Ks. Jerzy Popiełuszko – początek

(fot. ks. Jan Sochoń)
ks. Jan Sochoń

„Po zakończeniu liturgii ksiądz Popiełuszko razem z hutnikami wziął krzyż na plecy i zaniósł za bramę Huty, gdzie go przymocowano na odpowiednim cokole. W ten sposób dawał wyraz nadziei, że ideały ewangeliczne wrosną w codzienne życie Polaków”

Opatrznościowy przypadek

DEON.PL POLECA

Ksiądz Jerzy Popiełuszko został rezydentem parafii św. Stanisława Kostki pod koniec maja 1980 roku. Wybrał to miejsce, gdyż będąc słabego zdrowia, nie mógł udźwignąć w pełnym wymiarze obciążeń duszpasterskich kościoła św. Anny, który był centralnym ośrodkiem akademickim stolicy, ani tym bardziej znajdować czas na odpoczynek. Ale kiedy znalazł się na Żoliborzu (po urlopie spędzonym w Ameryce) wokół niego i tutaj zawiązała się przedziwna wspólnota, będąca konglomeratem studentów medycyny, którzy poczęli tłumnie go odwiedzać, niemal okupować pokój, gdzie mieszkał, robotników, zwykłych parafian. Wszyscy dostrzegali w żoliborskim rezydencie kogoś nieprzeciętnego, odczuwali przy nim wewnętrzny spokój, umacniali cywilną odwagę. On sam nie zwracał uwagi na pojawiające się z ich strony gesty szacunku, poważania. Uznawał, że na tym po prostu polega duszpasterstwo, aby ludzie, w szczególności potrzebujący pomocy, znajdowali w Kościele miejsce umożliwiające spotkanie z Chrystusem, jak i ochronę przed wszelkiego rodzaju niebezpieczeństwami.

Tymczasem rzeczywistość w Polsce nie nastrajała optymistycznie. Latem 1980 roku wybuchły strajki najpierw w Mielcu, w Poznaniu, w Tarnobrzegu, następnie Lublinie (tu z największą intensywnością), potem w Trójmieście, w podwarszawskim Ursusie, samej Warszawie i innych miastach. Rozpoczął się czas wielkiego zrywu „Solidarności”. Przy bramach zakładów zaczęli pojawiać się robotnicy z biało-czerwonymi opaskami. Śpiewano Międzynarodówkę, ponieważ była powszechnie znana, każdy słyszał ją wielokrotnie, w szkołach uczono jej słów. Świetnie nadawała się na pieśń protestu, a zarazem była bezpieczna jako przecież oficjalny hymn rządzącej partii. Rozpoczęto też – co było bardzo ważne – tworzenie pierwszych tak zwanych komitetów strajkowych, które stały się nieodłącznym elementem krajobrazu strajkowego w całej Polsce. Polskie miasta spokojne (na razie) na zewnątrz, wewnątrz kipiały od niepokojów, domysłów, przewidywań. Dominował na ogół strach i obawa, patos krzyżował się z żartami, poważne wypowiedzi polityczne z osobistymi przemyśleniami strajkujących. W tej atmosferze ożywa i brzmi jak motto dziejących się wydarzeń, często powtarzane zdanie: „Człowiek rodzi się, by żyć wolnym”.

Ksiądz Jerzy, zaangażowany w prace środowiska medycznego, samorzutnie przejął sięsprawami społecznymi, które w istocie były sprawami duszpasterskimi. Strajki na Wybrzeżu ugruntowały w polskiej świadomości swego rodzaju „model zachowania religijnego”, stąd brała się obecność księży na masówkach robotniczych, autentyczne współuczestnictwo w ruchu odnowy narodowej, złączonej z przemianą moralną o religijnym podłożu. Ksiądz Popiełuszko świadom swych chorobowych niedomagań, uważnie przypatrując się wypadkom w Stoczni Gdańskiej oraz innych miastach Polski, zdawał sobie sprawę, że nie może ukryć się w „mroku choroby”. Miał częste bóle głowy, szybko się męczył. Choroba hemolityczna, będąca jedną z form anemii nie ustępowała. Mimo to umiał cieszyć się życiem. Zwiedził Austrię i Jugosławię, gdzie jednak nie czuł się najlepiej, doświadczając ciążących chwil osamotnienia; kilkakrotnie odwiedzał Stany Zjednoczone. Poznał inny świat, pozbawiony totalitarnej przemocy, radosny, kolorowy, pełen gospodarczego przepychu. Wzruszał się najprostszymi drobiazgami, śniadaniem w samolocie, grą w bingo, pięknem Wirginii, drzewami pomarańczowymi i palmami, ale też amerykańskimi zwyczajami religijnymi, o czym pisał w dzienniku prowadzonym podczas pobytu w Ameryce. Z zauważalnym przejęciem zanotował: Wojska obowiązkowego nie ma. Amerykanie chodzą do Komunii św. wszyscy, a do spowiedzi najczęściej raz na 2 lata. (...) Pierwsze palmy, jeszcze mizerne, między sosnami. Piękna równina. (...) Muszę przyznać, że nawet mi się nie marzyło, że tak będzie, że tak może być.

Chcąc jednak udzielić ślubu swoim przyjaciołom, już 30 lipca 1980 roku wrócił do Warszawy, włączając się od razu w bieg dramatycznych wydarzeń „polskiego Sierpnia”. W Hucie Warszawa znalazł się trochę przypadkowo, choć był to przypadek opatrznościowy. Cała ówczesna Polska wpatrywała się w gdańską solidarnościową rewolucję. Żądania stoczniowców poparły niemal wszystkie zakłady przemysłowe kraju – między innymi Huta Warszawa. Trzeciego dnia strajku w hucie robotnicy postanowili, że w ich zakładzie będzie odprawiona Msza święta. Zgłosili się więc do księdza Prymasa Stefana Wyszyńskiego, a ten polecił swemu kapelanowi księdzu Bronisławowi Piaseckiemu, by całą sprawę zorganizował. Kapelan wraz z delegacją hutników przybył do parafii św. Stanisława Kostki i tę propozycję przedstawił – w zakrystii – księdzu Jerzemu Czarnocie, miejscowemu wikariuszowi, który jednak miał tu, na miejscu, odprawiać Mszę świętą i nie mógł w związku z tym udać się do huty. Stojący obok ksiądz Jerzy Popiełuszko, świadek tej rozmowy, zareagował natychmiast, mówiąc: „To ja pojadę, odprawiałem już rano”. Czy to przypadek, czy świadome działanie łaski – miał prawo pytać potem ksiądz Jerzy Czarnota.

Msza święta odprawiona na terenie huty stała się momentem przełomowym w religijno-społecznym doświadczeniu zarówno warszawskich robotników, jak i księdza Popiełuszki, który w ten sposób rozpoczął swą posługę duszpasterską pośród strajkujących robotników. Odtąd już nie opuścił swego „społecznego posterunku” i duszpasterzował w Akademii Medycznej, w Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarnictwa i w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, gdzie organizowano strajki i manifestacje – zawsze w atmosferze religijnej i specyficznej oprawie liturgicznej, choć w początkowej fazie strajków (lipiec 1980 rok) nie wywieszano symboli religijnych na bramach fabryk czy jako dekoracji wieców lub w salach, w których zbierali się strajkujący, ponieważ wówczas postulaty strajkowe ograniczały się do kwestii tylko ekonomicznych. Gdy jednak zostały żądania strajkujących poszerzone o sprawy społeczne, narodowe, wolnościowo-demokratyczne, wówczas pojawiły się znaki religijnego zaangażowania, uczestnictwo w zbiorowych Mszach świętych, odprawianych na terenie zakładów pracy, nabożeństwach paraliturgicznych oraz innego rodzaju działaniach. Wtedy też obecność księży w ruchu solidarnościowym stała się czymś naturalnym, choć zawsze narażonym na nieporozumienia, a nawet sprzeciw pewnych grup opozycji. Ksiądz Popiełuszko nie wahał się jednak zbliżyć do robotniczych środowisk. Przeczuwał zapewne, że nadchodzi czas zwiększonej odpowiedzialności i dosłownie heroizmu, w którym on sam musi znaleźć swoje miejsce. A do duszpasterstwa wśród robotników nie był specjalnie przygotowany.

Zresztą wydarzenia strajkowe były czymś zupełnie nowym, zaskakującym i Kościół nie wypracował jeszcze właściwych metod duszpasterskich. Ksiądz Jerzy początkowo niemal po omacku kształtował profil swej bytności z warszawskimi hutnikami, a nieco później, z całym światem polskich robotników. Starał się poznać warunki robotniczej pracy, aby móc odpowiadać duszpastersko na problemy pojawiające się w tym środowisku. Nie tylko uczestniczył w oficjalnych uroczystościach, na przykład poświęceniach sztandarów związkowych, ale również spotykał się prywatnie z robotnikami, zapraszał ich na modlitwę do kościoła św. Stanisława Kostki na Żoliborzu. O godz. 10 rano w każdą niedzielę odprawiał Mszę świętą, podczas której wygłaszał kazania, skierowane bezpośrednio do warszawskich hutników. Próbował wskazać im drogi godniejszego życia, bardziej związanego z Ewangelią. Ujawniał słabości robotniczej doli, częsty brak humanistycznej kultury w codziennych zachowaniach, wskazywał na plagę alkoholizmu. Wspólnie z zakładowym komitetem „Solidarności” organizował wyjazdy szlakiem piastowskim, szlakiem pielgrzymów do Gdańska itd. Warunkiem udziału w wycieczce była całkowita abstynencja alkoholowa. Założył też wkrótce „szkołę” kształcącą robotników.

Zbierali się w jego parafii ci wszyscy, którzy chcieli wzbogacić swą kulturę religijną, a ksiądz Jerzy proponował wykłady albo rozważania dotyczące podstawowych spraw chrześcijańskiej wizji życia i działania. Mówił o literaturze, historii, podstawach prawa cywilnego. Nieco później, gdy spotkania te przekształciły się – trzeba dopatrywać się tutaj wzorów, których prekursorem był prymas Wyszyński – w regularne nauczanie, zapraszał nowych wykładowców i w ten sposób utworzył intelektualną przestrzeń obrony przed naporem komunistycznego totalitaryzmu.

Te formy duszpasterskiej aktywności księdza Jerzego nie wypływały tylko z jego osobistych chęci, lecz były uzgadniane z ówczesnym proboszczem parafii na Żoliborzu księdzem prałatem Teofilem Boguckim. Wytworzyła się między nimi serdeczna bliskość i kapłańska wspólnota, wyrażająca się nie tylko w realizowanym stylu pracy duszpasterskiej, lecz także w zwyczajnej pomocy i wzajemnej życzliwości. Ksiądz Jerzy wiedział, że w osobie księdza Boguckiego otrzymał niezwykły dar i że nie może tego daru zaprzepaścić, ale powinien niejako rozszerzać jego pole oddziaływania. Dlatego – przyznają to wszyscy, którzy zetknęli się z księdzem Popiełuszką – z zauważalnym przejęciem kontynuował pracę w robotniczym środowisku. Było to w ówczesnych warunkach czymś zaskakującym, nowym i zarazem niebezpiecznym. Nikt nie wiedział, jak w tej sytuacji zachowają się władze polityczne. Ksiądz Popiełuszko swą obecnością, kazaniami uruchomił i wyzwolił w strajkujących słuszną siłę sprzeciwu wobec partyjnego zniewolenia, umocnił rodzącą się międzyludzką solidarność. Było to ważne, ponieważ władza nie chciała dopuścić do tego, aby głos Kościoła współgrał z postulatami rodzącej się politycznej opozycji. W jednym z wywiadów tak mówił o swym spotkaniu z robotnikami Huty Warszawa: Tego dnia i tej Mszy świętej nie zapomnę do końca życia. Szedłem z ogromną tremą. Już sama sytuacja była zupełnie nowa. Co zastanę? Jak mnie przyjmą? Czy będzie gdzie odprawiać? Kto będzie czytał teksty, śpiewał? (...) I wtedy, przy bramie, przeżyłem pierwsze wielkie zdumienie. Gęsty szpaler ludzi – uśmiechniętych i spłakanych jednocześnie. I oklaski. Myślałem, że Ktoś Ważny idzie za mną. A to były oklaski na powitanie pierwszego w historii tego zakładu księdza przekraczającego jego bramę. Tak sobie wtedy pomyślałem – oklaski dla Kościoła, który przez trzydzieści parę lat wytrwale pukał do fabrycznych bram.

Czasy solidarnościowej rewolucji wymuszały nowe podejście do zagadnień społecznych. Należało włączyć je w codzienną pracę parafialną, a nawet uczynić swoistym sztandarem, by w ten sposób móc przeciwstawiać się naciskom komunistycznej propagandy i złowieszczym działaniom Służby Bezpieczeństwa. Księdzu Popiełuszce chodziło o to, aby uzmysłowić Polakom właściwy obraz człowieka, który widzi swe związanie z Bogiem i nie przystaje na żadne formy niewolnictwa, czy to natury ekonomicznej, politycznej, etycznej czy religijnej. W Chrystusie odkrywamy prawdę i powinniśmy dawać o niej mocne świadectwo. Dopiero wówczas potrafimy radzić sobie z wszelkiego rodzaju zniewoleniami – z naciskiem przekonywał. Żyjemy w świecie stworzonym przez Boga, który, choć mówi w ukryciu, na tyle daje się w Chrystusie poznać, że nie musimy załamywać rąk albo ironicznie się uśmiechać. Dysponujemy naturalnym językiem umożliwiającym – na ludzką miarę – porozumienie i budowanie wspólnego dobra. Potrafimy umniejszać cierpienie i zło, a także obdarzać się cudownością miłości.

Ksiądz Popiełuszko podkreślał polską przynależność do kręgu kultury chrześcijańskiej. Poznaliśmy już przecież smak Bożej miłości. Przyjęliśmy i przyjmujemy pomoc wielu świętych orędowników, przede wszystkim św. Wojciecha, który ze swego heroizmu uczynił narzędzie ewangelizacji i scalania popękanej, słowiańskiej rzeczywistości. Bylibyśmy zapewne innymi ludźmi, gdyby nie siła wiary św. Wojciecha i jego wysiłek, budujący naszą religijno-narodową świadomość. On wiedział, że świat prawdziwie ludzki trzeba budować na fundamencie Ewangelii, żyć na własną odpowiedzialność, prosić o wstawiennictwo Maryję, Królową Polski. Król Jan Kazimierz niczego innego przecież nie uczynił, jak tylko usankcjonował oczekiwania całego narodu, gdy w dniu 1 kwietnia 1656 roku, wróciwszy z wygnania do Polski, złożył przed obrazem Matki Bożej Łaskawej następujące ślubowanie:

Wielka Boga-Człowieka Matko, o Przeczysta Panno, obieram Cię dzisiaj za Patronkę moją i moich państw – Królową, i polecam Twojej szczególnej opiece a obronie siebie samego i moje królestwo polskie i wszystek lud mój.

To zawierzenie trzeba – głosił ksiądz Popiełuszko – bez końca powtarzać, włączając, dzięki mocy sakramentów świętych, życie narodu w głębię Bożej egzystencji. Należy przeżywać codzienność wzbogaconą obecnością Maryi, macierzyńsko wstawiającą się za Polakami u Syna. W taki sposób wyrażona postawa religijna zdaje się bardzo polska, choć zwracanie się do Najświętszej Marii Panny z prośbą o obronę ma uniwersalny charakter. Wskazuje na to najstarsza modlitwa przenikająca religijne doświadczenie wiernych Kościoła powszechnego, niemal od samych początków jego istnienia.

Zawsze odnoszono się do Maryi jako Dziewicy zwycięskiej, ochraniającej Patronki, Wspomożycielki potrzebujących. Natomiast obrazy Maryi obejmującej „płaszczem opieki” wszystkie stany, przewijają się dość często w ikonograficznych przedstawieniach. Kult maryjny jest ważnym elementem tożsamości narodowej. Dlatego ksiądz Popiełuszko nie obawiał się zauważyć, iż autentyczna wolność narodowa, stanowienie praw niegodzących w podstawy narodu, wreszcie umacnianie ojczystych tradycji kultury, mają zakorzenienie w religijności. Gdy tylko bowiem następowało rozejście się wartości narodowych z wartościami religijnymi, natychmiast wpadaliśmy w stan politycznego uzależnienia. Gdy zaś umacniała się jedność ze słowem Ewangelii, zacieśniała się też radość, godność i twórcza narodowa siła. Trudno wyobrazić sobie Polskę bez ochraniającej mocy Chrystusa i Jego Matki.

Nauczanie tego rodzaju nie mogło przejść bez echa, tym bardziej że władze komunistyczne wszelkimi sposobami starały się stępić jego wymowę i ograniczyć zakres społecznego oddziaływania. Wywierało ono jednak coraz silniejszy wpływ na świadomość wiernych, którzy gromadzili się w kościele św. Stanisława na Żoliborzu. Msze święte odprawiane w intencji Ojczyzny spowodowały niesłychane ożywienie religijno-społeczne. Stały się jednym z najważniejszych wydarzeń cementujących jedność między Polakami, między wiernymi a hierarchicznym Kościołem. Żoliborska świątynia urosła do rangi narodowego sanktuarium. Hasło „Bóg i Ojczyzna” widniejące na jednej z zewnętrznych ścian kościoła wyznaczało atmosferę duchową tego miejsca i całej parafii.

Wydarzenia w Polsce toczyły się szybko. Sytuacja społeczna stała się niezwykle napięta. „Solidarność” rozrastała się i społecznie umacniała. Aparat rządzący nie chciał jednak zgodzić się na proponowane przez robotników i opozycję zmiany demokratyczne. Naciski ze strony Związku Sowieckiego, kierowanego przez Leonida Breżniewa, jak również części członków partii, sprawiały, że nie dochodziło do żadnych społecznych porozumień. Zamach na papieża Jana Pawła II, mający miejsce 13 maja 1981 roku, wywołał w Polsce i na całym świecie falę modlitewnych wystąpień i potępień. Ksiądz Popiełuszko zareagował błyskawiczne. Na terenie Huty Warszawa odprawił Mszę świętą w intencji powrotu papieża do zdrowia. Ołtarz zbudowano na przyczepie ciągnikowej; przyniesiono także krzyż użyty w czasie pierwszej Mszy świętej w sierpniu 1980 roku. Ministrantami byli hutnicy, wiele osób przystąpiło wtedy do Komunii. Po zakończeniu liturgii ksiądz Popiełuszko razem z hutnikami wziął krzyż na plecy i zaniósł za bramę Huty, gdzie go przymocowano na odpowiednim cokole. W ten sposób dawał wyraz nadziei, że ideały ewangeliczne wrosną w codzienne życie Polaków, którzy maję obowiązek ich realizowania, jak również wskazań Jana Pawła II. Nigdy nie ugną się pod naporem komunistycznych udręczeń.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ks. Jerzy Popiełuszko – początek
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.