Halloween czy Zaduszki?
Panu Bogu świeczka, a diabłu ogarek – mawiali starzy ludzie. Niestety to porzekadło coraz częściej odnosi się do współczesnej rzeczywistości
Od kilkunastu lat w naszym kraju coraz większym zainteresowaniem cieszą się obchody Halloween, popularnego w Stanach Zjednoczonych święta zmarłych. Z tej okazji w wielu szkołach i pubach, w upiornej scenografii organizowane są imprezy, których uczestnicy przebierają się za wiedźmy, kościotrupy i przeróżne upiory. W kinach odbywają się pokazy filmów budzących grozę, a w oknach domów wystawiane są lampiony z dyni, przypominające ludzką głowę. Ot, zwyczajna zabawa dla miłośników mocnych wrażeń. Tymczasem w Internecie można znaleźć mrożące krew w żyłach opisy obchodów Halloween w różnych krajach świata, a nawet przeczytać o przypadkach śmiertelnych ofiar tego święta. Jeden z największych portali internetowych w Polsce zaangażował nawet wróżki do prowadzenia strony poświęconej amerykańskiemu świętu zmarłych. Nic więc dziwnego, że Kościół katolicki patrzy na Halloween nieprzychylnym wzrokiem dopatrując się w nim nawet satanistycznych przesłanek. Tym bardziej, że z roku na rok wzrasta liczba osób, które zamiast obchodów tradycyjnego Dnia Zadusznego, wolą świętować Halloween. Dlaczego tak się dzieje? Być może jest to wynik postępującego procesu laicyzacji w naszym kraju, ale również braku wiedzy o istocie tych dwóch, jakże odmiennych świąt, których wspólnym mianownikiem stali się zmarli.
Cała prawda o Halloween
Ponad dwa tysiące lat przed narodzeniem Chrystusa dzisiejsze tereny Wielkiej Brytanii i północnej Francji zamieszkiwali Celtowie. W ostatni dzień roku, który przypadał 31 października i był jednocześnie zakończeniem lata, czcili oni boga śmierci o imieniu Samhain. Wierzono, że sprowadza on na ziemię dusze zmarłych, którzy odeszli w minionym roku, a na skutek popełnionych grzechów nie mogli zaznać wiecznego spokoju. Zmarli, pod postacią duchów i upiorów, wracali do swoich domów poszukując u bliskich ukojenia. Celtowie zaś za wszelką cenę starali się uniknąć spotkania z nimi. Gasili w swoich domach wszystkie ogniska i kaganki, aby stworzyć atmosferę niegościnnego chłodu. Ubierali ciemne i poniszczone ubrania i wychodzili na ulicę udając włóczęgów, wierząc, że w ten sposób odstraszą zmarłych. Na progach domów musieli stawiać misy pełne jedzenia, w przeciwnym razie groziła im zemsta ze strony wygłodniałych duchów. Dla Celtów była to najbardziej przerażająca noc w całym roku. Ale niestety na tym ich udręki się nie kończyły. Celtyccy kapłani zwani druidami pełnili w ostatnim dniu roku obrzędy noworoczne. Chodzili od domu do domu zabierając jedzenie, zwierzęta i młode dziewczyny, które składali w ofierze bogowi śmierci. Jeżeli ofiara zyskała aprobatę druidów, zapalali świecę i wkładali do wyrzeźbionej głowy z rzepy, co miało chronić wszystkich domowników od złych mocy. Gdy jednak oczekiwania kapłanów nie zostały spełnione, zawieszali na drzwiach domów heksagram, który był dla demonów znakiem, iż mogą tutaj bezkarnie gnębić ludzi, a nawet zabić któregoś z mieszkańców.
Z czasem święto zmarłych zawędrowało również do Stanów Zjednoczonych, gdzie do dzisiaj cieszy się dużą popularnością. W ostatni dzień października dzieci przebierają się w upiory, duchy oraz czarownice i wędrując od domu do domu żądają “ofiar” (cukierków i ciastek). Kto nie spełni tych oczekiwań narażony jest na niewielkie psikusy. Nocą odbywają się uczty “demonów”, a młodzież zabawia się na ulicy straszeniem przechodniów. Wszystko to przyjmuje formę wesołej i niewinnej zabawy.
Jednak nie dla wszystkich Halloween to rozrywka. Dla satanistów noc z 31 października na 1 listopada jest wielkim świętem. Wierzą oni, że w tym czasie szatan ma szczególną moc i obdarza nią swoich wyznawców. Głównym punktem obchodów jest odprawianie czarnych mszy, podczas których składane są ofiary ze zwierząt, ale nierzadko również z ludzi. Policja amerykańska odnotowała, że w noc Halloween znacznie wzrasta liczba zaginionych zwierząt i dzieci, a także spalonych kościołów.
Już w pierwszych wiekach chrześcijaństwa wierzono, że dusze zmarłych, które nieprzygotowane stanęły przed sądem sprawiedliwego Boga, nie mogą od razu dostąpić szczęśliwości wiecznej. Wprawdzie dogmat o istnieniu czyśćca ogłoszono dopiero na soborze w Lyonie w 1274r., ale przez cały czas ufano, że również po śmierci można jeszcze odpokutować grzechy. Początkowo sądzono, że zmarli poddawani są ciężkim torturom i cierpią fizyczne męki. Dopiero św. Katarzyna Genueńska wyjaśniła na czym polega prawdziwa natura czyśćca. Według niej największym cierpieniem dla duszy jest sama rozłąka z Bogiem, bo czyściec to jakby przedsionek nieba. Dusza przebywająca w nim widzi już całą wielkość swojego Stwórcy, Jego bezgraniczną miłość, ale nie może się z Nim ostatecznie zjednoczyć. Ta tęsknota za Bogiem pali duszę jak ogień, dlatego sama poszukuje sposobów, aby się oczyścić, naprawić zło, by wreszcie dostąpić chwały nieba.
Św. Odilon, przeor benedyktyńskiego opactwa w Cluny, żyjący na przełomie X i XI wieku, na długo przed ustanowieniem dogmatu o istnieniu czyśćca, uznał, że zmarłym należy się szczególna modlitwa. Wierzył, że ludzie żyjący na ziemi mogą wspomóc dusze w dostaniu się do nieba ofiarując w ich intencjach msze św., modlitwy i umartwienia. Czyśćcowe dusze zaś modląc się za swoich orędowników potrafią wyprosić u Boga potrzebne ludziom łaski. Dlatego ustanowił dla swojego klasztoru święto zmarłych, które polecił obchodzić po dniu Wszystkich Świętych. Tego dnia, wszystkie modlitwy miały być zanoszone w intencji dusz, które jeszcze nie osiągnęły chwały wiecznej. Niebawem zwyczaj ten został przejęty przez wszystkie klasztory benedyktyńskie, a w XIII w. stało się ono powszechne w całym Kościele rzymskim. W 1915r. papież Benedykt XV zezwolił, aby w Dzień Zaduszny każdy kapłan mógł odprawić trzy msze św.
To niezwykłe, że Dzień Zaduszny poprzedzony jest uroczystością Wszystkich Świętych, kiedy Kościół wspomina wszystkich wiernych zmarłych, którzy już przebywają w obecności Boga. Są nimi ci, którzy nie zostali oficjalnie wyniesieni na ołtarze, ale ich życie było dowodem prawdziwej świętości. To nasi dziadkowie, rodzice, krewni, bliscy i znajomi. W Polsce mamy przepiękną tradycję gromadzenia się na grobach naszych zmarłych uczestnicząc w uroczystych nabożeństwach, właśnie 1 listopada. Nie mając pewności czy nasi bliscy przebywają już w niebie, czy jeszcze w czyśćcu, w tym samym dniu możemy modlić się o ich zbawienie, ale również prosić o orędownictwo u tronu Bożego. Ten fakt powinien uzmysławiać nam, że ziemia, czyściec i niebo to naczynia połączone, które nawzajem wspierają się w dążeniu do świętości. Kiedy zrozumiemy tę prawdę, nie będziemy musieli przebierać się za upiory, zapalać w domach dyniowych lampionów i drżeć na myśl o błąkających się po świecie duszach zmarłych.
Skomentuj artykuł