Tak rodzi się sekta

(fot. bupowski/flickr.com)
ks. Andrzej Luter

"Wiara w wiarę" to pierwszy krok do powstania sekciarstwa wewnątrz Kościoła. To zaś prowadzi do odejścia wiernych, którzy nie akceptują fanatyzmu.

Przełożona wita siostry: "Niech Bóg pobłogosławi kolejny dobry dzień". Czuć w niej serdeczność i miłość do dziewczyn, które opuściły świat i weszły na drogę powołania. Ale zaraz, jakby na jednym tonie, przełożona zmienia się w pryncypialną wizjonerkę: "Wasz pobyt poza klasztorem wiąże się z niebezpieczeństwem". A przecież siostry Anna i Łucja opuszczają klasztor, by pomagać w parafii ks. Stefanowi. Przełożona więc napomina: "Każda z was może zostać splamiona złem. Dziś w nocy stała się rzecz niezwykła. Zły duch odważył się zaatakować. Będziemy się modlić za Annę i za wszystkie siostry, które mogą się stykać z brudem i złem". Tak oto "szatański" sen Anny staje się iskrą rozpalającą skrywane dotąd namiętności, fałszywą religijność, fanatyzm połączony z obłędem.

Przełożona "bombarduje" miłością młode siostry, delikatne i nadwrażliwe, pełne naiwnej i nieugruntowanej wiary. Funduje im dwubiegunowy obraz świata. Na zewnątrz jest tylko zło, także w strukturach Kościoła, który zbliża się do upadku. Musi więc nadejść wiosna Kościoła, i to właśnie "nasz zakon" ma być jej zwiastunem. Trzeba tylko odciąć się od świata, zamknąć w klasztorze, a mury zabezpieczyć drutem kolczastym. Diabeł może co prawda przekraczać wszystkie zasieki, ale "we wspólnocie miłości" na pewno zostanie pokonany.

Tak rodzi się sekta.

DEON.PL POLECA

Prorok ostrzegał

Film Barbary Sass "W imieniu diabła", który wchodzi na ekrany 16 września, opowiada o mechanizmach powstawania sekty. Inspiracją są niedawne wydarzenia w klasztorze Betanek w Kazimierzu nad Wisłą - film nie jest zapisem tych dramatycznych wydarzeń. To fikcja, ale przejmująco realistyczna. Sass stawia w niej pytanie, ile w naszej "normalnej" religijności znajdziemy myślenia sekciarskiego. Diagnoza nie jest optymistyczna. Obraz przywołuje na myśl słowa Thomasa Mertona, że rzekome "życie wewnętrzne" może być "tylko heroiczną i bezsensowną ucieczką od rzeczywistości. Pod pozorem, że to, co wewnątrz, jest naprawdę prawdziwe, duchowe, nadnaturalne i tym podobne, pielęgnuje się pogardę i niedbałość o to, co zewnętrzne, jako ziemskie, zmysłowe, materialne i sprzeczne z dobrem. Jest to niedobra teologia i zły ascetyzm".

Jaka to więc teologia? Taka, o której pisał współczesny nam prorok ks. Józef Tischner: "Nikt jakoś nie jest w stanie przekonać mnie, że dziś największym niebezpieczeństwem chrześcijaństwa jest ateizm i laicyzm. Widzę na co dzień większe niebezpieczeństwo. I myślę sobie, że jeśli Bóg - po latach rozkwitu - dopuści jakieś nieszczęście na nasz Kościół i naszą wiarę, to przyjdzie ono nie z zewnątrz, ale od wewnątrz: z krzykliwej wiary nie w Boga, ale wiary w wiarę".

Wiara w Boga jest zawsze "niepewna" i "wątpliwa", nawet jeśli mocna, to jednocześnie krucha, "oświecona niewiedza" (Mikołaj z Kuzy). Wiara w wiarę natomiast zawsze przeradza się w ideologię, która jest zaprzeczeniem poszukiwania, a tylko nieustanne poszukiwanie prowadzi nas do odkrycia Sensu i - jak pisał niedawno w "Tygodniku" Piotr Sikora - do świadomości, że istnieje Wzorzec, który nadaje absolutną wartość temu, kim jestem.

Wiara w wiarę to pierwszy krok do powstania sekty - albo do sekciarstwa wewnątrz Kościoła. To zaś jest bardziej niebezpieczne niż sama sekta, bo prowadzi do odejścia z "instytucji" wiernych, którzy nie akceptują fanatyzmu. I nie pocieszałbym się, że pozostaną tylko ci, co prawdziwie wierzą i są oddani Kościołowi. Takie myślenie to nie tylko dezynwoltura, to po prostu odejście od Ewangelii. Poza tym trzeba wtedy na nowo zdefiniować, co to znaczy "prawdziwie wierzyć" i "być oddanym".

W filmie Sass siostra Anna wprawdzie uciekła z sekty zakonnej, ale do Kościoła już nie wróciła.

Strój faryzeusza

Dziewczyna trafiła do zakonu, będąc na rozstajach życiowych dróg. W klasztorze spotkała dwie osoby doskonale wyczuwające jej zagubienie i niepewność: przełożoną i sprowadzonego przez nią spowiednika, o. Franciszka. Przełożona to postać opętana jednocześnie mistycznym i erotycznym szaleństwem. Jej fanatyczne dążenie do "wiosny" Kościoła, coraz bardziej - jak mówi - zdemoralizowanego i zdegenerowanego, to próba wyparcia z siebie przeszłości (czy też teraźniejszości?), a może chęć samousprawiedliwienia, to faryzeizm w czystej formie: zakłamanie i hipokryzja połączone z wiarą... w co? W wiarę.

Podobnie rzecz się ma z o. Franciszkiem, który zastąpił ks. Stefana, bo ten był przedstawicielem zewnętrznego, brudnego świata. To podejrzana persona: ksiądz czy może były ksiądz? Prowadził misję w Kongu. Przełożona mówi o nim, że "cały jest wypełniony miłością i dobrocią". Zdejmuje z sióstr odium grzechu poprzez magiczne rytuały i cielesne zbliżenia. Robi wrażenie typa wulgarnego, skrzywionego seksualnie, a za retoryką religijną pełną patetycznych uniesień kryje się perwersyjna żądza zniewolenia duchowego i cielesnego.

Sass obrazuje w tych dwóch postaciach mentalność faryzejską, opisaną przez Hannę Malewską. Najtwardsze słowa Chrystusa - podkreślała - legendarna redaktorka "Znaku" - padły przeciw faryzeuszom, a więc ludziom wiary niezmąconej żadną wątpliwością: "Faryzeusz w ciągu wieków zmieniał swój strój (...), stawał się nawet obleśnie pokorny, ale nie zmieniał swego fundamentalnego przeświadczenia, że jest solą ziemi, która nigdy nie zwietrzeje". Inni się zatracają, nie on. Ma sumienie czyste jak wypolerowane szkło. Jest w nim "całkowita nieuległość Bogu" i "całkowita uległość sobie". Faryzeusz ma ekskluzywną wiedzę, czego Bóg od nas wymaga. Z niej rodzi się fałsz samowystarczalnej pychy, wynikający z wiary w wiarę, a nie w Boga.

Na przykładzie przełożonej i o. Franciszka widać, jak faryzeizm w Kościele może prowadzić do tragicznych skutków, dramatów ludzkich, z których nie ma dobrego wyjścia. Bo współczesny faryzeusz, podobnie jak ten biblijny, nie zna miłosierdzia, jest "typowym kapitalistą skarbów duchowych", uzurpującym sobie prawo do wyroków i naznaczania pokuty. Sam jednak boi się Boga. Dba o czystość Kościoła, ale odwraca znaczenie tych słów, w swej gorliwości zatracając poczucie tego, co dobre i złe. W Polsce, diagnozowała Malewska, dominuje faryzeizm "poczciwy", przy czym ta "poczciwość" może odkryć swoje przerażające oblicze: "Dla jednostki, jak i dla społeczności chrześcijańskiej nie ma nic groźniejszego jak bezpieczne, faryzejskie poczucie wyższości moralnej".

Tu nie ma miejsca dla Boga.

Szatan jest blisko

Sass sugeruje, że za przełożoną ciągnie się smuga mrocznej przeszłości. Manipuluje dziewczynami (fikcyjne łzy na wizerunku Matki Bożej), pokazuje im swoje rzekome stygmaty. Gardzi ciałem i jest nim jednocześnie zafascynowana. Wyznaje Annie: "Ostatnio zrozumiałam, że Matka Boża woli, jak mam odkryte ciało, wtedy lepiej przenikają do mnie jej znaki. Czuję wtedy gorąco, jakby przenikał mnie ogień". Nosi w sobie grzech przeszłości popełniony w "brudnym świecie", którego teraz nienawidzi, bo utożsamia z nim własny niezabliźniony dramat. Ta świadomość radykalizuje ją moralnie. Kobieta staje się bezwzględna, sądząc, że oczyszcza swoje wnętrze i ratuje innych. Ale to pozory, bo w klasztorze "nie ma już Boga", jak mówi zbuntowana Łucja i jako pierwsza ucieka w nocy z opętanej twierdzy.

Przełożona coraz bardziej zatraca umiejętność rozróżniania między rzeczywistością a imaginacjami: "Święta Maria przekazała mi dziś następny znak: mamy odsunąć się od świata, który jest pełen zła, mamy odsunąć się od Kościoła, który uległ demoralizacji, zgadza się na brudne zasady tego świata i dlatego jest zgubiony, ale my jesteśmy powołane do wielkiej miłości Boga". I apeluje do dziewczyn, by nie zostawiły jej samej, tym bardziej że szatan jest blisko. Błaga siostry o pomoc i publicznie się biczuje.

Szaleństwo połączone z ekstazą. Religia spleciona z erotyką.

Archimedes i Jezus

Przełożona i o. Franciszek tworzą w klasztorze stan psychozy, z którego nie będzie można się wyrwać. Lęk paraliżuje duszę i ciało. Najważniejsze, to bać się Boga. A jeśli boimy się Boga, boimy się wszystkiego. Wówczas nie ma w nas radości, brak nam odwagi. Gdybyśmy ufali Bogu - pisze Mnich Kartuski - nie lękalibyśmy się ani świata, ani ciała, ani cierpienia, ani przeszłości czy przyszłości, ani bliźnich, ani samych siebie.

Strach przed Bogiem zabija nasze człowieczeństwo. W filmie Sass ten strach przybiera formy ekstremalne. Jest narzędziem władzy: bo ludźmi zalęknionymi łatwiej manipulować.

Próbę zerwania psychozy podejmuje usunięty przez przełożoną ks. Stefan. Usiłuje wyrwać Annę z klasztornej warowni. Wyznaje dziewczynie, że chce ją ratować przed diabłem, że przełożona to dobra chrześcijanka, ale jak każdy "ma prawo do błędu". Kapłan wcale nie mówi prawdy. Ale jego postawa obrazuje rzeczywisty problem: tłumaczenia postaw sekciarskich, które utożsamia się z katolicyzmem ludowym, zamiast nazwać je po imieniu, słyszymy w świecie rzeczywistym. To także konsekwencja faryzeizmu i wiary w wiarę.

Tadeusz Sobolewski trafnie podsumował finał "W imieniu diabła": "Końcowy obraz jest znamienny i mocny: w opustoszałym klasztorze, z którego policja wyprowadziła heretyczki, leży na ziemi rozbita figura Matki Boskiej - znak utraconej religii. Próba jej samozwańczego zreformowania okazała się fałszywa: w tym nie ma Boga. Ale po tym traumatycznym doświadczeniu nie ma też powrotu do Kościoła, takiego jaki jest. Wymaga on zreformowania, ale nikt nie wie, jak ma wyglądać reforma - jej próby prowadzą do demontażu samej religii. Czy nie jest to problem polski?".

Odpowiedź nasuwa mi się jedna: że chodzi tu o prawo Archimedesa, które zastępuje nam Ewangelię. Zamiast podać rękę tonącemu (a może być nim każdy z nas), nie pytając go o nic, my mu groźnie i pryncypialnie tłumaczymy, że gdyby znał i stosował w życiu prawo Archimedesa, to nie znalazłby się w takim położeniu. Tylko że tak postępuje wierzący w swoją wiarę faryzeusz, a nie chrześcijanin. W rezultacie ów tonący pogrąży się w otchłaniach wód. Albo zostanie uratowany przez kogoś spoza Kościoła, kto poda rękę bez zbędnych słów. I będzie to zapewne ręka ewangeliczna.

Wyznawcami "prawa Archimedesa" byli zarówno przełożona zakonu, jak i ks. Stefan. Ona w wersji ekstremalnej, prowadzącej do obłędu, on - w wersji pragmatycznej, kościelnej. Nie ma w tym ewangelii, a więc Jezusa. Jak zatem ma wyglądać reforma Kościoła? Sprawa wydaje się prosta: Ewangelia ponad prawem Archimedesa!

Sprawa wydaje się prosta...

Ks. Andrzej Luter jest filmoznawcą, asystentem kościelnym Towarzystwa "Więź", współpracuje z "Tygodnikiem" i miesięcznikami "Kino" oraz "Dialog".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Tak rodzi się sekta
Komentarze (26)
Andrzej Bielak
19 września 2012, 09:35
 Bardzo dziękuję za ten tekst, jest on prawdziwy i rzetelny. Jednakże na wstępie chciałbym poprosić, aby osoby wskazujące na związki z czasopismem i nieprawomyśłnym zgromadzeniem zakonnym powstrzymały się od głosu. Z prostej przyczyny, wasze psychozy wskazują zły, zewnętrzny świat. Przytoczę słowa, które towarzyszą mi od lat: "Ile wściekłości trwoga w nas zajadła, potrafi z ludzkiej dobyć mowy..." Tak, te ostre, napastliwe słowa wynikają z trwogi, skąd ta trwoga u ludzi, jak się domyślam wierzących w tego samego Boga, który powiedział "nie lękajcie się!". Ty się Boga nie boisz!  No właśnie, takie słowa usłyszałem z ust mojej teściowej, kobiety "bogobojnej", pobożnej, stawianej za wzór współwyznawcom. Ale jednocześnie budującej relacje rodzinne na psychozie. Rodzina jest dobra, rodzina Cię osłoni, rodzina Cię wesprze. Bez rodziny jesteś niczym. Niestety ośmieliłem sie zapytać - A dlaczego to mam bać się Boga, który przecież jest miłością? Ba! Pewnego dnia poruszony relacją tej zacnej osoby ośmieliłem się wtrącić: "mama to chyba w Boga nie wierzy, skoro takie rzeczy opowiada". No cóż wyleciałem na margines. I szybko znalazłem się na bruku, osądzony i przekreślony, przez żonę wspieraną przez swą matkę i brata, który z racji stanu kapłańskiego stał się autorytetem w mojej rodzinie. I tenże brat orzekł, że małżeństwo wcale nie musi być razem. I zapałem rozpoczął krucjatę, w efekcie której zostałem oskarżony o rzeczy, których nie uczyniłem, odcięty od dzieci, poddane tej samej presji, która ukształtowała moją żonę... Wiara w wiarę, nie w Boga.
K
katolik
19 września 2011, 20:22
Najciemniej pod latarnią. Kto czyta niech rozumie.
19 września 2011, 18:53
 "Wiara w wiarę natomiast zawsze przeradza się w ideologię, która jest zaprzeczeniem poszukiwania..." Bardzo mądre zdanie. Wtedy nie chodzi już o istotę ale o fanatyzm w najczystszej formie. Dlaczego tyle nienawiści między rodakami czy chrześcijanami różnych wyznań ? Fanatyzm to niebezpieczeństwo bardzo groźne w skutkach.
I
iwo
18 września 2011, 19:31
Dlaczego na tej stronie tj. Deon.pl zamieszcza się artykuły z Tygodnika Powszechnego?
C
cud
18 września 2011, 01:54
A z przeciwnej strony: na nowo oświecone duchowieństwo na luziku oczywiście bez żadnych tam sutann, habitów i krępacji prowadzi w trudzie i znoju np. parafialne integracyjne spotkania formacje na rautach i imprezach zażywając cierpienia kolejnych niestrawności. No ale czego to się nie robi w imię Boga. "Tak rodzi się sekta", to typowy tekst sekty skupiającej się w "Tygodniku Powszechnym" Ta sekta już się urodziła i jest nawet popierana przez niektórych hierarchów KK I do tego Tygodnik Powszechny jakoś trwa i trwa mimo, że prawie nikt tego już nie kupuje. To jakiś cud chyba jest.
17 września 2011, 20:53
Bardzo mądry i potrzebny głos w czasach gdy roi się od fałszywych proroków, zamiast atakować o wiele lepiej jest się uważnie wsłuchać w racje autora 
S
Słaba
17 września 2011, 20:50
""Wiara w wiarę" to pierwszy krok do powstania sekciarstwa wewnątrz Kościoła. To zaś prowadzi do odejścia wiernych, którzy nie akceptują fanatyzmu." Jakieś to takie śliskie i obłudne(?)... Niby dlaczego "wierni, którzy nie akceptują fanatyzmu" mieliby odchodzić? A nie np. tym bardziej kochać, modlić się, przemieniać i naprawiać w jedności z Bogiem... Może dlatego, że są słabymi ludźmi dodatkowo zgorszonymi przez tych, którzy mieli być ich przewodnikami w wierze? Nie spotkałaś się z przypadkiem utraty wiary przez zły przykład innych ludzi? ~ja Cóż - większość tych, co dają zły przykład, to też słabi ludzie... Co do utraty wiary, trudno mi powiedzieć. Napewno spotkałam się z rozgoryczeniem i zrodzonym z niego buntem i odejściem od Kościoła. Osoba, o której tu myślę, pod wpływem wzburzenia wogóle nie próbowała zwrócić się do Boga, chyba jej nawet nie przyszło to do głowy. Nie szukała też mądrych i dobrych ludzi w Kościele, poza znanym jej kręgiem osób, do których się zraziła. Myślę, że emocje działały tu podobnie, jak w innych silnych konfliktach międzyludzkich. Słyszałam takie powiedzenie, że "Człowiek wstępuje do zakonu ze względu na Boga, a występuje z zakonu ze względu na ludzi"... Warto byłoby rozpatrzyć tę sprawę znacznie głębiej, niż autor artykułu. Ogólnie - tekst tego artykułu "nie powala" szerokością spojrzenia, ani głębią duchową. Jest raczej "surowym potępieniem tych, którzy surowo potępiają". Coś z serii "zabrania się zabraniać". ;-)
W
wsyp
17 września 2011, 13:19
Inspiracją są niedawne wydarzenia w klasztorze Betanek w Kazimierzu nad Wisłą - film nie jest zapisem tych dramatycznych wydarzeń. więc wg mojej logiki (poprawcie, jeśli się mylę) nie jest to dosłowne odtworzenie prawdziwej historii. Nie widzę zatem powodów, aby ktokolwiek mógł się czuć "pomówiony". Jak zresztą trafnie autor zaznacza, poruszona jest tu problematyka powstawania sekty, mechanizm działania postawy faryzejskiej, która może prowadzić do "wiary w wiarę".
K
ksiadz_artur
17 września 2011, 10:09
 Znałem osobiście Betanki "pomówione" w filmie i w recenzji ks. Lutra. Film i tekst ks. Lutra są wysoce krzywdzące, gdyż wymyslony przez siebie scenariusz odnoszą do rzeczywistych osób i rzeczywistego miejsca! Wyobraźmy sobie film o dowolnej 'interpretacji' wydarzeń, przy zupełnej nieznajomości historycznych faktów i osób, ale zatytułowany "Powstanie Warszawskie". Czy wiele osób nie byłoby zwiedzionych taką manipulacją i takim kłamstwem? Księże Andrzeju, dziwię się, że jako chrześcijanin nie rozumie Ksiądz mechanizmów manipulacji i sam ją "pieknie" uzasadnia jako wartościową. 
17 września 2011, 09:58
To smutne że forum tutaj powoli zamienia się w śmietnik. Zamiast wyrażania opinii na temat artykułu jest tylko rzucanie błotem. Jeszcze jakiś czas temu można było tu oczekiwać jakiejś dyskusji, nawet ostrej, ale na temat. Coraz więcej, niestety, ciekawych miejsc w internecie opanowują osoby, których poglądy są w zabawny i jednocześnie przerażający sposób dziecinne.
K
klara
17 września 2011, 09:04
Barbara Sass nie była betanką, ani nie słuchała ich zwierzeń. Siostry zostały ocenione i osądzone BEZ MOŻLIWOŚCI OBRONY.  Dlatego konfabulacje reżyserki są wykroczeniem przeciw ósmemu przykazaniu. Tylko jakoś na deonie nie widzę głosów oburzenia tych użytkowników, którzy przy innych wątkach (np. upadłych księży) oskarażali o obłudę każdego, kto ocenia innych. Oczywiście przytaczając argumenty, że "kto sam jest bez grzechu" i "belki we własnym oku". I co - filmik się wam podoba?
RW
różnorodność wypowiedzi..
17 września 2011, 07:06
A z przeciwnej strony: na nowo oświecone duchowieństwo na luziku oczywiście bez żadnych tam sutann, habitów i krępacji prowadzi w trudzie i znoju np. parafialne integracyjne spotkania formacje na rautach i imprezach zażywając cierpienia kolejnych niestrawności. No ale czego to się nie robi w imię Boga. "Tak rodzi się sekta", to typowy tekst sekty skupiającej się w "Tygodniku Powszechnym" Ta sekta już się urodziła i jest nawet popierana przez niektórych hierarchów KK Doskonaly i odwazny tekst, dziekuje,jednak moze spotkac sie z olbrzymia krytyka. W kosciele niektorzy bardzo pobozni wierni nie lubia jak im sie wytyka delikatnie mowiac bledy. Sa doskonali i bez grzechu. to tylko inni grzesza. A z przeciwnej strony: na nowo oświecone duchowieństwo na luziku oczywiście bez żadnych tam sutann, habitów i krępacji prowadzi w trudzie i znoju np. parafialne integracyjne spotkania formacje na rautach i imprezach zażywając cierpienia kolejnych niestrawności. No ale czego to się nie robi w imię Boga.
D
dr
17 września 2011, 01:56
A z przeciwnej strony: na nowo oświecone duchowieństwo na luziku oczywiście bez żadnych tam sutann, habitów i krępacji prowadzi w trudzie i znoju np. parafialne integracyjne spotkania formacje na rautach i imprezach zażywając cierpienia kolejnych niestrawności. No ale czego to się nie robi w imię Boga. "Tak rodzi się sekta", to typowy tekst sekty skupiającej się w "Tygodniku Powszechnym" Ta sekta już się urodziła i jest nawet popierana przez niektórych hierarchów KK
W
Weronika
17 września 2011, 00:24
Doskonaly i odwazny tekst, dziekuje,jednak moze spotkac sie z olbrzymia krytyka. W kosciele niektorzy bardzo pobozni wierni nie lubia jak im sie wytyka delikatnie mowiac bledy. Sa doskonali i bez grzechu. to tylko inni grzesza.
S&
sacrum & profanum
16 września 2011, 23:45
A z przeciwnej strony: na nowo oświecone duchowieństwo na luziku oczywiście bez żadnych tam sutann, habitów i krępacji prowadzi w trudzie i znoju np. parafialne integracyjne spotkania formacje na rautach i imprezach zażywając cierpienia kolejnych niestrawności. No ale czego to się nie robi w imię Boga.
16 września 2011, 22:24
Świetny tekst, trafnie ujmujący istotę faryzeizmu.
V
veritas
16 września 2011, 20:15
To fikcja, ale przejmująco realistyczna Czy ta "realistyczna fikcja" jest oparta na jakichś rozmowach z betankami, czy to tylko rozbuchana wyobraźnia reżyserki? Chyba raczej to drugie, biorąc pod uwagę, że siostry nie udzialały wywiadów. A jeśli tak, to film jest wyjątkowo nieuczciwą manipulacją.
P
PLK
16 września 2011, 20:09
"film nie jest zapisem tych dramatycznych wydarzeń. To fikcja" i cały artykół o fikcji ! MANIPULACJA GODNA CYNGLA Z GW!
P
PLK
16 września 2011, 20:05
Tygodnik Powszechny, naszpikowany UBeckimi szpiclami, od dawna niszczy polski kościół. A Jezuici te "dzieło" wspierają jak mogą. Ale zapamiętajcie sobie: NIE JESTEŚCIE CHRZEŚCIJANAMI! Stoicie dokładnie tam gdzie stali arcykapłani.
J
ja
16 września 2011, 20:04
""Wiara w wiarę" to pierwszy krok do powstania sekciarstwa wewnątrz Kościoła. To zaś prowadzi do odejścia wiernych, którzy nie akceptują fanatyzmu." Jakieś to takie śliskie i obłudne(?)... Niby dlaczego "wierni, którzy nie akceptują fanatyzmu" mieliby odchodzić? A nie np. tym bardziej kochać, modlić się, przemieniać i naprawiać w jedności z Bogiem... Może dlatego, że są słabymi ludźmi dodatkowo zgorszonymi przez tych, którzy mieli być ich przewodnikami w wierze? Nie spotkałaś się z przypadkiem utraty wiary przez zły przykład innych ludzi?
S
Słaba
16 września 2011, 19:50
""Wiara w wiarę" to pierwszy krok do powstania sekciarstwa wewnątrz Kościoła. To zaś prowadzi do odejścia wiernych, którzy nie akceptują fanatyzmu." Jakieś to takie śliskie i obłudne(?)... Niby dlaczego "wierni, którzy nie akceptują fanatyzmu" mieliby odchodzić? A nie np. tym bardziej kochać, modlić się, przemieniać i naprawiać w jedności z Bogiem...
&
"FIAT"
16 września 2011, 19:29
"Faryzeusz ma ekskluzywną wiedzę, czego Bóg od nas wymaga. Z niej rodzi się fałsz samowystarczalnej pychy, wynikający z wiary w wiarę, a nie w Boga."
J
ja
16 września 2011, 17:59
Bardzo interesujący i cenny artykuł. Dziękuję.
W
widz
16 września 2011, 17:58
Dzięki za recenzję. Już wiem, że szkoda czasu na tego gniota.
D
Dar
16 września 2011, 16:31
Jakiś mało katolicki ten teks, jakis obcy, jakiś luterski... A może dlatego, że z T. Powszechnego?
D
Debil
16 września 2011, 15:52
Niezłe: cielesne zbliżenia. Drogi księże mam nadzieję, że to tylko słowa na tym portalu, bo zazwyczaj pod takimi słowami ukrywają się zwykłe żądze. Magiczne rytuały. Tak możliwe, że ksiądz został w Kongu opętany, i żeby siebie zaspokoić to pewnie pół wsi dziewcząt musiało mu się w Kongu oddać. Skąd nauczył się magii? Jak widać Katolicyzm musi się wiele nauczyć, aby nie da się złamać zwykłemu szamanizmowi z afryki. I jeszcze jedno na ile jest to manipulacja satanistów z abw, mających za zadanie rozbijanie zakonów żeńskich (taka polityka państwa walki z Kościołem). Młode dziewczyny nie są przygotowane do życia w celibacie i są suche jak drewno. Wystarczy iskra, pretekst by płomień pożądania zapłoną. A małżeństwo duchowe jest bardzo trudne i trzeba czasu, cierpliwości i delikatności, aby na tyle duch się wzmocnił, żeby wytrwać w obranym stanie bez żalu za utraconą rodziną, mężem, dziećmi. Zresztą też nie ma czego żałować: przymusu prostytucji, sprzedawania dzieci hmoseksualistom, samobójstw przed małżeństwem, wymuszonych wzajemnych zdrad, podeptania miłości i więzi małżeńskiej. Tak więc za bardzo nie ma czego żałować, byle nie idealizować małżeństwa, bo ideału na razie nie ma. I możliwe, że długo nie będzie.