Czy wspólnota zastąpi parafię?

(fot. public domain / aj)
Danka Kotula

Płacić, modlić się i być posłusznym - tak rolę człowieka świeckiego w Kościele podsumowuje uszczypliwe powiedzenie rodem zza oceanu. Można się obrażać i mówić o złośliwości, ale trudno z czystym sumieniem powiedzieć, że nie ma w tym ziarna prawdy.

Często parafia działa trochę jak urząd - niedzielni katolicy zgłaszają się tam tylko, gdy trzeba "załatwić" sakrament. Parafianin przychodzi jako petent, uiszcza opłatę i spodziewa się terminowego wykonania usługi. Praktycznie nie ma relacji, nie ma poczucia więzi, wspólnota parafialna przestała być wspólnotą. Pojawiło się więc pytanie, czy istnienie parafii w takiej formie ciągle ma sens.

Papież Benedykt XVI powiedział, że Kościół przyszłości będzie Kościołem małych wspólnot i te, w Polsce rosną jak grzyby po deszczu. Dla świadomego swojej wiary katolika, bycie członkiem bezimiennej struktury parafialnej przestało być wystarczające. Same grupy modlitewne to także za mało - potrzeba jedności doświadczenia, prawdziwych, bliskich relacji i wspólnego przezywania wiary tak, by jedni zapalali się od drugich. Ponieważ działające głównie na poziomie usług sakramentalnych parafie już dawno tej roli nie spełniają, coraz większym powodzeniem cieszą się w Kościele powszechnym i w Polsce wspólnoty.

Skąd wzięły się parafie?

DEON.PL POLECA


W początkach chrześcijaństwa to właśnie parafie były jedynymi, prawdziwymi i co najważniejsze żywymi wspólnotami. Wyznawcy Jezusa nie tylko spotykali się na łamaniu chleba i modlitwie, ale i dzielili ze sobą najzwyklejsze doświadczenia. To zbliżało, sprawiało, że więzi były mocne, rodzinne (choć wnioskując po listach św. Pawła, nie raz przypominały przysłowiowe, temperamentne włoskie rodziny). Z upływem wieków i rosnącą liczbą wiernych, ta bliskość zaczęła ustępować miejsca formalizmowi religijnemu. W parafii już coraz rzadziej można było spotkać i doświadczyć żywego Boga, bo stała się ona molochem administracyjnym, który "oferował" sakramenty i niewiele ponad to. Brzmi brutalnie, ale taki jest stan w wielu parafiach, zarówno w miastach, jak i w mniejszych miejscowościach.

Ludzie zniekształcili struktury, ale nie mogli pozbyć się tego głodu, który ciągle domagał się Żywego Boga. Po Soborze Watykańskim II przyszedł czas zmiany oblicza Kościoła. Świeccy zaczęli szukać Jahwe na wzór pierwszych chrześcijan i spotykają go właśnie we wspólnotach: neokatechumenalnych, odnowowych, ekumenicznych - wybór jest duży. I choć takie przebudzenie powinno być powodem radości, to niektórzy zobaczyli w tym zagrożenie. Dla polskiego Kościoła aktywność świeckich, choć teoretycznie pożądana, ciągle jeszcze bywa ciężkostrawna.

Wspólnota jest potrzebna

Nie każdy proboszcz z otwartymi ramionami wita rodzącą się grupkę. Dlaczego? Przecież podczas soboru biskupi przyznali, że wspólnota jest poniekąd przedłużeniem życia parafii, a nie jej zamiennikiem. Korzystają na tym wszyscy. Bo wspólnota formuje ludzi do konkretnych posług, właśnie wewnątrz parafii. Świeccy przestają być widzami - Kościół rzeczywiście staje się dla nich matką, a nie jak dotąd "oskarżycielem". Kiedy przychodzi odpowiedzialność za Kościół, nie ma już miejsca na roszczeniową postawę wobec księdza. Czemu więc ci często są niechętni wspólnotom? Czemu ciągle brakuje kapłanów, którzy chcieliby pracować z grupami?

Najłatwiej byłoby stwierdzić, że to zwyczajne lenistwo, ale najczęściej powodem takiej niechęci jest strach. Bo tak jak ludzie przyzwyczaili się, że parafia to miejsce realizacji usług, tak kler przywykł do wygodnej poniekąd sytuacji współpracy z "martwymi duszami". Kiedy stają przed wyzwaniem pracy z ludźmi, którzy są żywą częścią Kościoła, nie manekinami, nie zawsze wiedzą jak się do tej pracy zabrać. Boją się wyzwań, które stawiają ich przed prostą niewiedzą, boją się innej niż zazwyczaj pozycji. Bo w posoborowych środowiskach kapłan nie stoi na szczycie piramidy. Jego autorytarna pozycja musi stać się horyzontalną. Nie jest już nad ludźmi, ale pomiędzy nimi.

Świeccy są fundamentem Kościoła

Polska ciągle wyróżnia się na tle Europy jeśli chodzi o rolę świeckich w strukturach kościelnych. Choć wg. statystyk ciągle górujemy nad "zepsutym zachodem" jeśli chodzi o liczbę praktykujących katolików, to jednak tam funkcjonowanie tego złożonego organizmu wydaje się zdrowsze.

Świeccy są podmiotem wiary i chrześcijaństwa. Tradycyjny model polskiej parafii ograniczony jest często do okrojonego wymiaru sakramentalnego. Dla porównania, w wielu krajach europejskich i nie tylko, parafia stanowi centrum życia nie tylko wspólnotowego, ale i kulturalnego oraz społecznego. Przy salkach katechetycznych działają np. sale gier dla młodzieży, miejsca wspólnego spędzania czasu. Wiele parafii ma boisko do piłki, siatkówki. Kapłan jest tu głównym animatorem życia parafii. Jego praca nie polega na tym by "dzielić i rządzić", ale zachęcać ludzi do włączania się w życie wiarą i posługę.

Aby bogatą tradycję i siłę polskiej parafii umocnić przez wspólnoty, zmienić musi się przede wszystkim mentalność - zarówno ludzi Kościoła, jak i świeckich. Kapłan powinien stać się sługą formacji, aby prowadzić ludzi do wiary, nie tylko administrować. Wierni muszą zaś sobie przypomnieć, że Kościół ciągle jest "powszechny", a jego kondycja nie spoczywa jedynie na barkach kleru.

* * *

Zapraszamy na spotkanie, które może zmienić twoje życie:

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy wspólnota zastąpi parafię?
Komentarze (8)
Andrzej Ak
10 czerwca 2016, 23:23
W kwestii wspólnot warto jeszcze dodać, iż różne są wspólnoty, a w epicentrum każdej z nich powinien stać kapłan i to co najmniej jeden. Im bardziej dynamiczna wspólnota tym więcej posług dla kapłana. Od chrztu po pogrzeb, od sakramentów po egzorcyzmy (z tymi ostatnimi od lat walczy korporacyjna polityka). Chyba najbardziej wymagającymi od kapłana wspólnotami są te, w których Bóg dokonuje duchowy zasiew poprzez Jego dary. Członkowie takich wspólnot zasmakowują bożej świętości, a każde takie doświadczenie przemienia wewnętrznie człowieka, jednocześnie umacniając go w wierze. Właśnie na tej wyjątkowej drodze człowiek zdaje sobie o wiele bardziej sprawę czym jest grzech i jak potrafi on oddzielać człowieka od Boga oraz jaką rolę ma w tym świecie zło. Jednocześnie Bóg ofiarowuje siebie człowiekowi, aby mógł on karmić się Bogiem do syta. Ten kto tego choć raz doświadczył, wie co mam konkretnie na myśli. Tak więc parafie będą powoli przekształcać się we wspólnoty wiernych obdarowywanych darami przez Boga. Natomiast te parafie, które nie przyjmą darów Boga, będą się stopniowo wyludniać.
10 czerwca 2016, 20:30
Od dwunastu lat jestem członkiem jednej ze Wspólnot Odnowy w Duchu Świętym. W tej Wspólnocie dostałam mnóstwo błogosławieństwa i łask.  Aktywne zaangażowanie świeckich w życie parafii może przynieść wiele błogosławionych owoców pod warunkiem, ze jest przemyślane i podjęte w mądry sposób.  Daje to szansę na dotarcie do ludzi, którzy nigdy nie przyszliby do kościoła. Z drugiej jednak strony, można niezauważalnie przegiąć. Są ludzie, którzy niemal każde popołudnie, wieczór i weekendy spędzają w przykościelnej salce bo są (do wyboru) spotkania modlitewne, małe grupy, spotkania robocze, Alfa, Seminarium, Kursy SNE, warsztaty, rekolekcje, biblioteka itd. Są ludzie, którzy od dawna nie wypili kawy z mężem/żoną, nie byli na wspólnym spacerze, ale codziennie są w kościele. Tu trzeba dużej rozwagi i asertywności by odmówić gdy posługa zaczyna odbywać się kosztem rodziny, pracy, zdrowia. Jestem za zaangażowaniem wiernych, ale z rozsądkiem i rozwagą. Warto nauczyć się rozeznawać co naprawdę jest zaproszeniem dla mnie, a co już aktywizmem.
10 czerwca 2016, 10:03
Świeccy mają chyba zadanie pójść tam, gdzie ani księża, ani zakonnice dojść raczej nie mogą. To bardzo trudna, często samotna i rzadko zauważana rola - świadczyć życiem codziennym tam, gdzie wiara zanika. Czasem o tym się wspomina, a to przecież prawdziwe wyzwanie wymagające duchowego wsparcia - spotykać tych, którzy do kościoła nawet zajrzeć nie chcą. A wracając do parafii, niestety, bardzo mało słyszymy o roli zakonów żeńskich w Kościele, przez co kobiety konsekrowane stają gdzieś na marginesie. Ciągle czytamy i rozprawiamy o roli księży, a w życiu parafii brakuje gorących serc kobiet konsekrowanych. Chyba już trzeba zakończyć etap przydzielania zakonnicom ról porządkowych. Powinny raczej zaangażować się bezpośrednio w ożywianie wiary w parafiach.
10 czerwca 2016, 09:34
Zastanawia mnie proba zaprzeczania, czy umniejszanai wagi jednemu z przymiotów Kościoła Katolickiego. Czyli katolickości. Bo Kościół nie jest ani dla wybranych, ani tylko dla nalezących do jakieś malej wspólnoty. Usilne wmawianie, iz wspólnoty (cżesto małe kólka wzajemnje adoracji) są ważneijsze od parafii, od całego Ludu powierzonego ks. proboszowi pokazuje, iż brak jest zrozumeinia powszechności, do której Kościół został powołany. Dyskredytowanie tzw. typowych katolików, których zaangazowanie ogranicza sie do zwykłych praktyk (modlitwa codzinna, Msza sw. niedzielna) i stawianie za wzór zaangażowanych liderów, którzy maja swa prywatna misję bycia kimś ważnym przeczy zupełnie katolickości.
M*
Menio *
10 czerwca 2016, 09:26
Do Krzysiek13. Racja. będąc u rodziny w Wilnie uczestniczyłem w spotkaniach wspólnotowych. Jasne, ze potrzeba wiecej księży. Jeden Proboszcz to za mało na Parafię i równoległe działania wspólnotowe.
K
Krzysiek
10 czerwca 2016, 07:48
Ostatnio Deon bardzo mocno podważa rolę kapłanów i organizacji kościoła. Parafie są i będą. Zmienia się tylko ich oblicze. Są coraz mniej związane z terytorium a coraz bardziej z ludźmi. Wierni (zwłaszcza Ci młodzi) są coraz bardziej mobilni i nie muszą chodzić do tego kościólka, który mają pod nosem tylko mogą wybrać ten, kóry bardziej im podchodzi. Stawia to dodatkowe wymaganie wobec kleru, ponieważ księżulkowie muszą się bardziej postarać, aby wierni uczestniczyli w życiu ich parafii. To jest akurat dobre, bo to bardzo ożywia struktury. Nawet w moim małym mieście i w mojej biednej parafii jest aż kilka kółek przykościelnych, są regularne pielgrzymki, czasami jakieś imprezy dla dzieci i raz lub dwa razy do roku festyn. Tak naprawdę, te wszystkie dodatkowe działania spajają wspólnotę i przywiązują ludzi do parafii oraz zbliżają do Boga.
DP
Danuta Pawłowska
9 czerwca 2016, 23:01
[url]http://www.niedziela.pl/artykul/18889/Szwajcaria-swiecki-nie-zastapi-ksiedza[/url] Świecki nie zastąpi księdza Episkopat Szwajcarii przypomina wiernym, że rola duchownych i świeckich w Kościele nie jest taka sama. Pomieszanie ich ról i funkcji nie ma uzasadnienia ani w Piśmie Święty, ani w teologii sakramentalnej. W konsekwencji prowadzi natomiast do klerykalizacji świeckich i zeświecczenia księży. Szwajcarscy biskupi wydali w tej sprawie specjalny list pasterski. Ich zdaniem problem jest aktualny i dotyczy wielu wspólnot parafialnych. Wynika on z przemian, jakie dokonały się w wielu parafiach. Dzięki emancypacji świeckich oraz na skutek panującego od kilkudziesięciu lat kryzysu powołań, wiele zadań w duszapasterstwie i katechizacji zostało powierzonych wiernym, a w szczególności stałym współpracownikom duszpasterskim. Pozwoliło to na odkrycie wielu charyzmatów, ale niejednokrotnie doszło też do pomieszania zadań. Szwajcarscy biskupi przypominają, że decydującą rolę w duszpasterstwie odgrywa kapłan. Jego posługa zasadniczo różni się od posługi świeckich. Jest on świadkiem, że w Kościele wszystko pochodzi od Chrystusa. Jednym z jego zadań jest głoszenie homilii, przez co pokazuje się, że stół słowa i stół chleba są nierozłączne. Najcenniejszą rzeczą w Kościele jest realna obecność Chrystusa – przypominają biskupi. Episkopat Szwajcarii ostrzega, że zacieranie różnic między kapłanem i świeckim, nie służy komplementarności posług w Kościele, a także negatywnie odbija się na duszpasterstwie powołaniowym, pozbawia je podstaw.
Andrzej Ak
9 czerwca 2016, 20:43
Zmieniają się czasy i Bóg wyznacza nowe drogi dla wiernych różnych Kościołów Chrześcijańskich. Najogólniej można by powiedzieć, iż czas "feudalizmu" w Kościołach dobiega końca, a palmę pierwszeństwa otrzymają wierni, obdarzeni charyzmatami przez samego Boga. Obecny stan bardzo precyzyjnie określił ś.p. ks Jan Kaczkowski, kiedy opowiadając o własnej drodze kapłańskiej nazwał Rzymski Kościół korporacją kościelną, zresztą to samo można usłyszeć od bardzo wielu wiernych. Taka formuła ewangelizacji nie podoba się Jezusowi i On jako Król będzie powoli wprowadzał zmiany. Tym samym hierarchie kościelne będą się powoli zacierać na rzecz wspólnotowego życia w większej bliskości z Bogiem tu na Ziemi. Tak blisko z Bogiem dotychczas obcowało jedynie kilkudziesięciu świętych na przestrzeni prawie 2 tys lat. Teraz Duch Święty wylewa te same dary już prawie na każdego, kto odważy się „stanąć” po stronie Boga duchem i ciałem. Idą ciężkie czasy i bez tej koniecznej reformacji Kościół Chrystusowy na Ziemi mógłby oddać absolutną władzę królestwom ciemności. Takiego stanu wiary w przyszłości, chyba żaden wierzący nie chciałby życzyć własnym wnuczętom. Dlatego absolutnie każdy, już teraz powinien angażować się w rozwijające się dzieła Boga obfitujące w wiele różnych darów Bożych (charyzmatów). Korzystajmy z obecnej hojności Boga, bo w skali tych ostatnich tysiącleci jest to naprawdę czas wyjątkowy.