Wybrałem i co dalej?
Wierność wyborowi wymaga pokonania swoich słabości i przekroczenia własnych możliwości. Sięganie ponad posiadane pokłady domaga się przezwyciężenia tkwiących, niczym drzazga, lęków.
Jedno wiem i innych objawień / Nie potrzeba oczom i uszom / Uczyniwszy na wieki wybór / w każdej chwili wybierać muszę. Jerzy Liebert w swoim wierszu Jeździec, który nieodłącznie kojarzy mi się z czasami mojej młodości, gdy godzinami mogliśmy siedzieć przy ognisku i przy akompaniamencie gitary, śpiewać nieco patetyczny tekst, dopiero dzisiaj wyraźnie mówi do mnie: raz dokonany wybór niesie ze sobą całą lawinę kolejnych decyzji, a ja zobowiązuję się wziąć za to odpowiedzialność. Jednym słowem, mówiąc językiem współczesnej młodzieży, muszę przyjąć na klatę cały szereg reakcji łańcuchowych, które są efektem powziętego postanowienia, bez względu na konsekwencje. Jeśli ów czyn był wolny i rozumny.
Każda podejmowana przez nas decyzja wymaga udziału woli i rozumu. To rozum jako pierwszy podejmuje aktywność - w prosty sposób stara się uchwycić dobro - poddaje pomysł. Jeśli wola znajdzie swoje upodobanie w tym pomyśle, po głębszym rozpoznaniu pojawia się zamiar. Analiza zasobów i poszukiwanie środków, skutkuje ostatecznie przyzwoleniem i aktem wewnętrznym - podjęciem decyzji, która uzewnętrzniona przeradza się czyn. Tak pokrótce przedstawia się schemat naszej decyzyjności, towarzyszącej nam od doboru garderoby po wybór życiowej drogi. Wybory bowiem oraz nierozerwalnie związane z nimi dylematy nieustannie towarzyszą naszemu życiu. Właściwie na każdym jego etapie. Już okres dojrzewania wymusza na nas podejmowanie określonych decyzji, czas dorosłości natomiast, absolutnie w nie obfituje. Często również w te niechciane. Rzadko kiedy wybór jest prosty. Możliwości są właściwie trzy: mogę wybierać między dobrem i złem, między dobrem i dobrem (zastanawiając się, który wybór jest dla mnie lepszy, bardziej korzystny) lub między złem i złem (czasem wydaje się, że każde rozwiązanie jest niewłaściwie, więc nie pozostaje nic innego, jak obrać kierunek z najmniejszą ilością niekorzystnych następstw). W psychologii jest jeszcze jedna opcja. Teoria konfliktu Millera i Dollarda uwzględnia sytuację, w której obrane cele mają jednocześnie moc przyciągania i odpychania. Mówiąc inaczej: jednocześnie są dobre i złe. Na ogół sprawnie radzimy sobie z takimi dylematami, odnosząc się do swojego doświadczenia i wiedzy. Sprawa komplikuje się, gdy cele są odpowiednio ważne, a decyzji towarzyszy silne napięcie emocjonalne. Wówczas pojawiają się wątpliwości, a przedłużające się wahanie jeszcze bardziej komplikuje sytuację. Choć nie wiem czy możliwe jest dokonanie życiowych wyborów bez najmniejszych wątpliwości. Ich obecność raczej jest dobrym sygnałem, wskazującym, że człowiek po prostu myśli - rozważa możliwe alternatywy, wzbudza w sobie refleksje dotyczące czekających go konsekwencji, analizuje wszystkie mocne i słabe strony, by zminimalizować ryzyko błędu. Za każdym razem dążymy bowiem do rozwiązania problemu i uniknięcia niewygodnej dla nas sytuacji. Jeśli się to udaje, kamień spada nam serca, dylemat znika, a my upajamy się szczęściem, jakie przynosi nam podjęta decyzja.
Zdarza się jednak, że zwątpienie ogarnia nas nie przed, a po dokonaniu wyboru. Czasem chcemy zmienić podjętą decyzję, bo przekonujemy się, że jednak obrana droga nie jest właściwa. Dobrze, jeśli w ogóle mamy taką możliwość. A jeśli od dokonanego wyboru nie ma już odwrotu? Jak wytrwać?
Targające nami wątpliwości sprawiają, że zastanawiamy się czy wybraliśmy odpowiednio i słusznie. Miliony pytań kłębią się w głowie: A jeśli zbyt boleśnie odczujemy konsekwencje? A jeśli przeceniliśmy swoje możliwości? A jeśli ryzyko jest zbyt wysokie? A jeśli nie będziemy w stanie sprostać stawianym nam wymaganiom? A może przedłożyliśmy powinność nad egoizm i wiemy, że wybór nam nie odpowiada, ale jest słuszny, bo najlepszy z możliwych? Nagle wszystko dookoła podpowiada nam, że popełniamy błąd. Serce i rozum stają w opozycji, intuicja wskazuje kolejną drogę, ciało rwie się do ucieczki. A wola? Jest wolna i może sprawić, że uciekniemy lub wytrwamy w swoim postanowieniu. Musimy mieć przy tym świadomość, że ucieczka też jest formą wyboru, który niesie za sobą określone następstwa.
Otaczająca nas rzeczywistość najczęściej wymaga, by zdeklarować się wobec jakiejś opcji. Wielu z nas żyje w przekonaniu, że jeśli dokonamy właściwego wyboru, czeka na nas nagroda. W przeciwnym razie będziemy żyć z poczuciem porażki. Tym bardziej, jeśli mamy świadomość ograniczeń związanych z naszym postępowaniem. Rozumiejąc wagę podejmowanych decyzji i ich nieodwracalność, czujemy na sobie ogromny ciężar. Zwłaszcza, gdy wybór nie do końca okazuje się trafny. Nawet jeśli okazuje się dobry i słuszny, nachalne podszepty sugerują, że inne rozwiązanie może być lepsze. Bo dobre przy lepszym tanieje. Stajemy w obliczu pokus, które w naszym życiu to tak naprawdę nic innego, jak kolejna propozycja wyboru. Skoro zatem owo kuszenie kojarzy się z tym, co kolorowe, atrakcyjne i sielankowe, któż z nas nie chciałby być kuszony? Niekiedy sami wystawiamy się na pokuszenie, stając przed dylematem: dobre czy łatwe? Bo to pierwsze wielokrotnie jest pod górę, kamieniste, wyboiste albo wymaga zaufania na oślep drodze wąskiej, takiej na łeb na szyję, z dziurami po kolana, jak pisał ksiądz poeta.
W pierwszym odruchu zalękniony człowiek uruchamia szereg strategii unikania - konsekwencji, oczekiwań, zadań. Często staramy się zrzucić odpowiedzialność na innych, udowadniając, że tak niewiele od nas zależy i po cichu licząc, że ślepy los sam pozbawi nas utrapienia, a im mniej wiemy, tym mniejsza udręka. Wtedy właśnie pojawia się lęk, gdy brakuje nam wiedzy, niezbędnej do zrozumienia zaistniałej sytuacji. Wybierając intuicyjnie lub w oparciu o szczątkowe i pobieżne informacje, wkraczamy na nieznane terytorium, a to, co nowe i niewiadome budzi niepokój. Szybko trzeba się pozbyć tego niekomfortowego stanu napięcia. Można ucieczką, a można poznaniem. Poszukiwanie wiadomości i ich weryfikacja dają poczucie kontroli, bezpieczeństwa i pewności co do słuszności swojego postępowania. Rzeczywistość, której musimy stawić czoła, staje się bardziej zrozumiała, jesteśmy w stanie zmierzyć swoje możliwości bez obaw, że stawiane nam wymaganie je przerosną. Posiadane zasoby i środki spostrzegane są jako wystarczające, by sprostać oczekiwaniom innych. Wzrastające poczucie zaradności umożliwia przewidywanie następstw dzisiejszych zachowań, pozwala planować działania i organizować przestrzeń. Jeśli dokonany wybór staje się bardziej zrozumiały, decydent zaradny, a jego działania przewidywalne, to trwanie w postanowieniu i budowanie odpowiedniej postawy wobec dokonanego wyboru staje się prostsze.
Zdarza się jednak, że wola i rozum nie współgrają tak harmonijnie. Czasem pierwsze z nich niedomaga, a drugie jest nadaktywne, wówczas akt podjęcia decyzji bywa wstrzymany. Pamiętajmy, że w wielu sytuacjach raz dokonany wybór niesie za sobą kolejne - kategorialne wybory. Rozkładanie wszystkiego na części pierwsze nie ułatwia bycia konsekwentnym. Mówiąc kolokwialnie - rozkminianie sytuacji na każdym etapie prędzej zniechęci niż umocni niezłomność i upór. Odwrotna sytuacja, gdy wola staje się dominująca, a rozum cechuje niedowład, co najwyżej może skutkować pochopnymi decyzjami, wrzucając często raptusa w lawinę niewłaściwych i niesłusznych decyzji. Żadna skrajność nie jest dobra. Złotym środkiem okazuje się być cnota roztropności, bo pozwala korzystać z własnych doświadczeń i posiłkować się radami innych, chroni przed naiwnością, wyzwala ze zbytniego schematyzmu, pozwala poprawnie wnioskować ze skutków o przyczynach, wyposaża w zdolność przewidywania, zapobiegliwość i ostrożność. Roztropność jest darem Bożym, dającym człowiekowi światło. W Biblii często pokrywa się ze słowem mądrość. To dzięki mądrości człowiek jest w stanie uprzedzać myślą niezamierzone i niepożądane skutki własnych wyborów, dzięki czemu może się przed nimi zabezpieczyć i uchronić. Chrystus cenił w swej nauce mądrość, polecając ją jako wartość w przypowieści o pannach roztropnych i nierozsądnych (Mt 25, 1-13), o budowniczym wieży (Łk 14, 28-30) czy o obrotnym rządcy (Łk 16, 1-8).
Wierność wyborowi wielokrotnie wymaga także pokonania swoich słabości i przekroczenia własnych możliwości. Sięganie ponad posiadane pokłady domaga się przezwyciężenia tkwiących, niczym drzazga, lęków. Krótko mówiąc - wierność wyborowi potrzebuje odwagi, którą nie jest brak strachu, a jego przełamanie. Choć podobno Pan Bóg nigdy nie daje nam więcej, niż jesteśmy w stanie unieść, to jednak tak często trudno bezgranicznie zaufać i bezwarunkowo uwierzyć, że wszystko jest po coś. Efekty naszych działań wymagają czasu, nie zawsze widoczne są od razu. Cierpliwość, w którą dobrze uzbroić się podejmując decyzje, zwłaszcza te fundamentalne, uchroni przed popadaniem w skrajności i umożliwi znalezienie złotego środka. Sprawi, że czekanie stanie się bardziej znośne, nawet jeśli mamy wrażenie, że nasze działanie nie przynosi efektów. I choć sam Pan Bóg nakazuje: Proście, a będzie Wam dane (Mt 7,7), to ksiądz poeta pisze, że trzeba wciąż prosząc przestać się spodziewać, bo wszystko ma swój czas, a Pan Bóg zadziała wtedy, kiedy uzna, że to dla nas najlepsze.
Lżej z poświęceniem walczyć z pokusami i przeciwnościami, jeśli można nadać sens i znaczenie sytuacjom, z którymi przyszło nam się zmierzyć. Często nie dostrzegamy ich od razu, lepiej widać je z pewnej odległości, dopiero perspektywa i kontekst wskazują określone wartości. Ich również człowiek ma zdolność wyboru. Wartości są dla człowieka darem, porządkują jego życie, podpowiadają jak żyć, ale nie mówią, co robić. Człowiek służy wartościom, realizuje je, ale nie może przy tym zapominać, że sam w sobie jest wartością największą i najważniejszą! Tak wielką, że przede wszystkim moralnie odpowiedzialny jest sam za siebie! Osoba jako wartość. Wartość, która stała się osobą, jak pisze ks. Tischner. I nawet życie jest mniej warte, bo człowiek ma prawo swe życie oddać w imię innych wartości, choć sam nigdy nie może być środkiem. W ten sposób odnajdujemy sens człowieczego bytowania. Sens, którym, zdaniem ks. Tischnera, przepojona jest ludzka nadzieja. Doświadczanie nadziei jest z kolei nieodłącznym elementem poszukiwania wartości, ich urzeczywistniania, odkrywania w świecie i w sobie. Im wyższa pozycja w hierarchii ważności, tym silniejsza determinacja i konsekwencja działania. Tym bardziej, jeśli siłą napędową, oprócz wiary i nadziei, jest miłość.
Święty kościoła Katolickiego, Aureliusz Augustyn z Hippony, powiedział, że Miłość to wierność wyborowi. Cokolwiek robimy w naszym życiu, powinno mieć znamiona miłości. Św. Josemaría Escrivá, założyciel Opus Dei, uważa, że każda praca powinna być wykonywana z miłości do Boga. Bo człowiek doświadczył ogromnego przywileju, jakim jest możliwość miłowania, dzięki czemu wychodzi on poza to, co ulotne i przemijające. Czyńcie wszystko z Miłości - nawołuje Święty - wówczas nie ma małych rzeczy: wszystko jest wielkie. WYTRWAŁOŚĆ w rzeczach małych z Miłości to heroiczność! Mając taką perspektywę, od razu zauważamy, że wówczas każdy, nawet najmniejszy dokonywany wybór, również będzie nosił znamiona miłowania. To właśnie Miłość będzie wiodła nas ku oddaniu podjętej decyzji, a wierność wyborowi będzie widocznym i namacalnym znakiem wzrastającej Miłości. To miłość otwiera człowieka, wskazuje kierunek, w którym ma podążać, mobilizuje go do czynów, wyrażających, zdaniem Karola Wojtyły, jego osobowy status. Ta, która jak śmierć potężna, rzuca przed Bogiem na kolana z dziękczynieniem za to, że Jego sprawiedliwość jest nierównością, bo przecież gdyby każdy miał to samo, nikt nikomu nie byłby potrzebny. Jasnym zatem staje się, że serce to jeszcze za mało, żeby kochać. Bo miłość to czyny. Miłość to nieustanny wybór.
W Księdze Powtórzonego Prawa czytamy: Biorę dziś przeciwko Wam na świadków niebo i ziemię, kładę przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie więc życie, abyście żyli wy i wasze potomstwo (Pwt 30, 19), a kilka wersów wcześniej: Patrz! Kładę przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście (Pwt 30, 15). Mając na uwadze, że Bóg błogosławi tym, co Jego drogami chodzą, a tych, co serce swe odwrócą i zbłądzą, niechybna zguba czeka - wybór wydaje się oczywisty. Jeśli zatem najlepszą nagrodą za wytrwałość moją w dokonywanych wyborach, ma być błogosławieństwo i łaski od Pana, czy potrzebuję lepszej zachęty do uporu i gorliwości?
Skomentuj artykuł