Bóg oczekuje wzajemności
„Faryzeusze zaś i uczeni w Prawie udaremnili zamiar Boży względem siebie, nie przyjmując chrztu od niego” (Łk 7,30). „Na krótką chwilę porzuciłem ciebie, ale z ogromną miłością cię przygarnę” (Iz 54,7).
Bóg daje za darmo, ale często i na darmo, jeśli człowiek wzgardzi Jego darem. O takiej możliwości wspomina dzisiejsza Ewangelia. Najbardziej niesamowite jest jednak to, że ta daremność nie musi być nieodwracalna. Prorok Izajasz, porównując Izraelitów do niewiernej żony, obwieszcza słowa Boga: „W przystępie gniewu ukryłem przed tobą na krótko swe oblicze, ale w miłości wieczystej nad tobą się ulitowałem” (Iz 54,8).
Lubię oglądać filmy o kosmosie i przyrodzie, bo mogę przy nich odpocząć. A poza tym, myślę, że pozwalają mi one spojrzeć na życie z szerszej perspektywy, obnażając moje „interesowne” podejście do świata. Dzieje się tak, kiedy zaczynam się pytać: Po co Bóg stworzył ten nieogarniony wszechświat, jeśli, naszym zdaniem, nie mamy z niego za wiele pożytku? Nigdy nie dotrzemy na jego krańce (skoro ciągle się rozszerza), a nasza galaktyka, nie mówiąc już o Ziemi, jest znikomym punktem na tle tego ogromu. Na co komu ta różnorodność i mnogość zwierząt, owadów, roślin, bakterii i drobnoustrojów?
Odpowiedź znalazłem w Piśmie św., szczególnie w przypowieści o siewcy (Mt 13, 1-11). Bóg sieje ziarno tam gdzie popadnie. Nie przejmuje się zbytnio, że część nasienia spadnie na drogę, inne pośród ciernie, czy na skały. Żaden rozsądny rolnik nie zrobiłby czegoś podobnego. Któż marnowałby zboże, rzucając je na glebę, która nigdy nie przyniesie plonu? A jednak Bóg nie przeprowadza tego typu kalkulacji. Ma inne kryteria.
Najwidoczniej pragmatyzm nie należy do filarów królestwa niebieskiego. Bóg nie stwarza jedynie tego, co się przydaje i przynosi profity. Bujność życia po prostu cieszy Jego oczy. I to wystarczy. Stwórca jest ciągłym nadmiarem, wielkim „rozrzutnikiem”, hojnym dawcą, czystą bezinteresownością, przekraczającą nasze najśmielsze wyobrażenia.
Natrafiłem kiedyś na zdanie św. Tomasza z Akwinu, które mnie zaszokowało, bo jest z innej epoki. W jego czasach człowiek jeszcze nie postawił siebie w centrum kosmosu. Święty pisze, że pierwszorzędnym celem stworzenia człowieka nie było wieczne szczęście w niebie. Osoba ludzka służy większej sprawie niż tylko osiągnięcie indywidualnej nagrody. Doktor Kościoła widzi w ludzkości małą cząstkę ogromnego wszechświata, która odbija w sobie doskonałość Stwórcy. „Bóg chce istnienia stworzeń, by w nich dostrzegalna była Jego dobroć”. Podobnie wypowiada się św. Bonawentura „Bóg stworzył wszystko nie po to, by powiększyć chwałę, ale by ją ukazać i jej udzielić”.
Ta kosmiczna wizja onieśmiela i otrzeźwia zarazem. Ale czy to oznacza, że kiedy Bóg stwarza i daje, czyni tak tylko ze względu na siebie? Czy Jego bezinteresowna miłość nie oczekuje niczego w zamian? Czy my, Jego stworzenia, tak naprawdę nie możemy nic dać Bogu, skoro On jest źródłem wszystkiego? Niektórzy sądzą, że jeśli Bóg zaprasza nas do wzajemności, czyni tak wyłącznie w tym celu, abyśmy nauczyli się kochać. To prawda, my nie możemy dodać niczego do Bożej dobroci, bo wówczas podważylibyśmy Jego doskonałość.
Intryguje mnie jednak zachowanie Jezusa w Wieczerniku. Podczas Jego modlitwy do Ojca, w obecności uczniów, słyszymy takie słowa: „Ty mi ich dałeś. Oni są Twoim darem dla mnie” (J 17, 24). Zbawiciel czuje się obdarowany. W każdej Eucharystii Ojciec przyjmuje ofiarę Chrystusa ( razem z naszą ofiarą). Zgodnie ze słowami Jezusa, jesteśmy Mu podarowani nie po to, aby On mógł nas do czegoś użyć. Jezus cieszy się z nas jako Jego przyjaciół. Oczywiście, można powiedzieć, że to ludzka strona Wcielonego Syna Bożego. Jednak patrząc na Chrystusa, widzimy Ojca.
Św. Ignacy Loyola pisze w Ćwiczeniach Duchowych, że „miłość polega na obopólnym udzielaniu sobie, a mianowicie na tym, aby miłujący dawał i udzielał umiłowanemu tego, co sam posiada, albo coś z tego, co jest w jego posiadaniu lub w jego mocy; i znów wzajemnie żeby umiłowany [udzielał] miłującemu. I tak gdy jeden ma wiedzę, żeby się nią dzielił z tym, co jej nie ma; i podobnie jeśli ma zaszczyty, bogactwa itd., aby jeden drugiemu wzajemnie udzielał”.
Niewątpliwie, Ignacy ma na myśli miłość budującą międzyludzkie relacje. Ale widzimy wyraźnie, że miłości nie należy utożsamiać wyłącznie z dawaniem. Po drugie, czym innym jest bezinteresowność, która oznacza powolne uwalnianie się od egoizmu, a czym innym zdolność do wzajemności. Wydaje się, że bezinteresowność dotyczy zarówno dawania jak i przyjmowania. Bóg jest bezinteresowny zarówno wtedy, kiedy daje, jak i wtedy, kiedy przyjmuje.
Tymczasem my w obu wymiarach miłości doświadczamy niemałych trudności. Przyjęcie czyjegoś daru w takiej formie, w jakiej go otrzymuję to wielka sztuka, która często zakłada rezygnację z egoistycznych oczekiwań. Na przykład, kiedy 5-letnia córka namaluje mamie na urodziny pierwszy portret, kreśląc parę krzywych linii, będzie to wyraz przywiązania i oddania dziecka. Gdyby mama popatrzyła na rysunek i pomyślała sobie: „Co za bazgroły”, a przy tym pochwaliła dziecko, że się tak bardzo postarało, nie byłaby to oznaka bezinteresownej miłości. Na szczęście w większości wypadków, (bo wiemy, że różnie bywa) mama nie zwraca uwagi na wygląd obrazka, ale na intencję dziecka. Trudno mi wyobrazić sobie, aby Bóg patrzył na nasze dobre czyny, adorację i cześć Jemu oddawaną z piedestału swej doskonałości.
Pociecha, jaka płynie szczególnie z pierwszego czytania i przypowieści o siewcy jest taka, że Bogu nigdy nie zabraknie woli siania, nawet jeśli zignorujemy Jego dary. Ale, jak pisze św. Faustyna Kowalska, „łaska, która jest dla mnie dana w tej godzinie, nie powtórzy się w godzinie drugiej. Będzie mi dana w godzinie drugiej, ale już nie ta sama. Czas przechodzi, a nigdy nie wraca. Co w sobie zawiera, nie zmieni się nigdy; pieczętuje pieczęcią na wieki”.
Siostra Faustyna ostrzega również przed „przeoczeniem” i zaniedbaniem Bożych darów. Bóg daje bezinteresownie, ale to nie oznacza, że nasza odpowiedź jest mu zupełnie obojętna. Nasz Pan oczekuje wzajemności, nie tylko w celach pedagogiczno-wychowawczych, ale ponieważ cieszy się z naszych darów, nawet jeśli dla Niego są to tylko okruszyny.
Skomentuj artykuł