Niestrudzona zakonnica w samym sercu wojny
Dom spokojnej starości w Homs jest zarządzany przez 85-letnią siostrę Valentinę. Ta niezmordowana kobieta walczy o dobre życie pacjentów pomimo śmiertelnego zagrożenia.
Siostra Valentina Sakker jest dyrektorem Evangelical Care Center for Elderly, ośrodka ustanowionego w latach 80. przez prezbiteriańskiego księdza, a dziś zarządzanego wspólnie przez katolicki zakon sióstr Najświętszego Serca Jezusowego i kościoły luterańskie. W kaplicy domu spokojnej starości modlą się wspólnie katolicy i protestanci.
- Razem pracowaliśmy i pracujemy, ramię w ramię, by służyć ludziom pomocą najlepiej jak umiemy - mówi siostra.
Siostra Valentina jest cały czas w ruchu, nie zatrzymuje się nawet na moment. Zbiera kwiaty, przycina magnolie, dba o kuchnię, nakłada do stołów i odwiedza pacjentów, którzy niejednokrotnie są znacznie młodsi od niej. Nawet wojna nie jest jej w stanie powstrzymać, choć dom znajduje się na terenie spornym.
- Zarówno reżim, jak i rebeliancie, chcieli żebyśmy się stąd wynieśli, po to by mogli walczyć z tego budynku, ale powiedziałam im, że nie odejdę bez powodu - mówi siostra nie ukrywając delikatnego uśmiechu.
W lutym 2012 roku kiedy wszystko było zamknięte i zablokowane, rządowa armia okupowała szkołę znajdującą się w sąsiedztwie, podczas gdy ulice patrolowali żołnierze Wolnej Armii Syrii. Kilka miesięcy później walki się zaogniły.
- Pewnego dnia żołnierze dostali się do budynku i zaczęli strzelać z wyrzutni rakiet do posterunku armii rządowej - wspomina. - Potem reżim rozpoczął ostrzał naszego budynku, zabijając jedną z sióstr zakonnych. Nie związaliśmy się z żadną ze stron konfliktu, tylko robiliśmy to, co do nas należy, pomagając potrzebującym i starszym.
Siostry ukryły pacjentów - niezależnie od tego czy są chrześcijanami, czy muzułmanami - na korytarzach przybytku, by chronić ich od kul nadlatujących z obu kierunków.
- To były trudne dni, ale niektórzy już o nich zapomnieli. Zwłaszcza ci cierpiący na Alzheimera - żartuje siostra Valentina. - Mówiąc zupełnie poważnie musimy stawiać czoło każdemu, aby bronić starszych i słabych, chronić ich dom. Z jednej strony armia zajmowała szkołę, z drugiej rebelianci. Jeśli ktokolwiek z nich pragnął czegoś do zjedzenia czy do picia, dawałam im. To byli chłopcy z sąsiedztwa. Znali nasz kościół i szkołę. Jeśli ja czegokolwiek potrzebowałam, to wystarczyło zapytać tych młodych muzułmanów. Gdy zabito siostrę Cristinę, kazałam Wolnej Armii by przyniosła mi trochę lodu aby zachować ciało. Nie mieliśmy wtedy prądu, a nie mogliśmy od razu dokonać pochówku, ponieważ trwał ostrzał.
Siostra Valentina to wytrwała i niestrudzona osoba. Biega od jednego do drugiego pomieszczenia. Gdy do ośrodka przybywają nowi goście, ona przekazuje leki i sprawa zaopatrzenie domu.
- Ze względu na embargo brakuje nam pieluch, leków, wózków, ale jakoś sobie poradzimy - opisuje sytuację.
Siedmioletnia wojna, zbrodnie czynione przez wszystkie strony konfliktu, zniszczenie tkanki społecznej kraju w postaci setek tysięcy ofiar oraz siedmiu milionów uchodźców, a także nieprzeliczalnej liczby zaginionych, czyni przyszłość Syrii ekstremalnie niepewną. Wszystkie te tragedie, a także brak podstawowych środków medycznych ukazuje, że wojny najbardziej doświadczają cywile, a nie politycy.
- Z wykształcenia jestem pielęgniarką, nigdy nie bałam się gruźlicy czy innych chorób. Jak mogłabym się bać wojny? - odpowiada retorycznie siostra Valentina.
Skomentuj artykuł