Być księdzem - pytania o motywacje

(fot. danielkedinger/f;iclr.c0m)
ks. Artur Stopka / "Przewodnik Katolicki"

„To efekt beatyfikacji ks. Jerzego?” – zastanawiała się we wrześniu ubiegłego roku Ewa K. Czaczkowska na łamach „Rzeczpospolitej”, informując, że: „Do wielu seminariów wstąpiło więcej kleryków niż w latach poprzednich”.

Jakiś internauta skomentował tę wiadomość następująco: „Ciekawe, czy wpływ na motywacje kleryków i zwiększenie ich liczby mają powody religijne, czy raczej kryzys na rynku pracy? Delikatnie obstawiam tę drugą możliwość”. Swego sceptycyzmu (a może realizmu?) nie pozostawił bez uzasadnienia: „W sumie mają zapewnioną stabilną pracę, etat nauczycielski w szkole, inne dochody, służbowe mieszkanie i w niektórych środowiskach prestiż, a w czasach kiedy ukończenie studiów wyższych nie gwarantuje niczego, to dużo dostają”...

Błąd w rytuale

Informacje o spadku, a nawet kryzysie powołań duchownych w Polsce stały się od pewnego czasu swoistym rytuałem w mediach. Błąd większości tego typu materiałów dziennikarskich polega na tym, że zatrzymują się one jedynie na liczbie wstępujących na pierwszy rok do seminariów diecezjalnych oraz do zakonów. Tak jakby autorzy nie zdawali sobie sprawy z faktu, że do końca formacji dotrwa jedynie część (niejednokrotnie mniejsza niż 50 proc.) z tych, którzy ją podjęli. Nic w tym nadzwyczajnego. Tak było, jest i będzie zawsze.

Niedawno w dwóch polskich tygodnikach opinii („Uważam Rze” i „Wprost”) równocześnie ukazały się obszerne artykuły poświęcone polskim seminariom duchownym. Jeden był po prostu relacją ze zorganizowanej akcji „Zostań klerykiem na 48 godzin”. Drugi był oparty na relacji byłego alumna innego seminarium. Obydwa teksty, chociaż pisane z zupełnie innych pozycji, przyniosły obraz miejsca przygotowania do kapłaństwa dla mnie osobiście odpychający i zniechęcający. Żaden też nie próbował zgłębić motywacji, którymi kierują się dzisiaj młodzi ludzie wstępujący w progi takich właśnie instytucji.

Ważniejsi od Boga

W styczniu 2009 r. na łamach „Tygodnika Powszechnego” pojawił się podpisany pseudonimem tekst praktyka na temat wykorzystywania psychologii w formacji kleryków. Moją uwagę zwróciły w nim dwa zdania: „Pytania o motywacje ucinali: «Mam powołanie i już» lub «O tym rozmawiam tylko z ojcem duchowym». Ich reakcje bywały zadziwiająco podobne”.

Gdy po ponad dwóch latach znów czytałem ten artykuł, przypomniała mi się rozmowa sprzed kilku tygodni z alumnem trzeciego roku, który właśnie natrafił na pewne „zahamowania” w swej drodze do kapłaństwa. Nie został dopuszczony do jednej z posług. Inteligentny chłopak zrobił mi nadzwyczaj racjonalny wykład na temat konieczności „dostosowania” się do seminaryjnego „szablonu”, a zwłaszcza „udawania” przed przełożonymi kogoś innego, niż się jest w rzeczywistości, po to, aby podjęli korzystną dla kandydata do kapłaństwa decyzję. Mówił, że sam tego dotychczas nie robił, ale teraz ma nauczkę, bo koledzy, którzy już od dawna prowadzą „podwójne życie”, nie mają żadnych kłopotów, a on ma. „Chcesz powiedzieć, że w seminarium przełożeni są ważniejsi od Boga?” – zapytałem. „W takich sprawach tak” – odpowiedział zdecydowanie. Zszokowany rzuciłem: „Słuchaj, ty się starasz o fajną robotę w dochodowej korporacji czy chcesz służyć Bogu jako ksiądz w Kościele?”. „A to dobre pytanie” – odrzekł po chwili milczenia. I dodał: „O to mnie jeszcze nikt nie zapytał”.

Smutna diagnoza

Pytanie o motywacje, którymi kierują się wstępujący do seminariów duchownych lub do zgromadzeń, jest niesłychanie ważne w każdym okresie. Myślę, że brzmi ono między innymi w wypowiedzi rektora krakowskiego seminarium, ks. Grzegorza Rysia, który podkreślając, że eksplozja powołań w minionych dziesięcioleciach była wynikiem pontyfikatu Jana Pawła II, dodaje: „Powinniśmy zadać sobie pytanie, jak tę obfitość wykorzystaliśmy”.

Na stronie salwatoriańskiego Centrum Formacji Duchowej wśród materiałów dotyczących „Szkoły Wychowawców WSD” można znaleźć konstatację: „W pokoleniu, które rozpoczyna dziś swoją seminaryjną drogę, można zauważyć pewne przejawy zmian mentalności takie, jak: indywidualizm, trudność do wchodzenia w relacje międzyosobowe, niedojrzałość emocjonalną, które utrudniają realizację przedstawionego ideału życia kapłańskiego”. Dalej diagnoza jest jeszcze ostrzejsza i... smutniejsza. Mówi o często nieuświadomionych problemach, które przynoszą alumni ze swych rodzin i środowisk. W tym kontekście wielokrotnie i na różne sposoby stawiane pytanie o motywacje wydaje się niezbędnym elementem formacji.

Dlaczego i po co?

W badaniu motywów kandydatów do kapłaństwa chodzi przede wszystkim o dwa aspekty. Po pierwsze, o rzetelną i uczciwą odpowiedź na pytanie: „Dlaczego?”. Zarówno w odniesieniu do samego wstąpienia w progi seminaryjne czy zakonne, jak i w odniesieniu do wyboru konkretnego sposobu życia. Jest to pytanie kierujące uwagę w przeszłość kandydata do kapłaństwa lub zakonu. Po drugie, chodzi o odważne sformułowanie odpowiedzi na pytanie: „Po co?”. To pytanie wybiegające w swej istocie daleko w przyszłość, to pytanie o cele, które człowiek wkraczający do seminarium lub przekraczający klasztorną furtę sobie stawia.

Ks. prof. Sławomir Zaręba, socjolog religii, w wywiadzie udzielonym w portalowi Wirtualna Polska tuż przed beatyfikacją Jana Pawła II, powiedział: „Kościół powinien wychodzić z atrakcyjną ofertą zwłaszcza do młodych ludzi. Do pracy z młodzieżą trzeba kierować odpowiednio przygotowanych duszpasterzy, nowoczesnych, «na topie», ale i świadków wiary, pełnych charyzmy. Obecnie trzeba korzystać z nowych technologii, iść z postępem, ale jednocześnie Kościół nie może się sprzeniewierzać twardym zasadom. To nie jest prosta misja. Młodzież potrzebuje przeżyć i przygód. Kontakt z Kościołem dostarcza głębokich przeżyć, może to być także przygoda. Jan Paweł II potrafił młodzież zachęcić i zachwycić. Takich właśnie osobowości wciąż potrzebuje Kościół”. Można powiedzieć, że udało mu się całkiem dobrze doprecyzować ważny fragment „zamówienia” na przyszłych księży i członków zakonów.

Rzecz w tym, że trzeba pytać, na ile ludzie twierdzący dzisiaj, że odpowiadają na Boże powołanie, chcą też odpowiedzieć na tak przedstawiane „zapotrzebowanie”.

Tu się dowiem

Gdy wstępowałem do seminarium, na pytanie przełożonego, czy mam powołanie, odpowiedziałem: „Nie wiem. Mam nadzieję, że tu się tego dowiem”. W książce Krzywda i przebaczenie autorstwa ks. Tadeusza Huka i Anny Foltańskiej można przeczytać, że jednym z ważnych celów rekolekcji seminaryjnych jest wyjaśnianie, oczyszczanie i pogłębianie zasadniczych motywacji, z powodu których kleryk dąży do kapłaństwa. Myślę, że o to chodzi w całej formacji seminaryjnej czy zakonnej, nie tylko w rekolekcjach.

*

LICZBA SEMINARZYSTÓW diecezjalnych i zakonnych w Polsce w wybranych latach:

1978 r. – 5327

1980 r. – 6101

1988 r. – 8457

1994 r. – 7180

2000 r. – 6812

2004 r. – 7465

Na koniec 2010 r. było 6017 alumnów, w tym:

– w seminariach diecezjalnych 3732

– w seminariach zakonnych 2285

W roku 2010 na I rok studiów przyjęto 851 kleryków do seminariów diecezjalnych i zakonnych. W rekordowym 2004 roku na pierwszym roku było 1501 alumnów.

Mimo niewielkiego spadku liczby seminarzystów w ostatnich latach, co czwarty kleryk w Europie to Polak.

Liczba sióstr zakonnych w Polsce (czynnych i klauzurowych) w 2010 r. – 21 350 (w 2000 r. – 23 300). Liczba nowicjuszek i postulantek w 2010 r. – 686 (w 2000 r. – 1763)

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Być księdzem - pytania o motywacje
Komentarze (34)
M
mis
6 lutego 2013, 23:16
dziekuje za artykul ks Artura, trafne komentarze Macieja. ano, czasem gdy odejdzie sie zbyt predko (mam na mysli akurat formacje zakonna), mozna utknac w pol drogi .. z jednej strony odpychajace, bezduszne prawo, z drugiej osoby zakonne ktore mimo za murami, funkcjonuja troche tak jak w swiecie (formowane sa niekiedy dwie postawy: lizusostwo i spolegliwosc a z drugiej bunt i budowanie wewnetrznych murow obronnych. generowanie zlosci. do tego czesc osob wstepujacych nie ma doswiadczenia milosci. pewnie prawdziwa dojrzale uformowany czlowiek potrafi wziac na siebie "jarzmo prawa' , ale jesli poczynil spostrzezenia, iz 'wybrani' funkcjonuja tak, jak swiat, czemu zatem nie pozostac w swiecie?
K
kate
17 lipca 2012, 22:08
Też mam wrażenie, że bardzo ciekawy artykuł został "przerwany"" w pewnym momencie bez jakiejś konkluzji, bez kropki nad "I". Co do samego powołania, czy kapłańskiego, czy innego, to jestem bardzo sceptyczna - to się dzieje w czasie, tworzy, a nie jest. Najwyżej w życiu możemy odkryć jakieś mechanizmy, prawidłowości w naszym funkcjonowaniu, które służą innym i są dla ich dobra, niż trwałe, stałe cechy, którymi się wyróżniamy. Co zaś się tyczy kwestii rezygnacji z kapłaństwa na polu formacji, to uważam, że wynikaja one z pewnych organizacyjnych mechanizmów Kościoła, które formowany nie może zaakceptować bądź niechce. Kapłani zaś uważam nie tyle mają problem z powołaniem, co z wiarą.
K
kate
17 lipca 2012, 22:07
Też mam wrażenie, że bardzo ciekawy artykuł został "przerwany"" w pewnym momencie bez jakiejś konkluzji, bez kropki nad "I". Co do samego powołania, czy kapłańskiego, czy innego, to jestem bardzo sceptyczna - to się dzieje w czasie, tworzy, a nie jest. Najwyżej w życiu możemy odkryć jakieś mechanizmy, prawidłowości w naszym funkcjonowaniu, które służą innym i są dla ich dobra, niż trwałe, stałe cechy, którymi się wyróżniamy. Co zaś się tyczy kwestii rezygnacji z kapłaństwa na polu formacji, to uważam, że wynikaja one z pewnych organizacyjnych mechanizmów Kościoła, które formowany nie może zaakceptować bądź niechce. Kapłani zaś uważam nie tyle mają problem z powołaniem, co z wiarą.
A
aska
17 lipca 2012, 19:07
A czy ktoś w tych liczbach dotyczących spadku liczby powołań bierze w ogóle pod uwagę to, że w tym momencie w roczniki szkół średnich to roczniki z niżu? Czasem tak się zastanawiam czy bycie dziennikarzem podającym takie informację w mediach nie wymaga od tych ludzi jakiejś ogólnej wiedzy społecznej czy o co chodzi...
K
Krystyna
17 lipca 2012, 07:49
Serdecznie Dziękuję Księdzu Autorowi za niezwykle solidne i uczciwe potraktowanie tematu. Jest w tekście zdanie dla mnie kluczowe : " ...jednym z ważnych celów rekolekcji seminaryjnych jest wyjaśnianie, oczyszczanie i pogłębianie zasadniczych motywacji, z powodu których kleryk dąży do kapłaństwa." KSIĄDZ DLA KTÓREGO NADRZĘDNYM PRORYTETEM NIE JEST  ALBO TEŻ - NA PEWNYM ETAPIE ŻYCIA - PRZESTAJE BYĆ DBAŁOŚĆ O PIELĘGNOWANIE I POGŁĘBIANIE BLISKIEJ DUCHOWEJ RELACJI Z BOGIEM, SZKODZI CHRYSTUSOWEMU KOŚCIOŁOWI, JEST NIEWIARYGODNY DUCHOWO, ZADAJE TYM KOŚCIOŁOWI RANĘ, I PRZYNOSI LUDZIOM WIELE ZGORSZENIA... Sama nie należę do gorszących się, bo Dobry Bóg postawił na mojej drodze Osoby Duchowne, które uformowały mnie na tyle, że żadne antyświadectwo ze strony reprezentujących instytucjonalny Kościół, nie jest w stanie przesłonić mi ISTOTY. Wcale nie tak rzadko jednak, potykam się o te bardzo bolesne i koszmarne wręcz postawy, z którymi wiele ludzi sobie nie radzi ...
A
Ania
20 maja 2011, 12:52
Motywacje SĄ, albo ich NIE MA. "TAK,TAK-NIE,NIE" Pewnie tak, ale moą być dobre lub złe. I z całą pewnością mogą się też zmieniać... tak jak poglądy (już o krowie tu nie będę wspominać;) No i czasem człowiek nie do końca jest świadom swoich motywacji, wydaje mu się, że robi coś dla Boga, a w rzeczywistości robi tylko i wyłącznie dla siebie...
T
tsj
20 maja 2011, 12:41
skoro Bóg dozwolił aby złożył śluby zakonne i\lub przyjął święcenia kapłańskie, to znaczy, że to jest TO), albo po prostu ta osoba jest niedojrzała emocjonalnie... Być może była ona niezdolna do trwałego wyboru i trwania w tym wyborze, tylko zmieniała zdanie jak chorągiewka... Może dozwala też niektórym, by odegrali rolę czarnego charakteru, nieszczęsnego Judasza. Przede wszystkim najwidoczniej dozwala, by ludzie realizowali swoją wolną... i niewolną wolę. Niedojrzałość emocjonalna (przez niektórych zwana indywidualizmem), niezdolność do trwałych wyborów (przez niektórych zwana elastycznością) - ponoć przykry znak czasów.
20 maja 2011, 11:04
@Słaba Ci którzy przyszli dla kasy, przynajmniej na moim roczniku, szybko się wykruszyli, choć nie do końca dzięki formacji duchowej, raczej mieli problemy ze zdaniem egzaminów. Został bodajże jeden, ale tu trudno powiedzieć, bo to człowiek tak zamknięty w sobie, że trudno coś o nim powiedzieć. Zaczynam jednak myśleć, że o prawdziwą motywację można by pytać dopiero na piątym, szóstym roku, bo w ciągu tych paru lat bardzo dużo zmienia się w człowieku, u niektórych na lepsze, u innych na gorsze.
M
Maciej
19 maja 2011, 22:05
Niektórzy przekonani przekonują się, że nie dla nich kapłańska droga (może mieli tylko powołanie do sprawdzenia tego: niektórzy podczas formacji znajdują małżonków, jak siostra mojego kolegi - dominikanka spotkała pewnego franciszkanina - obecnie są małżeństwem, wszystko zgodnie z prawem :)). Gorzej, jak po iluś latach od święceń ksiądz dochodzi do wniosku, że nie dla niego działalność kapłańska. To jest dramat. Czy formacja zakonna nie przygotowuje lepiej do podjęcia ostatecznej decyzji od formacji "świeckiej" ograniczając skalę wspomnianych dramatów? Chodzi również o względy finansowe - zakonnik raczej się dla siebie nie dorobi, prawda? Ogólnie rzecz biorąc księża zakonni cieszą się większą sympatią... Tu się zgadzam. Sam bym powiedział, że Bóg "kusi" (jakkolwiek to zabrzmi ;) człowieka do zakonu, być może też po to, że właśnie tam, będzie mógł (Bóg), dokładnie i w odpowiednich warunkach przekazać jakie jest właściwe powołanie takiego delikwenta. W świecie często nie masz czasu anilub warunków do tego, aby móc spokojnie wejść w siebie - w zakonach, lepszych warunków do tego nie znajdziesz (zwłaszcza w jezuickich - 30 dniowe rekolekcje Ignacjańskie - jeśli ktoś je dobrze odprawi, to wg. mnie to nie ma siły żeby nie wiedział wtedy już co chce w życiu robić). Co do sytuacji gdzie ktoś po latach odkrywa, że "to nie to", cóż ja mam dwie teorie na ten temat - albo jest to pokusa, której ktoś ulega (no bo skoro Bóg dozwolił aby złożył śluby zakonne ilub przyjął święcenia kapłańskie, to znaczy, że to jest TO), albo po prostu ta osoba jest niedojrzała emocjonalnie... Być może była ona niezdolna do trwałego wyboru i trwania w tym wyborze, tylko zmieniała zdanie jak chorągiewka... W czasie formacji seminaryjnej pewnie jest takie myślenie, że "jakoś to będzie" - nie będzie...
T
tsj
19 maja 2011, 12:30
@ Maciej Ale zgodzisz się, że pytanie można zadać? Choćby garstka ich była, są tacy, którzy niejako walczą z powołaniem jak Jonasz. Reszta nie jest przekonana i się dowiaduje. Niektórzy przekonani przekonują się, że nie dla nich kapłańska droga (może mieli tylko powołanie do sprawdzenia tego: niektórzy podczas formacji znajdują małżonków, jak siostra mojego kolegi - dominikanka spotkała pewnego franciszkanina - obecnie są małżeństwem, wszystko zgodnie z prawem :)). Gorzej, jak po iluś latach od święceń ksiądz dochodzi do wniosku, że nie dla niego działalność kapłańska. To jest dramat. Czy formacja zakonna nie przygotowuje lepiej do podjęcia ostatecznej decyzji od formacji "świeckiej" ograniczając skalę wspomnianych dramatów? Chodzi również o względy finansowe - zakonnik raczej się dla siebie nie dorobi, prawda? Ogólnie rzecz biorąc księża zakonni cieszą się większą sympatią...
?
?!?!
19 maja 2011, 08:02
Motywacje SĄ, albo ich NIE MA. "TAK,TAK-NIE,NIE"
M
Maciej
19 maja 2011, 00:56
"Przynajmniej niektórzy to wiedzą, bez większych wątpliwości czują przez długi czas, zanim zdecydują się zapukać w bramę seminarium czy zakonu, więc pytanie zasadne. I decyzja jest owocem wielu "randek", czasem długoletniego "chodzenia" ze sobą; ta decyzja to "zaręczyny". Ale ilu takich jest? Garstka... Poza tym, ja mógłbym ci wskazać takich, co też myśleli, że "wiedzą", a jak przyszło co do czego, to szybko się wykruszyli...
S
Słaba
19 maja 2011, 00:40
Mam takie samo wrażenie, jak @Mateu - że to "Bardzo ciekawy artykuł, ale mam wrażenie, że przerwany i niedokończony... szkoda" @Kinch A orientujesz się może, czy ci co poszli dla kasy wytrwali do końca i zostali wyświęceni, czy odpadli po drodze?
Jadwiga Krywult
17 maja 2011, 10:54
Bez wysiłku? W innych wątkach utrzymywano, że sam celibat to wysiłek ponad miarę ludzkich mozliwości. Przecież jest mowa o tych, którzy idą dla kasy, a oni pewnie celibatem nie będą się przejmować.
V
veritas
17 maja 2011, 10:52
Bo Kindze się wydaje, że jedyna szansa na tym świecie zarobienia kasy - to kapłaństwo. Trzeba się porządnie namęczyć z biurokracją, żeby założyć i prowadzić firmę, a tutaj dobry 'pakiet socjalny' jest dostępny bez wysiłku. Bez wysiłku? W innych wątkach utrzymywano, że sam celibat to wysiłek ponad miarę ludzkich mozliwości. A możliwość zarabienia  to nie tylko firma. W administracji, polityce, mediach, show-businessie też nie narzekają na brak kasy. I mogą z niej korzystać pełną gębą, bez ograniczeń nakładanych na stan kapłański. A czego nie przehulają, do przynajmniej mają komu zostawić.
T
tsj
17 maja 2011, 10:12
Z tego co pamiętam z mojego pierwszego roku w seminarium, to takich, którzy idą "dla kasy" było może 10-15% na roku. To bardzo optymistyczna obserwacja. "Dla kasy" rozumiem jako brak powołania. Wg jakiegoś tam prawa jedynie 20% ludzi pracuje zgodnie ze swoimi predyspozycjami - to dość pesymistyczne. Moim zdaniem także, niepoważne jest, pytanie się człowieka na "dzień dobry" czy ma powołanie. Skąd niby on ma to wiedzieć? To tak jakby się zapytać dziewczyny na pierwszej randce, czy spotyka się dlatego, że chce być moją żoną... totalny bezsens... Przynajmniej niektórzy to wiedzą, bez większych wątpliwości czują przez długi czas, zanim zdecydują się zapukać w bramę seminarium czy zakonu, więc pytanie zasadne. I decyzja jest owocem wielu "randek", czasem długoletniego "chodzenia" ze sobą; ta decyzja to "zaręczyny". Trzeba się porządnie namęczyć z biurokracją, żeby założyć i prowadzić firmę, a tutaj dobry 'pakiet socjalny' jest dostępny bez wysiłku. Bez wysiłku? Jjakoś nikt nie wali drzwiami i oknami. Pewnie celibat ich odstrasza, posłuszeństwo, brak perspektyw na pławienie się w bogactwach.
Jadwiga Krywult
17 maja 2011, 09:40
Bo Kindze się wydaje, że jedyna szansa na tym świecie zarobienia kasy - to kapłaństwo. Trzeba się porządnie namęczyć z biurokracją, żeby założyć i prowadzić firmę, a tutaj dobry 'pakiet socjalny' jest dostępny bez wysiłku.
Jadwiga Krywult
17 maja 2011, 09:27
Bo Kindze się wydaje, że jedyna szansa na tym świecie zarobienia kasy - to kapłaństwo. Wierz sobie, że wszyscy idą do seminarium, bo 'Bóg ich woła',  a żaden nie idzie z przyziemnych pobudek. Dla mnie są podejrzane wzniosłe, zbyt łatwe i natychmiastowe deklaracje. Jakoś tak się złożyło, że bł. Jan Paweł II nie pobiegł zaraz po maturze wprost do seminarium z głośnym okrzykiem: 'Bóg mnie woła'.
Michał Jeszke
17 maja 2011, 09:18
"(...)Moim zdaniem także, niepoważne jest, pytanie się człowieka na "dzień dobry" czy ma powołanie. Skąd niby on ma to wiedzieć? To tak jakby się zapytać dziewczyny na pierwszej randce, czy spotyka się dlatego, że chce być moją żoną... totalny bezsens... I też, jak coś takiego ma się do twierdzenia(swoją drogą dość mocno wyświechtanego), że powołanie to "dar i tajemnica"... ? Cenne spostrzeżenie. Dlatego właśnie cenię sobie formację niektórych zakonów, które bardzo duży nacisk kładą na formację. Przez 10 lat różnego rodzaju przygotowywań (prenowicjat, nowicjat, studia, asystencja) młody człowiek ma możliwość dojrzeć, niejednokrotnie zweryfikować powołanie i oczyścić motywacje, by w końcu świadomie podjąć decyzję o kapłaństwie. Taki ksiądz dopiero może czuć się w pełni przygotowany do służby Bogu w Kościele. Dlatego, wydaje mi się, że odpowiedź w tekście na pytanie o powołanie: „Nie wiem. Mam nadzieję, że tu się tego dowiem” jest całkowicie uzasadniona. Młoda osoba dojrzewająca w środowisku, w którym ścierają się różnorodne 'pomysły na życie', niejednokrotnie może błędnie odczytywać swoje powołanie. Właśnie dlatego formacja seminaryjna jest tak ważna.
P
pax
17 maja 2011, 08:39
Kleryk wie, że ktoś go woła, a woła go Bóg! Ble, ble. Jasne, że taki, który idzie dla kasy, powie przełożonemu, że ma powołanie i jeszcze parę wzniosłych frazesów dorzuci. Bo Kindze się wydaje, że jedyna szansa na tym świecie zarobienia kasy - to kapłaństwo.
Jadwiga Krywult
17 maja 2011, 07:31
Kleryk wie, że ktoś go woła, a woła go Bóg! Ble, ble. Jasne, że taki, który idzie dla kasy, powie przełożonemu, że ma powołanie i jeszcze parę wzniosłych frazesów dorzuci.
M
Maciej
17 maja 2011, 01:41
Co do nowoczesności księży - tutaj odpowiem z własnego doświadczenia - największe świadectwo, wg. mnie dają kapłani, siostry zakonne, bracia itd. którzy są prawdziwi w tym co robią i którzy są wierni temu co robią... Np. w przypadku księży, wystarczy zobaczyć jak ktoś taki sprawuje Eucharystię i to już baardzo dużo mówi o takim kapłanie... natomiast wg. mnie nie ma nic bardziej irytującego jak takie próby niskiego "podkupywania" wiernych, metodami rodem z marketingu świeckiego - nieee - nie tędy droga. Popatrzcie na to, co się na zachodzie stało z Kościołem - oni się zachłysnęli tą wolnością i nowoczesnością i jak to się dla nich skończyło? Kościół, ma wystarczająco dużo prawdziwego bogactwa w sobie, żeby nie musieć uciekać się do jakiś tanich chwytów... Np. zamiast medytacji dalekowschodniej, mamy przecież medytację Lectio Divina, czy Ignacjańską, które w same w sobie są bardzo potężnymi (i niedocenianymi) pomocami w rozwoju duchowym. I nie mówię tego dlatego, że np. jestem tradycjonalistą - wg. obecnie cofanie się z powrotem do liturgii łacińskiej, przy całym jej pięknie, też jest przegięciem, ale w drugą stronę - to jest taki powrót do betonu, taka tęsknota, za czymś, co nie sprawdziło się w historii (sztywne odgradzanie się od wiernych)
M
Maciej
17 maja 2011, 01:39
"(...)które utrudniają realizację przedstawionego ideału życia kapłańskiego” - tylko co to jest ten "ideał życia kapłańskiego"? Czy to jest człowiek "wysterylizowany" z ludzkich uczuć i emocji, oraz zachowań, który ma tylko odprawiać mszę i udzielać innych sakramentów? Czy może ten ideał to ktoś o "betonowych" poglądach, wypowiadający się "ex catedra", zajęty wiecznie budowaniem kolejnych kościołów? Czy może ten ideał, to ktoś, jest dla parafian, nie boi się kontaktu (czysto ludzkiego) z nimi, a także nie boi się mówić także o trudnych tematach Kościoła? Bo moim skromnym zdaniem trudno wymagań od alumnów, skoro wzroce, z których czerpią są baaardzo różne... Nie mówiąc o tym, że, moim zdaniem, część z nich jest zwyczajnie za młoda na taką decyzję... zaraz po maturze, nie znają jeszcze życia - to są nastolatki, które często muszą się jeszcze wyszumieć, być może poznać smak zakochania, być może skończyć studia, albo trochę popracować zarobkowo (choćby po to, żeby móc później zrozumieć swoich parafian)... Oni nie nauczą się tego wszystkiego na kursach - bo tego nie da się nauczyć, to trzeba przeżyć... Moim zdaniem także, niepoważne jest, pytanie się człowieka na "dzień dobry" czy ma powołanie. Skąd niby on ma to wiedzieć? To tak jakby się zapytać dziewczyny na pierwszej randce, czy spotyka się dlatego, że chce być moją żoną... totalny bezsens...  I też, jak coś takiego ma się do twierdzenia(swoją drogą dość mocno wyświechtanego), że powołanie to "dar i tajemnica"... ? Moim zdaniem, nijak...
M
Marta
16 maja 2011, 19:59
Niema odpowiedzi na pytanie o motywację, jest tylko powłanie! Kleryk nie potrafi odpowiedziec na pytanie, bo u niego, po prostu niema żadnej motywacji. A zadający pytanie, mówi że kleryk ucina "mam powolaniie i już" i nic z tego nie rozymie. Kleryk wie, że ktoś go woła, a woła go Bóg!
K
Kinch
16 maja 2011, 18:43
Z tego co pamiętam z mojego pierwszego roku w seminarium, to takich, którzy idą "dla kasy" było może 10-15% na roku. Łatwo to było poznać, kiedy się przebywało razem niemal 24 godziny na dobę. Przełożony nigdy nie ma takiego kontatku z klerykiem jak jego kolega. A co z resztą? Kiedy byliśmy na pierwszym roku, prócz tych którzy szli dla zarobku, każdy z lękiem mówił o swoim powołaniu, bo każdy wiedział, że to nie jest nic pewnego i miał zamiar spędzić kolejne lata w seminarum na upewnianiu się. Niestety byłem w seminarium, w którym dostosowanie się do regulaminu było sprawą najważniejszą, nawet mimo płomiennych homilii i wzniosłych nauk o powołaniu, wyrzucano stamtąd jedynie za nagięcie lub złamanie regulaminu. Nikogo nie odesłano z tego powodu, że w widoczny sposób nie miał powołania (kto z resztą mógłby wydać taki sąd?), ani nikogo nie zatrzymano (mimo np. przekroczenia regulaminu) bo widać było, że ma powołanie. Jedynym kryterium (i z tym przełożeni się nie kryli) było przestrzeganie obowiązujących zasad na wszelkich polach: jeśli masz powołanie, to będziesz się dobrze uczył i nie będziesz miał problemu z egzaminami, jeśli masz powołanie, nauczysz się łaciny, jeśli masz powołanie, nie będziesz miał problemu z różnymi regułami, jeśli masz powołanie nie będziesz się wychylał, żeby skorygować przełożonych kiedy mówią rzeczy niezgodne z nauką Kościoła. Artykuł dotyczy motywacji: motywacją większości było sprawdzenie, czy to co uważają za powołanie, rzeczywiście nim jest. Nie chciałbym, żeby wyszło że narzekam, ale przełożeni nawet palcem nie kiwną aby w tym sprawdzaniu pomóc. Na koniec nieco pocieszająca myśl, że słyszałem od wielu znajomych, że nie we wszytkich seminariach w Polsce jest tak źle.
P
pax
16 maja 2011, 18:43
Kapłaństwo jest po to by służyć bliźniemu, jest to dzelenie się Miłością którą się wcześniej samemu doświadczyło. Jeśli kapłan szuka dobrze zarobić to będzie mówił tylko o kasie i rzeczach przyziemnych. "nie możesz dać czegoś czego sam nie posiadasz", więc jeśli nie jesteś wypełniony Chrysutsem, jak chcesz go dawać innym? Wreszcie jakaś sensowna wypowiedź. Bo wcześniejsze pasują do słów wiersza: Ach, bo czym byłby słowik bez swojego trylu, Słowik w oczach głuchego? Czym jaśminy, nardy I fiołki pozbawionym węchu lub beznosym?
P
Pedropll
16 maja 2011, 17:50
Kapłaństwo jest po to by służyć bliźniemu, jest to dzelenie się Miłością którą się wcześniej samemu doświadczyło. Jeśli kapłan szuka dobrze zarobić to będzie mówił tylko o kasie i rzeczach przyziemnych. "nie możesz dać czegoś czego sam nie posiadasz", więc jeśli nie jesteś wypełniony Chrysutsem, jak chcesz go dawać innym?
16 maja 2011, 16:39
Bycie księdzem dla kasy jest tak samo istotne jak bycie piekarzem dla kasy. Piekarz nie truje mi o Smoleńsku i ojczyżnie i nie biega po mieszkaniach pytając o dochody i znajomość pacierza. Nie mówi na kobiety "niewiasty" i na kolację "wieczerza". Nie czuje się też lepszy ode mnie z powodu celibatu, który go nie obowiązuje. Więc coś nie tak z tym porównaniem.
T
tsj
16 maja 2011, 16:01
Bycie księdzem dla kasy jest tak samo istotne jak bycie piekarzem dla kasy. Ważne żeby robić to co się czuje, że się potrafi i lubi. Nie bez znaczenia jestotoczenie, że wielu np. urzędników pracuje nie dlatego, że są do tego powołani, zajmują komuś stanowisko bo otrzymali je po znajomości. A wolą Bożą nie jest osiągnięcie czegoś oszukując. Sami wiemy jak ten świat wygląda i dlaczego. Właśnie. Kto "czuje bluesa" myśląc o przyszyłym fachu czy wykonując go, ten jest powołany/ idzie drogą powołania.
M
Mark
16 maja 2011, 15:07
Widząc i doświadczając niewdzięczności każdy: ksiądz czy lekarz jest narażony na pokusy instrumentalnego traktowania swojego zawodu czy drugiego człowieka.
M
Marcello
16 maja 2011, 14:42
Bycie księdzem dla kasy jest tak samo istotne jak bycie piekarzem dla kasy. Ważne żeby robić to co się czuje, że się potrafi i lubi. Nie bez znaczenia jestotoczenie, że wielu np. urzędników pracuje nie dlatego, że są do tego powołani, zajmują komuś stanowisko bo otrzymali je po znajomości. A wolą Bożą nie jest osiągnięcie czegoś oszukując. Sami wiemy jak ten świat wygląda i dlaczego.
M
M
16 maja 2011, 14:41
Kapłani są nie przygotowani do bezinteresownej służby wiernym. Są wykształceni do przeprowadzania różnych liturgii, przogotowani z Katechizmu Kościoła Katolickiego i nic u większości kapłanów się nie zobaczy. Duchowość u większości jest na poziomie przeciętnie praktyjującego katolika.Seminarium nie potrafi ich przygotować na pasterza, który jednoczy owce wokół siebie jako przedstawiciela Jezusa na ziemi. Kogo trzeba bardziej słuchać Boga, czy ludzi?- jest im obce.
M
Marcin
16 maja 2011, 14:36
A może powołanie + sytuacja sprzyjające temu, że się ono ujawniło np. kryzys na rynku pracy? A może taka własnie jest wola Boga. Bo jak rozpoznać powołanie gdy ma się nie jedno pragnienie. Trzeba szukać swego miejsca w Kościele czy to jako ksiądz czy szafasz czy ktoś inny.
M
Mateu
16 maja 2011, 14:33
 X. Arturze, Bardzo ciekawy artykuł, ale mam wrażenie, że przerwany i niedokończony... szkoda, bo porusza Ksiądz fundamentalną kwestię. Mam wrażenie, że mnóstwo kleryków nie pyta samych siebie o prawdziwe intencje, a bez identyfikacji tych prawdziwych, nie można ich oczyścić, gdyby były nie do końca uczciwe. Zadaniem seminarium powinno być dotarcie w głąb człowieka, na samo dno, by on sam przede wszystkim zobaczył KIM jest i KIM chce być. Życie powierzchownymi iluzjami, wyobrażeniami, kończy się potem cierpieniem, które powoduje inne kryzysy: duchowe, osobowościowe, psychiatryczne etc. etc. Inny aspekt to właśnie to rozumienie kapłaństwa jako kariery. Młody kleryk jeszcze w seminarium liczy kasę jaką zarobi jako wikariusz, a potem zastanawia się jak najszybciej zostać proboszczem, co zrobić żeby załapać się na doktorat w Rzymie, i komu pochlebiać, by otrzymać kościelne godności... Takie myśli wg mnie są naturalne, tzn. ambicje są czymś dobrym, ale należy trzymać je na wodzy i uczyć się posłuszeństwa i pokory. Tyle ode mnie.