Medytacje i perturbacje

(fot. k0a1a.net / flickr.com / CC BY)

Niektórych bardzo wzburzyło stwierdzenie ordynariusza diecezji płockiej bp. Piotra Libery, który podczas spotkania z egzorcystami poruszył m.in. sprawę tzw. Światowej Wspólnoty Medytacji Chrześcijańskiej (ŚWMC) w Polsce. Zauważył, że dokumenty Kościoła m. in. Kongregacji Nauki Wiary, negatywnie oceniają próby łączenia medytacji chrześcijańskiej z medytacją buddyjską.

O medytacji chrześcijańskiej >> szukaj jutro na portalu DEON.pl tekstu o. Jacka Poznańskiego SJ

Biskup Piotr Libera jako ordynariusz ma nie tylko prawo, ale i obowiązek wyrazić swoją opinię na temat nowych ruchów pojawiających się w Kościele, którego jest pasterzem. Decyzja biskupa Brescii lub Arcybiskupa Florencji, którzy zaaprobowali w swoich lokalnych Kościołach ŚWMC, może być zachętą dla biskupa Libery, by udzielił oficjalnego poparcia ŚWMC na terenie diecezji płockiej, ale nie jest ona dla niego obowiązująca. Każdy ordynariusz sam decyduje, jakie ruchy popiera, a jakie nie. Dopiero decyzja Ojca Świętego na ten sam temat byłaby ważna dla całego Kościoła, a i wtedy miejscowy biskup ma sporo swobody w danej kwestii.

DEON.PL POLECA

Biskup stwierdził, że "należy zachować powściągliwość w angażowaniu się w jej działalność" tzn. nie potępił jej, nie ekskomunikował uczestników tego ruchu, nie polecił nikogo z animatorów spalić na stosie, ani też nie zabronił nikomu uczestniczyć w spotkaniach ŚWMC. Myślę, że zbyt gwałtowne reakcje na słowa biskupa raczej zaszkodzą, niż pomogą działalności ŚWMC w Polsce.

Co egzorcyści mają do medytacji >> komentarz o. Jacka Prusaka SJ

Niektórzy komentatorzy słusznie zauważyli, że ŚWMC nie propaguje modlitwy buddyjskiej, lecz praktyki modlitewne chrześcijańskiego wschodu. Zasadniczo to prawda, ale trzeba też pamiętać, że Modlitwa Jezusowa, która jest propagowana przez ŚWMC, wzbudzała w średniowieczu, wraz z całą szkołą hezychazmu propagowaną przez mnichów z góry Atos, ogromne i wielowiekowe kontrowersje w greckim Kościele prawosławnym.

Bp Libera i medytacja chrześcijańska - polemika >> zobacz więcej

Modlitwa Jezusowa

Słowo hezychazm (gr. hezychia) oznacza pokój serca, pokój wewnętrzny, medytację. Hezychazm jest również nazywany modlitwą Jezusową lub nieustanną (od nieustannego powtarzania imienia Bożego) albo modlitwą serca. Recytacji tej modlitwy powinno towarzyszyć skupienie umysłu i serca.

Hezychazm to zjednoczenie z Bogiem poprzez poznanie Jezusa, modlitwę i ascezę. Może to wydawać się nam dziwne, ale prawosławie, które swoją duchowość opiera na modlitwie liturgicznej i nauce Ojców Kościoła, było z początku bardzo sceptyczne wobec tego rodzaju modlitwy indywidualnej, która polega na wielokrotnym powtarzaniu w rytm oddechu jednego zdania z Biblii. Technika ta szybko stała się znana w Kościele zachodnim i już św. Ignacy Loyola, założyciel jezuitów polecał ją na początku XVI wieku w swoich "Ćwiczeniach duchownych".

Żyłem prawie 20 lat na terytorium Rosji i byłego Związku Radzieckiego i muszę powiedzieć, że obecnie Modlitwa Jezusowa jest o wiele bardziej popularna wśród katolików w Europie, niż wśród prawosławnych. Tak jak i zainteresowanie ikonami, będące w jakiejś mierze "modą", która pojawiła się w Zachodniej Europie w związku z sekularyzacją Kościoła katolickiego, jaka nastąpiła w wielu krajach Zachodu po Soborze Watykańskim II.

Niektórzy specjaliści od duchowości prawosławnej twierdzą, że Modlitwa Jezusowa pojawiła się w Bizancjum dzięki jego kontaktom z Bliskim i Dalekim Wschodem, w tym z islamem i buddyzmem. Stąd możliwe jest, że powtarzanie tych samych słów w rytm oddechu może mieć coś wspólnego z mantrami. Czy to niebezpieczne? Myślę, że niekoniecznie. Wielu autorów sugeruje przecież, że różaniec, który pojawił się w Europie w epoce wypraw krzyżowych, był wzorowany na muzułmańskich sznurach modlitewnych zwanych "tabih" lub "sebha". Muzułmanie zaś mogli przyjąć tę technikę modlitwy od buddystów, wśród których "mala" jest i dzisiaj bardzo rozpowszechniona. A przecież nikt z tego powodu nie będzie twierdził, że różaniec może być niebezpieczny dla naszej wiary.

Czy to znaczy, że obawy bp. Libery są całkiem nieuzasadnione? Myślę, że w pewnych kwestiach trzeba być jednak ostrożnym.

Człowiek i jego modlitwa

Modlitwa każdego człowieka to jego rozmowa z Bogiem. Relacja człowiek - Pan Bóg to sprawa bardzo delikatna i bardzo osobista dlatego Kościół zawsze był wstrzemięźliwy w ocenach życia modlitewnego poszczególnego człowieka.

Każdy ma prawo rozmawiać z Panem Bogiem tak, jak na danym etapie życia potrafi to robić. Psalmy, które są podstawą modlitwy liturgicznej Kościoła, to często gwałtowne słowa tak wobec innych ludzi, jak i wobec Boga. Są więc kontrowersyjne (na tyle, że niektórych z nich Kościół nie włączył do brewiarza), a jednak polecane jako podstawa modlitwy.

Modlitwy nie da się sprowadzić do "miłych paciorków". Modlitwa to pewien proces. Dziś modlimy się tak, a za dziesięć lat będziemy się modlić zupełnie inaczej. Poznajemy coraz lepiej Boga oraz Jezusa i zarazem zmienia się nasza modlitwa. Droga każdego człowieka do Boga jest niepowtarzalna, tak więc i modlitwa jest zawsze indywidualna i ulega zmianom w ciągu życia.

Święty Ignacy Loyola ostrzegał jezuitów, aby w kierownictwie duchowym nie prowadzili ludzi po swoich drogach do Boga, lecz towarzyszyli im na ich własnych drogach poznania Jezusa. Człowiek ma prawo modlić się tak jak się modli, a zadaniem Kościoła jest wspieranie go na tej drodze modlitwy. Tak więc musimy być bardzo ostrożni, gdy oceniamy cudzą modlitwę, by drugiemu człowiekowi pomagać, a nie przeszkadzać w jego drodze do Boga.

Ja sam, w młodości, przed wstąpieniem do zakonu byłem zafascynowany książką "Obłok niewiedzy" - średniowiecznym traktatem o modlitwie napisanym w Anglii (to lektura polecanea także przez ŚWMC). Skupia się ona na niepoznawalności Boga, mało poświęca uwagi Pismu Świętemu i osobie Jezusa. Dotyka bardziej rozumu niż serca. Teraz, kiedy po dwudziestu pięciu latach wziąłem ją do ręki, wydała mi się nudna i jałowa, ale być może takie doświadczenie było mi potrzebne na początku mojej drogi modlitwy. Ważne jest, czy w swoim życiu duchowym człowiek nie stoi w miejscu i w jakim kierunku się porusza. Bywa przecież i tak, że człowiek interesuje się duchowością wschodu, ale to jest tylko jakiś etap w jego poszukiwaniu Boga.

Jakie więc mam wątpliwości odnośnie Modlitwy Jezusowej, a tym bardziej wobec stosowania technik wschodnich w modlitwie chrześcijańskiej?

Medytacja chrześcijańska - dlaczego tak, dlaczego nie

Po pierwsze: w praktyce tej kładzie się zbyt duży nacisk na metodę i technikę. Sam Jezus zachęcał słowem i czynem do modlitwy, i to do modlitwy nieustannej, ale nie pozostawił swoim uczniom żadnych wskazówek dotyczących technik modlitewnych. Odwrotnie niż mistycy buddyzmu i hinduizmu. Modlitwa jest rozmową z Bogiem i to On do nas przychodzi, a "wymuszanie" takiego spotkania przez stosowanie określonej techniki może prowadzić na manowce. Istnieje niebezpieczeństwo, że oto swoim wysiłkiem jakąś "wiedzą tajemną", ćwiczeniem oddechu "złapiemy Pana Boga za nogi". Trzeba pamiętać, że Bóg jest absolutnie niezależny od naszych starań w tym względzie i do niczego nie można Go zmusić, ale za to można, przy takim nastawieniu, popaść w różnego rodzaju iluzje. Spotkanie z Jezusem jest czymś znacznie głębszym niż jakakolwiek technika czy rodzaj modlitwy. Można zatrzymać się na wszystkich tych wrażeniach duchowych, pomijając to, co najważniejsze i dla czego weszliśmy na tę drogę. Jezusa spotykamy nie tylko na modlitwie - jest jeszcze liturgia, wspólnota Kościoła, sakramenty, Biblia i, na koniec, działanie Boga w naszym życiu.

Modlitwa jest tylko środkiem do spotkania Boga, a nie celem w samym sobie. Nie jest celem modlitwy osiąganie jakiegoś stanu duchowego, czy dobrego samopoczucia. Celem modlitwy jest sam Bóg. W przypadku różnych technik modlitewnych istnieje niebezpieczeństwo deifikacji modlitwy, czyli zrobienia z niej bożka, który zasłoni nam samego Boga. Dlatego mistrzowie chrześcijańskiej modlitwy tak bardzo podkreślają znaczenie modlitwy "nieudanej", czyli takiej, na której niczego szczególnego nie przeżywaliśmy. Taka "nieudana" modlitwa jest ważna dla naszego wzrostu duchowego, bo uczy nas, że to Bóg jest Panem naszej modlitwy, a nie my sami.

Jako młody jezuita próbowałem uczestniczyć w warsztatach modlitewnych prowadzonych przez nieżyjącego już mojego współbrata ojca Jacka Bolewskiego, który był wielkim propagatorem Modlitwy Jezusowej. Sam ojciec Jacek był bardzo pobożnym zakonnikiem, jako teolog zajmował się mariologią, w tym szczególnie Niepokalanym Poczęciem Maryi. Na zajęciach w jednej sali było jakieś 50 osób. Ojciec Jacek nami kierował: "Proszę patrzeć 5 metrów prosto przed siebie". Tutaj jakaś siostra zakonna: "Ale przed mną dwa metry siedzi siostra, co ja mam robić?" Takich sytuacji było więcej i w związku z tym ja sam nijak nie mogłem się skupić. Po jednym dniu pobytu na warsztatach wraz z innymi współbraćmi przeprosiliśmy ojca Bolewskiego i wyjechaliśmy. Widocznie ta forma modlitwy w danym momencie nie była odpowiednia dla nas.

Mam wątpliwości, czy można życie duchowe sprowadzić do praktykowania tylko jednej formy modlitwy. Ograniczenie się do np. modlitwy w rytm oddechu z powtarzaniem jakiejś mantry, nawet chrześcijańskiej, może według mnie bardzo zubożyć życie duchowe chrześcijanina. Ojciec Franz Jalics, żyjący w Niemczech jezuita, autor "Rekolekcji kontemplatywnych" i mistrz duchowy ojca Jacka Bolewskiego stworzył szkołę duchowości opartą na Modlitwie Jezusowej, ale jednak nie ograniczającą się tylko do niej. Jak byśmy się nie modlili powinniśmy mieć jednak zawsze kontakt ze Słowem Bożym, np. poprzez medytację lub kontemplację biblijną.

"Opowieści pielgrzyma", książka anonimowego autora napisana w XIX wieku w Rosji, jest w Polsce podstawową lekturą osób interesujących się Modlitwą Jezusową. Jej narrator nie tylko uczy się i praktykuje ten sposób modlitwy, ale także jest niezwykle głęboko zanurzony w całej duchowości i tradycji prawosławnej. Codzienny udział w liturgii, kontemplowanie ikon, kierownictwo duchowe prawosławnych mnichów, czytanie "Dobrotolubja" ("Filokalia" - zbiór tekstów z okresu od IV do XV w. z zakresu ascetyki i duchowości prawosławnej) - to wszystko zakorzeniało Pielgrzyma w sercu Kościoła i pozwalało mu na zdrowy rozwój duchowy. Jeśli tego nie ma i człowiek będzie zajmował się wyłącznie Modlitwą Jezusową, to mam obawy, czy po pewnym czasie jego życie duchowe nie ulegnie zubożeniu, szczególnie, gdy będzie to człowiek, który nie miał kontaktu ani z Kościołem, ani z modlitwą chrześcijańską. Jeśli natomiast ktoś praktykował wcześniej medytacje wschodnie, to może być tak, że Modlitwa Jezusowa nie będzie dla niego drogą do poznania Boga Wcielonego, lecz jeszcze jedną ciekawą techniką, niewiele się różniąca od jego dotychczasowych doświadczeń np. jogi czy zen.

I tu kryje się następne niebezpieczeństwo. Można mieć taki stosunek do modlitwy, do Modlitwy Jezusowej czy modlitw propagowanych przez ŚWMC, a szczególnie modlitw inspirowanych duchowością wschodu, jako do swego rodzaju "duchowego fitness". Codzienne pół godziny relaksu i spokoju. Raz do roku dłuższa sesja "odświeżająca". Modlitwa jako relaks i odpoczynek. Modlitwa chrześcijańska musi mieć jednak mocny związek z życiem. Jeśli modlitwa jest wyizolowana z naszego życia, jego problemów, trudności, nie zmienia naszych relacji z ludźmi, to trudno ją nazwać modlitwą chrześcijańską.

Poznacie ich po ich owocach. Czy zbiera się winogrona z ciernia, albo z ostu figi? Tak każde dobre drzewo wydaje dobre owoce, a złe drzewo wydaje złe owoce. Nie może dobre drzewo wydać złych owoców ani złe drzewo wydać dobrych owoców. Każde drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, będzie wycięte i w ogień wrzucone. A więc: poznacie ich po ich owocach. Mt 7, 16-20 Te słowa Jezusa mają pierwszorzędne zastosowanie do oceny modlitwy, naszej i cudzej. Modlitwa powinna być integralną częścią naszego życia, środkiem szukania woli Bożej i autentycznego nawrócenia, a nie "ogródeczkiem" i pożytecznym hobby jak bieganie czy aerobik. Musi przynosić owoce i powodować przemianę naszego życia.

Ja sam "używam" Modlitwy Jezusowej według zalecenia z "Opowieści pielgrzyma": "Stoisz czy siedzisz, chodzisz czy leżysz, mów ciągle: Panie, Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną!" Czyli modlę się tą modlitwą, kiedy trudno mi się skupić: zrobić rachunek sumienia, odmówić różaniec czy medytować nad Ewangelią. To dla mnie modlitwa człowieka "ubogiego", który nie zawsze ma siły i możliwości, by wspinać się na wyżyny mistyki, modlitwa nieustanna, którą można stosować podczas pracy, w podróży, w krótkich momentach ciszy…

Z drugiej strony chcę zwrócić uwagę na bardzo ważny, pozytywny aspekt modlitwy proponowanej przez ŚWMC. Obecnie dużo ludzi w Polsce jest bardzo zagubionych duchowo, a zarazem szuka czegoś głębszego w swoim życiu. Wielu z nich odnajduje się w różnych praktykach modlitewnych New age lub buddyzmu. Wszelkie poszukiwanie transcendencji, duchowości, Boga trzeba ocenić pozytywnie. Co my, katolicy możemy tym ludziom zaoferować? Czy Modlitwa Jezusowa lub szerzej te techniki proponowane przez ŚWMC nie mogą być takim magnesem, który przyciągnie tych poszukujących do chrześcijaństwa? Czy zamiast potępiać takie ruchy nie powinniśmy próbować wykorzystać je do tego, aby ludzie w swojej drodze duchowej znaleźli Jezusa? Święty Ignacy Loyola mawiał, że trzeba umieć "wejść cudzymi drzwiami, a wyjść swoimi".

Anthony de Mello i tradycja duchowa Indii

25 lat temu w Polsce pojawiły się liczne kontrowersje wokół niezwykle wtedy popularnych książek jezuity żyjącego w Indiach Anthonego de Mello (zm. 1987). Czerpał on wiele z tradycji duchowej Indii , w tym z buddyzmu i hinduizmu. Próbowałem czytać jego książki, ale ostatecznie przeczytałem w całości tylko jedną i niewątpliwie najbardziej "chrześcijańską": "Kontakt z Bogiem". W jego twórczości nie widziałem dla siebie ani nic ciekawego, ani nic niebezpiecznego. W tym czasie zaczytywałem się w rekolekcjach Kardynała Carlo Mario Martini, także jezuity, który będąc wyśmienitym biblistą przybliżał w swoich książkach duchowość zawartą w Piśmie Świętym. Dziwiły mnie tak zachwyty, jak i oburzenie w stosunku do twórczości de Mello. Ot, miłe opowiastki o żabach i historyjki, których nijak nie można postawić obok Ewangelii. W tym czasie byłem też krótko w Indiach i ta wizyta pomogła mi zrozumieć istotę dyskusji wokół książek de Mello. Otóż pisał on je dla swoich rodaków, z których 99% jest hinduistami, buddystami, muzułmanami itp. Katolicy to maleńka kropelka w tym oceanie i dla tej "kropelki" hinduizm i jego wierzenia są "chlebem powszednim" i częścią ich kultury. Ile by de Mello nie czerpał z hinduizmu, indyjskiemu katolikowi niewiele mógł zaszkodzić, ponieważ zna on z własnego doświadczenia, negatywne strony tej religii. Anthony de Mello czerpiąc z różnych hinduistycznych i buddyjskich opowieści w pewnym sensie postępował tak jak np. polski kaznodzieja wykorzystujący w nauczaniu legendę o smoku wawelskim, czy o Panu Twardowskim i zaprzedaniu duszy diabłu. Jednak książki de Mello polskiemu czytelnikowi, paradoksalnie - niezbyt dobrze znającemu duchowość chrześcijańską, a nawet samo chrześcijaństwo, mogły rzeczywiście zrobić w głowie bałagan. Egzotyczność i tajemniczość opowieści de Mello, w porównaniu z dosyć ubogą propozycją życia modlitewnego większości polskich parafii, mogły sprawić, że niektórzy ich czytelnicy zainteresowali się duchowością Wschodu. Ktoś mógł zbyt poważnie wziąć sobie do serca hinduskie opowieści i zamiast przyjąć je jako pewne wprowadzenie w doświadczenie duchowe, potraktować ich treść jako prawdę objawioną. W różnych krajach różne treści mogą być różnie przyjęte. I dlatego metoda modlitwy proponowana przez Światową Wspólnotę Medytacji Chrześcijańskiej może być zalecana przez biskupa w Australii, ale już niekoniecznie przez biskupa w Polsce.

Benedykt XVI o medytacji

I jeszcze jedno. Łatwo jest krytykować i ukazywać zagrożenia, a trudniej zrobić coś pozytywnego. Czy w Polsce mamy wystarczająco dużo centrów duchowości chrześcijańskiej? Czy każda parafia nie powinna być taką szkołą modlitwy? Czy nasze parafie są gotowe odpowiedzieć na duchowe poszukiwania młodych Polaków, szukających strawy duchowej w New Age, buddyzmie lub pielgrzymujących do podejrzanych aśramów w Indiach? Od razu przychodzą mi na myśl słowa Ojca Świętego Benedykt XVI na spotkaniu z duchowieństwem w warszawskiej Archikatedrze św. Jana (25.05.2006):

"Wierni oczekują od kapłanów tylko jednego, aby byli specjalistami od spotkania człowieka z Bogiem. Nie wymaga się od księdza, by był ekspertem w sprawach ekonomii, budownictwa czy polityki. Oczekuje się od niego, by był ekspertem w dziedzinie życia duchowego. Aby przeciwstawić się pokusom relatywizmu i permisywizmu nie jest wcale konieczne, aby kapłan był zorientowany we wszystkich aktualnych, zmiennych trendach; wierni oczekują od niego, że będzie raczej świadkiem odwiecznej mądrości, płynącej z objawionego Słowa. Dbanie o jakość osobistej modlitwy oraz o dobrą formację teologiczną owocuje w życiu.

Nie ulegajmy pokusie pośpiechu, a czas oddany Chrystusowi w cichej, osobistej modlitwie niech nie wydaje się czasem straconym. To właśnie wtedy rodzą się najwspanialsze owoce duszpasterskiej posługi. Nie trzeba się zrażać tym, że modlitwa wymaga wysiłku, że podczas niej zdaje się, że Jezus milczy. On milczy, ale działa. Odnośnie do tego chciałbym wspomnieć przeżycie z ubiegłego roku w Kolonii. Byłem wówczas świadkiem głębokiego, niezapomnianego milczenia miliona młodych ludzi, w momencie adoracji Najświętszego Sakramentu! To modlitewne milczenie nas zjednoczyło, podniosło na duchu. Świat, w którym jest tak wiele hałasu, tak wiele zagubienia, potrzebuje milczącej adoracji Jezusa, ukrytego w hostii. Trwajcie w modlitwie adoracji i uczcie wiernych tej modlitwy. W niej znajdą pocieszenie i światło przede wszystkim ludzie strapieni."

Dla pragnących pogłębienia tej tematyki gorąco polecam list prefekta Kongregacji Nauki Wiary Józefa Kard. Ratzingera, 15 października 1989 r. Orationis formas - "O niektórych aspektach medytacji chrześcijańskiej"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Medytacje i perturbacje
Komentarze (35)
V
vik
13 kwietnia 2013, 13:03
A co z tymi, którzą magicznie "klepią" znane modlitwy i wcale ich to nie zmienia i można śmiało użyć tu słów brata, że: "Jeśli modlitwa jest wyizolowana z naszego życia, jego problemów, trudności, nie zmienia naszych relacji z ludźmi, to trudno ją nazwać modlitwą chrześcijańską." A jednak wszystkie te modlitwy są wlaśnie tak nazywane.
GK
Grzegorz Kowalski
10 kwietnia 2013, 11:28
Mam swoje uwagi do wypowiedzi o. Freemana, chociaż wiem, że są one na granicy czpeialstwa i szukania dziury w całym, za co zwolenniccy medytacji będą mogli mnie zganić. Tym nie mniej mam taką wrażliwość, że pewne rzeczy mnie drażnią. Otóż ojciec Freeman bardzo często powołuje się na alegorię "koła modlitwy". Jest więc sobie koło, którego szprychy to wszelkie modllitwy i nabożeństwa. Wszystkie te modlitwy są więc sobie równoważne - o. Freeman podkreśla często i mocno ich równość. Jednakże, nigdy nie umieszcza on medytacji chrześcijańskiej wśród nich, lecz zawsze w jakimś nieokreśonym, nienazwanym miejscu łączenia się tych szprych z piastą, w której znajduje się "bezruch" i "modlitwa Jezusa". Wielokrotnie jest podkreślonym, że wszytkie formy modlitwy muszą prowadzić do medytacji i później do ostatecznego doświadczenia kontemplacji, które jest (cytat) "celem modlitwy". (cytat) "Chodzimy więc do kościoła, aby uczyć się medytacji." (cytat) "medytacja chrześcijańska kształtuje punkt styku pomiędzy wszystkimi szprychami koła i jego centrum". Mnie osobiście trudno się oprzeć wrażeniu, że o. Freeman w ten sposób subtelnie faworyzuje medytację, chcąc ją widzieć jako podstawę wszystkiego, jako esencję każdej modlitwy. Nigdy jednak - bądźmy uczciwi - nie zapomina napomnieć, aby nie porzucać innych modlitw.
10 kwietnia 2013, 09:23
do brata Damiana, gdzie brat znalazł w twórczości o. Bolewskiego czy Freemana, że skoro ktos medytuje to nie musi czy nie może modlić się inaczej, albo, że medytacja chrześcijańska z góry zakłada jedynie tę praktykę duchową jako modlitwę? To, że brat jej nie rozumie, albo nie potrzebuje w swoim rozwoju duchowym nie oznacza, że "ostrożność" bp. Libery wobec medytacji jest uzasadniona @~jezuita Abstrahując od przykładów podanych przez brata Damiana: o.Freeman przytacza zdanie O.Maina, który zastrzegając się, że docenia Eucharystię, różaniec i liturgię godzin konkluduje: "medytacja (...) że jest jedyną, [drogą] jaką znalazłem." (Patrz trzecia konferencja o.Freemana na stronie WCCM) Sam O.Freeman pisze "Wiemy, że istnieje wiele form modlitwy i każda z nich praktykowana szczerym sercem jest dobra. Dzięki nim rośnie w nas zdolność kontemplacji, (...)" Inne modlitwy więc jakby jedynie służyły zdolności konteplacji, która zestawiana jest jedynie z Mszą św.: "możemy usiąść do medytacji lub przystąpić do mszy świętej z czcią i oddaniem i otworzyć się na doświadczenie niebieskiego Jeruzalem"
BD
brat Damian
9 kwietnia 2013, 21:28
Pojawiły się już nastepne artykuły na ten temat i wiele ciekawych komentarzy. Sam je przeczytałem  z zainteresowaniem. Ważne, żeby nas samych to pobudzało do modlitwy i uczenia modlitwy innych poprzez własny przykład. dla jezuity: "gdzie brat znalazł w twórczości o. Bolewskiego czy Freemana, że skoro ktos medytuje to nie musi czy nie może modlić się inaczej, albo, że medytacja chrześcijańska z góry zakłada jedynie tę praktykę duchową jako modlitwę?" - nic takiego nie napisałem ani odnośnie Ojca Bolewskiego, ani Freemana. Spotkałem się jednak z ludźmi, który modlili się tylko Modlitwą Jezusową (ubydwu wymienionych Ojców pewnie nie znali) i właściwie ją "mantrowali", stosowali ją jako duchowy "relaks-fitness, do Kościoła ich to nie przybliżało. Myślę, że problem nie jest w samej MJ tylko w braku kierownika duchowego, o którym tak wiele pisze się w "Opowieści pielgrzyma". W naszym jezuickich domach rekolekcyjnych organizowane są specjalne sesje na temat tej modlitwy i one właśnie pełnią taka rolę. ŚWMM też powinna być takim "kierownikiem duchowym", na ile nim jest nie wiem, bo osobiście z tym ruchem nie miałem kontaktu.
J
jezuita
9 kwietnia 2013, 16:00
do brata Damiana, gdzie brat znalazł w twórczości o. Bolewskiego czy Freemana, że skoro ktos medytuje to nie musi czy nie może modlić się inaczej, albo, że medytacja chrześcijańska z góry zakłada jedynie tę praktykę duchową jako modlitwę? To, że brat jej nie rozumie, albo nie potrzebuje w swoim rozwoju duchowym nie oznacza, że "ostrożność" bp. Libery wobec medytacji jest uzasadniona
C
czarek
9 kwietnia 2013, 12:20
@T7HRR Odnośnie odwoływania się w kazaniach to może warto dodać, że co innego jest przywołać coś dla lepszego zrozumienia, a co innego synkretyzować (nie wiem czy tak można tego słówka użyć). i tak np. można pokazać, że czakramy które symoblizują w kulturze naszej (zakładam że jesteśmy w Indiach) kanały energii, w chrześcijaństwie nazywają się po prostu wolna wola, czyste serce (chyba, mniejsza o poprawność teologiczną w tym momencie), ale w żadnym wypadku nie można wmawiać, że my jako ochrzeczeni ludzie mamy otwierać nasze czakramy, których przecież nie ma. Zgodzę się z tym, że trzeba rozdzielać chrześcijan od niechrześcijan w tych dyskusjach. Natomiast oddzielna kwestia: czy niebezpieczeństwo mija? patrząc na fakt, że egzorcyzmuje się osoby przed chrztem (a przynajmniej kiedyś tak robiono) oznaczać może, że winy nie ma, ale konsewkencje zostają. na pewno nie każda medytacja niechrześcijańska jest zła (choćby kontemplacja naturalna, przyrody, piękna stworzonego świata, która przecież może doprowadzić do wiary w Boga!), natomiast na pewno każda medytacja która ma aprobatę Kościoła (głównie terezjańska, benedyktyńska i choćby ignacańska - w swych pierwotnych formach (sic!)) jest bezpieczna. były już wypowiedzi buddystów nt praktykowania przez europejczyków jogi, itp. były one krytyczne i ostrzegały nas przed energią kundalini. tak jak u nas tak i u nich są zasady życia duchowego, a jako że dzisiaj mamy do czynienia z falą New Age zaczyna się wszystko zacierać, dlatego tym bardziej w dzisiejszych czasach chrześcijanie powinni być ortodoksyjni i radykalni (oczywiscie moim zdaniem), przy czym nie fanatyczni, ale pełni miłości i szacunku wobec drugiego człowieka. i jeszcze jedno: [url]http://religie.wiara.pl/doc/471937.Jan-Pawel-II-o-buddyzmie/2[/url]
9 kwietnia 2013, 11:53
Ja tam medytuję chrzescijańsko od kilku lat i w nosie mam zastrzeżenia bpa Libery Więcej takich wpisów, a biskupi nie będą chcieli nawet nawet czytać o WCCM...
Z
Zdzisław
9 kwietnia 2013, 11:48
Ja tam medytuję chrzescijańsko od kilku lat i w nosie mam zastrzeżenia bpa Libery
9 kwietnia 2013, 10:34
@czarek Nie do końca rozumiem Pana pytania - ale na ile rozumiem podzielam obawy. Odpowiem tak: inkutluracja ma sens i w Polsce nikt nie potraktuje Smoka Wawelskiego w kategoriach religijnych, to jest jasne. Jeśli natomiast opowiemy o Smoku  Wawelkim na kazaniu w Indiach to może powstac wrażenie że jest to część naszej religijności - nawet takie coś może wywołać zamieszanie. Gorzej jest z odwałaniem się do  do doświadczeń niechrześcijańskich duchowości. Odwołanie się do doświadczeń duchowości hinduskiej w kazaniu dla mieszkańców Indii może mieć sens by zobrazować, przyblizyć coś przez coś innego tkwiącego w ich kulturze - problem polega na tym by dobrze pokazac co jest podobne a co rózne. Uzycie takiego samego odwołanią w kazaniu dla europejczyków to tylko gotowe nieporozumienie. Drugi wątek, a w Pana odpowiedzi pierwszy, to techniki i praktyki niechrzescijańskie a otwarcie duchowe. Uważam, że trzeba na to patrzec oddzielnie dla chrzescijan i niechrzescijan. Niechrześcijanin ma szansę zobaczyć odblask Prawdy poprzez swoje praktyki. Chrześcijanin przyjmując praktyki prowadzące do niechrześcijańskiego otwarcia duchowego otwiera drogę do odwrócenia się od Prawdziwego Boga. Nie każda medytacja (bo jest to okreslenie bardzo szerokie) jest niechrześcijańska - ale trzeba wiedzieć co się robi.
C
czarek
9 kwietnia 2013, 10:16
@T7HRR Że niby ludzie medytując modlą się do złego ? Czy ludzie, którzy medytują są opętani przez zło ? No i co jest niby źródłęm tego zła, że ktoś tam mówi o buddyźmie ? myślę, że tutaj jest bardzo delikatna kwestia otwarcia się na obszar duchowy. jeśli jesteśmy nastawieni na techniki i przeżycia, bardzo łatwo można pomylić działanie Ducha Świętego z naszymi emocjami albo co gorsza - demonem, który przecież przybiera postać anioła światłości jak pisze św. Paweł. życie duchowe to piękna, ale i nie łatwa sprawa. trzeba bardzo doświadczonego kierownika, który potrai rozeznać co od czego lub kogo pochodzi. jeśli w naszej kulturze prezbioter odwoła się na kazaniu do Smoka Wawelskiego to jest odwoałanie zupełnie jasne i bajkowe. Natomiast jeśli zrobi to w kazaniu dla mieszkańców Indii to wprowadzi tylko zamieszanie. co do tego odwoływania też byłbym ostrożny. co innego odwołać się do jakiejś legendy, przypowieści,  nie związanej z religią i duchowością, a co innego do zupełnie innych systemów, religii, duchowści. to tak jakby kaznodzieja polski zaczął gmatwać chrześcijaństwo z pogaństwem.
9 kwietnia 2013, 09:03
Wskazane nauczanie o. Bede OSB dobrze odczytać edukacyjnie, że w innych częściach świata kapłani Kościoła katolickiego nie są na cenzurowanym, za to że mówią językiem nieeuropejskim.  @sok jest to skomplikowane zagadnienie, którego jeden z aspektów,  któś bardzo trafnie już tu przedstawił w skróconej formie: jeśli w naszej kulturze prezbioter odwoła się na kazaniu do Smoka Wawelskiego to jest odwoałanie zupełnie jasne i bajkowe. Natomiast jeśli zrobi to w kazaniu dla mieszkańców Indii to wprowadzi tylko zamieszanie.
9 kwietnia 2013, 08:58
@gkowalski myślę, że gdyby bp wystostował argumenty - tak jak np. br Damian w poniższym artykule - nie byłoby problemu. Natomiast samo zestawienie WCM w kontekście egzorcyzmów jest czymś co budzi emocje. No bo co to znaczy ? Że niby ludzie medytując modlą się do złego ? Czy ludzie, którzy medytują są opętani przez zło ? No i co jest niby źródłęm tego zła, że ktoś tam mówi o buddyźmie ? zakładam, że Tobie też jest bliska jakaś duchowość - miło by Ci było, gdyby ktoś ją stawiał w takim kontekście, a bp  zdawał by się nie zaprzeczać  ?  @Wojtas Mieszasz kolejność. O bliskości WCCM, buddyzmi i zen świadczyli (z entuzjazmem) uczestnicy medytacji np. w cytowanym juz wielokrotnie artykule w TP. Jeśli biskup mówi o zagrożeniach płynących z błędów w bliskiej mi duchowossci to się nad tym głęboko zastanawiam. Jeśli dokładnie popatrzeć na historię chrzescijaństwa to każda z duchowości została kiedyś sprowadzona do formy w której była już herezją. Jeśli egzorcysci dostrzegają złe skutki jakiś zachowań to dlaczego to ma nie byc poruszane na spotkaniu z biskupem?
S
sok
9 kwietnia 2013, 07:37
Wskazane nauczanie o. Bede OSB dobrze odczytać edukacyjnie, że w innych częściach świata kapłani Kościoła katolickiego nie są na cenzurowanym, za to że mówią językiem nieeuropejskim. 
C
czarek
8 kwietnia 2013, 21:45
[url]http://www.wccm.pl/index.php?id=92[/url] pomijając wszelkie aspekty teologiczne, znam osoby które były egzorcyzmowane bo paplały się w energię kundalini, czakramy, itp. nieciekawa sprawa. myślę, że też dlatego egzorcyści mają tu coś do powiedzenia. a jeśli ktoś to neguje, to niech się pomodli nad osobą z takim problemem, a potem się wypowiada i ewentualnie krytykuje.
GK
Grzegorz Kowalski
8 kwietnia 2013, 21:12
@Wojtas, Ale ja podejrzewam, że bp Libera by bardzo chętnie podał swoje argumenty, gdyby go ktoś jaskawie raczył zapytać. Tymczasem o. Prusak, który pierwszy podjął się krytyki biskupa, ewidentnie tego nie zrobił, a zmiast tego od razu przeszedł do dziwacznej, manupulatywnej retoryki (ja tak to odebrałem) ukazującej biskupa jako zacofanego i uprzedzonego. W moim odbiorze było to bardzo nieuczciwe zagranie i w odbiorze innych ludzi też, bo widziałem stosowne komentarze. No i to całe zamieszanie z zestawianiem WCCM w kontekście egzorcyzmów to też zasługa o. Prusaka, który toczy jakąś prywatną bitwę z egzorcystami już od pewnego czasu i nakręcił całą sprawę w tym kierunku. A przecież jako ksiądz zapewne czytał "Orationis Formas" kardynała Ratzingera... Ech, to jest takie smutne, że nasi księża, nasi jakby nie było ojcowie (to jest tytuł, w którym my wierni, wyrażamy wielki szacunek dla tych osób) i bracia, zaczynają zaniżać jakość dyskusji i stosować jakieś takie nieciekawe zagrania.
T
Tomek
8 kwietnia 2013, 21:01
Dziękuje za głos br. Damiana i p. Grzegorza Kowalskiego, bardzo rozsądne i myśle że bliskie prawdy twierdzenia. Chciałbym tylko dodać, że Modlitwa Jezusowa może być modlitwą dla każdego, ale jako modlitwa w drodze, w pracy fizycznej, w zmęczeniu fizycznym czy psychicznym, bądź jako prosta modlitwa, której dusza akurat potrzebuje. Wypowiadając Imię "Jezus" "Maria" "Panie Jezu Chryste zmiłuj się nad mną grzesznym" modlisz się, nie musisz ćwiczyć oddechu, pozycji, nie wprawiasz się w żadne odmienne stany świadomości. Obierając ziemniaki w kuchni, odkurzając pokój, rąbiąc drzewo, idąc do autobusu się po prostu modlisz, przy pomocy tych kilku słów. Co do reszty nie wypowiadam się, bo wiele jest aspektów i zagrożeń też.
W
wer
8 kwietnia 2013, 20:54
Znam kilkoro osób z jednej ze wspólnot medytacji i wiekszośc nie ukrywa że Jezus(nie mówiąc juz o Kościele) mało ich interesuje. Słowo >modlitwa< nie przejdzie im raczej przez gardło :(... Co innnego medytacja:)... Są raczej kółkiem towarzyskim które ma im pomóc się rozwijac duchowo ,cokolwiek to znaczy. Natomiast temat  więzi z Jezusem jest zbywany z  rozbawieniem... 
WD
Wojtek Duda
8 kwietnia 2013, 20:27
~sok, rzecz nie w tym, że WCCM formalnie naucza czegoś złego, ale że ostatnio ojciec Jacek Prusak i pan Bogadn Białek wyrazili w swoich publikacjach zdziwienie, że ktoś może w ogóle miec wątpliwości co do medytacji chrześcijańskeij propagowanej przez WCCM i że takie wątpliwości to wyraz nieuzasadnionych uprzedzeń i ignorancji. Tymczasem posiadanie takich wątpliwości nie jest wcale nieuzasadnione. I nie chodzi o to, że WCCM robi coś złego, bo zapewne jest wszystko w porządku, ale patrząc po wypowiedziach liderów WCCM wypowiadających się w mediach i publikacjach można mieć nie tylko pojedyncze wątpliwości, ale całe mnóstwo takowych. Stąd też i biskup Libera mógł mieć swoje uwagi - tym bardziej że do ostrożności nawołuje tez "Orationis Formas" wskazując na delikatnosć i ... @gkowalski myślę, że gdyby bp wystostował argumenty - tak jak np. br Damian w poniższym artykule - nie byłoby problemu. Natomiast samo zestawienie WCM w kontekście egzorcyzmów jest czymś co budzi emocje. No bo co to znaczy ? Że niby ludzie medytując modlą się do złego ? Czy ludzie, którzy medytują są opętani przez zło ? No i co jest niby źródłęm tego zła, że ktoś tam mówi o buddyźmie ? zakładam, że Tobie też jest bliska jakaś duchowość - miło by Ci było, gdyby ktoś ją stawiał w takim kontekście, a bp  zdawał by się nie zaprzeczać  ? 
C
czarek
8 kwietnia 2013, 20:12
z tego co pamietam, przegladaj jedna z ksiazek o. Freemana, natknąłem się na cośw stylu "chrześcijański zen" i joga jako pomoc w wyciszeniu. chyba, że pomyliłem autorów. natomisat dla mnie nie ulega wątpliwości, że mamy znacznie piękniejsze dziectwo i tacy mistrzowie modlitwy uznani przez Kosciol jak sw. Teresa czy Jan od Krzyza, sw. Benedykt nic nie pisali o specjalnych pozycjach, powtarzaniu slow, a wierze, nadziei, milosci, pokorze i posluszenstwie.bo to jest prawdziwa modlitwa. niestety zadna technika Boga nie zdobedziemy, to my mamy sie dac zdobyc Bogu przez uleglosc Duchowi Swietemu i moze nigdy nie doswiadczymy poeich duchowych, a np. tak jak Matka Teresa z Kalkuty cale nasz zycie to bedzie noc, oschlosc, jak sie BOgu spodoba. a przez nasze dzialania i nadmierna aktywnosc, mozemy Bogu przeszkodzic w wielkich dzielach jakich chce dokonac w naszej duszy. to nie moje zdanie, ale sw. Jana od Krzyza i znakomitego o. Mari Eugeniusza, ktorego proces beatyfikacyjny trwa. polecam jego ksiazki Chce widziec Boga i jestem corka kosciola (choc ta druga b. ciezko dostepna). z tego co wiem sw. Ignacy Loyola tez nie podawal technik zadnych? moze lepiej trzymajmy sie dziedzictwa naszych swietych i nauki Kosciola i ja w 100% wyprobujmy, a potem szukajmy czegos nowego. to mojezdanie, mozna by jeszcze wiele napisac, ale sa madrzejsi ode mnie. polecam na temat medytacji, synkretyzmu,. itp. o. Posackiego :)
8 kwietnia 2013, 20:09
Czemu ma służyć współczesna medytacja „chrześcijańska”?
W
wsyp
8 kwietnia 2013, 20:01
Bardzo rozsądny głos w ważkiej sprawie. Dzięki, br. Damianie.
T
tak
8 kwietnia 2013, 19:31
Powtarzanie jakichkolwiek słów  jak mantrę może łatwo wprowadzić w  pewien stan psychiczny w którym pewne przywidzenia mogą się wydawać jako autentyczne np.: poczucie błogości, oderwanie od rzeczywistości  i odlot ku „niebiosom” , odmienne stany świadomości jak to określił jazmig. To samo osiąga się  przez użycie narkotyków i innych środków. Ludzie wierzący mogą takie stany nieco lekkomyślnie uznać jako dane od Boga. Gdy pójdą tą drogą złudzeń wykreowanych przez SIEBIE SAMYCH  może to się fatalnie odbić na ich duchowości. Nie jest najlepszą drogą spotkania z Bogiem sztuczne wprowadzanie się w jakieś stany sztuczne, ekstatyczne , nie pochodzące od Boga. Nie każdemu jest dane bezpośrednie spotkanie z Bogiem , czym zostali obdarowani niektórzy święci. Trzeba to z pokorą przyjąć a nie czepiać się iluzji. Chyba lepiej zostawić w tych sprawach wolna rękę Bogu a nie poganiać Go. Poganianie nic nie da. I tylko o to chodzi. Myślę, że  nawet najbardziej zagorzali  zwolennicy WCCM nie zaprzeczą , że wymienione przez mnie niebezpieczeństwa realnie istnieją. Zatem skoro takie niebezpieczeństwo realnie istnieje miał rację bp Libera. Natomiast wypowiedź ks. Prusaka uważam za bardzo nieelegancką.  Nie należy robić wrażenia , że się jest  rozumniejszym od biskupa. Kłania się pokora.
8 kwietnia 2013, 19:24
[url=http://www.vatican.va/roman_curia/congregations/cfaith/documents/rc_con_cfaith_doc_19980624_demello_pl.html]http://www.vatican.va/roman_curia/congregations/cfaith/documents/rc_con_cfaith_doc_19980624_demello_pl.html Jak WCCM godzi: [/url][url=http://www.vatican.va/roman_curia/congregations/cfaith/documents/rc_con_cfaith_doc_19980624_demello_pl.html]https://www.facebook.com/WCCMpl [/url]<a href="http://www.vatican.va/roman_curia/congregations/cfaith/documents/rc_con_cfaith_doc_19980624_demello_pl.html">Lectio Divina, 5 kwietnia 2013</a>
8 kwietnia 2013, 19:15
(..) Ojciec Main, ojciec Freeman i członkowie wspólnoty uczestniczą w normalnym życiu Kościoła (swoich Kościołów), modląc się również słownymi lub dyskursywnymi modlitwami. (...) @sok Jeśli chodzi o o.Maina to mam nadzieję, że powyższe zdanie jest jedynie błędem językowym... 
GK
Grzegorz Kowalski
8 kwietnia 2013, 18:16
~Altti, napisałeś: "Nie można odrzucić jakiegoś rodzaju modlitwy "bo Chrystus o nim nie mówił". O Koronce do Miłosierdzia też nie mówił." Nieco czepliwie, ale nie masz racji odnośnie tej Koronki. :-) Koronka została podyktowana przez Jezusa podczaj objawienia się s. Faustynie. Natomiast masz rację, że nie można odrzucać ot tak sobie każdego nieznanego rodzaju modlitwy czy kontemplacji. Dokument "Orationis Formas" kardynała Ratzingera zwraca uwagę na istnienie specjalnych rodzajów kontemplacji, które są dane wybranym ludziom w drodze łaski.
.
.
8 kwietnia 2013, 17:37
Szkoda że dostrzegamy ciemne strony tylko jakiejś jednej kościelnej organizacji, tak jakby pozostałe ich nie miały. Tymczasem każda wspólnota ma w sobie coś dobrego i coś złego. Ulaganie jakimś chwilowym trendom, piętnowanie bądź gloryfikowanie zawsze jest niewłaściwe. Dobrze byłoby nauczyć się mówić o wszystkich odcieniach szarości w Kościele.
GK
Grzegorz Kowalski
8 kwietnia 2013, 17:30
~sok, rzecz nie w tym, że WCCM formalnie naucza czegoś złego, ale że ostatnio ojciec Jacek Prusak i pan Bogadn Białek wyrazili w swoich publikacjach zdziwienie, że ktoś może w ogóle miec wątpliwości co do medytacji chrześcijańskeij propagowanej przez WCCM i że takie wątpliwości to wyraz nieuzasadnionych uprzedzeń i ignorancji. Tymczasem posiadanie takich wątpliwości nie jest wcale nieuzasadnione. I nie chodzi o to, że WCCM robi coś złego, bo zapewne jest wszystko w porządku, ale patrząc po wypowiedziach liderów WCCM wypowiadających się w mediach i publikacjach można mieć nie tylko pojedyncze wątpliwości, ale całe mnóstwo takowych. Stąd też i biskup Libera mógł mieć swoje uwagi - tym bardziej że do ostrożności nawołuje tez "Orationis Formas" wskazując na delikatnosć i subtelność całej materii. Dla mnie osobiście ekumenizm WCCMu nie jest takim problemem jak np. wypowiedzi o. Griffitha: edukowanie o czakrach, kundalini, redefiniowanie pojęcia grzechu, jakieś masońskie teorie dotyczące grzechu pierworodnego, przenoszenie na grunt chrześcijaństwa całych dużych fragmentów filozofii wschodnich (u nas zupenie pozbawionych sensu). Działalność o. Pereiry także jest uznawana za bardzo kontrowersyjną i widziałem wieloset stronicowe publikacje krytyczne w stosunku do niego, jego nauk i jego fundacji. Co do wypowiedzi o. Freemana to mam też sporo swoich zastrzeżeń. W ogóle można by długo o tym pisać. Wątpliwości są uzasadnione. Natomiast mogą ostatezcnie nie mieć potwierdzenia w stanie faktycznym, czego życzę członkom WCCM.
S
sok
8 kwietnia 2013, 15:10
Wspólnota WCCM naucza medytacji, która pogłębia całe życie modlitewne i duchowe człowieka. Ojciec Main, ojciec Freeman i członkowie wspólnoty uczestniczą w normalnym życiu Kościoła (swoich Kościołów), modląc się również słownymi lub dyskursywnymi modlitwami. Ojciec Main po mniej więcej 20 latach pobytu w klasztorze i wypełniając swoje obowiązki związane z modlitwą mnicha stwierdził, że najgłębszy skutek w jego życiu duchowym wywołała modlitwa medytacyjna, nazywana tutaj medytacją chrześcijańską. Wspólnota WCCM na swoich spotkaniach modli się i brewiarzem i rozważaniami świętych i modlitwami ogólnie przyjętymi. To, że istnieje jakiekolwiek nauczanie ze strony WCCMu o zaleceniu porzucenia innych form modlitwy jest daleko posuniętą insynuacją i nie jest zgodne z prawdą. To, że w życiu danej osoby w pewnym momencie kończy się dyskurs z Panem Bogiem, jest normalnym etapem rozwoju duchowego. Wspólnota ma w charyzmacie i ekumenię i dialog międzykulturowy. Modli się i z buddystami, i z muzułmanami, czy też wyznawcami judaizmu i wszystkimi ludźmi dobrej woli, nie zatracając swojej chrześcijańskiej tożsamości. {Przeczuwam atak, jak można modlić się z "obcym":) w jednym pokoju/sali. A jednak można:) }
A
Altti
8 kwietnia 2013, 14:26
IMHO wszedzie należy stosować umiar, zróżnicowanie i równowagę. I badać efekty ("sądzić po owocach"). Nie można się ograniczać do jednego rodzaju modlitwy, bo to tak, jakby ograniczyć się do jedzenia tylko jednego rodzaju warzywa. Nie można odrzucić jakiegoś rodzaju modlitwy "bo Chrystus o nim nie mówił". O Koronce do Miłosierdzia też nie mówił. Mówił tylko o Modlitiwie Pańskiej, a jednak tekstów modlitewnych wytworzyliśmy tysiące. A przy tym nie zapomnieliśmy o Modlitwie Pańskiej i jej szczególnym znaczeniu. Uważam, że Modlitwę Jezusową też da się zharmonizować z naszą duchowością. Nie ograniczać się wyłącznie do niej, nie potępiać jej w czambuł, ale sprawdzić o ile nas duchowo wzbogaci, ile przyliży do Boga i mądrze ją praktykować. O modlitwie językami też powiedziano wiele złych rzeczy, a moi przyjaciele z Ruchu Odnowy w Duchu Świętym zostali zwyzywani (tak, zwyzywani, ze ślepą agresją) od sekciarzy i heretyków. Zawsze będą ludzie, którzy podszyci są strachem i będą wobec "inności" agresywni.
Janusz Brodowski
8 kwietnia 2013, 13:30
Dziękuję za fachowy artykuł. A także za przypomnienie o znaczeniu "nieudanej" modlitwy. Gdzieś po drodze zapomniałem o tym.
GK
Grzegorz Kowalski
8 kwietnia 2013, 13:19
Nareszcie jakiś wyważony i merytoryczny artykuł w temacie! Za to nalezy się pochwała! Ja tylko dodam od siebie, że w sprawie de Mello wypowiedział się Watykan: http://www.vatican.va/roman_curia/congregations/cfaith/documents/rc_con_cfaith_doc_19980624_demello_pl.html A jeżeli chodzi o WCCM to jest trylion powodów, aby być ostrożnym co do tej organizacji, propagowanych metod, nauczających tych metod liderów. Nawet zamierzałem się z napisaniem na ten temat większej publikacji, bo materiału jest na wiele stron tekstu. Biskup Libera ma powody do bycia ostrożnym i zachował się bardzo uczciwie tak jak to wyjaśnił ks. Wojciechowski w tym artykule. Przy okazji, popieram to co napisał T7HRR. Też widzałem tę wypowiedź ojca Maina, że medytacja jest jedyną drogą, którą znalażł. Wypowiedź ta jest "ukryta" w przypisach do artykułu o ciekawym temacie "Czy sama medytacja wystarczy?", na które artykuł jasno nie odpowiada. Podobnie "następca" ojca Maina, ojciec Freeman, w bardzo wielu wypowiedziach rysuje dziwaczną analogię jakoby mdytacja chrześcijańska była bardziej podstawowa, bardziej bliska Bogu, niż jakiekolwiek inne formy modlitwy oraz sakramenty, oraz liturgia i inne rzeczy. Jak dla mnie - niebezpieczne stwierdzenia!
8 kwietnia 2013, 13:03
@Brat Damian "Niektórzy komentatorzy słusznie zauważyli, że ŚWMC nie propaguje modlitwy buddyjskiej, lecz praktyki modlitewne chrześcijańskiego wschodu. Zasadniczo to prawda, ale trzeba też pamiętać, że Modlitwa Jezusowa, która jest propagowana przez ŚWMC, wzbudzała w średniowieczu, wraz z całą szkołą hezychazmu propagowaną przez mnichów z góry Atos, ogromne i wielowiekowe kontrowersje w greckim Kościele prawosławnym." 1. ŚWMC nie propopaguje Modlitwy Jezusowej w formie średniowiecznej, opartej o imię "Jezus", a jedynie jakoś na niej bazuje. 2. Z dostępnych, przychylnych ŚWMC , artykułów i świadectw wynika, ze propoguje natomiasat medytację wspólną z buddystami. (linkowałem w poprzenich artykułach) 3. Jak Brat zauważa, ŚWMC przykłada chyba zbyt dużą wagę do technikaliów, a dodatkow O.Main zastrzegając się, że docenia Eucharystię, różaniec i liturgię godzin konkluduje: "medytacja (...) że jest jedyną, [drogą] jaką znalazłem."
P
P.O.
8 kwietnia 2013, 12:55
Dziękuję za ciekawy artykuł i poruszenie ważnej tematyki (wielu moich znajomych ma problemy z tego typu zagadnieniami). Przeczytałem artykuł z zaciekawieniem, po czym zwróciłem uwagę na autora :-). Serdecznie pozdrawiam Brata!
WD
Wojtek Duda
8 kwietnia 2013, 12:42
br Damian w artykule opisuje swoje wątpliwości i przemyślenia nt. medytacji chrześcijańskiej i je jakoś uzasadnia. I to jest fair. W informacji podanej przez KAI WCM zostaje ukazany 'jakoby egzorcyści mieli wątpliwości', co pozostawia wrażenie , że WCM może mieć coś wspólnego z opętaniami , a to zupełnie inny kaliber, niż to o czym pisze br. Damian. I to budzi niepotrzebnie emocje i niepokój. Na jakiej podstawie, ktoś tak uważa ? czy bp. Libera aprobuję taką konotację WCM'u ? 
8 kwietnia 2013, 12:39
Ja przypuszczam, że mętlik związany z medytacją chrześcijańską wynika z tego, iż niektórzy przyjmują pewno postawy i oddechy po to, żeby osiągnąć stan, który buddyści nazywają nirwaną. Taki cel nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem, ani z chrześcijańską modlitwą. Pozycja przyjęta do modlitwy ma ułatwiać skupienie się na celu modlitwy, którym jest Bóg, a  nie osiągnięcia jakiegoś stanu psychicznego. Podobnie jest z oddychaniem podczas medytacji, ono nie ma narzucać rytmu modlitwy, lecz powinno się dopasować do jej rytmu. Modlimy się do Boga po to, aby oddać się Jemu, Jego łasce i miłosierdziu, a nie po to, aby doznawać odmiennych stanów świadomości. Kto w medytacji poszukuje odmiennych stanów świadomości, ten nie medytuje po chrześcijańsku i to takich ludzi i takich postaw dotyczą wątpliwości bp. Libery oraz egzorcystów.