Rio de Janeiro, czyli nieustające święto

(fot. EPA/Sebastiao Moreira)
KAI / drr

Portugalscy odkrywcy, którzy 1 stycznia 1502 r. dopłynęli do miejsca, w którym dziś znajduje się najpiękniejsze, zdaniem Brazylijczyków, miasto świata, byli przekonani, że dotarli do ujścia potężnej rzeki. Dlatego nadali okolicy nazwę Rio de Janeiro (Styczniowa Rzeka). Faktycznie jednak przybyli do głęboko wcinającej się w ląd zatoki, zwanej dziś Guanabara. W tym roku Rio de Janeiro jest gospodarzem 28. Światowego Dnia Młodzieży.

Mało jest na świecie miast o tak niezwykłym położeniu: z jednej strony ocean, zatoka i jezioro, z drugiej wzgórza rozsiane nieco bezładnie wokół. Widok na ten cud natury z - pilnującego wejścia do zatoki - fortu Świętego Krzyża (Santa Cruz) w mieście Niterói pozostaje w pamięci na całe życie. W granicach Rio znajduje się też park narodowy Tijuca - licząca 120 km kwadratowych enklawa bujnej roślinności tropikalnej. Kąpiel w którymś z tamtejszych wodospadów jest przeżyciem niezapomnianym.

Na wzgórzu Corcovado (710 m) na terenie parku stoi rozpoznawalny na całym świecie symbol Rio de Janeiro - figura Chrystusa Odkupiciela, obejmującego szeroko otwartymi (na 28 m) ramionami miasto, które widać stąd jak na dłoni. Roztaczające się z Corcovado krajobrazy zapierają dech w piersiach. Na szczyt wjeżdża się w ciągu kwadransa zabytkowym pociągiem.

Natomiast na konkurencyjne wzniesienie, Pão de Açúcar (czyli Głowę Cukru - 217 m), znajdujące się naprzeciw, po drugiej stronie Rio de Janeiro, można dostać się kolejką linową. Tylko stąd zobaczy się z lotu ptaka najpiękniejsze plaże metropolii w Copacabanie i Ipanemie. Coraz większą popularność zdobywa jednak inna, największa z nich, w peryferyjnej dzielnicy Barra da Tijuca, długa na 18 km.

Cidade maravilhosa

Atrakcją miasta są też pozostałości epoki kolonialnej, głównie barokowe kościoły, a także budynki z XIX w., w tym straszliwie zaniedbany Pałac Cesarski, w którym mieści się dziś Muzeum Narodowe z bogatą kolekcją flory i fauny oraz największym meteorytem, jaki spadł na Amerykę Południową, ważącym 5 ton. Jedną z najładniejszych budowli jest Teatr Miejski z 1906 r., w którym przed 70 laty odnosił triumfy Jan Kiepura.

Jednak na oblicze "cudownego miasta" (cidade maravilhosa), jak mówią o nim jego mieszkańcy, zwani Cariocas, składają się także elementy bardziej współczesne. Nie ma chyba turysty, który nie odwiedziłby stadionu Maracanã, zbudowanego na mistrzostwa świata w piłce nożnej w 1950 r. Futbol jest narodowym sportem Brazylijczyków, którzy zaczynają go uprawiać już w przedszkolu. Po zapadnięciu zmroku na oświetlonych reflektorami plażach pięcioletni chłopcy z zapałem trenują pod okiem instruktora.

Nikt nie zna dokładnej ilości miejsc na trybunach największego stadionu świata. Na ważnych meczach gromadzi się na nim nawet 150-200 tys. osób. Niezwykłe emocje wzbudzają zwłaszcza spotkania dwóch miejscowych drużyn: Flamengo i Fluminese. Gorączka ogarnia wtedy widzów do tego stopnia, że gdy w 1992 r. część trybun zawaliła się, powodując śmierć 15 osób, nie tylko nie przerwano meczu, ale też niewielu kibiców w ogóle zauważyło katastrofę. Brazylia - pięciokrotny mistrz świata w piłce nożnej - będzie gospodarzem kolejnych futbolowych mistrzostw już za rok.

Innym symbolem nowoczesnego Rio de Janeiro jest katedra zbudowana w latach 1964-76. Ma ona kształt stożka ściętego na wysokości 83 metrów. Nie posiada okien w bocznych ścianach, a światło wpada przez dach dzięki otworom ułożonym w kształcie krzyża. Od jego ramion aż po podłogę ciągną się cztery witraże symbolizujące znamiona Kościoła: jedność (zielony), świętość (czerwony), katolickość (niebieski) i apostolskość (żółty). Świątynia, której średnica u podstawy wynosi kilkadziesiąt metrów, może pomieścić 25 tys. wiernych.

Nie takie fawele straszne

Nieodłączną częścią krajobrazu Rio są dzielnice slumsów, fawele, których jest aż 750. W nieotynkowanych domach z cegieł, z daleka przypominających nałożone na siebie baraki, mieszkają dwa miliony ludzi. Turyści w zasadzie nie powinni tam wchodzić. Wyjątkiem są zorganizowane wycieczki, prowadzone przez samych mieszkańców, którzy starają się pokazać swą dzielnicę od jak najlepszej strony. Ostatnio nawet w niektórych fawelach zaczęły powstawać hostele, chętnie odwiedzane zwłaszcza przez gości z zagranicy.

Ze slumsów, zwykle położonych malowniczo na zboczach wzgórz, wywodzą się "dzieci ulicy", proszące w restauracjach o resztki jedzenia. W plastikowe worki, nieraz większe od siebie, zbierają puszki po napojach. To właśnie te opuszczone dzieci bywają wciągane w działalność przestępczą, i to one były swego czasu "likwidowane" przez osławione Szwadrony Śmierci. Dziś fawele bywają miejscem strzelanin między policją a członkami gangów, zwłaszcza handlarzy narkotyków.

Myliłby się jednak ten kto utożsamiałby fawele jedynie z nędzą i przestępczością. Wielu ludzi osiedla się w nich dlatego, że żyje się tam o wiele taniej niż w innych częściach miasta. A jednocześnie są tam zwykłe sklepy, ośrodki zdrowia, kościoły, dojeżdżają autobusy...

Karnawał

Bogatych i biednych łączy miłość do muzyki. Królową gorących rytmów jest tu, oczywiście, samba. Jej święto przypada w czasie karnawału. Odbywa się on nie tylko w Rio, ale praktycznie w całym kraju: równie znane i barwne są taneczne korowody w Salvadorze czy Recife. Nawet ci, którzy nie uczestniczą bezpośrednio w tych bachanaliach, obserwują ich przebieg w telewizji. Życie w Brazylii zamiera wtedy na kilka dni, oficjalnie wolnych od pracy.

Karnawał w Rio, początkowo spontaniczny, został uznany za oficjalną imprezę w 1846 r. Od połowy XX w. w korowodzie na specjalnie zbudowanym w tym celu sambodromie uczestniczą wyłącznie szkoły samby. Przez cztery dni poprzedzające Środę Popielcową przed stutysięczną publicznością przewija się 200 tys. tancerzy. 22 sędziów ocenia piosenkę, stroje, dekorację olbrzymiego wozu, na którym jadą najbarwniejsze postacie, precyzję ruchów kilku tysięcy osób go okalających, choreografię ich tańca, grę kilkuset perkusistów im towarzyszących itp. Nic dziwnego, że przygotowania do kolejnego karnawału zaczynają się zaraz po zakończeniu poprzedniego, tym bardziej że każda szkoła organizuje swój występ wokół wybranego tematu.

Można też uczestniczyć w mniej widowiskowych, ale bardziej spontanicznych pochodach i zabawach na ulicach. Wystarczy, że gdzieś zatrzyma się samochód wyposażony w głośniki, z których płyną dźwięki samby, a już po chwili jest on otoczony przez gromadę tańczących. Mieszkańcy Brazylii naprawdę mają sambę we krwi!

Samba i bossa nova

Komuś, kto znalazł się tam po raz pierwszy, nawet poza okresem karnawału, Rio przypomina nieustające święto. Jego prawdziwe centrum znajduje się na najbardziej obleganej, choć wcale nie najczystszej plaży świata - Copacabanie. Można spędzić tam całe dnie, przyglądając się przechodniom, podziwiając improwizowane spektakle capoeiry (połączenie tańca i sztuki walki), grając w siatkówkę, pływając, pociągając przez słomkę sok z przedziurawionego orzecha kokosowego... Trudno oprzeć się wrażeniu, że dla niektórych plaża jest właściwie sposobem życia. Nie trzeba wcale się z niej ruszać, żeby coś zjeść, napić się piwa (bez niego ciężko wytrzymać 35-stopniowe upały), kupić krem do opalania albo barwne chusty, które kobiety zawiązują sobie wokół bioder - wszystko to bowiem proponują krążący nieustannie handlarze. Plaża stanowi centrum życia towarzyskiego, nawet wtedy, gdy pada deszcz. Wieczorem zaś jest wymarzonym miejscem spotkań dla zakochanych i polem do działania dla rabusiów straszących nożem, aby wyłudzić parę dolarów od przerażonych turystów.

Czy nie dzięki podobnemu stylowi życia powstała "Garota de Ipanema" (Dziewczyna z Ipanemy), jedna z pięciu najczęściej śpiewanych piosenek świata? Poeta Vinicius de Moraes, w swej popularności porównywalny z francuskim Jacques’em Prevertem czy polskim Edwardem Stachurą, i kompozytor Antonio Carlos Jobim siedzieli w barze, gdy przeszła przed nimi kołyszącym się krokiem piękna nastolatka. Zainspirowani jej urodą, napisali jeden z najładniejszych utworów, jakie istnieją: "Spójrz, czy nie jest zachwycająca, czy nie jest urocza, ta dziewczyna, która przechodzi...". A bar nosi dziś nazwę piosenki, która w nim się narodziła.

Nogi same rwą się do tańca, gdy tylko usłyszy się pierwsze dźwięki samby czy bossa novy. Tańczy się tam bez okazji, po prostu dla przyjemności - w parach lub nawet samemu. Dla wielu ludzi muzyka bywa niemal sensem życia. Znana jest historia dziewczyny, która straciła słuch z powodu wybuchu petardy podczas karnawału. Nie tylko nie zraziła się do tej imprezy, ale przez cały rok szyje bajecznie kolorowe stroje dla tancerzy samby, którzy będą defilować na sambodromie. Choć nie słyszy melodii, to całym ciałem odbiera jej rytm i razem z innymi zaczyna naprawdę tańczyć.

Jedno jest pewne - gdy raz się przyjechało do Brazylii, powróci się tu tak szybko, jak to tylko możliwe. Kto bowiem raz postawił stopę na tej ziemi, ten na zawsze będzie do niej tęsknił. Brazylijczycy określają ten stan ducha słowem nieprzetłumaczalnym na inne języki: "saudade".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Rio de Janeiro, czyli nieustające święto
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.