Po co nam parafia?

(fot. Neets & Dre/flickr.com)
Ks. Artur Filipiak / "Wieczernik"

Dla pojedynczego człowieka Kościół konkretyzuje się zawsze w lokalnej wspólnocie. Nie ma prawdziwego życia duchowego w oderwaniu od wspólnoty.

Na pierwszy rzut oka tytułowe pytanie wydaje się być banalne. Każdy wierzący od momentu chrztu żyje przecież – chce czy nie chce – w jakiejś parafii. Nawet jeśli nie korzysta zbyt gorliwie z tej przynależności, to – dopóki nie zadeklaruje formalnego wystąpienia – pozostaje członkiem parafii, przynajmniej z socjologicznego, prawnego i statystycznego punktu widzenia.

DEON.PL POLECA


Ideał i rzeczywistość parafialnego życia

Zakres i kształt identyfikacji z parafią może być różny w zmieniających się warunkach historycznych i kulturowych, ale nigdy w dziejach chrześcijaństwa nie było chrześcijanina bez wspólnoty.

Pisząc to zdanie postawiłem znak równości między parafią a wspólnotą. Taki jest bowiem teologiczny ideał tego, czym parafia być powinna: zaangażowaną wspólnotą wierzących, którzy przy współpracy i w dialogu z księżmi podejmują odpowiedzialność za swe życie wiary. Parafia jako całość jest więc „oknem wystawowym Boga”, „księgą, którą ludzie najpierw czytają i pojmują” (Heinz-Manfred Schulz) oraz „jedyną relikwią Chrystusa, jaką mamy” (Dieter Emeis, Karl Heinz Schmitt). Za tymi obrazowymi porównaniami kryje się przekonanie, że tylko w żywej wspólnocie parafialnej można w praktyce doświadczyć, czym jest wiara.

Tyle ideał. Między marzeniem a rzeczywistością istnieje jednak zawsze pewne napięcie, wynikające z tego, że przeważnie nie dosięgamy do ideału. Wielu chrześcijanom wystarcza samo uczestniczenie w niedzielnej i świątecznej mszy świętej, przyjmowanie księdza po kolędzie czy składanie ofiar na różne potrzeby. Nie widzą potrzeby dodatkowego zaangażowania się w pracę którejś z grup lub organizacji, działających w parafii. Zadowalają się zwyczajnym „byciem chrześcijaninem”.

Można by naturalnie stwierdzić, że w ostatnich latach wśród wiernych świeckich odnotowuje się rosnącą świadomość ich odpowiedzialności za Kościół, a wśród duchownych – większą otwartość na współpracę z laikatem. Gdyby jednak dokładnie policzyć wszystkich parafian, którzy biorą aktywny dział w życiu wspólnoty i zestawić ich z liczbą osób zamieszkujących teren danej parafii, to procent tych zaangażowanych będzie zatrważająco niski. Nie ma się co łudzić: to mniejszość czuje się odpowiedzialna za życie wspólnoty parafialnej. Często są to ci sami ludzie, których można spotkać w kilku różnych grupach. Większa część parafian pozostaje bierna, nie czując nawet potrzeby wpływania na życie swojej wspólnoty . Identyfikują się wprawdzie z parafią z terenu miejsca zamieszkania, ale traktują ją jako punkt usługowy, zaspokajający ich potrzeby religijne .

Pozytywnym zjawiskom (zaangażowanie świeckich animatorów, odkrywanie różnorodnych charyzmatów w parafii) towarzyszy zatem wiele rozczarowań. Przede wszystkim nie udaje się przyciągnąć tych chrześcijan, którzy stoją z dala od parafialnego życia. Ludzie ci nawiązują od czasu do czasu krótki kontakt z parafią przy okazji różnych życiowych wydarzeń (chrztu i pierwszej komunii dziecka, pogrzebu w rodzinie), ale potem znowu znikają z pola widzenia.

Parafia – miejscem uczenia się wiary

Po co nam zatem parafia? By odpowiedzieć na to pytanie, trzeba najpierw zastanowić się, co stanowi o istocie „bycia chrześcijaninem”. Nie jest to sprawa ani osobistych upodobań ani preferowanego stylu życia – bardziej indywidualnego lub raczej kolektywnego.

Chrześcijaninem staje się człowiek przez wiarę, która wyraża się w naśladowaniu Chrystusa. Każde przepowiadanie ma na celu obudzenie wiary. Św. Jan stwierdza, że jego Ewangelia została napisana po to, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc, mieli życie w imię Jego (J 20, 31). Wezwanie do wiary w Jezusa przewija się przez cały Nowy Testament. Jest to nie tyle wiara teoretyczna, lecz przede wszystkim konkretna. Przykazanie zaś Jego jest takie, abyśmy wierzyli w imię Jego Syna, Jezusa Chrystusa, i miłowali się wzajemnie tak, jak nam nakazał (1 J 3, 23). Wiara powinna być aktywna i wyrażać się przez miłość (por. Ga 5, 6; 1 Tes 1, 3). Nie chodzi tu w pierwszym rzędzie o akt intelektu, lecz o czyn – o osobisty wybór, który angażuje całego człowieka i jego życie. W tej decyzji opowiedzenia się za Jezusem nikt nie może człowieka zastąpić. Wiara w rozumieniu Nowego Testamentu jest wydarzeniem między osobą a osobą, między Bogiem a człowiekiem. Dlatego też decyzji o przyjęciu Jezusa nie można delegować na kogokolwiek innego. Wiara jest aktem osobistej decyzji i, w tym znaczeniu, niezależnym od wspólnoty. Ani drugi człowiek, ani żadna grupa nie może zdjąć z osoby odpowiedzialności za tę decyzję.

W ten sposób została jednak opisana tylko część rzeczywistości, jaką jest wiara. W jej konkretnym wymiarze nie można jej bowiem oddzielić od korzeni, z których wyrasta i z których czerpie siłę. Dlatego w pierwotnym chrześcijaństwie było sprawą oczywistą, że wiara w Chrystusa oraz życie, wypływające z tej wiary, może istnieć tylko we wspólnocie. Nowy Testament nie zna pojęcia wiary sprywatyzowanej. Dla chrześcijanina sprawą najwyższej wagi jest poszukiwanie oraz zachowywanie wspólnoty z siostrami i braćmi w wierze (por. np. Hbr 10, 23-25). Wiara jest zatem aktem osobistej decyzji jednostki, ale w procesie swego powstawania i rozwoju nie może się obejść bez drugiej osoby. Żaden człowiek nie posiada życia sam z siebie, zawsze zostaje mu ono dane i przekazane. Każdy zależy w tym zakresie od swoich rodziców i przodków, od społeczeństwa i od tych wszystkich, których spotyka na drodze swojego życia. Nie inaczej jest z wiarą. Nie rodzi się ona w warunkach sterylnego laboratorium, lecz w konkretnych, nieprzewidywalnych i burzliwych okolicznościach życia.

W tym kontekście jasna staje się odpowiedź na pytanie o sens istnienia parafii czy też o potrzebę zaangażowania w jej życie: parafia jest po to, by w niej uczyć się wiary. Do chrześcijańskiej wspólnoty należą ludzie, którzy nawzajem wspierają się w wierze, przekazują ją dalej, pocieszają się w czasie prób i ucisku oraz wspólnie oczekują przyjścia swego Pana w chwale. Taka wspólnota stwarza warunki, w których może wzrastać i owocować osobista wiara człowieka.

Parafia utożsamia tajemnicę całego Kościoła

Parafia uobecnia i reprezentuje w konkretnym miejscu cały Kościół. Dlatego wszystko, co możemy powiedzieć o Kościele, dotyczy w odpowiednich proporcjach również parafii. A Kościół jest czymś więcej niż tylko sumą wszystkich chrześcijan. Jest Oblubienicą Chrystusa (por. Ef 5, 21-32), która zachowuje i głosi Jego słowo. Kościół gwarantuje, że nauka o Jezusie pozostanie niezafałszowana i będzie słyszana w najdalszych zakątkach świata.

Kościół daje udział w życiu Boga poprzez siedmioraki strumień sakramentów. Wstawia się w błagalnej modlitwie, gdy wina i grzech obciąża któregoś z wierzących: „Nie zważaj na nasze grzechy, lecz na wiarę swojego Kościoła”. A ojcowie pierwszych wieków chrześcijaństwa zgadzają się co do tego, że właśnie z tego powodu Kościół można nazwać – w pełnym znaczeniu tego słowa – matką: Mater Ecclesia. Ona rodzi córki i synów. Bez Kościoła, bez wspólnoty, bez parafii nie byłoby chrześcijan ani życia chrześcijańskiego.

W tym kontekście wracamy do zarysowanego na początku tych rozważań napięcia między ideałem a rzeczywistością. To, czy chrześcijanin odnajdzie w parafii piękno, które Bóg dla niej zamierzył, zależy w dużej mierze od tego, na ile realizuje ona i utożsamia tajemnicę całego Kościoła. Dla pojedynczego człowieka Kościół konkretyzuje się bowiem zawsze w lokalnej wspólnocie, choć nie w każdym jej działaniu w jednakowym zakresie. Stąd nie ma prawdziwego życia duchowego w egocentrycznym oderwaniu od wspólnoty. Bowiem tylko w Kościele odnajdujemy Chrystusa, a w Chrystusie Ojca.

Kościół nie jest jedynie twierdzą, w której można się schronić w kryzysowych sytuacjach. Nie jest tylko warsztatem, w którym można na nowo „naładować duchowe akumulatory” ani studnią, z której czerpie się wodę życia wiecznego. Chrześcijanie nie są (lub lepiej: nie powinni być) wyłącznie konsumentami lub użytkownikami Kościoła. Nie można być chrześcijaninem tylko po to, by poczuć się przyjemnie i zabezpieczyć sobie (wieczną) przyszłość. Kościół jako całość nie istnieje tylko ze względu na siebie, lecz ma do wykonania zadanie: być znakiem nadziei dla narodów i prowadzić wszystkich do wspólnoty z Bogiem. Także to jest zadaniem parafii.

ks. Artur Filipiak – prezbiter archidiecezji poznańskiej, redaktor naczelny miesięcznika „Katecheta”.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Po co nam parafia?
Komentarze (24)
P
parafianin
27 lipca 2012, 18:24
 widac, że niektórzy nie przeczytali ze zrozumieniem tekstu. msza św to nie jest przedstawienie i nie należy jej obserwowac (chyba, że ktoś studiuje liturgikę) ale w niej uczestniczyć
S
szalona_wiewiorka
2 sierpnia 2010, 23:35
cha cha oczywiscie poprzedni post ja pisałam, nie wiem z roztargnienia wpisałam drugi raz kod.
U
UIJW3
2 sierpnia 2010, 23:34
"Taki tryb życia to można prowadzić tylko przez pewien czas. I tylko wtedy gdy się traktuje Mszę św. jak cyrk lub teatr i podziwia gdzie lepiej wystawiają." Taki "tryb życia" prowadziliśmy bo dużo podrózujemy po Polsce, a nie dla samego zwiedzania Kościołów. Nie tobie oceniac czy ktos traktuje Msze jak cyrk, pozwol ze osądzi to sam Bóg. "Jeżeli w macierzystej parafii Msza św miałaby być odbębniana to rzeczywiście lepiej pójść do tej innej parafii w której będzie się ją przeżywało właściwie. Tyle że jak łapiesz się na tym nie możesz się doczekać kolejnego kazania to jednak coś nie tak... Msza św. to nie rekolekcje czy prelekcja lub wykład, Msza św. może być nawet bez kazania... Istotą Mszy św. jest Eucharystia! I skoro to nie spotkania z Jezusem w Eucharystii nie możesz się doczekać, to reszta nie ma już specjalnego sensu.." W macierzystej parafii msze są bardzo polityczne, co przesłania ich prawdziwy cel. W parafii do której uczeszczamy kazania są rozwinięciem ewangelii co bardzo nam odpowiada. Kazdy wie która czesc jest najwazniejsza podczas Mszy wiec idac tym tokiem mozna by pozostałe czesci "wywalic" bo tylko zaśmiecają jej istote. Dla mnie całośc Mszy jest istotna od 1 minuty po ostatnią.
L
leszek
2 sierpnia 2010, 22:28
ja nie chodzę do mojego Kościoła parafialnego juz od jakis hmm 8 lat... co tydzień jeździliśmy z narzeczonym do różnych Kościołów oddalonych nawet do 300km od naszego miejsca zamieszkania. Cudownie było obserwować jak inaczej potrafi wyglądać Msza Św w miejscowości A a jak w B :) Taki tryb życia to można prowadzić tylko przez pewien czas. I tylko wtedy gdy się traktuje Mszę św. jak cyrk lub teatr i podziwia gdzie lepiej wystawiają... Dwa miesiące temu znaleźliśmy Klasztor Pallotynów niedaleko naszej miejscowości i od tego czasu jeździmy już tylko tam. Ta Świątynia - Wspólnota nas urzekła. Łapię sie na tym że nie mogę się doczekać coniedzielnej Mszy, kolejnego ciekawego kazania :) Tam mamy tez zamiar wziąć ślub. Nie mam zamiaru odbębniać Mszę Św u mnie w Parafii słuchac o polityce itp Od kiedy to miejsce zamieszkania powinno nas tak ograniczać? Jeżeli w macierzystej parafii Msza św miałaby być odbębniana to rzeczywiście lepiej pójść do tej innej parafii w której będzie się ją przeżywało właściwie. Tyle że jak łapiesz się na tym nie możesz się doczekać kolejnego kazania to jednak coś nie tak... Msza św. to nie rekolekcje czy prelekcja lub wykład, Msza św. może być nawet bez kazania... Istotą Mszy św. jest Eucharystia! I skoro to nie spotkania z Jezusem w Eucharystii nie możesz się doczekać, to reszta nie ma już specjalnego sensu...
L
leszek
2 sierpnia 2010, 22:16
Mieszkam obecnie w Waw, pochodzę z Pomorza (rodzinna paradia), biorąc ślub w Sopocie (znów inna parafia) musiałem załatwić jakieś papiery w parafii, do której nie chodzę, z którą łączy mnie tylko wizyta duszpasterska (o ile akurat jesteśmy w domu, ale żalu nie ma jeśli nikt nie przyjdzie). Jakiś ksiądz (widziałem go pierwszy raz w życiu) uświadomił mi, że on musi się zgodzić na to, żebym brał ślub poza jego parafią! Jeśli to nie jest przypisanie, to co to jest? I daliśmy na zapowiedzi w miejscu, w którym trudno nas spotkać. Zresztą same zapowiedzi to też jakiś cyrk, anonimowi w parafii pełnej tysięcy anonimowych ludzi. Jaki to ma sens? To są jakieś administracyjne środki, gdzie w tym jest duch? Tak jak Ci już pisałem, osoby wierzące spotykają się przynajmniej co niedzielę w kościele znajdującym się w ich miejscu zamieszkania. Wówczas, w naturalny sposób rodzą się między nimi więzi, i tworzą pewną wspólnotę ludzi zamieszkałych w pobliżu, czyli wspólnotę parafialną, i spotykających się co tydzień oraz wierzących że Jezus Chrystus umarł za nich na krzyżu i zmartwychwstał. I naturalnym jest że w tej swojej macierzystej wspólnocie parafialnej najpierw ludzie są chrzczeni, a potem wzrastają i przystępują do kolejnych sakramentów wtajemniczenia chrześcijańskiego. I tak samo naturalnym jest, że w tej macierzystej wspólnocie parafialnej są przechowywane dane na temat tego stopnia wtajemniczenia (tzw księgi parafialne). Skoro nie uczestniczysz w życiu swojej wspólnoty parafialnej to całkiem logiczne i naturalne jest że nie poczuwasz się do żadnych więzi z nią. Ale przynajmniej przyjmij do wiadomości że zupełnie inaczej jest z chrześcijanami. I czy się to Tobie podoba czy nie, całkiem naturalne jest że do kolejnych sakramentów przystępuje się w miarę możliwości w swojej wspólnocie, czyli w swoje parafii (choć w razie konieczności oczywiście może być inaczej). A weź jeszcze pod uwagę stronę praktyczną. Zapewne słyszałeś że chrzest jest pierwszym sakramentem warunkującym mozliwość przyjmowania kolejnych? No to chyba nie powinno być dla Ciebie nic dziwnego w tym że ktoś chcący przyjąć jakiś kolejny sakrament, np sakrament małżeństwa, wpierw musi być ochrzczonym? No i nie powinno chyba być nic dziwnego również w tym że nie wierzy mu się na słowo, a ma przedstawić na to potwierdzenie z miejsca chrztu? Czyli papierek ze swojej macierzystej parafii - tzw metrykę chrztu. Wiesz również napewno że małżenstwo sakramentalne jest nierozerwalne i monogamiczne, więc ktoś kto już zawarł związek małżeński i nie owdowiał nie może zawrzeć kolejnego małżeństwa. Logicznym więc powinno być dla Ciebie, że aby w interesie samych zainteresowanych wykluczyć sytuacje umozliwiające próby bigamii wymaga się od chętnych udokumentowania tego że są stanu wolnego? Robi się to bardzo prosto. Metryka chrztu musi być świeża! Bo po zawarciu małżeństwa informacja o jego zawarciu jest przesyłana do parafii macierzystej i odnotowywana w księgach parafialnych, i potem na metryce chrztu znajduje się odpowiednia adnotacja! Zapewne słyszałeś również przynajmniej o tym, że aby zawrzeć małżeństwo trzeba spełniać pewne warunki i że są okoliczności które wstrzymują czasowo lub na stałe uniemożliwiają zawarcie małżeństwa. Czasem sytuacje takie mogą być znane i zatajane przez jedną z osób (lub nawet obie) ale mogą być one znane komuś z parafii. I temu służą zapowiedzi przedślubne. Jeżeli komuś z parafian znane są sytuacje mogące mieć znaczenie dla możliwości zawarcia małżeństwa to jest w sumieniu zobowiązany powiadomić o tym proboszcza! Dlatego zapowiedzi ogłasza się i miejscu zamieszkania stałego i w miejscu dłuższego pobytu tymczasowego (np na okres studiów). Czy to jest jakiś relikt feudalizmu?!? To jest dbanie o interesy samych zainteresowanych poprzez zabezpieczanie ich przed działaniami ludźmi mającymi złą wolę. Jak chciałeś zawrzeć związek małżeński to powinieneś załatwiać to w swojej parafii (to że nie identyfikujesz się z nią to nie jej wina), a jeśli nie była to Twoja parafia macierzysta gdyż nie w niej byłeś chrzczony to nic dziwnego że powinieneś dostarczyć z parafii macierzystej świeżą metrykę chrztu, potwierdzajacą że nie tylko jesteś już ochrzczony ale i stanu wolnego. I Twoja narzeczona powinna zrobić analogicznie to samo. A zapowiedzi powinny pójść nie tylko w Waszych parafiach stałego pobytu ale i ewentualnie dłuższego pobytu tymczasowego, czyli tam gdzie są lub mogą być ludzie którzy mogą o Was coś istotnego wiedzieć. Wcale nie jesteście tacy anonimowi jak się Wam wydaje, ale nawet gdybyście akurat Wy rzeczywiście byli wyjątkowo anonimowi to weź pod uwagę że procedury są dla wszystkich a nie specjalnie dla Was. W tym co piszesz nie ma ducha nie ze względu na feudalne przypisania - jak to poprzednio nazywałeś, ale ze względu na Twoją postawę. Oczywiście masz prawo do takiej postawy, ale wypadałoby jednak zrozumieć że to ona rodzi pewne konsekwencje, a nie jakieś feudalne przypisania. Trudno np abyś znał księży z Twojej parafii skoro nie chodzisz do kościoła parafialnego, ale to przecież nie wina tego księdza, a brak więzi z parafią u osoby nie chodzącej do kościoła jest owocem nie chodzenia do kościoła, a nie dowodem na brak istnienia więzi parafialnych jako takich. Trudno abyś rozumiał o czym mówię jeśli nigdy tego nie doświadczyłeś, a biorąc pod uwagę to co potrafisz wypisywać to raczej napewno nie doświadczyłeś... I nie mam z tego powodu najmniejszych zmartwień. Nie domagam się od Ciebie abyś miał jakieś zmartwienia z tego powodu. Chciałem Ci jedynie uświadomić dlaczego pewne rzeczy są Ci całkowicie obce.
S
szalona_wiewiorka
2 sierpnia 2010, 20:28
ja nie chodzę do mojego Kościoła parafialnego juz od jakis hmm 8 lat... co tydzień jeździliśmy z narzeczonym do różnych Kościołów oddalonych nawet do 300km od naszego miejsca zamieszkania. Cudownie było obserwować jak inaczej potrafi wyglądać Msza Św w miejscowości A a jak w B :) Dwa miesiące temu znaleźliśmy Klasztor Pallotynów niedaleko naszej miejscowości i od tego czasu jeździmy już tylko tam. Ta Świątynia - Wspólnota nas urzekła. Łapię sie na tym że nie mogę się doczekać coniedzielnej Mszy, kolejnego ciekawego kazania :) Tam mamy tez zamiar wziąć ślub. Nie mam zamiaru odbębniać Mszę Św u mnie w Parafii słuchac o polityce itp Od kiedy to miejsce zamieszkania powinno nas tak ograniczać?
2 sierpnia 2010, 16:54
Jakie przypisanie?!? Jaki znowu relikt feudalizmu?!? Aż się odechciewa traktować Cię poważnie i odpowiadać na takie głupoty. Rozumiem bracie_robocie, że możesz czegoś nie rozumieć i/lub nie uznawać, ale przynajmniej przyjmij do wiadomości, że chrześcijanie co tydzień spotykali się na tzw łamaniu chleba i modlitwach, i całkiem logicznym i naturalnym jest że spotykali się tam gdzie mieli najbliżej do miejsca spotkania, a spotykając się razem w trakcie liturgii zawiązywali pewną wspólnotę. A do tego dochodziła jeszcze funkcja miejsca w którym gromadzono różnorakie dane związane choćby z tzw stopniem wtajemniczenia. Dziś jest tak samo. Mieszkam obecnie w Waw, pochodzę z Pomorza (rodzinna paradia), biorąc ślub w Sopocie (znów inna parafia) musiałem załatwić jakieś papiery w parafii, do której nie chodzę, z którą łączy mnie tylko wizyta duszpasterska (o ile akurat jesteśmy w domu, ale żalu nie ma jeśli nikt nie przyjdzie). Jakiś ksiądz (widziałem go pierwszy raz w życiu) uświadomił mi, że on musi się zgodzić na to, żebym brał ślub poza jego parafią! Jeśli to nie jest przypisanie, to co to jest? I daliśmy na zapowiedzi w miejscu, w którym trudno nas spotkać. Zresztą same zapowiedzi to też jakiś cyrk, anonimowi w parafii pełnej tysięcy anonimowych ludzi. Jaki to ma sens? To są jakieś administracyjne środki, gdzie w tym jest duch? Trudno abyś rozumiał o czym mówię jeśli nigdy tego nie doświadczyłeś, a biorąc pod uwagę to co potrafisz wypisywać to raczej napewno nie doświadczyłeś... I nie mam z tego powodu najmniejszych zmartwień.
L
leszek
2 sierpnia 2010, 13:45
 Odnośnie traktowania parafii jako urzędu...mam pytanie, czy u Was jest taki sam zwyczaj jak u mnie w parafii. A sprawa wygląda następująco. Rok po śmierci mojego ojca postanowiliśmy z mamą postawić pomnik na cmentarzu. Ksiądź powiedział, że nie ma problemu, ale trzeba złożyć ofiarę 200zł. W praktyce oznacza to, że składasz ofiarę i dostajesz klucze do bramy do cmentarza, żeby kamieniarze mogli wejść ze sprzętem. Moja mama się zbuntowała i nie zapłaciła. Rozumiem zapłacić placowe na 20lat, zapłacić za mszę pogrzebową, ale że za klucze do cementarza to tego nie rozumiem. Teraz nasza sąsiadka robiła pomnik na grobie syna i ofiara wzrosła do 400PLN. Rozumiem troszczyć się o parafię, zawsze składamy ofiarę po kolędzie, na tacę co niedzielela, ale za klucze, zeby pomnik postawić na cmentarzu na grobie który jest opłacony na 20lat?  Jeśli chodzi o ofiarę jako taką, to nie może być tak że TRZEBA złożyć ofiarę. Ofiara ma to do siebie że jest dobrowolna. Kiedyś, w innej sprawie, miałem podobną sytuację, ale gdy usłyszałem że 'należy się dobrowolna ofiara 200 zł' to zwyczajnie odmówiłem. Oczywiscie doszło do małej kłótni, ale sprawę załatwiłem bez tej ofiary. W związku z tym, wszytkim w takich sytuacjach radzę odmówienie, a przy problemach z załatwieniem udanie się ze skargą do Kurii. Ale... Jest jedno bardzo istotne ale... Wszelkie tego typu ofiary z reguły związane są z pokrywaniem różnych kosztów. Należałoby więc mieć bardzo dobre rozeznanie jakie koszty występują w parafii i jakie są ich źródła finansowania, a w szczególności jakie koszty związane są z naszym 'interesem' i jak są one pokrywane. Są parafie w których to bardzo różnie wygląda, ale w niektórych jest wprost podawana informacja: należy się dobrowolna ofiara nie mniej niż xxx ponieważ koszty yyy wynoszą zzz. A w sytuacji o której piszesz trudno mi cokolwiek powiedzieć. Z tego co piszesz, skoro klucze dostępne są u księdza, to wynika że cmentarz jest cmentarzem parafialnym? Utrzymywanym przez parafię? A jakie są koszty utrzymywania tego cmentarza i z czego są pokrywane? Bo jeżeli pokrywane są z kasy parafialnej to całkowicie rozumiem księdza...
Jadwiga Krywult
2 sierpnia 2010, 11:55
U nas jest nie 'ofiara za klucze', ale jakiś tam ustalony procent ceny pomnika.
R
robert
2 sierpnia 2010, 10:24
 Odnośnie traktowania parafii jako urzędu...mam pytanie, czy u Was jest taki sam zwyczaj jak u mnie w parafii. A sprawa wygląda następująco. Rok po śmierci mojego ojca postanowiliśmy z mamą postawić pomnik na cmentarzu. Ksiądź powiedział, że nie ma problemu, ale trzeba złożyć ofiarę 200zł. W praktyce oznacza to, że składasz ofiarę i dostajesz klucze do bramy do cmentarza, żeby kamieniarze mogli wejść ze sprzętem. Moja mama się zbuntowała i nie zapłaciła. Rozumiem zapłacić placowe na 20lat, zapłacić za mszę pogrzebową, ale że za klucze do cementarza to tego nie rozumiem. Teraz nasza sąsiadka robiła pomnik na grobie syna i ofiara wzrosła do 400PLN. Rozumiem troszczyć się o parafię, zawsze składamy ofiarę po kolędzie, na tacę co niedzielela, ale za klucze, zeby pomnik postawić na cmentarzu na grobie który jest opłacony na 20lat? 
L
leszek
31 lipca 2010, 17:49
[...] Oczywiscie, że nie da się ZROBIĆ wspólnoty z zupełnie obcych sobie osób choćby spotykali się nie wiadomo ile razy. Ale chrześcijanie/katolicy zamieszkali na obszarze danej parafii nie są bynajmniej zupełnie obce sobie! Łączy je wiara! Dzięki swojej wierze te osoby w zupełnie naturalny sposób samoistnie tworzą wspólnotę! To przypisanie do konkretnej parafii w związku z miejscem zamieszkania to jakis relikt feudalizmu. Jakie przypisanie?!? Jaki znowu relikt feudalizmu?!? Aż się odechciewa traktować Cię poważnie i odpowiadać na takie głupoty. Rozumiem bracie_robocie, że możesz czegoś nie rozumieć i/lub nie uznawać, ale przynajmniej przyjmij do wiadomości, że chrześcijanie co tydzień spotykali się na tzw łamaniu chleba i modlitwach, i całkiem logicznym i naturalnym jest że spotykali się tam gdzie mieli najbliżej do miejsca spotkania, a spotykając się razem w trakcie liturgii zawiązywali pewną wspólnotę. A do tego dochodziła jeszcze funkcja miejsca w którym gromadzono różnorakie dane związane choćby z tzw stopniem wtajemniczenia. Dziś jest tak samo. Jeśli ktoś jest studentem i co pół roku zmienia miejsce zamieszkania, jaka ma być jego parafia? Słyszałeś o czymś takim jak zameldowanie stałe i tymczasowe? Tak trudno zauważyć i zrozumieć, że parafia jest w miejscu zamieszkania a nie pobytu tymczasowego? Na wyjeździe, z racji dłuższego pobytu czasowego, tymczasową jego parafią jest nadal parafia zamieszkania, tyle że tymczasowego. Rzeczywisty problem występuje z bezdomnymi, emigrantami i bezpaństwowcami. Oni nie mają domu, wszędzie nie są u siebie, wszędzie czują się obco. Nie sądzę też, że wiara łączy parafian. Ja przynajmniej znam 10 przykazań i orientuję się w kwestiach zasad wiary, czego o większości polskich katolików nie da się powiedzieć. To mit, że wszyscy wierzą tak samo i w to samo. Byc może źle mnie zrozumiałeś. Mówiąc że wiara łączy parafian nie  chodziło mi o twierdzenie, że czymś wspólnym a więc łączącym są te same wierzenia. Chodziło mi o to, że pomiędzy chrześcijanami/katolikami rodzi się pewna więź duchowa, pewne wzajemne poczucie wspólnoty. To jest tak jak w rodzinie. Odczuwa się więzi rodzinne nie dlatego że zna się te same informacje ale dlatego że jest się rodziną... nie wiem jak inaczej to powiedzieć... Dresiarzy spod kościoła, panie różańcowe, dzieci ze scholi, lokalnych klerykałów i osoby przychodzące do parafii po świstki na ślub czy chrzciny - co je łączy? Ani jedna wiara, ani jedna potrzeba. Zwykła administracyjna przynaleźność - na tej samej zasadzie łączy je urząd gminy albo lokalny ośrodek zdrowia. Rzeczywiscie, bardzo mozliwe że w/w przez Ciebie nic nie łączy. Ale ja nie mówiłem o dresiarzach lecz o chrześcijanach! Ja mówiłem o ludziach wierzących że Jezus umarł za nich na krzyżu i zmartwychwstał, i wierzących że też zmartwychwstaną do życia wiecznego... Trudno abyś rozumiał o czym mówię jeśli nigdy tego nie doświadczyłeś, a biorąc pod uwagę to co potrafisz wypisywać to raczej napewno nie doświadczyłeś...
31 lipca 2010, 13:25
Po zakończeniu każdej Mszy powinno sie wydawać parafianom karteczki, do zachowania na dowód ze się bylo w swoim kościele parafialnym. Jak dzieciom na roratach w naszej krakowskiej parafii. I pilnowac bydło, bo sami się nie upilnują. Przy kolędzie każdy musi przedstawić 58 karteczek, inaczej ekskomunika. Brakuje ci jednej karteczki i zwolnienia lekarskiego = nie ochrzcimy ci dziecka. Poszedleś na Msze do innej parafii - masz grzech ciężki, idź się wyspowiadaj, ksiadz sobie pokrzyczy bo musi sie na kimś wyladować, ksiądz tez czlowiek. Porządek musi być a nie jakieś bezhołowie.   Karteczki to przeżytek: nie słyszałaś o czytnikach linii papilarnych? :) <a href="http://www.polskieradio.pl/wiadomosci/kraj/artykul137827.html">www.polskieradio.pl/wiadomosci/kraj/artykul137827.html</a> Kościół idzie z duchem czasu ;)
31 lipca 2010, 13:23
Parafia to infrastruktura a nie duchowość i wspólnota. Nie da się z kilku tysięcy osób zrobic wspólnoty, nawet gdyby spotykali się nie cztery godziny w miesiącu, ale kilkanaście. bracie_robocie, to nie tak... Owszem, parafia jako taka to struktura organizacyjna. Ale jest to struktura dotycząca chrześcijan/katolików zamieszkałych na pewnym obszarze. I jest to właśnie wspólnota tworzona przez chrześcijan/katolików zamieszkałych na danym obszarze! Oczywiscie, że nie da się ZROBIĆ wspólnoty z zupełnie obcych sobie osób choćby spotykali się nie wiadomo ile razy. Ale chrześcijanie/katolicy zamieszkali na obszarze danej parafii nie są bynajmniej zupełnie obce sobie! Łączy je wiara! Dzięki swojej wierze te osoby w zupełnie naturalny sposób samoistnie tworzą wspólnotę! To przypisanie do konkretnej parafii w związku z miejscem zamieszkania to jakis relikt feudalizmu. Jeśli ktoś jest studentem i co pół roku zmienia miejsce zamieszkania, jaka ma być jego parafia? Nie sądzę też, że wiara łączy parafian. Ja przynajmniej znam 10 przykazań i orientuję się w kwestiach zasad wiary, czego o większości polskich katolików nie da się powiedzieć. To mit, że wszyscy wierzą tak samo i w to samo. Dresiarzy spod kościoła, panie różańcowe, dzieci ze scholi, lokalnych klerykałów i osoby przychodzące do parafii po świstki na ślub czy chrzciny - co je łączy? Ani jedna wiara, ani jedna potrzeba. Zwykła administracyjna przynaleźność - na tej samej zasadzie łączy je urząd gminy albo lokalny ośrodek zdrowia.
L
leszek
30 lipca 2010, 07:41
Parafia to infrastruktura a nie duchowość i wspólnota. Nie da się z kilku tysięcy osób zrobic wspólnoty, nawet gdyby spotykali się nie cztery godziny w miesiącu, ale kilkanaście. bracie_robocie, to nie tak... Owszem, parafia jako taka to struktura organizacyjna. Ale jest to struktura dotycząca chrześcijan/katolików zamieszkałych na pewnym obszarze. I jest to właśnie wspólnota tworzona przez chrześcijan/katolików zamieszkałych na danym obszarze! Oczywiscie, że nie da się ZROBIĆ wspólnoty z zupełnie obcych sobie osób choćby spotykali się nie wiadomo ile razy. Ale chrześcijanie/katolicy zamieszkali na obszarze danej parafii nie są bynajmniej zupełnie obce sobie! Łączy je wiara! Dzięki swojej wierze te osoby w zupełnie naturalny sposób samoistnie tworzą wspólnotę!
S
sixa
30 lipca 2010, 06:23
Po zakończeniu każdej Mszy powinno sie wydawać parafianom karteczki, do zachowania na dowód ze się bylo w swoim kościele parafialnym. Jak dzieciom na roratach w naszej krakowskiej parafii. I pilnowac bydło, bo sami się nie upilnują. Przy kolędzie każdy musi przedstawić 58 karteczek, inaczej ekskomunika. Brakuje ci jednej karteczki i zwolnienia lekarskiego = nie ochrzcimy ci dziecka. Poszedleś na Msze do innej parafii - masz grzech ciężki, idź się wyspowiadaj, ksiadz sobie pokrzyczy bo musi sie na kimś wyladować, ksiądz tez czlowiek. Porządek musi być a nie jakieś bezhołowie.  
30 lipca 2010, 01:58
stworzyc wspólnotę. musi ona opierac sie na jakiś podstawach. a co ja mam wspólnego (poza wiarą) z niewykształconym człowiekiem? oprócz grzecznego uśmiechu i zdawkowego "dzien dobry" nie jestem w stanie nawiązać z nim kontaktu. on wogóle nadaje na innych falach. niestety ludzie sa ogłupiani przez media. nie maja własnych poglądów, zainteresowan. nie chce mi sie dyskutować z "pogladami" z mediów - bo znam ich mechanizm i wartość. wiem, że wszelka dyskusja jest bezcelowa. żeby stworzyc wspólnotę potrzebna jest dobra podstawa. może wam na tym forum uda się stworzyc taką podstawę do wspólnoty. przecież nie jestesmy ograniczeni terytorialnie. Tak, wspólnota musi się opierać na jakichś podstawach, dobrych podstawach Ale tą dobrą podstawą jest właśnie wiara! Wiara jest najlepszą możliwą podstawą! Owszem, ludzie są ogłupiani przez media, nadają na innych falach... ale trzeba być bardzo pysznym i wręcz trzeba nie mieć wiary aby stwierdzic, że z niewykształconym człowiekiem nie da się mieć cokolwiek wspólnego i nie da się z nim utworzyć wspólnoty... :-( Uczony w Pismie Saul z Tarsu, jakoś nie miał obiekcji że nie może mieć nic wspólnego z jakimś Kefasem i innymi niewykształconymi rybakami... A Jezus jadał z prostytutkami i celnikami. Jedna z nich została nawet (przynajmniej  w średniowieczu) największą z apostołów. To jest idealny i radykalny obraz. Parafia to infrastruktura a nie duchowość i wspólnota. Nie da się z kilku tysięcy osób zrobic wspólnoty, nawet gdyby spotykali się nie cztery godziny w miesiącu, ale kilkanaście.
L
leszek
29 lipca 2010, 21:27
stworzyc wspólnotę. musi ona opierac sie na jakiś podstawach. a co ja mam wspólnego (poza wiarą) z niewykształconym człowiekiem? oprócz grzecznego uśmiechu i zdawkowego "dzien dobry" nie jestem w stanie nawiązać z nim kontaktu. on wogóle nadaje na innych falach. niestety ludzie sa ogłupiani przez media. nie maja własnych poglądów, zainteresowan. nie chce mi sie dyskutować z "pogladami" z mediów - bo znam ich mechanizm i wartość. wiem, że wszelka dyskusja jest bezcelowa. żeby stworzyc wspólnotę potrzebna jest dobra podstawa. może wam na tym forum uda się stworzyc taką podstawę do wspólnoty. przecież nie jestesmy ograniczeni terytorialnie. Tak, wspólnota musi się opierać na jakichś podstawach, dobrych podstawach Ale tą dobrą podstawą jest właśnie wiara! Wiara jest najlepszą możliwą podstawą! Owszem, ludzie są ogłupiani przez media, nadają na innych falach... ale trzeba być bardzo pysznym i wręcz trzeba nie mieć wiary aby stwierdzic, że z niewykształconym człowiekiem nie da się mieć cokolwiek wspólnego i nie da się z nim utworzyć wspólnoty... :-( Uczony w Pismie Saul z Tarsu, jakoś nie miał obiekcji że nie może mieć nic wspólnego z jakimś Kefasem i innymi niewykształconymi rybakami...
M
maciej
29 lipca 2010, 20:10
to bardzo piękny tekst o parafii. ale co mam począć z księdzem, który na ławkach rozkłada karteczki (w treści przypominające o uczestnictwie w niedzielnej Mszy Sw.) - podpisane :"JEZUS". ksiądz nie widzi w tym nic nadzwyczajnego tak jakby podawanie się za Jezusa było dla niego codzienną rutyną. niestety gołym okiem widać problem z PRAKTYCZNIE zateizowanymi księżmi i praktykującymi ale niewierzącymi parafianami.
Jurek
29 lipca 2010, 14:52
Dla mnie ważna jest wspólnota. Zawsze jakoś jej szukałem. I odnajdowałem ją w w swoich parafiach. Najbradziej odnalazłem ją w DA. Dobra wspólnota pomaga w podążaniu za i z Chrystusem.
29 lipca 2010, 09:49
Zresztą przeraża mnie nieco to ciągłe poszukiwanie wspólnoty. Kiedy będziemy umierać liczyć się będą nasze osobiste relacje z Bogiem a nie sympatyczny (lub niesympatyczny) ksiądz proboszcz, karteczka od bierzmowania czy szczere współczucie lokalnych katolickich aktywistów.
29 lipca 2010, 09:47
"Nie ma prawdziwego życia duchowego w oderwaniu od wspólnoty." Rozumiem, że pustelnicy nie mają życia duchowego? Parafia to dziś urząd administracyjny do wydawania (lub nie) zaświadczeń potrzebnych do kolejnych sakramentów.
TN
to nie jest łatwe
29 lipca 2010, 09:31
stworzyc wspólnotę. musi ona opierac sie na jakiś podstawach. a co ja mam wspólnego (poza wiarą) z niewykształconym człowiekiem? oprócz grzecznego uśmiechu i zdawkowego "dzien dobry" nie jestem w stanie nawiązać z nim kontaktu. on wogóle nadaje na innych falach. niestety ludzie sa ogłupiani przez media. nie maja własnych poglądów, zainteresowan. nie chce mi sie dyskutować z "pogladami" z mediów - bo znam ich mechanizm i wartość. wiem, że wszelka dyskusja jest bezcelowa. żeby stworzyc wspólnotę potrzebna jest dobra podstawa. może wam na tym forum uda się stworzyc taką podstawę do wspólnoty. przecież nie jestesmy ograniczeni terytorialnie.
D
dotoressa
28 lipca 2010, 21:54
wydaje mi sie, ze brak wspolnoty w ktorej moznaby sie rozwijac duchowo to po czesci kwestia braku incjatywy parafian. U mnie nie bylo wspolnoty dla mlodziezy akademickiej. byla dla osob doroslych/starszych, dla gimnazjalistow. a dla studentow i mlodych doroslych nie. zebralismy sie wiec w kilka osob, ktore brak takiej wspolnoty odczuwaly i poszlismy do ksiedza. fakt, ze te osoby byly pod jakims wzgledem blisko kosciola - byly ministrantami, spiewaly w chorze, etc w ciagu kilku miesiecy stworzylismy taka wspolnote. teraz funkcjonuje ona juz conajmniej 2 lata, troche sie przebudowala, sklad osobowy zmienil sie o 80%, ale mamy miejsce gdzie mozemy sie spotkac, pogdac o naszej wierze, czegos nowego sie dowiedziec, czasem wspolnie adorowac Pana Jezusa w Najswietszym Sakramencie. moze nie warto narzekac, ze czegos nie ma, tylko samemu cos zaproponowac? nawet czasem zciagnac pomysl z innej parafii... moze ksieza skupiaja sie na dzialalnosci "uslugowej", bo wiekszosc osob pojawiajacych sie w kancelarii tak oczekuje?
W
Wędrowiec
28 lipca 2010, 21:16
Moim zdaniem, po obserwacji swojej parafi widzę że nie powstaje spięcie niędzy ideałem ale olbrzymia przepaść, Księża zamiast dbać o rozwój duchowy dbają bardziej o miejsce usłóg a nie o życie duchowe, w mojej prafi nie ma nawet wspólnoty w której można by rozwijać życie duchowe, Księża dostarczają tylko bierne "uslugi" chrzest, Msza Święta, ślub itp. i myślę że jest tak w większości parafi i zaczynam wątpić że może być inaczej, że ideal może się spelnić... Kościól poczebuje radykalnej odnowy...