Czy "Ojcze nasz" wystarczy?
Przykazanie o nadużywaniu imienia Bożego często jest przekraczane w kontekście działań liturgicznych, modlitwy, sakramentów. Bo tam używa się imienia Bożego; i to dużo. Jednakże dużo używać nie musi od razu oznaczać nadużywania.
Kiedy dochodzi do nadużywania podczas sakramentu pojednania? Myślę, że najczęściej przy zaniedbywaniu wynagrodzenia. Ludzi idą do spowiedzi. Wyliczają swoje grzechy. Żałują za nie. Ale już nie myślą o zadośćuczynieniu. A przecież jest to jeden z warunków dobrej spowiedzi! - może w taki sposób powinienem okrzyczeć penitentów?
Jednakże problem zadośćuczynienia czy też wynagrodzenie nie jest taki łatwy. Ludzie zdają sobie sprawę z tego, że szkoda jest często nieodwracalna. Klasycznym przykładem jest porównywanie plotkowania do rozrzucenia z wieży pierza z poduszki. Spróbuj to pozbierać! Nie da się w pełni wynagrodzić. No, ale może choć trochę? Np. pochwalić publicznie, odkłamywać.
Papież Franciszek mówi: Jestem grzesznikiem. To jest najtrafniejsza definicja. To zaskakujące słowa, bo - choć jesteśmy grzesznikami - mało kto z nas chce się do tego przyznać. Czy taka deklaracja Ojca Świętego nie działa deprymująco na nas, maluczkich? Co to znaczy - grzeszyć? Kto jest grzesznikiem? Czy można nie grzeszyć? A może grzech z definicji wpisany jest w naturę człowieka? W czasie adwentu zapraszamy do lektury naszego cyklu. Temat i problematykę grzechu na warsztat wzięli jezuici - Wacław Oszajca, Stanisław Biel, Dariusz Piórkowski, Wojciech Żmudziński, Wojciech Werhun, Marcin Baran, Jacek Siepsiak oraz Piotr Kropisz.
Problem jednak bywa jeszcze większy, gdy podjęcie jakiś działań wynagradzających może oznaczać wskazanie winnych, a co za tym idzie jeszcze większe rany, rozbicie wspólnoty czy rodziny. Miłość nieraz oznacza dyskrecję. Pokuta może ją zniszczyć. Zwłaszcza, gdy moja publiczna pokuta będzie skłaniała do podejrzeń o grzechy innych ludzi. Ja się może lepiej poczuję, ale zniszczę lub narażę na zniszczenie relacje między innymi osobami. Tak jest gdy wspólnik grzechu (może niedoszły) jest oskarżany i nie ma się jak bronić z powodu pokuty wspólnika (niedoszłego).
Bywa też, że zadośćuczynienie może utrudniać wyjście z grzesznych nawyków. Może tak mocno przypominać o tragedii do jakiej doszło, że to tylko wzmacnia "oścień" grzechu. Wydaje się on nie do przezwyciężenia. Pokutnik pogrąża się w złym smutku mając ciągle przed oczyma "ohydę" tego co zrobił. Np. zajęcie się jakimś dzieckiem dla kogoś, kto dopuścił się aborcji, wcale nie musi prowadzić do wyzwolenia.
Wynagrodzenie może też być tylko formalnością dla bogatego rzucającego jakąś sumkę na otarcie łez. Może być nic nie kosztującym gestem.
Chęć wynagrodzenie jest ważna w procesie nawrócenia. Ale nie może oznaczać handlowania. Nie możemy kupować sobie miejsca przy kochającym Ojcu za to co zrobimy. Miłość to dar.
Nie chcę przez to wszystko powiedzieć, że należy zrezygnować z zadośćuczynienia czy też z wynagradzania, z naprawiania krzywd, oddawania tego co ukradzione. Miłość domaga się chęci naprawienia. Ale właśnie, najważniejsza jest szczera chęć. Bo bywa też, że oddawanie długów za wszelką cenę, może oznaczać chęć powiedzenia: "już nic do mnie nie masz; jestem niezależny; mogę odejść" - a to nie ma nic wspólnego z miłością.
Bóg nas nie przyjmuje dopiero wtedy, gdy wszystko naprawimy.
Reasumując. Nie jest łatwo znaleźć odpowiedni sposób na zadośćuczynienie. Dlatego nieraz pojawia się to "Ojcze Nasz". Może być ono nadużyciem imienia Pańskiego, ale może też być owocem mądrości. Mądrości, która podpowiada, że lepiej dyskretnie przemieniać się przez "wewnętrzne" zadośćuczynienie, niż robić z niego towar i wkupywać się na ucztę Pańską.
Skomentuj artykuł