Śmierć i oczekiwanie - rozważanie na Adwent

(Fot. sxc.hu)
Gustave Martelet

Śmierć opanowała dziś całe pole ludzkiej świadomości. „Być albo nie być" dawniej było przedmiotem wyboru. Formuła ta odtąd przywdziewa maskę absurdu. Już nie „być albo nie być", ale: „być i nie być", lub jeszcze lepiej: „być, aby już nigdy nie być"! Jest to wielkie nieszczęście, które sprawia, że tak trudno jest mówić dobrze o człowieku. Nie mogąc mówić, można by przynajmniej coś robić dla człowieka.

Jakże trudno jest dobrze mówić o ludziach, dobrze mówić o człowieku!

Siła jest dziwów, lecz nad wszystkie sięga

Dziwy człowieka potęga.

Bo on prze śmiało poza sine morze,

Gdy toń się wzdyma i kłębi,

I z roku na rok swym lemieszem porze

Matkę ziemicę do głębi.

Lotny ród ptaków i stepu zwierzęta I dzieci fali usidla on w pęta...

Wynalazł mowę i myśli dał skrzydła,

I życie ujął w porządku prawidła,

Od mroźnych wichrów na deszcze i gromy

Zbudował sobie schroniska i domy,

Na wszystko z radą on gotów.

Lecz choćby śmiało patrzał w wiek daleki,

Choć ma na bóle i cierpienia leki,

Śmierci nie ujdzie on grotów.

Sofokles, Antygona, (tł. K. Morawski)

Tak śpiewa Sofokles w chórze Antygony, który odpowiednio skróciliśmy, uznając tutaj za istotne nie cytowanie dosłowne, lecz przypomnienie głosu podziwu wielkiego greckiego tragika.

O kilka kroków od Aten, w Izraelu, widzimy podobne zdumienie nad wielkością człowieka. Zdumienie łączy się tu z adoracją Boga, która nie niweczy zachwytu człowiekiem, a raczej go potęguje.

Gdy patrzę na Twe niebo, dzieło Twych palców,

księżyc i gwiazdy, któreś Ty utwierdził:

Czym jest człowiek, że o nim pamiętasz,

i czym - syn człowieczy, że nim się zajmujesz?

Uczyniłeś go niewiele mniejszym od istot niebieskich,

chwałą i czcią go uwieńczyłeś.

Obdarzyłeś go władzą nad dziełami rąk Twoich;

złożyłeś wszystko pod jego stopy:

owce i bydło wszelakie,

a nadto i polne stada,

ptactwo powietrzne oraz ryby morskie,

wszystko, co szlaki mórz przemierza.

O Panie, nasz Panie,

jak przedziwne Twe imię po wszystkiej ziemi! (Ps 8).

Pascal czuje się zaniepokojony we wszechświecie, w którym jego poprzednicy żyli dotąd bez trwogi. „Czymże jest człowiek w przyrodzie? - pyta z niepokojem. - Nicością wobec nieskończoności, wszystkim wobec nicości, pośrodku między niczym a wszystkim. Jest nieskończenie oddalony od rozumienia ostateczności; cel rzeczy i ich początki są dlań na zawsze ukryte w nieprzeniknionej tajemnicy; równie niezdolny jest dojrzeć nicość, z której go wyrwano, jak i nieskończoność, w której go pogrążono". „Gdyby człowiek zaczął od zgłębiania siebie, spostrzegłby, jak bardzo jest niezdolny przejść tę granicę", przykuty do miejsca przez swój strach i przez swoją nędzę.

Chyba że, podobnie jak święty Grzegorz z Nyssy, w zdumiewającym fakcie, że człowiek jest stworzony na obraz Boga, znajdzie odpowiedź na zagadkę, jaką stanowi sam dla siebie.

„Jeżeli wiemy -tłumaczy wielki doktor kapadocki z IV wieku - że jednym z przymiotów natury Boskiej jest jej niepojętość, zatem obraz również w tym względzie powinien być podobny do swego modelu. Jeżeli natura obrazu mogłaby być pojęta, podczas gdy model jest ponad naszym pojmowaniem, ta różnica mówiłaby o klęsce obrazu. A ponieważ my nie dochodzimy do poznania natury naszego ducha, obrazu Tego, który go stwarza, to z tego wynika, że posiada on w sobie prawdziwe podobieństwo do Tego, od którego zależy, i że dzięki tajemnicy, jaka w nim jest, nosi odbicie Tego, który prawdziwie jest niepojęty. Wszystko zatem jest w porządku.

Tyle zachwytów, tyle spokojnej pewności - zdaje się, że utraciliśmy już to wszystko. Wydaje się, że nawet sam Pascal nie poszedł zbyt daleko w swoim zadziwieniu.

 

Ogrom prac, namiętności i cierpień człowieka, ogrom jego geniuszu i jego okrucieństw przeszedł wszelką miarę, podobnie jak się to stało również z jego całym światem, który nie tylko jest nieskończony, ale w dodatku jest w stanie ekspansji w tej nieskończoności. Człowiek jest obecnie w posiadaniu takiej wiedzy, która nazbyt przekracza to, co rzeczywiście wie o sobie samym, oraz to, co może uczynić dla siebie samego. Człowiek waha się więc mówić o sobie. Czyż niektórzy nie utrzymują, że człowiek nie istnieje, już nie istnieje lub, prawdę mówiąc, nie istniał nigdy?

Rozprawiać o człowieku i definiować człowieczeństwo byłoby jakimś złudzeniem klasowym, kulturalną uprzejmością, schlebiającym błędem Kościoła czy salonu. Wynaleziono to słowo na skutek niewiedzy właściwej zamierzchłym czasom. Człowiek jest czystym wynikiem, przecięciem się dróg, które zmierzają ze wszystkich stron i prowadzą donikąd. Nie jest on ani podmiotem, ani sensem. Jego powołanie zawiera w sobie ułudę; jego czas to długość trwania jego rozczarowań, zawodów osobistych i społecznych. Można próbować mówić o tym, jak on funkcjonuje, ale nie o tym, co on oznacza. Człowiek jest bez racji, która by go wyjaśniała, bez żadnego odniesienia, którego by się trzymał i - aby powiedzieć już wszystko - bez wartości i bez imienia. Po zmierzchu bogów rozpoczął się zmierzch ludzi.

Rozpacz, która inspiruje podobne wypowiedzi, rodzi się z alternatywy, w którą wchłonięty jest człowiek. Lévi-Strauss powtarza ją za Hamletem i jeszcze ją rozwija: „Nie dane jest człowiekowi wybierać między być i nie być. Człowiek jest osaczony między dwoma biegunami: jest bytem i niebytem zarazem. Musi „przyjąć dwie przeciwstawne oczywistości, których zderzenie wprawia w ruch jego myśl". Jest to z jednej strony owa „rzeczywistość bytu, której człowiek doświadcza w głębi samego siebie, jako jedynie zdolna nadać rację i sens jego codziennym poczynaniom, jego życiu moralnemu i uczuciowemu, jego wyborom politycznym, jego zaangażowaniu w świat społeczny i naturalny, jego praktycznym przedsięwzięciom i naukowym zdobyczom".

Lecz z drugiej strony jest też owa rzeczywistość niebytu, oczywistość, której człowiek nie może uniknąć, ponieważ tak jak „pewne jest, że nie był kiedyś obecny na ziemi", tak pewne jest również, że nie będzie na niej zawsze. Znaczy to, „że wraz z nieuchronnym zniknięciem z powierzchni planety, która także została skazana na śmierć, jego prace, trudy, radości, nadzieje i jego dzieła okażą się takie, jakby ich nigdy nie było".

Jesteśmy teraz dalecy od entuzjazmu Sofoklesa i Psalmisty, dalecy także od pewności Grzegorza z Nyssy, dotyczącej Bożej głębi naszego ducha. Pascal także pozostał w tyle w swym olśnieniu. Śmierć opanowała całe pole ludzkiej świadomości. „Być albo nie być" dawniej było przedmiotem wyboru. Formuła ta odtąd przywdziewa maskę absurdu. Już nie „być albo nie być", ale: „być i nie być", lub jeszcze lepiej: „być, aby już nigdy nie być"! Jest to wielkie nieszczęście, które sprawia, że tak trudno jest mówić dobrze o człowieku. Nie mogąc mówić, można by przynajmniej coś robić dla człowieka.

Polityka zwłaszcza, która scala w sobie tyle projektów, tyle wysiłków i tyle praw ludzkich, znajduje tutaj najdoskonalszy ze swoich celów: trzeba służyć człowiekowi, trzeba pomóc w jego tworzeniu się, trzeba organizować godniejszy dlań świat... Oto dlaczego ten, który poświęca się jej w całej prawdzie, nie może nie dostrzegać, że polityka pozostaje zamknięta, jak każda inna działalność ludzka, jak każda inna postać miłości, w tych samych granicach, w których rodzi się ostateczna beznadziejność śmierci. Nie wypierając się więc żadnej ludzkiej powinności, z miłości do człowieka, należy sięgać dalej niż on, głębiej niż wypowiedzi Hamleta, Lenina czy Lévi-Straussa.

Czyż Chrystus, tajemnicza i centralna postać świata, a zatem postać, której nie wolno stracić z pola widzenia, nie objawił w swej Osobie modelu życia, który całkowicie uwalnia od strachu przed niebytem? Czyż nie ma w Nim Życia, które niszczy naszą śmierć? Gdyby tak można było, na przełomie tysiącleci, pokazać człowiekowi, co oznacza naprawdę taka nadzieja! Być może taka jest dla współczesnego chrześcijanina najwyższa stawka w doborze właściwego języka: umieć mówić o Chrystusie w całej ludzkiej prawdzie i pokazywać, jak oświecony zostaje nią człowiek w swej wielkości i w swej nędzy, nie usuwając jednak nigdy niczego z autentyzmu czy to Chrystusa, czy człowieka.

Oczywiście, żeby tak mówić, trzeba niezwykłego daru, ponieważ człowiek stał się złożony i wielopostaciowy. Należy jednak próbować to robić. Jeśli coś samo się narzuca, musi być możliwe !

Mówiąc o człowieku, trzeba widzieć go w świetle, w którym świat, życie i śmierć smagają go bezlitośnie i nieubłaganie wyciskają na nim swe piętno. Nie ma żadnej wątpliwości, że to właśnie w swoim ciele człowiek jawi się taki, jaki rzeczywiście jest dla siebie i dla świata. Wydaje się nam, że w takiej fizycznej rzeczywistości, którą z pokorą ponownie odkrywamy, powinno się odszyfrować jak w otwartej księdze człowieczy los. Należy jednak rozpocząć od samych podstaw i nigdy nie stracić z oczu ludzkiej cielesności, tej nici przewodniej, która łącząc człowieka ze światem i z innymi ludźmi, łączy go z nim samym i odnosi go do Boga.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Śmierć i oczekiwanie - rozważanie na Adwent
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.