Serial, który mówi o nas bardzo dużo
Wyprodukowana przez Netflix serialowa antologia "Czarne lustro" wyrobiła sobie markę fantazji na temat czarnej wizji przyszłości, która nie wydaje się bardzo odległa.
Jednak jej wpływ na widza w mniejszym stopniu wiąże się z tymi często proroczymi koszmarami dotyczącymi współczesnej technologii. Chodzi raczej o wgląd, jaki daje serial w ludzkie lęki i aspiracje.
Obojętne, czy akcja rozgrywa się w świecie, w którym rankingi mediów społecznościowych określają klasę społeczną i dostęp do dóbr lub w którym pogrążona w żałobie wdowa używa wirtualnego odpowiednika swojego zmarłego męża, aby go odtworzyć - najlepsze historie "Czarnego lustra" są zakorzenione w konkretnym, ludzkim pytaniu lub problemie: Czy jestem w stanie sprawić, że moje dziecko będzie bezpieczne? Czy mogę zaufać mojemu partnerowi? Czy kiedykolwiek znajdę "tego jedynego", a jeśli tak - czy świat pozwoli nam być szczęśliwymi?
Te opowieści, niczym "strefa mroku" przyszłości, mogą dotyczyć ludzkiego życia w dobie odległego jutra lub rozegrać się za 15 minut. Jednak zawsze dotyczą one fundamentalnych aspektów ludzkiego życia.
(fot. materiały prasowe / netflix.com)
Albo przynajmniej taką można mieć nadzieję. Oglądając najnowszy sezon "Czarnego lustra", który wszedł na ekrany 29 grudnia ub.r., można dostrzec, że główny temat odcinka nie jest zawsze tak oczywisty. Niektóre z sześciu odcinków nowego sezonu, włączając ten o wbudowanym na stałe systemie monitoringu dziecka pod nazwą "Arkangel" czy ten o ekstremalnej aplikacji randkowej "Powiesić DJ-a", idealnie pasują do czarnolustrowej rzeczywistości.
Sytuują innowacje technologiczne i ich koszmarne, czarne oblicza w sferze najgłębszych ludzkich pragnień. (Jeśli oglądasz tylko jeden odcinek serialu rocznie, niech to będzie "Powiesić DJ-a". Zarówno gra aktorska, jak i historia dwóch osób, które poszukują siebie nawzajem w obliczu algorytmów determinujących ich społeczne relacje, są jednocześnie urocze i zniewalające).
"Krokodyl" to również dobry odcinek koncentrujący się na idei przechowywania pamięci przez zastosowanie soczewki nieprzewidywalnego narzędzia, którym posługuje się agent ubezpieczeniowy. W ten sposób stworzono fantastyczny odcinek spod znaku filmów Hitchcocka połączonych z innymi gatunkami. Moralność Henry’ego - bohatera odcinka - dotyczy, jak się wydaje, nieskończonych konsekwencji jego jednej tragicznej decyzji.
Jednak w innych odcinkach tego sezonu głębokie eksplorowanie wielkich założeń człowieczeństwa wydaje się pójść w odstawkę. Charlie Brooker, twórca serialu, długo fascynował się możliwościami ludzkiej pamięci i osobowości. Zainteresowania reżysera powiązane z głębokimi ludzkimi uczuciami, takimi jak smutek, strach czy miłość, przyczyniły się do wykreowania najmocniejszych momentów całego serialu. (Odcinki "Twoja cała historia", "Zaraz wracam" i "San Junipero" to absolutnie obowiązkowe pozycje na liście do obejrzenia).
W nowym sezonie odbywa się wciąganie tożsamości prawdziwych ludzi do wirtualnego świata, które - jestem o tym przekonany - nie było nowym pomysłem, zostało np. zastosowane przez Disneya w filmie "Tron" z 1982 roku. Inny odcinek mówi o zdigitalizowaniu człowieka do postaci hologramu, wciągnieciu go w wirtualną rzeczywistość i zredukowaniu do maskotki lub - co najbardziej niedorzeczne - do nieużywanej przestrzeni własnego, ludzkiego mózgu. (Jak wskazuje Willa Paskin z magazynu internetowego "Slate", jednym z największych problemów "Czarnego lustra" jest to, że postaci serialu mają bardzo mało realnego sceptycyzmu w stosunku do nawet najbardziej zaborczych zdobyczy technologii).
Odcinek zatytułowany "USS Callister" opowiada historię nieśmiałego geniusza-programisty. Kradnie on DNA swojego współpracownika, tworzy jego cyfrowe kopie i wykorzystuje je do stworzenia wirtualnej wersji serialu podobnego do "Star Treka", aby w najbardziej rozczarowującym momencie odcinka dręczyć swoje postaci. Ich gra aktorska jest doskonała, ale w momencie, gdy postaci zaczynają szkalować programistę, odcinek jego serialu okazuje się głęboko niepokojący. Kiedy programista dodaje do obsady kopię nowej członkini zespołu, Nanette (bohaterka grana przez Cristin Milioti), jego serial się zmienia.
(fot. materiały prasowe / netflix.com)
Nanette wykazuje oznaki zainteresowania programistą, zanim inni współpracownicy zdążą jej go przedstawić jako żałosnego dziwaka. W ten sposób z "zemsty prześladowanego" jego dziwna menażeria, przypominająca science-fiction z lat 60., przeobraża się w opowiadanie o życiu zwykłych ludzi, którzy szukają drogi do tego, aby walczyć przeciwko seksistowskiej i progresywistycznej kulturze Gamergate, reprezentowanej przez przegranych tego świata.
Poza Nanette nikt w odcinku "USS Callister" nie jest niewinny. Brooker stosuje ciekawy sposób przedstawienia tej sytuacji. Pozwala, aby ci, którzy uznali programistę za ofiarę, mogli wymówić się od jakiejkolwiek odpowiedzialności za to, co robi. W czasie, kiedy społeczeństwo amerykańskie nareszcie zaczyna wykazywać ochotę, aby słuchać i stawać twarzą w twarz z historiami agresywnie zachowujących się mężczyzn, taki głos jest bardzo satysfakcjonujący, ale z drugiej strony jest ogromnym uproszczeniem.
Biorąc pod uwagę szybko zmieniający się świat, w którym żyjemy, i odwieczne moralne zagwozdki naszego życia, lista ciekawych materiałów, które należałoby rozważyć jako inspirację do "Czarnego lustra", wydaje się nie mieć końca. Serial pozostaje jednym z niewielu, który zadaje istotne pytania, będące prawdziwym wyzwaniem społecznym i moralnym naszych czasów.
Niestety dla wielu większość odcinków czwartego sezonu nie jest głębokim zanurzeniem się w zmagania o kondycję ludzką we współczesnych czasach - są mniej interesujące niż wejście na rynek kolejnej zbędnej aktualizacji iPhona. Można żyć w nadziei, oczekując na piątą odsłonę serialu.
Skomentuj artykuł