Świadkowie Chrystusa
Polskie słowo “męczennik" nie odnosi się wprost do idei świadectwa, gdyż zostało utworzone od “męki", tymczasem łacina przekazała nam greckie słowo martyr oznaczające świadka. Martyrium więc jest w rzeczywistości świadectwem, a martyrologium to opowiadanie o świadkach.
W starożytnym Kościele słowem martyr określano tych wiernych, którzy własną śmiercią potwierdzali swą wiarę w Chrystusa. Wszystkich wiernych ochrzczonych, którzy pozostawali w jedności Kościoła, określał natomiast termin “święty". Gdy umierali, nic w ich kościelnym statusie się nie zmieniało: pozostawali świętymi i jako takich proszono ich nadal o wstawiennictwo, czy też modlono się za nich, tak jak miało to miejsce za ich życia. Męczennicy zażywali większej czci, gdyż uważano, że ich postawa jest świadectwem tak wybitnym, że nie można już podawać w wątpliwość ich wierności Chrystusowi, nie ma więc sensu modlić się za nich, ale raczej prosić ich o wstawiennictwo.
Sens czci męczenników
Sam początek oddawania czci męczennikom wskazuje nam jednak jeszcze głębszy jej sens. Możemy o tym przeczytać w jednym z najstarszych zachowanych tekstów chrześcijańskich, czyli w Męczeństwie Polikarpa pochodzącym prawdopodobnie z roku 167. Jest to opis przesłuchania, osądzenia i egzekucji osiemdziesięcioczteroletniego biskupa Smyrny. Został on skazany na spalenie na stosie, a interesujący nas fragment opowiada, dlaczego chrześcijanie zbierali z czcią jego prochy:
Tak więc mogliśmy później zebrać jego kości, cenniejsze od klejnotów i droższe od złota, aby je złożyć w miejscu stosownym. Tam też, jeśli to będzie możliwe, pozwoli nam Pan spotkać się razem w weselu wielkim i radości, aby obchodzić rocznicę męczeństwa Polikarpa jako dzień jego narodzin i w ten sposób wspominać tych, którzy walczyli przed nami, a zarazem ćwiczyć i przygotowywać tych, którzy będą walczyć w przyszłości (Męczeństwo Polikarpa, 18, 2-4, tłum. Anna Świderkówna).
Zwróćmy uwagę na to, co w tym małym fragmencie wydaje się być najistotniejsze. Po pierwsze, chrześcijanie chcą się spotykać na grobie męczennika w weselu i radości. Nie znaczy to, że nie płakali nad jego śmiercią; mówią wszak o tym poprzedzające fragmenty tekstu. Był on jednak dla nich świadkiem, iż śmierć nie jest tylko bolesnym rozstaniem, ale i radosnym spotkaniem z Chrystusem. Po drugie, śmierć jest początkiem nowego życia. Po trzecie wreszcie, męczennicy dostarczają nie tylko czystego przykładu do podziwiania, ale przykład ów daje siły do mężnego stawania wobec przeciwieństw.
W epoce, w której zagrożenie życia było dla chrześcijan chlebem powszednim, starali się oni, by się na taką możliwość jak najlepiej przygotować, by w momencie najważniejszym nie załamać się i nie zawieść.
Nie dla próżnej chwały
Przy tak wielkim szacunku, jakim obdarzano męczenników, pojawiali się również tacy chrześcijanie, którzy sami się narażali na męczeństwo, a nawet dobrowolnie się zgłaszali, by oddać życie za wiarę. Nie można oczywiście wszystkich tak postępujących oskarżać o przesadne zadufanie we własne siły, patrzono na nich jednak podejrzliwie. Już św. Paweł w sławnym hymnie o miłości z Pierwszego Listu do Koryntian pisał: choćbym ciało moje wydał na spalenie, a miłości bym nie miał, nic mi nie pomoże (1 Kor 13, 3). To wydać na spalenie po grecku różni się tylko jedną literą od wyrażenia dla próżnej chwały, dla przechwalania się i wiele starych rękopisów ma taką właśnie wersję. Znaczy to, że byli i tacy, którzy narażali się na śmierć, by ich chwalono i czczono. Takich ludzi nie uważano za prawdziwych świadków miłości do Boga i nie otaczano szacunkiem, za którym tak bardzo tęsknili.
Prawdziwe męczeństwo było rozumiane jako najdoskonalsze naśladowanie Jezusa Chrystusa, aż do śmierci. Torturowani i wydawani na śmierć byli świadkami mocy Bożej, udzielanej każdemu wierzącemu, by miał odwagę trwania przy Bogu aż do końca, właśnie jak Jezus Chrystus.
Gdy czas oficjalnych prześladowań chrześcijan się skończył, po 313 roku i rozporządzeniu cesarza Konstantyna Wielkiego uznającego chrześcijaństwo za jedną z legalnych religii chrześcijaństwa, takich świadków zaczęło ubywać. Spowodowało to - ogólnie mówiąc - dwa zjawiska. Po pierwsze, coraz większą czcią otaczano dawnych męczenników, urządzano pielgrzymki do ich grobów, w miejscu śmierci lub pogrzebu znaczniejszych i sławniejszych spośród nich stawiano kościoły wspomnieniowe, tak zwane martyria. Najsławniejszym z takich kościołów jest niewątpliwie Bazylika Świętego Piotra w Rzymie, wystawiona na koszt cesarza Konstantyna nad grobem Apostoła na cmentarzu watykańskim. W Rzymie pielgrzymowano także do katakumb; w piątym wieku istniały już specjalne przewodniki po ich korytarzach i kryptach. Sława tych wielkich świadków wiary i mocy Bożej stawała się tak wielka, że gdy w VIII wieku doszło do ekshumacji wszystkich ciał tam pogrzebanych, za względu na nasilające się akty profanacji dokonywane przez różnych najeźdźców, przenoszono je do kościołów w Rzymie, a stamtąd rozproszyły się po całym ówczesnym świecie.
Białe męczeństwo
Drugim zjawiskiem towarzyszącym zakończeniu prześladowań był rozwój życia monastycznego. Wielu chrześcijan pragnących jak najdokładniej naśladować Chrystusa, odsuwało się na pustynię. Nikt ich nie wydawał na śmierć, nie mieli więc okazji naśladować Go w gwałtownej śmierci, chcieli więc przynajmniej naśladować Jego ubóstwo, modlitwę czystość, posty i tym podobne. Oczywiście większość dobrych chrześcijan zadowalała się z powodzeniem świadczeniem o wierze w Chrystusa w codziennym życiu, wcale też niełatwym, jednak na tych herosów wiary, jak ich traktowano, patrzono z szacunkiem i powstało nawet pojęcie “białego męczeństwa", w odróżnieniu od “czerwonego", czyli związanego z przelaniem krwi.
Każda epoka życia Kościoła ma - i potrzebuje mieć - własnych świadków wiary. Inaczej wyglądało to w czasach krwawych prześladowań całego Kościoła, inaczej w czasach pokoju, inaczej w obozach koncentracyjnych czy łagrach, jeszcze inaczej wygląda teraz w tych stronach świata, gdzie kolejni chrześcijanie giną za wiarę, lub też tam, gdzie Kościół cieszy się spokojem. Zasada jednak jest ciągle ta sama: mimo oczywistej słabości człowieka, Bóg obdarza swoich wiernych siłą proporcjonalną do trudności wyzwań, jakie przed nimi stoją. Ci, którzy składali i składają świadectwo w warunkach ekstremalnych, dla nas wszystkich są przykładem, że wierność aż do końca jest z Bożą pomocą możliwa. Taka jest Dobra Nowina, którą niesie nam każde wspomnienie liturgiczne męczennika, a także każda gazetowa choćby wiadomość o współczesnych świadkach wiary.
Skomentuj artykuł