Rozalia Celakówna. Trzy duchowe inspiracje od beskidzkiej mistyczki

Rozalia Celakówa (fot. archiw. pochodzą z książki "Rozalia Celakówna. Pisma"

Rozalia Celakówna chciała pozostać nikomu nieznana, a polecenie kierownika duchowego, by spisywała swoje życie duchowe, przyjęła jako upokorzenie. Jeśli tylko miała okazję, paliła swoje notatki, aż w końcu spowiednik surowo jej tego zabronił. Chciała iść do klasztoru, ale Bóg powiedział: nie, chcę cię mieć w szpitalu. Dobrze wychowana, z pobożnego domu, w pracy pod opieką miała kilkadziesiąt szokujących ją zachowaniem prostytutek.

Pokoleniowo jest rówieśniczką bł. Karoliny Kózkówny i św. Faustyny. Tej drugiej bliska także duchowo, bo przez wiele lat życia doznawała cierpienia, upokorzeń i niezwykłej bliskości Boga. Urodziła się w Beskidzie Makowskim, w Jachówce, małej wsi położonej niecałe 20 km od Kalwarii Zebrzydowskiej. Czym Rozalia Celakówna, wiejska mistyczka w niespiesznej drodze na ołtarze, może zainspirować nas w 2022 roku?

Nie oceniaj cudzej wiary

Sześciolatka, która rozmawia z Jezusem. Siedmioletnia dziewczynka po pierwszej spowiedzi, płacząca i rozżalona, że nie może jeszcze przystąpić do pierwszej komunii. Dziesięciolatka, której w pierwszym eucharystycznym spotkaniu Bóg oznajmia: proś mnie, o co chcesz, a ona prosi o miłość doskonałą, o to, by nigdy nie przestała Go kochać, by niczym nie uraziła Jego miłości. Szesnastolatka, która tuż po bierzmowaniu sama w parafialnym kościele składa ślub czystości, a do niego dodaje: „Niech raczej tysiąc razy umrę, niż bym Ciebie mogła utracić.” Mistyczka, przez sześć lat doświadczająca nocy ciemnej podobnie jak Jan od Krzyża i Teresa od Dzieciątka Jezus. Pobożna pielęgniarka, rozdająca swój majątek i przez to żyjąca czasem o kromce chleba i szklance herbaty, bo na więcej pieniędzy nie zostało. Znosząca upokorzenia, hańbiącą pracę z prostytutkami chorującymi wenerycznie, okropne plotki o tym, że goni za mężczyznami, nienawiść przełożonej, a kiedyś nawet pobita kijem przez kobietę podpuszczoną przez… penitentki zazdrosne o spowiednika Rozalii.

Wariatka, szalona, nienormalna, dziwna, nie dbająca o siebie, odklejona od rzeczywistości – tak można by opisać Rozalię Celakównę. I nie tylko ją. Łatwo patrzeć z pogardą na „dewotki”, na matki uczące dzieci się modlić, na "biegających" do kościoła każdego dnia, na "różańcowe babcie" modlące się o pokój, na "świętoszków" zajmujących konfesjonał na długie minuty, na ludzi "wysiadujących" na adoracji albo dających biednym jałmużnę ponad miarę swoich możliwości. Łatwo jest oceniać wiarę innych według letniej miary wiary, wygodnej, nie wymagającej poświęcenia większego niż godzina w tygodniu i cierpienia gorszego niż wysłuchanie nudnego kazania.

DEON.PL POLECA

Rozalia, jak wszystkie inne mistyczki w drodze na ołtarze, mówi: uważaj. Nie oceniaj. Nie osądzaj swoją miarą, bo każdy ma własną drogę do Boga, inne cierpienia do przyjęcia, inną więź z Wszechmogącym. A jeśli trudno ci zrozumieć, jak można zapomnieć o sobie i cierpieć za innych, by mogli być zbawieni, tylko dlatego, że o takie przyjęcie cierpienia prosi Bóg – pomyśl o tym, że kolejna wykpiwana Rozalia żyjąca tuż obok może być właśnie tym człowiekiem, który wyprosi dla ciebie niebo, choć wcale na to na razie nie zasługujesz.

Módl się o doświadczenie Boga, które zmieni twoje życie w szczęśliwsze

Rozalia cierpiała, ale cierpienie nie było sensem jej życia. Nie umartwiała się dla samego umartwienia, nie pościła na pokaz, nie dzieliła z biednymi, bo taka była moda. Nie lansowała się na bólu i trudnościach. Cierpienie było dla niej środkiem do celu, nie celem samym w sobie, i nie wymyślała sobie go sama, ale przyjmowała to, które przychodziło. Nie była masochistką i nie cieszyła się z trudnych doświadczeń życia; znosiła je najlepiej, jak potrafiła. Jej celem była radość z przebywania z Bogiem, doświadczanie Jego czułości, powolne zbliżanie się do Niego przez pracę nad swoim charakterem i osobistą świętością (a trzeba dodać, że charakter Rozalia miała dość wybuchowy).

To dobra inspiracja dla nas, żyjących sto lat później, często rozpieszczonych przez coraz lepsze warunki do życia, szukających tego, co najlepsze, uciekających przed trudnościami, wymagających od życia, by dopasowało się do naszych oczekiwań. Cierpienie przytłacza nas i przerasta, wiele osób uważa je za niesprawiedliwość, niezasłużoną karę, dowód na złośliwość Boga. Inni z kolei, lekko dotknięci cierpieniem, uważają się za niemal męczenników, choć to, co ich spotyka, jest najczęściej zwykłą konsekwencją wcześniejszych wyborów, a nie znakiem wybrania przez Boga i wyższego wtajemniczenia w sprawy wiary. Życie Rozalii pokazuje, że wykorzystywanie trudności do ogłaszania siebie lepszym chrześcijaninem od innych, bo takim biednym i prześladowanym, to droga raczej do konkretnego zgrzeszenia pychą niż do świętości.

Czy Rozalia była szczęśliwa? Jak najbardziej. Miała przecież miłość, której pragnęła od dziecka. Jej marzenie spełniało się codziennie, a choć kosztowało ją wiele, płaciła tę cenę z radością, bo wiedziała, że dostaje nieskończenie więcej, niż chciała mieć. Oderwana od świata w stopniu dla przeciętnych wiernych na ogół niemożliwym do powtórzenia, jest inspiracją do tego, żeby żyć choćby trochę, odrobinkę inaczej. Mniej oburzać się na cierpienie, z większym zaufaniem je przyjmować. Bardziej kochać ludzi. Dbać o dobro drugiego nie tyko wtedy, gdy to jest wygodne i zgodne z naszym celem, ale także wtedy, gdy pomoc oznacza niedogodności, kłopoty, stracony czas. Traktować Boga nie jak odległego, dziwnego, surowego Ojca, ale jak kogoś bliskiego, z kim można rozmawiać codziennie, otwierać swoje serce, zaufać Jego planom.

Ufaj Jego planom bardziej niż swoim pomysłom

"Bądź wola Twoja" - to ciche kłamstwo katolika. Gdy się posłucha modlitw, które ludzie kierują do Boga, próśb, którymi jest zasypywany – słychać, że wychodzi z nich przede wszystkim ludzka wola i ludzkie pomysły na rozwiązanie palących problemów. Panie Boże, mam problem z mężem, spraw, żeby przestał oglądać telewizję i zaczął sprzątać, bo wtedy będzie mi lepiej. Nawróć moją koleżankę, bo nie mogę znieść jej głupiego gadania. Daj nam nowego wikarego, bo z tym obecnym nie da się wytrzymać. Załatw, żeby dało się przeprowadzić tę operację za trzy dni. Mam plan, Panie Boże, a Ty zrób jakoś tak, żeby się zrealizował, bo to nie jest w moim zasięgu, ale w Twoim – jak najbardziej. Jesteś przecież wszechmocny. Działaj! Czekam!

Celakówna to świetny przykład, że traktowanie Boga jako "spełniacza" nawet najświętszych marzeń po prostu nie działa i już. Gdy ze swojej wsi przeprowadziła się do Krakowa, bardzo pragnęła wstąpić do zakonu karmelitanek. Nie było miejsc. Spróbowała więc u klarysek, gdzie została bardzo chłodno przyjęta i obciążona takimi pracami, by jej się jak najszybciej odechciało klasztoru. Odeszła, ale modliła się gorąco o to, by Bóg znalazł dla niej miejsce w Karmelu. Błagała o wstawiennictwo znajomą, zmarłą już karmelitankę, która w końcu jej się przyśniła… i we śnie oznajmiła, że Bóg jej nie chce w klasztorze i kropka. Więc Rozalia ma się już więcej o klasztor nie modlić, bo jej miejsce jest w szpitalu, na oddziale dla prostytutek chorujących wenerycznie. Dla dobrze wychowanej dziewczyny z pobożnego domu ten oddział to było twarde i okropne zderzenie całkiem inną, wulgarną, daleką od ślubów czystości i Bożego prowadzenia rzeczywistością. A jednak potrafiła zaakceptować to, że taki plan ma dla niej Bóg. I cieszyć się tym planem, Jego błogosławieństwem, Jego bliskością, słodyczą Jego miłości, z którą nic nie miało dla niej porównania.

I znowu: takie mistyczne zjednoczenie z Bogiem dla większości polskich katolików w 2022 roku jest trudne nie tylko do przeżycia, ale na ogół nawet do wyobrażenia. Rozalia inspiruje do tego, żeby ufać Bogu choć odrobinę bardziej. By doświadczyć pokoju serca, który nagle się pojawia, gdy człowiek rezygnuje z walki o swój plan i akceptuje ten Boży. By doświadczyć radości, która wypełnia serce podczas adoracji. By uwierzyć Mu na tyle, żeby mieć pewność, że On nigdy nie zostawia tych, którzy Mu ufają, że zawsze o nich dba, troszczy się, daje to, co potrzebne, by osiągnąć cel. Że Jego plan nigdy nie ma słabych punktów - ale też nigdy nie jest ułożony według ludzkiej logiki.

Po co Bóg daje nam mistyków?

Czy mają być wzorem do naśladowania, czy dziwakami do zdumiewania się, że tak można żyć? A może mistycy wcale nie są dla nas. Może ich rolą jest po prostu wiernie wypełniać Boży plan, być Jego skuteczną częścią? Może to, że się o nich w ogóle dowiadujemy, ma nas choć na chwilę zatrzymać, otworzyć inną perspektywę, dać impuls do wyobrażenia sobie, jakie jest życie, gdy Bóg wybiera cię do specjalnego zadania.

Na pewno mistycy, o których dowiaduje się świat, mogą być inspiracją do tego, by zmieniać własne życie. Niekoniecznie od razu na życie mistyczne, pełne wizji, bolesnych doświadczeń i momentów ekstazy, ale na życie mniej egoistyczne, bardziej pokorne, bardziej po Bożej myśli i bardziej ewangeliczne. Nie trzeba być do tego kimś wyjątkowym, bogatym, pięknym, popularnym. Wystarczy być sobą - i przejąć się Ewangelią.

---
Przy pisaniu korzystałam z książek "Trudna droga" i "Świętość to miłość" Władysława Kubika SJ.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Rozalia Celakówna. Trzy duchowe inspiracje od beskidzkiej mistyczki
Komentarze (1)
MT
~Mariusz Trojanowski
10 kwietnia 2022, 20:33
Świetny tekst Odżywia Gratuluję autorce