Bierzmowanie - pożegnanie z Kościołem?

(fot. shutterstock.com)
Ks. Piotr Gąsior / "Przewodnik katolicki"

Po każdym kolejnym bierzmowaniu Kościół w Polsce powiększa się o oddziały żołnierzy do zadań specjalnych czy o nowych dezerterów?

- Czy nie dałoby się coś zrobić z tym bierzmowaniem mojego syna? Naprawdę nie moglibyśmy tego jakoś "załatwić"? Chodzi o chłopaka, który mówił w domu, że wychodzi do parafii na spotkanie przed bierzmowaniem, ale jakoś nigdy tam nie dochodził. Teraz zakłopotany ojciec stawia przed księdzem korupcyjną propozycję i w odpowiedzi słyszy: - Czy naprawdę chce pan zniszczyć swojego syna? Przecież to będzie zwykłe antyświadectwo. Chyba byłoby lepiej, żeby chłopak przystąpił do tego sakramentu w późniejszym terminie, niż miałby do końca życia w pamięci niehonorowe zachowanie własnego ojca. - Ja tego nie wezmę na swoje sumienie - mówi katecheta - a pan?

Rodzice czy gorszyciele?

Zainteresowanie życiem religijnym swoich dorastających dzieci jest u rodziców bardzo różne. Dobrze, gdy w ogóle jest jakiekolwiek. Zdarza się bowiem, że rodzice troskę o kontakt swojej pociechy z Bogiem i Kościołem zakończyli na obrzędzie I Komunii św. Jakże to smutne, kiedy podczas bierzmowania nie tylko nie przystępują do Eucharystii w intencji dziecka, ale są po prostu nieobecni.
Jak to możliwe? Przyczyn takich sytuacji trzeba szukać wiele lat wstecz. Skoro obecnie - praktycznie rzecz biorąc - można udzielać chrztu niemal każdemu, to znaczy, że jesteśmy aż tak naiwni czy aż tak ufni wierząc, że jakimś cudem ochrzczone niemowlę i tak w przyszłości stanie się dojrzałym chrześcijaninem. Lata mijają, a w domach, gdzie nie ma żywej wiary, dzieci bezpowrotnie tracą najpiękniejszy czas doświadczenia religijności szczerej, ciepłej i bez cienia wątpliwości. Potem przychodzi I Komunia, która siłą społecznego zwyczaju wdraża te ciągle jeszcze niewiniątka w życie wspólnoty parafialnej. Cóż jednak z tego, jeśli po następnych paru latach nastolatek potrafi powiedzieć: "Ja się ani o chrzest, ani o Komunię nie prosiłem. Moi "starzy" zrobili ze mną coś, w co sami nie wierzą! A teraz radzą mi, żebym jeszcze sobie zaliczył bierzmowanie, bo ponoć może mi się przydać…".

Nie szafować "w ciemno"

Coraz częściej słyszę opinie moich konfratrów: - Przecież my w szkołach gimnazjalnych i liceach mamy na katechezach ludzi niewierzących. Księża proboszczowie, którzy jako pierwsi są w parafiach odpowiedzialni za przekaz wiary i udzielanie sakramentów świętych, stają przed nie lada problemem, czy wolno taką młodzież dopuścić do sakramentu dojrzałości. Ów dylemat wzmacnia sam biskup, który właśnie w oparciu o ich publiczną opinię tego sakramentu udziela. Niektórzy próbują sobie tłumaczyć, iż bierzmowanie jest dopiero zadatkiem na dojrzałość. Inni odpowiadają, że owszem, ale nawet zadatkiem nie należy szafować "w ciemno".
Spróbujmy zatem - oto jedna z propozycji - przynajmniej przesunąć granicę wieku przystępowania do bierzmowania. Niechaj to będzie klasa druga szkoły ponadgimnazjalnej. Młodzież jest wówczas poważniejsza. Nie zaprząta sobie jeszcze głowy egzaminami końcowymi. A czas klasy pierwszej byłby wystarczający do odbycia stosownego przygotowania. Zresztą w tym przygotowaniu chyba najważniejsze jest pogłębienie albo przynajmniej ponowne nawiązanie kontaktu z Panem Jezusem. Bo w przypadku niektórych ścieżka do kościoła już dość mocno zarosła. Młodzi chodzą wprawdzie na lekcje religii, ale o modlitwie i spowiedzi ani widu, ani słychu. Zwłaszcza gdy nie mają dobrego wzorca w swoich rodzinach.

Bierzmowanie jest cool

DEON.PL POLECA

Sytuacja kryzysowa, jaką widzimy w podejściu do bierzmowania, wymaga konkretnych działań. Najpierw rodzice muszą zrobić sobie porządny rachunek sumienia, odpowiadając na pytanie: Czy my swoją postawą wobec Boga i Kościoła własnych dzieci nie gorszymy? Ze strony duszpasterzy potrzeba konsekwentnej formacji właśnie dla dorosłych. Bez tego katechizacja szkolna zamieni się wkrótce w "bój o przetrwanie". Dla młodych ludzi Kościół musi zacząć się jawić bardziej jako wspólnota, na którą również oni mają swym życiem wpływ, niźli tylko jako instytucja. I to naprawdę da się zrobić. Pamiętam, jak jeden z uczniów dał przykład swojemu własnemu ojcu, zachęcając go do odnowienia życia z Bogiem i uczestnictwa w niedzielnej Mszy św. Po takim świadectwie nie miałem wątpliwości, że mam przed sobą młodzieńca gotowego do złożenia przysięgi obrony i życia wedle naszej wiary.
Z pustego nawet Salomon nie naleje, dlatego uważam, iż tzw. kurs przed bierzmowaniem winien mieć charakter w najwyższym stopniu przeżyciowy. Same karteczki do spowiedzi na pierwsze piątki to za mało. Dobrze byłoby też, gdyby wsparciem dla rodziców i księży byli inni młodzi ludzie, którzy mają entuzjazm Ducha Świętego. Słowa pouczają, ale dopiero żywy przykład pociąga. Bierzmowanie musi stać się w opinii społecznej trendy. Ono nie może funkcjonować jako coś "na wszelki wypadek".
Natomiast odnosząc się do powtarzanego sloganu, że bierzmowanie w przypadku niektórych osób to nic innego, jak oficjalne pożegnanie z Kościołem, śmiem powiedzieć, iż się z tym nie zgadzam. Albowiem jak można mówić o młodych ludziach, że się z Kościołem żegnają, skoro oni się z nim nawet jeszcze nie zdążyli dobrze przywitać? Bo gdyby się przywitali i wspólnotę Kościoła jak swą własną matkę pokochali, to by jej za żadne skarby nie porzucili.

PS Opisana na wstępie sytuacja zakończyła się dla wszystkich szczęśliwie. Młody ksiądz znalazł zrozumienie i poparcie u swego proboszcza. Sprawa nie musiała też trafić do kurii, gdyż ojciec okazał się być człowiekiem refleksyjnym. Po zastanowieniu przyznał rację katechecie, a potem osobiście dopilnował, by syn na poważnie potraktował bierzmowanie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Bierzmowanie - pożegnanie z Kościołem?
Komentarze (15)
24 maja 2010, 12:02
Jurku, nie rozumiem. Dla Twojego dobrego samopoczucia powinienem napisać laurkę, jak to ubogaciło mnie bierzmowanie i jak mocno rozwinęło moją wiarę, chociaż tak nie było? Albo udawać, że było super, żeby potwierdzić Twoje tezy? A może to, że bierzmowanie w żaden sposób nie wpłynęło na moje duchowe życie to tylko moja subiektywna opinia, a Ty - opierając się na tym, co o bierzmowaniu naucza Kościół - lepiej ode mnie wiesz, że tak naprawdę jednak przysłużyło się mojej wierze i ją umocniło (bo tak przecież w idealnym świecie bierzmowanie ma działać). Hm? Gdzie tu widzisz problem? Ja nie pisałem, że bierzmowanie jest złe, pisałem tylko, że dla mnie osobiście nie miało i nie ma dotąd żadnego duchowego znaczenia.
Jurek
24 maja 2010, 10:26
Z mojego bierzmowania pamiętam tylko piękną pogodę i użeranie się z nowomową formułek, które trzeba było wkuć na blachę przed dopuszczeniem do uroczystości. Byłem wtedy mocno wierzący (służba liturgiczna, na mszy kilka razy w tygodniu) i bierzmowanie wydawało mi się czymś w rodzaju kwiatka do korzucha - niespecjalnie potrzebne, nawet zbyteczne, nadprogramowe, bardziej forma niż treść. Po latach nie zostało z niego nic. Gdyby sprawdzali moją obecność w kościele czytnikiem linii papilarnych, jak to się już teraz w Polsce robi, wydaje się, że bierzmowanie przestałoby mieć już jakiekolwiek duchowe znaczenie dla mnie. Przykry obowiązek i nic nie wnoszący formalizm. A żywa wiara gdzieś poza gadaniem biskupa, formułkami katechety i napuszoną obrzędowością. bracie_robot sam wydałeś o sobie świadectwo. Ale teraz nie dziwią Twoje posty. To teraz spróbuj przypomnieć sobie po co tak naprawdę chodziłeś kilka razy w tygodniu na mszę św, po co wykonywałeś posługę ministrancką. Ja od siódmego roku zycia do 25 (studia) czynnie uczestniczyłem w posłudze liturgicznej i mam zgoła inne doświadczenia.
Jadwiga Krywult
24 maja 2010, 09:57
za czasów komuny każdy mógł sie ochrzciś, bierzmowac, Kości,ól nie stawiał zadnych wymagań. wyrosli z tego ludzie bez podstaw wiary. Mylisz się, ludzie którzy chodzili na lekcje religii przed 1989 r. robili to świadomie, z własnego wyboru. Ci ludzie prosili księży o odprawianie Mszy św. w strajkujących zakładach w 1980 r. Piszesz: 'każdy mógł się ochrzcić'. Jeżeli chciał ochrzcić dziecko milicjant lub zawodowy wojskowy, to musiał zrobić to po kryjomu, bo groziła mu za chrzest dziecka utrata pracy. Rodzice dzisiaj bierzmowanych to w niektórych przypadkach są ludzie bierzmowani już po 1989 r. (a rodzice dzieci pierwszokomujnych to pewnie juz w większości bierzmowani po 1989r.).
24 maja 2010, 09:01
kożucha, rany... ;)
24 maja 2010, 09:00
Z mojego bierzmowania pamiętam tylko piękną pogodę i użeranie się z nowomową formułek, które trzeba było wkuć na blachę przed dopuszczeniem do uroczystości. Byłem wtedy mocno wierzący (służba liturgiczna, na mszy kilka razy w tygodniu) i bierzmowanie wydawało mi się czymś w rodzaju kwiatka do korzucha - niespecjalnie potrzebne, nawet zbyteczne, nadprogramowe, bardziej forma niż treść. Po latach nie zostało z niego nic. Gdyby sprawdzali moją obecność w kościele czytnikiem linii papilarnych, jak to się już teraz w Polsce robi, wydaje się, że bierzmowanie przestałoby mieć już jakiekolwiek duchowe znaczenie dla mnie. Przykry obowiązek i nic nie wnoszący formalizm. A żywa wiara gdzieś poza gadaniem biskupa, formułkami katechety i napuszoną obrzędowością.
Z
zpm
23 maja 2010, 17:30
Przygotowanie do bierzmowania może mieć sens: <a href="http://bierzmowanie.natan.pl">http://bierzmowanie.natan.pl</a>
Z
zpm
23 maja 2010, 17:29
Nie bez powodu lewicowe rządy nie usuwały lekcji religii, chociaż mogły to zrobić bez wysiłku, zwyczajnym rozporządzeniem ministra oświaty - tak samo, jak zostały one wprowadzone. Otóż nie tak prosto. Religia w szkole zagwarantowana jest w konkordacie - umowa miedzynarodowa
M
Mattijjah
23 maja 2010, 13:11
z tymi pieśniami, nie do końca się zgodzę... zauważ, że prawdziwą furorę robi wydany przez Dominikański Ośrodek Liturgiczny śpiewnik "Niepojęta Trójco". Pieśni w nim zawarte, choć niespecjalnie łatwe, są śpiewane w Kościołach, zwłaszcza u Dominikanów i w wielu przypadkach stanowi to pewną "przynętę" (która ściąga do kościoła dodatkowe tłumy wiernych). To prawda, że może część z nich przychodzi bardziej dla wrażeń estetycznych niż duchowych, ale spotkałem się z wieloma opiniami, że pieśni z wspomnianego wcześniej śpiewnika pomagają się modlić i wytwarzają niesamowitą atmosferę na Mszy...
W
Waldek
23 maja 2010, 08:38
Czy ktoś to czyta? Czy któryś z odpowiedzialnych za katechezę (z hierarchii) się tym zainteresuje? Dzisiaj w dzien Zesłania Ducha świętego to chyba dobre pytanie: Czy ktoś jeszcze che iść za Jego tchnieniem? Czy też może za liczbą i kasą jaką trzeba zdobyć dla biskupa czy dla siebie (bo np. trzeba wyjechać z plebanii nowym autem)? Duchu Święty prowadź nas Twoimi drogami, daj nam nowe spojrzenie na otaczającą nas rzeczywistość, byśmy radośni Twoją obecnością nieśli dobrą nowinę i kochali.
TM
to musi byc prawdziwe
23 maja 2010, 06:22
bo katecheza to nie odbebnianie tematu. wbrew pozorm religia to niełatwy przedmiot. młodziez trzeba zaprowadzic do Boga. to, że rodzice prezentują rózne postawy... no cóż, za czasów komuny każdy mógł sie ochrzciś, bierzmowac, Kości,ól nie stawiał zadnych wymagań. wyrosli z tego ludzie bez podstaw wiary. takie były czasy, nie nam to oceniac, ale trzeba przyjrzeć sie skutkom. rodzice w większości nie chodza do kościoła. traktują religie jak bajkę  -a tak nie powinno być. Bóg to nie mit. Bóg jest istotą realną i wszechmogącą - chociaz nam trudno to zrozumiec. może inaczej trzeba mówic do ludzi? może system nauki religii jest zły? może to nie trafia? a może uczyć przez przykład - większość młodzieży gra w gry komputerowe - można im wyjasnic istnienie Boga na przykładzie gry "the Sims". postaciom tej gry dana jest duza swboda- moga robić co chcą - choć wielokrotnie pogarszają swoją sytuacje. nie doświadczaja ingerencji człowieka, wogóle nie sa świadomi jego istnienia. choc przecież nie można zaprzeczyc , że grający w tę gre człowiek istnieje i ma bardzo duży wpływ na zycie Simów. msze bitowe sa jakims otwarciem sie na czlowieka i jego nowy odbiór. oczywiście nie wolno przesadzić, to nie może być koncert. jednak piesni sprzed wieków tez nie są odpowiednie (może czasami z okazji jakiegoś swieta). ludzie powinni spiewać. jak maja spiewać w starym języku? pieśń jest modlitwą - kto śpiewa modli się 2 razy.
M
Mattijjah
23 maja 2010, 00:42
A kiedy co po niektórzy w Kościele zrozumieją, że jedynym, co mogą dać młodym ludziom jest Bóg? To fajnie, że Kościół nie boi się korzystać z mediów, z netu, nowoczesnych form przekazu jak facebook czy twitter... ale kiedy widzę, jak czasem kapłani robią z siebie pajaców i próbują sprzedać "Cool-Kościół" to mnie trafia... Ludzie, chcecie doprowadzić do takiego absurdu jak w Austrii, gdzie Msze to koncerty techno?!  Nie tędy droga! Sam jestem młody (25 lat) i to co mnie "chwyciło" to przede wszystkim doświadczenie Boga... Że jest to Ktoś bliski, Ktoś obecny przy nas cały czas... Niesamowicie piękne, staranne liturgie, rekolekcje jak np. SKB - moim, zdaniem to jest to, co powinno być propagowane - bo sam zauważyłem, że wielu ludzi w moim wieku, ma pragnienie przeżycia czegoś głębszego, czegoś co może im z powodzeniem dać tylko Bóg przez posługę Kościoła - a tym czasem, kiedy przychodzą do tego Kościoła, to widzą przegięcia w stylu "Bóg jest cool" itd. itp. albo kapłana, który mówi o radości życia w Bogu, choć sam jest smutny itd... Dlaczego taką popularność zyskują różne medytacje wschodnie czy inne pseudo mistyczne wynalazki, skoro w Kościele jest ich niesamowite Bogactwo - dlaczego Kościół nie umie tego pokazać młodym.... jak długo to się nie zmieni, to nie ma się co dziwić, że będzie odpływ... Poza tym co do bierzmowania: w czym problem zrobić wyłącznie dla chętnych? Niech idzie np. tylko 10 osób na rocznik, zamiast 300... ale niech idą świadomie... Lepszych 10 świadomych, niż 300 letnich....
K
Katarzytna
22 maja 2010, 23:26
Jestem nauczycielem w szkole katolickiej (salezjanskiej).Potwierdzam, że w niektórych sytuacjach Kościół odpuszcza katechizację.Nasz Ksiądz katecheta stawia 5 i 6 na życzenie uczniów-i ogólne róbta co chceta!
W
Waldek
22 maja 2010, 22:49
Katechizuję już kilkanaście lat. Motyw bierzmowania wraca co roku. WYprówamy sobie żyły, by zajęcia były ciekawe, zawsze aktualne i z korzyścią dla gimnazjalistów, ale ... no właśnie, jest pewne "ale". Katecheza w skzole została opuszczona przez Kosciół, mocne słowa - wiem, jednak użyłem tu Kościół w sensie hierachii, duchowienstwa. Przykłady? Swego czasu pracował z nami ksiądz częsciej go w pracy nie było niż był. Powody? Czasem żenujące - jak choćby "pobożna" wycieczka do Rzymu czy Ziemi Świętej. Już o podejściu do katechezy nie wspominam. Inny przykład? Prosze, z tego roku: proboszcz podopuszczał dzieciaki, które nie uczestniczyły w żadnym przygotowaniu w spotkaniach przy parafii, no to można jeszcze znieść, ale także nie chodzących na religię w szkole! Dlaczego? Żeby pokazać, że może(!). Do dzisiaj się gniewa na katechetów gimnazjum, za zwrócenie uwagi, że tak się nie robi(!). Najgorsze, że widzą to inni uczniowie i pytają "dlaczego?", "po co się starać, jak i tak się da inaczej?" Wielu mówi to nie sprawiedliwe!" i ... mają rację. Inna sprawa to postawa rodziców, kilka lat temu w naszej parafii proboszcz "postawił się rodzicom", ale zrzucił całą odpowiedzialność na katechetkę, na którą później rzucili (dosłownie!) się rozjuszeni "sprawiedliwi rodzice". Skutek? Ich dziatki poszły do bierzmowania z innymi. Dając świadectwo swej dojrzałości bawiąc się telefonami komórkowymi w trakcie mszy z bierzmowaniem. Porażka, żal i rozgoryczenie, Kościół traci kolejną okazję do oczyszczenia i umocnienia swoich szeregów. Nie liczy się ilość ale jakość i dojrzałość. Tyle w temacie bo mnie trafi... z Bogiem
ŚN
świadectwo nastolatki
22 maja 2010, 20:45
Świadectwo nastolatki <a href="http://www.bosko.pl/credensik/?art=1084">http://www.bosko.pl/credensik/?art=1084</a>
jazmig jazmig
22 maja 2010, 20:36
Chrzcić należy każdego, kto o to poprosi lub w jego imieniu poproszą rodzice. Tak było w PRL i Kościół na tym nie stracił. Nikt nie jest prorokiem i nie wie, co będzie za kilkanaście lat, czy ochrczone dziecko będzie aktywnym katolikiem, czy tylko ochrzczonym. Odmowa chcrztu zwiększa szansę, że to dziecko nie będzie chrześcijaninem. Problemy z młodzieżą polegają na tym, że w szkołach jest katecheza i młodzież traktuje lekcje religii jak pozostałe przedmioty. Wprowadzenie katechezy do szkół było złym posunięciem i teraz ponosimy tego skutki. Nie bez powodu lewicowe rządy nie usuwały lekcji religii, chociaż mogły to zrobić bez wysiłku, zwyczajnym rozporządzeniem ministra oświaty - tak samo, jak zostały one wprowadzone. Nie można zwalać na probloszcza odpowiedzialność za to, co się dzieje w szkołach poza jego zasięgiem, a dotyczy to wielu gimnazjów i szkół średnich. Skoro tam przeniesiono katechizację, to jak proboszcz ma odpowiadać za jej skutki? Jedyne wyjście, to rezygnacja z kateechezy w gimnazjach i szkołach średnich, w podstawówkach może pozostać, to te mają jakiś związek z lokalną parafią.