Ze śmierci do życia

(fot. Víctor Nuño/flickr.com/CC)
Daniel Clark

Wielki Piątek mógłby zostać nazwany Złym Piątkiem, jeśli byłby to dzień naznaczony wyłącznie przez bezsensowny koniec życia Jezusa. Nazywamy go Wielkim, ponieważ śmierć Jezusa jest dla nas darem.

Zastanawiam się, o czym myślisz, gdy patrzysz na obraz śmierci Jezusa? Znajdują się one wszędzie: w kościołach, pośród wyrobów jubilerskich, w sztuce. Wielu wcale się nad tym nie zastanawia. Dla nich krzyż jest powszechnie rozpoznawalnym znakiem marketingowym, ale na tym ich rozumienie się kończy. To zrozumiałe, że nie zastanawiamy się nad tym, zwłaszcza gdy patrzymy na pusty krzyż albo taki, na którym Jezus wisi "spokojnie". W rzeczywistości jednak krzyż był miejscem makabrycznej egzekucji. Pewnie bylibyśmy zszokowani, a nawet zdegustowani, gdyby ktoś zaczął nosić złote ozdoby wyobrażające krzesło elektryczne lub strzykawkę wypełnioną trucizną - podobnie powinniśmy reagować, patrząc na krzyż.

Sztuka religijna i filmowa, ukazująca śmierć Jezusa, stara się czasami oddać wiernie horror ukrzyżowania. Możemy być pewni, że wówczas na twarzy Jezusa rysowało się cierpienie większe niż każdy z nas może sobie wyobrazić. Kiedy patrzymy na te realistyczne przedstawienia Jego śmierci, wówczas natychmiast reagujemy współczuciem ("biedny człowiek, umiera tak młodo") albo poczuciem moralnej odrazy ("to barbarzyństwo skazywać kogoś na tak straszną śmierć").

Dlaczego Jezus umarł?

Większość z nas z przerażeniem patrzyłaby na kogoś, kto cieszyłby się ze śmierci Jezusa. A jednak kimś takim był właśnie Paweł. Choć sam nie był obecny przy ukrzyżowaniu, to możemy być pewni, że z zadowoleniem zaakceptowałby wyrok śmierci Jezusa. To przecież ludzie z tego samego ugrupowania religijnego tak bardzo się starali, aby ukrzyżowano Jezusa, i choć Paweł stał się kimś ważnym w swym ugrupowaniu dopiero parę lat po śmierci Jezusa, to jednak szybko zaczął kontynuować działalność od miejsca, w którym zakończyli ją jego poprzednicy - chętnie doprowadziłby na krzyż uczniów Chrystusa (por. Dz 26, 10-11).

Zła odpowiedź

Paweł zatwierdziłby wyrok śmierci Jezusa opierając się na tym, że został On uznany za bluźniercę - kogoś, kto podawał się za Boga, choć Nim nie był. Dla Pawłowego, na wskroś religijnego umysłu, było to największe z możliwych przestępstw, a zatem godne natychmiastowej śmierci (w Ewangeliach jasno mamy powiedziane, że istniały wcześniejsze plany zabicia Jezusa (por. Mk 3, 6; J 8, 59; 10, 31). Wszystkie te przypadki opierały się na oskarżeniu Jezusa o bluźnierstwo). Co więcej, Paweł wierzył, że od Boga pochodzą następujące słowa: Przeklęty każdy, kto zawisl na drzewie (Ga 3, 13; por. Pwt 21, 23). Zatem fakt, że Jezus umarł na drewnianym krzyżu (a nie został, na przykład, ukamienowany), tylko potwierdził przekonanie Pawła, że Jezus był złym człowiekiem, który umierając, sprawiedliwie cierpiał Bożą karę.

Krótko mówiąc, Paweł był bardzo zadowolony z tego, że Jezus umarł (i wcale się nie przejmował tym, iż była to tak okrutna śmierć), ponieważ wierzył, że Jezus musiał umrzeć. Kiedy jednak Paweł zorientował się, że Jezus znów żyje, jego przekonanie, iż śmierć Jezusa była zesłaną na niego Bożą karą, zostało zachwiane.

Film In the Name of the Father [1993; W imię ojca] opowiada historię czterech mężczyzn, którzy niesłusznie zostali posądzeni o udział w zamachu bombowym zorganizowanym przez IRA. Po piętnastu latach w więzieniu wyrok został zmieniony i wyszli na wolność. Premier musiał publicznie przeprosić za pomyłkę popełnioną przez angielski wymiar sprawiedliwości.

Wypuszczenie ich z więzienia było potwierdzeniem, że nie byli winni przestępstwa, za które wcześniej zostali skazani. Podobnie kiedy Jezus powstał z grobu, był to najbardziej szokujący z możliwych przypadek zmiany wyroku - to zaś ponad wszelką wątpliwość wskazywało, że Bóg ogłosił Jego niewinność co do przestępstwa, za które Go skazano.

Istotnie, historyczne przekazy, opowiadające o sądzie nad Jezusem, nie pozostawiają żadnych wątpliwości, że był On niewinny (por. Mk 14, 55 - 15, 11; Łk 23, 4-47). Przywódcy religijni chcieli uznać Go za winnego, więc szybko znaleźli fałszywych świadków; dwóch spośród sędziów uznało Go za niewinnego; tłum domagał się Jego śmierci tylko dlatego, że tak kazali im przywódcy; nawet rzymski setnik, który był odpowiedzialny za wykonanie egzekucji, oraz jeden z powieszonych razem z Nim złoczyńców uznawali Go za niewinnego. Piłat, uważany za bezwzględnego rządcę, nie znalazł żadnych podstaw wysuwanych przeciwko Jezusowi oskarżeń i poddał się wyłącznie dlatego, że oskarżyciele upierali się przy karze śmierci, a on sam obawiał się o swoją pozycję.

W innym miejscu Biblia podkreśla niewinność Jezusa, nie tylko wobec wysuwanych podczas procesu oskarżeń, ale jako tego, który nigdy nie popełnił nic złego. Przed rozpoczęciem swej publicznej misji Jezus został poddany serii pokus, lecz żadnej z nich nie uległ. On sam podkreślał, że jest posłuszny woli Ojca Niebieskiego. O Jezusie też napisano, że był kuszony na wszelkie sposoby, podobnie jak każdy z nas - jednak pozostał On bez grzechu, ponieważ był święty, bez winy, czysty, nie należał do grona grzeszników. Paweł mówi o Jezusie jako o tym, który "nie miał grzechu".

Paweł zatem doszedł do wniosku, że Jezus umarł nie dlatego, że na śmierć zasłużył. Jego zmartwychwstanie wskazuje raczej na coś wręcz przeciwnego: że nie ciążyła na Nim żadna wina. Całkowicie odmienny od wszystkich innych ludzi, Jezus nigdy nie sprzeciwił się Bogu ani Jego prawu (choć jak powiedziano, poddany był takim samym kuszeniom jak każdy z nas), podobnie nie uchylił się przed śmiercią. A jednak, choć pozostał całkowicie niewinny, wycierpiał straszną karę: został zabity w jeden z najbardziej okrutnych sposobów zadawania śmierci, jaki kiedykolwiek zrodził się w wypaczonych umysłach ludzkich.

Paweł stanął wobec tajemnicy, która od tego czasu zaczęła fascynować tak wielu ludzi: dlaczego Bóg zezwolił na śmierć Jezusa? Albo mówiąc inaczej: dlaczego Bóg umarł? Paweł dobrze wiedział, że Bóg nigdy by nie pozwolił na taki obrót sprawy, gdyby już wcześniej nie zostało to przez Niego zaplanowane - jednak w takim przypadku jak pozytywnie zinterpretować śmierć Jezusa?

Niewystarczająca odpowiedź

Jedną z często udzielanych na to pytanie odpowiedzi jest ta, że Jezus stał się przykładem poświęcenia w miłości, dodając jednocześnie siły nam, abyśmy nawzajem bardziej się kochali. Taka odpowiedź to jednak za mało. Poniższy rysunek pomoże wyjaśnić, dlaczego.

Wyobraź sobie, że postanawiam pojechać ze swoją żoną na romantyczny weekend do Paryża. Wchodzimy na wieżę Eiffla i podziwiamy panoramę dokoła. Wtedy zwracam się do żony i mówię: "Chciałbym teraz pokazać, jak bardzo cię kocham", i po tych słowach skaczę w dół -i oczywiście zabijam się. Nie byłby to znak miłości z mojej strony, prawda? Byłby to raczej dowód, że jestem wariatem. Śmierć sama z siebie nie ukazuje miłości.

Z drugiej jednak strony śmierć może stać się znakiem miłości - miłości niewiarygodnej - gdy ktoś umiera, ochraniając innego lub ratując go z niebezpieczeństwa. Wyobraź sobie, że zamiast wspinać się na wieżę Eiffla, wybieramy się z żoną na nocny spacer w świetle księżyca nad Sekwanę. Gdyby wtedy, patrząc mi w oczy z miłością, moja żona poślizgnęła się, wpadła do rzeki i zaczęła tonąć, a ja mężnie skoczyłbym jej na pomoc, wyratował ją, choć sam bym utonął - to byłby znak miłości, ponieważ ostatecznie ona byłaby bezpieczna. Wówczas ona "zyskałaby" na mojej śmierci.

Paweł z pewnością zgadzał się z twierdzeniem, że śmierć Jezusa była znakiem miłości (por. Ef 5, 2), lecz zdawał też sobie sprawę, że aby przyniosła ona owoce, ktoś inny na tej śmierci musi skorzystać. Zatem Jezus poświęcił swoje życie - ale za kogo?

Trochę lepsza odpowiedź od poprzedniej

Zdumiewająca konkluzja, do której doszedł Paweł, była taka, że Jezus umarł za nas (por. Rz 5, 8; 1 Tes 5, 10; Tt 2, 14), nawet że umarł za wszystkich (2 Kor 5, 15). Paweł uświadomił sobie, że Jezus poświęcił się za niego, a właściwie za wszystkich, w tym za ciebie i za mnie. Warto więc raz jeszcze przypomnieć, że zmartwychwstanie Jezusa ma konsekwencje nie tylko dla Jemu współczesnych, ale dla wszystkich ludzi, jacy przez stulecia żyli na ziemi - odnosi się do każdego.

Konkluzja Pawła prawie na pewno ubogacona jest tym, co usłyszał od innych, którzy powtarzali mu słowa nauczania Jezusa, ponieważ On sam w wielu miejscach nawiązywał do swojej śmierci. Mówiąc o sobie, że jest Dobrym Pasterzem, nie sugerował wcale, że przez cały dzień dogląda ślicznych, kudłatych owieczek. Chodziło raczej o to, że już wkrótce odda życie za swoje owce (J 10, 14-15). Przy innej okazji Jezus podał definicję miłości, do której odwołujemy się przy różnych okazjach: Nie ma większej miłości nad tę, gdy ktoś poświęca swoje życie za przyjaciół (J 15, 13). Mówiąc o tym, Jezus nie odwoływał się do osób, które zginęły na wojnie, ale wskazywał na siebie. Przy jeszcze innej okazji powiedział, że przyszedł na świat, aby oddać swoje życie jako okup za wielu (Mk 10, 45). Gdy Jezus umarł, śmierć ta stała się demonstracją ogromnej miłości wobec nas.

Wielki Piątek mógłby zostać nazwany Złym Piątkiem, jeśli byłby to dzień naznaczony wyłącznie przez bezsensowny koniec życia Jezusa. Nazywamy go jednak Wielkim, ponieważ śmierć Jezusa jest dla nas darem. Chrystus wiedział - i Paweł też to zrozumiał - coś, czego nie pojmuje wielu ludzi: że Jego śmierć nie była tragedią, lecz że dała nam coś, co jest dla nas bezcennym darem. Co jednak konkretnie zyskaliśmy na śmierci Jezusa?

Wyczerpująca odpowiedź

W tym miejscu sięgamy samego sedna Pawłowego nowego sposobu rozumienia śmierci Jezusa. Pamiętamy, że Paweł kiedyś uważał, iż Jezus umarł, ponieważ taka była wola Boża wobec grzesznego człowieka. Kiedy jednak zrozumiał, że o Jezusie można wszystko powiedzieć, ale nie to, że był winny śmierci, Paweł zmuszony został do ponownego przemyślenia wszystkiego, co się dokonało na krzyżu. Zrozumiał, że śmierć Jezusa była aktem miłości Boga, darem danym jemu samemu oraz wszystkim innym ludziom. W dodatku gdzieś w umyśle Pawła zaczął doskwierać mu inny problem - świadomość, że on sam był grzesznikiem - odłączonym od Boga - i że za jego występki należy mu się kara. Kiedy jednak Paweł uświadomił sobie to wszystko, Bóg dał mu także wspaniałe doświadczenie: gdy Jezus mu się objawił, moglibyśmy się spodziewać, że będzie to bolesne spotkanie, zwłaszcza zważywszy na to, co wcześniej Paweł robił z chrześcijanami. Tymczasem zamiast tego wszystkiego Jezus przyjął Pawła na służbę!

Gdy Paweł połączył wszystkie te elementy, konkluzja, do jakiej doszedł i jaką następnie w swym nauczaniu przekazał tysiącom innych ludzi, była następująca: "Chrystus umarł z powodu naszych grzechów" (por. Rz 4, 25; 1 Kor 15, 3; Ga 1, 4). W chwili śmierci Jezusa dokonała się doniosła wymiana: Chrystus wziął na siebie karę za wszelkie przejawy naszego sprzeciwu wobec Boga. Paweł wyraził to tak: Bóg Tego, który nie znał grzechu, dla nas uczynił grzechem (2 Kor 5, 21). W poprzednim rozdziale mieliśmy okazję przekonać się, że Paweł niezwykle poważnie traktuje nasze odrzucenie Boga, które aby zostało wybaczone, musi kosztować. W dawniejszych czasach koszt ten równał się życiu wielu niewinnych zwierząt, składanych w ofierze. Po spotkaniu z Jezusem Paweł zdał sobie sprawę, że przestał obowiązywać stary system składania ofiar, bowiem został zastąpiony przez ostateczną, doskonałą ofiarę - przez samego Jezusa. Paweł pisał: Bóg [...] posłał swego Syna w ciele podobnym do ciała grzesznego. W tym ciele potępił On grzech (Rz 8, 3).

I tak Jezus wziął na siebie naszą winę i karę. Pytanie jednak, jaki był drugi element tej wymiany? Co dziwne, dzięki temu my sami zostaliśmy potraktowani tak, jak potraktowany powinien być Jezus: ogłoszono naszą niewinność i zostaliśmy pojednani z Bogiem, wolni od kary. Nasza grzeszna przeszłość przestała mieć znaczenie, nam zaś dano szansę ponownego nawiązania więzów przyjaźni z Bogiem. Paweł napisał o tym tak: To właśnie Bóg w Chrystusie pojednał świat ze sobą. On nie poczytał ludziom ich grzechów (2 Kor 5, 19).

Okazało się raz jeszcze, że wnioski, jakie Paweł wyciągnął, nie były oryginalne i prawie na pewno miały swe korzenie w nauczaniu samego Jezusa. Kiedy zjadł ostatnią wieczerzę ze swymi najbliższymi przyjaciółmi na krótko przed tym, gdy został aresztowany i osądzony, Jezus wyjaśnił zebranym wszystko, co już wkrótce miało nastąpić. Wziął w swe ręce chleb i wino i powiedział, że są one Jego ciałem i krwią. Powiedział, że Jego ciało zostanie "wydane", krew zaś "wylana" za wielu na przebaczenie grzechów (por. Mt 26, 28). Parę godzin później ten gest przerodził się w rzeczywistość krzyża.

Czy pamiętacie może, jak kiedyś zbieraliście widokówki i wymienialiście się nimi między sobą: "Dam ci tę kartkę (którą naprawdę bardzo, bardzo chcesz mieć), a za to ty dasz mi te pięć widokówek (których nie potrzebujesz i których braku nawet nie zauważysz)". A co Jezus otrzymał w zamian za swoją śmierć?

W tym właśnie punkcie dotykamy samego sedna chrześcijańskiej wiary. Gdy Paweł zastanawiał się nad sensem śmierci Jezusa na krzyżu, jego zadowolenie z siebie i poniekąd radość coraz bardziej stawała się uczuciem nie na miejscu. Jezus wziął na siebie karę za grzechy Pawła, a dzięki temu Pawłowa przyjaźń z Bogiem - zarówno w tym życiu, jak i po śmierci - mogła zostać nawiązana na nowo. Możemy tylko wyobrazić sobie morze emocji, jakie poczuł Paweł w momencie, gdy po raz pierwszy zrozumiał, dlaczego Jezus musiał umrzeć. Później, gdy o tym pisał, z trudem opanowywał radość: Bogu niech będą dzięki za Jego niewysłowiony dar (2 Kor 9, 15).

Paweł jednak wiedział także, że nie tylko on sam skorzystał na śmierci Jezusa. Sposób, w jaki dzięki Jezusowej śmierci i Jego zmartwychwstaniu życie Pawła odmieniło się radykalnie, był jedynie przykładem, że życie kogokolwiek - także twoje - może podobnie się zmienić. Tak o tym pisał: Chrystus Jezus przyszedł na świat zbawić grzeszników. Spośród nich ja jestem pierwszy. Doznałem miłosierdzia właśnie po to, aby we mnie pierwszym Chrystus Jezus okazał całą swoją cierpliwość jako przykład dla tych, którzy Jemu uwierzą (1 Tm 1, 15-16).

W poprzednim rozdziale widzieliśmy, że ignorując Boga i odrzucając Jego zasady życia, odłączamy się od Niego, a sam ten fakt sprawia, że stajemy się duchowo martwi. W tym rozdziale zobaczyliśmy, że Jezus umarł za nas wszystkich, aby usunąć wszelkie dawne winy i dać nam możliwość odnowienia naszego życia duchowego życia w przyjaźni z Bogiem. Czy chciałbyś, aby twoje dawne winy i grzechy zostały zapomniane? Sięgając jeszcze głębiej, czy chciałbyś doświadczyć bezwarunkowej akceptacji i przyjaźni z Bogiem? Paweł doświadczył tego, gdy zrozumiał, dlaczego Jezus umarł - od tego momentu Paweł duchowo zaczął żyć na nowo.

Śmierć Jezusa: początek nowego życia

Kiedyś wspólnie z rodziną, jeszcze w USA, gdzie dorastałem, odwiedziliśmy Yellowstone National Park. To olbrzymi i piękny obszar, ale właśnie tego roku wielki pożar spustoszył tamtejszy las. Dla małego chłopca pożar jest czymś raczej ekscytującym. Pamiętam, jak z okna naszego samochodu filmowałem kamerą wideo ogień po drugiej stronie drogi. Moi rodzicie poważniej podeszli do zaleceń strażnika parku, który krzyczał: "Wciśnij gaz i uciekaj stąd najszybciej jak to możliwe". I rzeczywiście, zaraz jak tylko opuściliśmy park, drogi dojazdowe zostały zamknięte.

Dla każdego zwykłego turysty pożar był prawdziwą tragedią. Nie tylko pokrzyżował plany wakacyjne, ale także zniszczył tysiące drzew i uśmiercił wiele zwierzyny. Jednak ci, którzy trochę lepiej znali ten park, rozpaczali nieco mniej. Wiedzieli przecież, że pożary lasu są normalnym elementem jego ekosystemu i że prawdopodobnie pożary tych rozmiarów zdarzały się tu mniej więcej co dwieście lat. Ci, którzy odwiedzili to miejsce rok później, nie widzieli już wyłącznie czarnych kikutów drzew, ale u ich stóp spektakularny dywan leśnych roślin i kwiatów, jakie wyrastały spod popiołów. Co więcej, być może nawet dominujące tam pinie zaczęły już kiełkować w ziemi ogrzanej przez niszczące płomienie. W ten sposób gdy stare drzewa ulegały zniszczeniu, w glebie już rodziło się nowe życie. Dziś krajobraz nie ma już śladów zniszczeń. Nie ma starych, spalonych pni drzew, a na ich miejscu pojawiły się nowe, zielone okazy - a mogły one wyrosnąć wyłącznie dlatego, że ogień zniszczył stare pinie.

Na poprzednich stronach tej książki zastanawialiśmy się, dlaczego Jezus umarł. Podobnie jak z pożarem tego lasu, śmierć Jezusa nie była taką tragedią, jak to się mogło wydawać. Była w rzeczywistości chwilą, gdy zaczęło budzić się nowe życie - i istotnie, tylko dzięki temu to nowe życie mogło się pojawić. Umierając, Jezus sprawił, że mogliśmy "narodzić się na nowo", duchowo się odrodzić i na nowo nawiązać relację z Bogiem.

Jezus wiedział, że śmierć będzie kulminacją dzieła Jego życia i czasem powtórnych narodzin. W swym nauczaniu Jezus świadomie często nie wyjaśniał wszystkiego, o czym mówił, skłaniając tym samym ludzi do myślenia.

Kiedy jednak mówił o swej śmierci, Jego przesłanie było jasne i wyraźne. Powiedział do swych przyjaciół, że "wiele musi wycierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, najwyższych kapłanów, uczonych i znawców prawa, i że zostanie zabity". Szczególny nacisk kładł na to, że wiele będzie musiał wycierpieć. Dla Niego przyszłość nie jawiła się jako rzecz do wyboru: wiedział, że musi cierpieć i że musi umrzeć.

Ta pewność nie opuściła Go nawet wtedy, gdy już zawisł na krzyżu. Kiedy umierał, zawołał głośno: Wykonało się! (J 19, 30). W czasach Jezusa wyrażenia tego używano bardziej w znaczeniu takim, jak dziś, gdy mówimy, że coś zostało "zapłacone", że dług został wyrównany. Innymi słowy, ten okrzyk Jezusa jest okrzykiem zwycięstwa, a nie porażki - podobnie jak dziś, gdyby ktoś cieszył się, że w końcu spłacił swój kredyt. Jezus wiedział, że swoją śmiercią zapłacił za wszystkie grzechy świata. Jego zmartwychwstanie było dowodem na to, że Bóg przyjął Jego ofiarę.

Jeden z najwspanialszych poetyckich fragmentów, jaki zapisano w Biblii, powstał paręset lat przed śmiercią Jezusa, a jednak w nim znajdujemy wspaniałe i konkretne wyjaśnienie tego, co dokonało się na krzyżu:

Oto On dźwigał nasze choroby

i wziął na siebie nasze cierpienia,

a my uznaliśmy Go za ukaranego,

pobitego i pognębionego przez Boga.

Lecz On był zraniony za nasze grzechy,

zmiażdżony za nasze winy.

Dla naszego zbawienia znosił karcenie,

przez Jego rany zostaliśmy uzdrowieni.

Wszyscy błądziliśmy jak owce,

każdy szedł własną drogą,

a Pan sprawił,

że Jego ugodziły winy nas wszystkich (Iz 53, 4-6).

Kiedy ci, którzy poszli za Jezusem, przeczytali te słowa po Jego śmierci i zmartwychwstaniu, zrozumieli, że prorok pisał właśnie o Nim i zaczęli wszystkim głosić dobrą nowinę: każdy, kto uwierzy, że Jezus umierając wziął na siebie karę za grzechy, otrzyma przebaczenie wszelkich win i życie wieczne.

Wiara w śmierć Jezusa: znaczenie nowego życia

Uczniowie Jezusa głosili tę dobrą nowinę wszystkim. Każdy, kto w Niego wierzy, mocą Jego imienia otrzyma odpuszczenie grzechów (Dz 10, 43; 16, 31). Wszystkim przekazywali tę wiadomość, ponieważ wiedzieli, że sami tego doświadczyli. W sercach wielu chrześcijan zaczęło pobrzmiewać poruszające wyznanie wiary Pawła: "Syn Boży umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie" (por. Ga 2, 20).

Podsumowując, musimy podkreślić jedną rzecz, która została już ukazana w przytoczonych powyżej cytatach. Choć Boże przebaczenie jest darem zaproponowanym dla wszystkich, nie jest to jednak dar, jaki otrzymujemy automatycznie. Parę lat temu kasa mieszkaniowa, do której należę, wchodziła na giełdę. Wszyscy jej członkowie mogli zapisać się na akcje, które otrzymywali za darmo, ale które potem mogli odsprzedać z zyskiem. Było to coś w rodzaju oferty otrzymania darmowych pieniędzy - ale trzeba się było po nie zapisać. Podobnie Bóg oferuje nam darmowy prezent - musimy jednak o niego poprosić.

Cały "proces aplikowania", aby dar ten otrzymać, jest śmiesznie prosty: wszystko, co jest wymagane, to "wierzyć w Jezusa Chrystusa". W poprzednim rozdziale widzieliśmy, jak Paweł doszedł do wniosku, że wszelkie jego wysiłki, aby podobać się Bogu, z perspektywy zmartwychwstania Jezusa były bezowocne. Jak sam napisał: Naprawdę uważam, że [...] wszystko jest bezwartościowe w porównaniu z bezcennym darem poznania Chrystusa Jezusa. Teraz dobrze wie, że prawdziwa sprawiedliwość "rodzi się przez wiarę w Chrystusa i pochodzi od Boga dzięki wierze" (por. Flp 3, 8-9).

Istotnie, przesłanie to nie jest śmiesznie proste, jest wręcz bezczelnie proste, ponieważ pozbawia nas wszelkiej możliwości zapracowania sobie na własne zbawienie. Dla Pawła oraz dla tych wszystkich, którzy zwykli myśleć o sobie, że są zasadniczo dobrymi ludźmi, słowa te są wręcz upokarzające. Z drugiej strony jednak są to słowa pozwalające odetchnąć z ulgą, ponieważ gdybyśmy musieli zapracować sobie na Boże przebaczenie, nigdy nie uzyskalibyśmy poczucia, że zrobiliśmy wystarczająco wiele, aby na nie zasłużyć. Nigdy też nie mielibyśmy pewności, że nasze dawne winy zostały zgładzone. Wiara w śmierć Jezusa jako kluczowy punkt naszego usprawiedliwienia, pozwala nam spojrzeć na krzyż z pełnym zaufaniem, że dzięki temu właśnie Bóg przygarnął nas do siebie.

Najsłynniejsze zdanie zapisane w Biblii podkreśla ten właśnie fakt. Antycypując owoce własnej śmierci, Jezus powiedział: Tak bardzo Bóg umiłował świat, że poświęcił swego jednorodzonego Syna, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, lecz miał życie wieczne (J 3, 16). Potem zaś powiedział: Uroczyście zapewniam was: Kto jest posłuszny mojej nauce i kto wierzy w Tego, który Mnie posłał, ma życie wieczne i nie będzie sądzony, lecz przeszedł ze śmierci do życia (J 5, 24). Istnieje jednak i druga strona tej obietnicy: Ten, kto nie wierzy, już został osądzony, ponieważ nie uwierzył w to, kim jest jednorodzony Syn Boży (J 3, 18).

W rozdziale tym odkryliśmy, w jaki sposób Paweł -i my - możemy "zostać ożywieni w Chrystusie": wierząc w ofiarniczy charakter Jego śmierci. Od siebie nic nie możemy dołożyć, ponieważ Jezus już zapłacił za nas całą należną cenę: Jak inni byliśmy dziećmi gniewu. Bóg jednak, bogaty w miłosierdzie, dzięki swej wielkiej miłości, którą obdarzył nas, umarłych z powodu występków, przywrócił nas do życia z Chrystusem. Dalej w niewiarygodny sposób Paweł porównuje to, co stanie się z tymi, którzy wierzą, z tym, czego doświadczył Jezus: On w Chrystusie Jezusie ożywi nas i posadzi na wyżynach niebieskich (Ef 2, 3-6).

Przyglądając się po kolei konsekwencjom zmartwychwstania Jezusa, krok za krokiem coraz bardziej staje się jasne, że naprawdę istotne pytanie nie brzmi już: "Czy Jezus żyje, czy może jest martwy?", ale raczej: "Czy ja właściwie żyję, czy nie?".

ŻYWY CZY MARTWY?

Daniel Clark

Chrześcijanie twierdzą, że Jezus z Nazaretu powstał z martwych. Wydarzenie to jest źródłem chrześcijańskiej nadziei i kluczem do odpowiedzi na podstawowe pytania egzystencjalne: Czy Bóg istnieje? Jaki sens ma moje życie? Co stanie się ze mną po śmierci? Daniel Clark przedstawia historie ludzi, którzy uwierzyli w zmartwychwstanie Jezusa, choć często wcześniej nawet Go nie znali.

>> Chcę przeczytać całą książkę


W tym roku DEON.pl "odwołuje" Wielki Post i zaczyna od końca. Nie, to nie jest tania prowokacja. Jesteśmy głęboko przekonani, że my, chrześcijanie mamy problem ze Zmartwychwstaniem >> zobacz więcej


Zacznij od Zmartwychwstania. A więc najpierw załóż specjalne okulary. Jak na filmie 3D. Na pierwszy rzut oka różnicy nie widać, ale gdy je ściągniesz, wszystko się rozmazuje >> zobacz więcej


Kim będę po zmartwychwstaniu. Proste pytania i niełatwe odpowiedzi, drażniące niezaspokojoną ciekawość. Tak się kończy intelektualne zmaganie ze zmartwychwstaniem. Ale kilka pytań zawsze można przecież zadać? >> zobacz więcej


Jak zmartwychwstać za życia? Przecież zmartwychwstanie nie jest wskrzeszeniem, czyli powrotem do stanu sprzed śmierci - jak w przypadku Łazarza. >> zobacz więcej



Świat kupił ideę marki z nadgryzionym jabłuszkiem. Dlaczego? To pytanie powinni sobie stawiać wszyscy biskupi >> zobacz więcej


Wobec tych wszystkich ludzi, którzy "odeszli z Jerozolimy" Kościół ma za zadanie zrobić to samo, co zrobił Zmartwychwstały wobec uczniów - rozpalić ich serca >> zobacz więcej


Co nas powstrzymuje od wiary w zmartwychwstanie? Ks. Mirosław Maliński odnalazł w swojej pamięci kilka takich życiowych obrazków. Można się uśmiać, albo zapłakać >> zobacz więcej


Żeby zmartwychwstać, trzeba umrzeć, a żeby umrzeć, trzeba trochę pocierpieć. I to w różnym wymiarze - rozmowa z ks. Janem Kaczkowskim >> zobacz więcej


Gdzie leży problem nieskuteczności łaski Zmartwychwstania, łaski Nowego Życia w nas? Dlaczego świętość ciągle wydaje się być towarem luksusowym, dostępnym dla herosów ducha, zamiast być standardem naszej codzienności? >> zobacz więcej


Dla kogoś, kto przez całe życie starał się przypodobać Bogu, coś takiego mogło wydawać się najgorszym koszmarem. Cały fundament jego życia rozpadł się na kawałki >> zobacz więcej


Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ze śmierci do życia
Komentarze (2)
W
Wstyd
19 kwietnia 2014, 03:34
Ci co piszą takie teskty... Zadziwiąjace, nie macie rzeczywiscie nic do roboty, zyjecie jak pączki w masle, pasozytując na ludzkiej psychice. Wstyd. Wstydu nie macie, oj nie  macie.
A
Andrzej
19 kwietnia 2014, 18:01
Wcale nie wstyd, bo każdy przekaz ma docelową grupę. Ktoś spoza tej grupy nie zrozumie przekazu lub go poprostu odrzuci. Teologizowanie nie do każdego trafia, a przecież jest to forma rozważania Pisma Świętego. Ja osobiście się nawet dziwię, że wielu Katolikom wystarcza jedynie wysłuchanie dwóch czytań i Ewangelii (co Niedziela).  Jest tyle treści i faktów, które są niejako schowane za tymi trzema przekazami, że zarówno mój głód wiedzy, jak i znaki zapytania zrodzone podczas słuchania czytań popychają mnie bym czytał PŚ całymi rozdziałami, a nieżadko i księgami. Wówczas to co jest niezrozumiałe lub dwuznaczne staje się wiedzą dopełniającą świadomość wiary.  Czasami jednak dla pełniejszego zrozumienia trzeba rozważać dłużej i szukać nieco głębiej bo np. w apokryfach. Dlatego coraz częściej zaglądam do Poematu Marii Valtorta oraz zapisów Katarzyny Emmerich, a także dzienniczka Faustyny Kowalskiej. Takich przekazów jest więcej i jeśli chodzi o szczegóły faktów opisanych na kartach PŚ to stają się nieocenione dla zrozumienia przekazu i nieżadko pokrywają się, tak jakby one wszystkie pisały z jednego źródła.