Magiczny kościotrup

(fot. EPA/Alex Cruz)
Maciej Wiśniewski z San Cristobal (Meksyk)

Z powodu brutalnej wojny z kartelami narkotykowymi renesans w Meksyku przeżywa prastary kult Świętej Śmierci. Jego rozwój więcej jednak mówi o stanie społeczeństwa niż o problemie narkotyków.

Kult Santa Muerte jest najbardziej rozpowszechnionym ludowym wierzeniem w Meksyku – ma od 5 do 8 milionów wyznawców, także w Ameryce Środkowej, USA i Kanadzie – mówi „Tygodnikowi” José Gil Olmos, reporter meksykańskiego tygodnika „Proceso”, autor wydanej niedawno książki „La Santa Muerte. La virgen de los olvidados” („Święta Śmierć. Dziewica zapomnianych”).

Santa Muerte, szkieletyczna postać, czczona w ceremoniach wzorowanych na zwykłych Mszach, do której wyznawcy zwracają się za pośrednictwem zmodyfikowanych modlitw, ma status oscylujący pomiędzy „świętą” a „dziewicą”. Na rynku Sonora, największym w Mieście Meksyk targu dewocjonaliów, najczęściej kupowanym wizerunkiem jest Matka Boska z Guadalupe, patronka Meksyku; Flaquita, „Chudzina”, albo Niña Blanca, „Biała Dziecina”, jak inaczej określa się Santa Muerte, jest zaraz na drugim miejscu.

Według antropolożki Katii Perdigón, kult Świętej Śmierci nie ma bezpośredniego związku z wierzeniami prehiszpańskimi, gdzie kult śmierci odgrywał istotną rolę; umarły one wraz z 80 procentami mieszkańców Nowego Świata, którzy zginęli z rąk konkwistadorów bądź od zawleczonych przez nich chorób. Kult Santa Muerte rozwinął się na styku obrzędów, jakie przybyły z Europy: kultu przybieranych fantazyjnie na znak triumfu śmierci szkieletów z czasów szalejących po Starym Kontynencie epidemii i podejścia do relikwii świętych.

Konkurentka św. Judy Tadeusza

– Pierwsze informacje o kulcie Santa Muerte pochodzą z 1797 r. W wiosce San Luis de la Paz w stanie Guanajuato wznoszono modły do szkieletu, który zwano właśnie „Świętą Śmiercią”. W kolejnych stuleciach kult wszedł w fazę utajenia. Ponownie dał o sobie znać w czasie Rewolucji (1910–1917), ale dopiero od lat 50. zaczął wyraźnie rozwijać się w ubogich dzielnicach Miasta Meksyk, wśród ludzi ulicy, przestępców, prostytutek, a także policjantów i żołnierzy – mówi Gil Olmos.

To pierwsze środowisko, młodych, biednych chłopaków z marginesu, sportretował Luis Buñuel w „Los olvidados” – „Zapomnianych”, filmie z 1950 r. Choć kult Santa Muerte w samym obrazie się nie pojawia, kwitł on wówczas właśnie pośród takich „zapomnianych”. Święta Śmierć pojawia się za to w klasycznej pracy amerykańskiego antropologa Oscara Lewisa „Los hijos de Sánchez” (1961) [„Dzieci Sancheza”], studium życia rodziny z Miasta Meksyk, w której autor rozwinął koncepcję „kultury biedy”, nieuchronnego produktu procesu modernizacji.

Gdy kilka lat temu w domach aresztowanych lub zabitych handlarzy narkotyków (narcotraficantes) zaczęto znajdować ołtarze i kaplice poświęcone Świętej Śmierci, powstał wizerunek tego kultu jako przestępczej aberracji. Santa Muerte przedstawiana była jako wyłączna patronka capos, sicarios – płatnych zabójców, pandilleros – członków młodocianych gangów, porywaczy i innej maści bandytów.

Choć modlą się do niej przestępcy, prosząc np., aby nie zostali złapani przez policję, a handel narkotykami istotnie przyczynił się do propagacji tego kultu, w rzeczywistości mamy do czynienia z wierzeniem ludowym, mocno osadzonym społecznie, związanym z Miastem Meksyk i jego ubogimi dzielnicami, jak np. słynącym z piractwa i handlu wszelkimi towarami Tepito.

Świętej Śmierci nie prosi się o „cud” (un milagro), ale o „przysługę” (un paro). Jest „święta” nie dlatego, że dokonuje rzeczy nadprzyrodzonych, ale dlatego, że spełnia prośby (o wstawiennictwo, ochronę, pracę, zdrowie, pomyślność itd.), wobec których bezradny ma się okazywać nawet święty Juda Tadeusz, popularny zwłaszcza wśród warstw niższych, i czczony równolegle patron spraw beznadziejnych.

Ale, jak pokazuje w swej książce Gil Olmos, kult Świętej Śmierci nie ogranicza się do świata przestępczego ani do społecznych nizin. „Chudzina” popularna jest także choćby wśród gwiazd i gwiazdeczek mediów. Jej wyznawczynią była też wielka diva, María Félix, złożona ponoć do trumny w sposób oddający jej ostatni hołd.

Kult Santa Muerte rozpowszechniony jest też wśród polityków – ci proszą ją głównie o zniszczenie politycznych przeciwników: – W objęcia Świętej Śmierci pcha ich żądza władzy i chęć utrzymania jej za wszelką cenę – mówi Gil Olmos. Jedną z jej największych wyznawczyń jest m.in. Elba Esther Gordillo, szefowa SNTE, 450-tysięcznego związku zawodowego nauczycieli, „szara eminencja” meksykańskiej polityki. W wielkim apartamencie w stolicy ma ponoć wielką kaplicę z prawdziwym szkieletem w najdroższych strojach i biżuterii, mieszając kult Świętej Śmierci z elementami ezoteryki.

Wiara mafijnych żołnierzy

Od czasu, gdy w 2006 r. prezydent Felipe Calderón ogłosił „wojnę z narkotykami” i wprowadził do niej wojsko, zaostrzając rywalizację karteli o szlaki przerzutowe do USA, zginęło już ponad 30 tys. ludzi. W większości, jak podkreśla rząd, „przestępców, zabijających się między sobą”. Rozpętał się ponury festiwal okrutnych praktyk – dekapitacji, ćwiartowania, zwieszania okaleczonych ciał z mostów. Choć nie brak głosów, że to efekt głęboko zakorzenionego w meksykańskiej kulturze podejścia do śmierci, ma on, jak podkreśla część badaczy, więcej wspólnego z obrazami kultury popularnej niż z aztecką przeszłością, i choć nosi cechy typowo meksykańskiego zamiłowania do violencia (przemocy), jego głównym motorem jest nie kultura, lecz walka o pieniądze.

Mimo że w kaplicach Santa Muerte znajdowano pozbawione głów zwłoki, pochodzące najprawdopodobniej z narkotykowych egzekucji i składane tam „w ofierze” w ramach jakiegoś rytuału inicjacyjnego nowych członków karteli, jak podkreśla Gil Olmos, to wynaturzenie, które nie ma nic wspólnego z kultem Świętej Śmierci w jego prawdziwym, ludowym wydaniu.

Innym obiektem ludowych wierzeń, związanym już ściślej ze światem narco, jest Jesús Malverde – „święty handlarzy narkotyków”, opiekun przestępców. Ma to być rzekomo postać historyczna, XIX-wieczny złodziej, który zabierał bogatym i dawał biednym, Janosik ze stanu Sinaloa, kolebki meksykańskich karteli narkotykowych. „Wierni” modlą się do niego o to samo, co do Świętej Śmierci: by nie złapała ich policja, by nie zginęli z ręki wrogów.

W ramach wojny z narkotykami rząd próbował zdelegalizować ich kult, cofając m.in. koncesję jednemu z kościołów Santa Muerte. Armii nakazał zaś niszczenie przydrożnych kapliczek Świętej Śmierci i Jesúsa Malverdego. Niektóre gminy wydały zakaz handlu ich wizerunkami.
Ale żeby nic nie było takie proste – jak mówi José Gil Olmos – wielkim wyznawcą Santa Muerte jest np. Genaro García Luna, minister bezpieczeństwa publicznego (sic!), odpowiedzialny za walkę z narkotykami.

Samozwańczy biskup-gangster

O kulcie Santa Muerte zrobiło się znów głośno na początku stycznia tego roku, gdy w Mieście Meksyk, pod zarzutem przynależności do bandy porywaczy powiązanej z jednym z karteli, aresztowano Davida Romo, samozwańczego „biskupa Świętej  Śmierci”.

Jak mówi „Tygodnikowi” José Gil Olmos, Romo to typowy oportunista, który w religii dostrzegł możliwość zrobienia dobrego biznesu i założył w 2002 roku własny kościół (La Iglesia Tradicional Católica México-Estados Unidos). Gdy kilka lat później wszedł w kontakt z Doñą Quetitą, prowadzącą w Tepito najważniejsze miejsce kultu Świętej Śmierci w całym Meksyku, dostrzegł ogrom wyznawców, szansę na pieniądze i włączył jej kult do swojego Kościoła. Po kłótni o podkradanie wiernych i po tym, jak cofnięto mu koncesję (w ramach wojny z narkotykami), by ocalić interes, wyrzekł się Santa Muerte. Na jej miejsce wymyślił własny obiekt kultu – Anioła Świętej Śmierci (El Ángel de la Santa Muerte). Choć większość tradycyjnych wyznawców go nie uznało, Romo, obiecując zbudowanie w stolicy Bazyliki Świętej Śmierci, wyłudzał wysokie datki, domy, ziemię. Zaczęły mnożyć się oskarżenia o wymuszenia i kradzieże.

– Nie jest zaskoczeniem, że w końcu go aresztowano. W sferze medialnej fakt ten znów będzie miał wpływ na odbiór kultu Świętej Śmierci. Jednak pośród jej prawdziwych wyznawców nie, bo Romo nie odgrywał wśród nich większej roli. Nikt go zresztą nie bronił – mówi Gil Olmos.

Kościół katolicki wykorzystał tę okazję do ponownego potępienia „szatańskiego kultu”, z którym od lat starają się walczyć księża i biskupi. Ale jak podkreśla Gil Olmos, stoi przed Kościołem trudne zadanie: wszyscy wyznawcy Santa Muerte to wierzący katolicy.

Sposób na biedę

Jak podkreśla rząd, kult Świętej Śmierci sprzyja rozwojowi przestępczości zorganizowanej. Korzeni przestępczości czy też narkotykowego boomu upatrywać należy jednak raczej w paraliżu, w jakim znajduje się gospodarka Meksyku, która, pomijając emigrację do USA, nie oferuje wielu alternatyw. To dlatego dla karteli pracuje kilkaset tysięcy Meksykanów, a pieniądze z handlu narkotykami (pod względem wielkości tuż za tymi z ropy i turystyki) pomagają utrzymać kraj na powierzchni. Sam kult Świętej Śmierci jest też reakcją na tę sytuację.

– Przełomowym momentem dla jego popularności był kryzys gospodarczy z lat 1994-95. Wówczas zadomowił się on nawet pośród klasy średniej, bezpośrednio dotkniętej kryzysem – mówi Gil Olmos. Od czasu, gdy w 1994 r.

Meksyk przystąpił do TLCAN – strefy wolnego handlu pomiędzy USA i Kanadą – głównego narzędzia modernizacji i drogi do wstąpienia do elitarnego klubu Pierwszego Świata, kraj i jego gospodarka znajdują się w stanie permanentnego kryzysu.

Po załamaniu w 1995 r. Meksyk pogrążył się w recesji, a gdy wydawało się, że w końcu wychodzi na prostą, w 2007 r. wybuchł światowy kryzys finansowy. Przez ścisłą zależność od USA, kraj ten poradził sobie z nim najgorzej w regionie: w latach 2007–2010 gospodarka rosła tylko o 0,9 proc., a zanotowany spadek PKB (6,5 proc.) był nawet gorszy niż w trakcie kryzysu lat 1994-95. Szaleje bezrobocie, a 6 na 10 pracujących Meksykanów pracuje w szarej strefie. Podczas gdy wszędzie w Ameryce Łacińskiej bieda spadała, w Meksyku wzrosła o 3,1 proc., dotykając już prawie 40 proc. z ponad 100 milionów Meksykanów. Do tego państwo trawi głęboki kryzys instytucjonalny, szerzy się korupcja...

W swoim czasie zarówno „Los olvidados”, jak i „Los hijos de Sánchez” wywołały fale sprzeciwu i zarzutów o szkalowanie. Wielu Meksykanom trudno było zaakceptować ukazaną w nich biedną twarz swojego kraju. Czy – zachowując wszelkie proporcje i pozostawiwszy z boku teologiczne kontrowersje – sprzeciw wobec kultu Santa Muerte i próby jego zwalczania ze strony rządu nie przypominają oburzenia wobec filmu Buñuela czy książki Lewisa? Czy nie zdradzają po prostu niechęci do zaakceptowania szkaradniejszej twarzy kompulsywnej modernizacji Meksyku, która objawia się także w kulcie Świętej Śmierci?

– Póki Meksyk i jego społeczeństwo tkwić będą w kryzysie, kult będzie rósł w siłę – podkreśla José Gil Olmos.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Magiczny kościotrup
Komentarze (1)
Adam Trojnar
18 kwietnia 2011, 00:15
oni to dopiero mają pokręcony kraj ...