. Szczególnie poprzez zakładane przez nich instytucje, szkoły, szpitale służą swojej ojczyźnie. Osobiście prowadziłem szpital w Damaszku, w czasie mojego pobytu w kraju założyłem też sierociniec i technikum dla ponad 500 uczniów. Sam Kościół greckokatolicki (patriarcha ma na myśli Grecki Melchicki Kościół Katolicki, którego przez 17 lat był głową - przyp. K.W.) prowadzi na terenie Syrii ponad 100 szkół, nie wspominając o maronitach czy innych chrześcijańskich wspólnotach. Wiele zakonów prowadzi ośrodki dla dzieci czy osób starszych...

Powiedziałbym więc, że jesteśmy bardzo oddani naszemu społeczeństwu. I w tym dialogu życia, jaki dzieje się w naszej ojczyźnie, jesteśmy bardzo szczęśliwi, chociaż większość beneficjentów dzieł, o których wspomniałem, to muzułmanie.

W wywiadzie dla polskiego Radia Maryja patriarcha powiedział, że rolą chrześcijan jest "nieść przesłanie miłości". Jak to rozumieć w kontekście relacji z muzułmanami, muzułmańską kulturą?

Cóż, no właśnie muzułmanie są najważniejszym i najbardziej realistycznym przedmiotem naszej miłości. Wybrzmiewa tutaj pytanie: "gdzie jest brat twój?". A mój brat mieszka po sąsiedzku!

Rzadko zdarza się, by jakaś wioska była zamieszkana wyłącznie przez muzułmanów lub wyłącznie przez chrześcijan. Większość miejscowości jest zamieszkana przez ludność mieszaną.

Czyli żyjecie razem?

Tak, żyjemy razem. I to mimo zniszczenia tysięcy domów, wielu meczetów i kościołów. Żyjemy razem i to życie trwa. Obecnie w Damaszku nawet o jedenastej w nocy mogę wyjść i bezpiecznie przejść się ulicą. I napotkani ludzie - czy to chrześcijanie, czy muzułmanie - będą mnie witać, zapraszać do domów.

Będąc obok meczetu, jeśli zobaczy mnie muzułmanin, to zaprosi mnie do środka. Nawet o północy! Tego chyba niestety nie ma w Europie.

Gdy byłem w Aleppo w lutym 2017 roku, jeden z moich rozmówców - ksiądz - powiedział mi smutną rzecz: że przy tym stylu rządzenia Syrią nie da się dalej żyć. Myślę, że miał na myśli prezydenta Asada.

Nie podzielam tego poglądu. Niektórzy księża wspierają prezydenta, inni tak zwaną opozycję. Ale ja nie zgadzam się z tym księdzem. Ponieważ tzw. opozycja wywodzi się z tej samej szkoły, co szkoła Baas (partia Baas, arab. odrodzenie - od lat 60. XX wieku jedyna rządząca partia polityczna w Syrii, której liderami są członkowie rodziny Asadów - przyp. K.W.), która jako jedyna rządziła przez 40 lat. Nowy prezydent (obecnie rządzący Baszszar al Asad - przyp. K.W.) zmienił wiele - np. banki, instytucje, szkoły, uczelnie... Otworzył wszystko dla wszystkich.

Choć byłem przez większość czasu jego rządów w Jerozolimie, to słyszałem od ludzi: "nadeszły takie zmiany". Nie podzielam więc poglądu tego księdza. Większość naszych ludzi - świeckich chrześcijan i księży - ale również sunnickich muzułmanów (często przeciwstawianych rodzinie Asadów reprezentujących mniejszość wyznaniową alawitów - przyp. K.W.) mówi, że nie jest to dobry czas na zmiany. Potrzebujemy więcej czasu, by je wprowadzić. I myślę, że prezydent Asad jest na nie gotowy. Ale mówi się też: nie wprowadzaj zmian w czasie kryzysu.

Patriarcha we wschodnim stroju liturgicznym

(fot. Albrecht-Maximilian CC BY 3.0 via Wikimedia Commons)

I sądzę, że to jest mądre podejście. Zmiany należy wprowadzać w spokojnym czasie i wtedy współpracować razem z opozycją, by wprowadzać je wspólnie. Jednak sama opozycja nie powinna ich wprowadzać. To nie jest możliwe. Musimy działać razem, aby zbudować realną wizję przyszłości.

Na początku kryzysu (patriarcha mówi tu o syryjskiej wojnie domowej, która rozpoczęła się w 2011 roku; o konflikcie w części Syrii opanowanej przez siły prezydenta Asada nie mówi się inaczej niż "kryzys" - przyp. K.W.) w październiku 2011 roku opublikowałem artykuł na temat tego, co uważam o zmianach wewnątrz społeczeństwa syryjskiego. Ona jest możliwa, ale tylko razem. Nie można wprowadzać zmian na zasadzie: prezydent sam i opozycja sama. Dlatego potrzebujemy wysiłku Rosji, Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej, by połączyć te siły do wspólnego działania.

Prawdziwy problem, proszę uwierzyć, polega na czymś innym. Jeśli Rosja i Stany Zjednoczone jasno określą swoje interesy w Syrii, to już jutro będziemy mieli pokój i pokonamy ISIS. Może nie dzisiaj, ale już jutro. Jestem tego pewien.

Dlaczego?

Bo ta wojna nie ma prawdziwego powodu, by ją obecnie toczyć. Syria jest najbardziej demokratycznym krajem w całym regionie Bliskiego Wschodu, może obok Libanu.

Może Palestyna jest nieco bardziej demokratyczna. Ale Jordania? Egipt? Nie są lepsze. O Arabii Saudyjskiej nie ma co nawet wspominać. Podobnie o Kuwejcie czy Omanie... To Syria jest najbardziej otwartym krajem, nawet dzisiaj. I nie mówię tego, gdyż jestem Syryjczykiem, ale mówię to, bo chcę być obiektywny.

Bardzo dziękuję. Czy Patriarcha wraca do Jerozolimy lub Syrii?

Nie... Wracam do Jerozolimy dopiero za kilka miesięcy. Mieszkałem w Syrii przez 27 lat, ale już od 17 lat tam nie mieszkam. Obecnie większość czasu spędzam w Libanie.

Dziękuję!

Niech Pan Bóg wam błogosławi!

* * *

Grzegorz III Laham (właść. Lutfi Laham, ur. 15 grudnia 1933) - duchowny katolickiego Kościoła melchickiego, od 2000 do 2017 patriarcha tego Kościoła. Nosił tytuł: "patriarcha miast Antiochii, Aleksandrii i Jeruzalem, Cylicji, Syrii, Iberii, Arabii, Mezopotamii, Pentapolis, Etiopii, całego Egiptu i całego Wschodu, Ojciec Ojców, Pasterz Pasterzy, Biskup Biskupów, Trzynasty spośród Świętych Apostołów".

Karol Wilczyński - redaktor DEON.pl. Miłośnik kultury bliskowschodniej. Pisze doktorat z filozofii arabskiej. Wraz z żoną prowadzi bloga islamistablog.pl.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Moi bracia muzułmanie. To ich mamy kochać
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.